🅧🅥🅘🅘🅘
Sprawdziłam telefon, mało nie zabijając się o własne nogi. Ubranie szpilek było potworów złym pomysłem. Jednak ta diablica Liana miała, dar do przekonywania. Wyprostowałam się i poprawiłam sukienkę, chowając telefon do kieszeni. Podniosłam wzrok i zobaczyłam moją przyjaciółkę, która patrzyła na mnie z wyraźnym niezadowoleniem. Podeszłam do niej i westchnęłam cicho.
- To ty szukasz faceta nie ja. - Przypominałam odgarniając kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. - Więc to ty powinnaś wyglądać olśniewająco i seksownie. Ja już mam faceta.
- Bo powinnaś wyglądać dla siebie, a nie dla jakiegoś kutasa. - Stwierdziła, poprawiając dekolt mojej sukienki. - Podoba mi się ten wąż na trójzębie. Nie wiem co miałaś w głowie, tatuując go sobie miedzi piersiami, ale wygląda to całkiem dobrze.
Parsknęłam śmiechem i ruszyłam w stronę klubu, łapiąc blondynkę za nadgarstek. Lubiłam ten tatuaż. Wyglądał całkiem dobrze i miałam z nim związane kilka zabawnych sytuacji. Zresztą lubiłam każdy z moich tatuaży. Nie były może jakieś super symboliczne, ale to nigdy nie było istotne.
- Niech będzie. - Rzuciła, posłusznie pozwalając mi się ciągnąć. - Jednak pamiętaj, że nie siedzę tutaj do rana. Dosłownie dwie godziny temu wyszłam z pracy i jutro na trzynastą też muszę tam być.
- Masz obsesję na punkcie pracy. - Stwierdziła widocznie niezadowolona. - Powinnaś w końcu odpocząć.
- Ej ostatnio byłam u ciebie i przez to pokłóciłam się ze swoim facetem a, dzisiaj idę z tobą do klubu. Więc nie pracuje bez przerwy. - Zauważyłam, a ta parsknęła śmiechem.
- Gdzie podziałaś Brendana? - Spytała, ucinając temat mojej pracy.
- Jest na... Nie mam pojęcia jak to nazwać. To taki kawalerski tylko po rozwodzie. - Rzuciłam nieco niepewnie, a ta obdarzyła mnie zaskoczonym spojrzeniem. - Jakiś jego kumpel się rozwodzi i robi z tej okazji imprezę.
- Bogaci ludzie z wszystkiego zrobią imprezę. - Stwierdził przeradzając oczami. - Jak można robić imprezę z okazji tego, że się rozwodzisz? Kompletnie bez sensu.
- Jeśli byli razem nieszczęśliwi i uważają, że ten rozwód jest początkiem ich lepszego życia. - Wzruszyłam ramionami, przyglądając się kolekcje prowadzącej do wejