🅧🅧🅘🅘🅘

Jeśli istnieje coś gorszego od analizy zachowań istot nadprzyrodzonych, to ja nigdy w życiu nie chce być zmuszona do robienia tego. To było chyba najdłuższe pięć godzin mojego życia. A chyba najgorsze jest to, że chuja ustaliliśmy. Więc czeka nas jeszcze cholernie dużo pracy. Przez co raczej nie szybko wrócę do domu. A szczerze nie czułam się tutaj najlepiej. Wilkołaki patrzyły na mnie nieco krzywo. Chyba nie podobał im się fakt, że po części pachniałam jak wampir. No i byłam kimś obcym, a wilkołaki nienawidzą obcych na swoim terenie. A zwłaszcza w domu watahy.

Przeglądałam statystki próbując dojść do tego, jak rozwiązać tę sytuację. Co wcale nie było proste i szczerze wątpiłam byśmy doszli do czegoś konkretnego. Nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkich wilkołaków i wampirów. I nie wiem, jak reszta układa sobie rozwiązanie tego problemu jednak ja sobie tego nie wyobrażam.

- Zostaw to, chociaż na pięć minut. - Poprosiła mama, kładąc dłonie na moich ramionach. - Kto by pomyślał, że kiedyś będzie taka obowiązkowa?

- To problem ogólnonarodowy. Poza tym pragnę zauważyć, że to naraża też Brendana. A jeśli coś mu się stanie, to sobie tego nie daruje. - Oświadczyłam, odkładając plik kartek.

- Ostrzegłam, że cię dopytam. - Rzuciła, obchodząc mnie i zajmując miejsce na krześle obok. - Jak ci się tutaj żyje? - Spytała, zakładając nogę na nogę.

- Jest w porządku. - Mruknęłam opierając brodę na ręce, której łokieć usadowiłam na blacie stołu. - Nie mieszkam tutaj długo, jednak nie mogę narzekać.

- Widzę, że coś cię gryzie. - Zaczęła, a ja już wiedziałam, że nie uda mi się jej spławić. - Wierz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?

- Nie ma o czym mówić. - Zapewniłam, poprawiając włosy. - Mamy teraz poważniejsze problemy.

- Matki nie oszukasz. Kiedyś się o tym przekonasz. - Oświadczyła, a ja jedynie parsknęłam śmiechem. - Co cię tak bawi?

- Prędzej świat zacznie nas akceptować, niż ja zostanę matką. - Rzuciłam, poprawiając marynarkę. - Zresztą to nie temat na dzisiaj.

Adel chciała jeszcze coś dodać, jednak przerwało jej pukanie we framugę drzwi. Odwróciłam się i kiedy zobaczyłam Filipa, obdarzyłam go szerokim uśmiechem.

- Mogę ją porwać na chwilę? - Spytał, spoglądając na moją matkę.

- Jasne. - Oznajmiła, uśmiechając się lekko. Filip odwzajemnił jej gest i opuścił pomieszczenie. - Toni musisz pamiętać, że nie wolno ci być egoistką. Musisz myśleć o tym, jak Twoje działania wpływają na Brendana i musisz liczyć się z jego uczuciami. Nie zapominam o tym, inaczej on w końcu odejdzie. - Dodała moja mama zanim jeszcze wyszłam z pomieszczenia.

Westchnęłam cicho i ruszyłam za Filipem. Czy naprawdę byłam egoistką? Pewnie nią bywałam. I to częściej niż powinnam. Chyba mama znała mnie nieco zbyt dobrze. Kiedy dogoniłam wampira, obdarzyłam go pytającym spojrzeniem.

- Chciałem coś z tobą ustalić. - Oświadczyła a ja skinęłam głową, by nieco go pośpieszyć. - Jak już zauważyłaś, nieco sobie nie radzimy. Zdania wampirów i wilkołaków są mocno podzielone. - Stwierdził, jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- Słyszałam, jak się kłócą. Są między nimi wyraźne różnice, których nikt nie zmieni. - Wzruszałam ramionami, wbijając ręce do kieszeni spodni. - Tylko co to ma ze mną wspólnego?

- Jesteś hybrydą. Łączysz w sobie coś z wilkołaka i wampira. Może ty zdołasz jakoś ich pogodzić. - Zasugerował, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - Potrzebujemy kogoś, kto nas pojedna. Osobno robimy się zbyt słabi na ten świat.

- Co to niby znaczy? - Dopytałam, spoglądając na przyjaciela.

- Ludzie zaczęli, walcząc dzidami. Potem mieli łuki, a teraz mają karabiny. Rosną w siłę i stają się coraz większym zagrożeniem. - Oznajmił, krzyżując ramiona za plecami. - Kiedy się o nas dowiedzą, a to mimo naszych starań zapewne niedługo się stanie będziemy zagrożeni. Część zechce nas wytępić inni zapragną prowadzić na nas eksperymaty. Może ktoś tam zechce o nas walczyć. Jednak wiesz, doskonale co działo się w średniowieczu. Teraz pewnie będzie podobnie. Ludzie się nie zmieniają... Dąże do tego, że musimy być silni i zjednoczeni jak nigdy by być gotowi na trudne czasy.

- Nie rób ze mnie przywódcy zjednoczonego świata. Nie nadaje się na niego. - Stwierdziłam, zachodząc mu w drogę. - Nie chce być przywódcą. Jestem wojownikiem ja przyjmuje rozkazy, a nie je rozdaje.

- Jesteś urodzonym przywódcą. Tylko Ty tego nie widzisz. - Oznajmił szatyn, na co ja jedynie przewróciłam oczami. - W tej chwili musimy chwytać się każdej deski ratunku. Więc schowaj dumę do kieszeni i spróbuj to ogarnąć.

- Przemyśle to. - Obiecałam, krzyżując ramiona na piersiach. - Tylko dlatego, że jesteśmy w akcie desperacji.

- Tylko żeby Ci się przypadkiem nie spodobało. - Ostrzegł mnie wampir, na co ja parsknęłam śmiechem. - Władza jest serio uzależniającą.

- Ja nie chce nikim władać. Chcę tylko ich pogodzić byśmy byli gotowi na piekło, które ześlą na nas buntownicy. - Oświadczyłam, krzywiąc się lekko. - Czy według ciebie jestem egoistką?

- Zdarza ci się tak zachowywać. - Zauważył wampir, a ja musiałam przyznać mu rację. - Zdarza ci się coś robić nie myśląc o tym, jak poczują się z tym inni. Dlaczego pytasz? - Dopytał, unosząc jedną brew.

- Związek mój i Brendana się sypie i szukam przyczyny. - Wyjaśniłam, wzdychając cicho. - I czuję... I wiem, że to wszystko moja wina. Ja nie nadaje się do związku.

- Przestań pierdolić głupoty. Od tego jeszcze nikt nie ogarnął swoich problemów. - Oświadczył, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Przemyśl to gdzie zrobiłaś błąd i nie popełniaj go więcej. I myśl o uczuciach innych, bo to ci nigdy nie wychodziło.

Skinęłam głową na znak, że rozumiem i ruszyłam dalej. To chyba tylko wydawało się takie proste. W końcu ciężko jest zmienić samą siebie. A zwłaszcza mnie. Byłam uparta i bardzo dumna. A to nigdy nie ułatwiało zmiany.

- Na następnie naradzie postaram się coś wskórać... Jednak nic nie obiecuje. Oni wcale nie muszą mnie słuchać. I jakoś bym im się nie dziwiła, gdyby tego nie zrobili. W końcu to Alfy. Niektórzy władają od lat. A kim jestem ja? - Spytałam, odwracając się tak, że szłam tyłem patrząc na wampira.

- Jesteś hybrydą. Córka wampirzycy klasy złotej i Alfy wilkołaków Europy. I może ten tytuł dla ciebie nic nie znaczy, jednak jesteś też królową alf. A to naprawdę swego czasu o czymś świadczyło. - Oznajmił wampir, a ja zaśmiałam się lekko.

- Może kiedyś. Jednak to już nie te czasu. - Stwierdziłam, wbijając ręce do kieszeni spodni. - I co w ogóle miała znaczyć ta karteczką na garniturze? - Dopytałam, przypominając sobie o sytuacji z rana.

- No co? Chyba zauważyłaś, że nigdy nie umiesz się dobrze ubrać. Zawsze w tych trampkach i dżinsach. Raz w życiu wyglądasz porządnie i to mi musisz przyznać. - Zarządał, wskazując na mnie palcem.

- Dobra. - Fuknęłam, przewracając oczami. Jakby teraz naprawdę to co mam na sobie miało największe znaczenie.

- A teraz chodź i napij się ze mną. Należy nam się chwilą odpoczynku. Przerażasz mnie taka zapracowana i porządna. Chuj wie, czy ktoś cię nie podmienił.

- Ty jesteś niemożliwy. - Stwierdziłam, a moje ramiona opadły.

- A ty jesteś dziecinna, jednak ja ci tego nie wypominam. No chodź już. - Szatyn przyspieszył kroku omijając mnie ja również przyspieszyłam nie chcąc go zgubić.

Teraz to już w ogóle wilkołaki patrzyły na mnie, jakbym miała się zaraz na nie rzucić. Jednak starałam się to ignorować. Może rzeczywiście muszę nieco wyluzować. Jednak bez przesady.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top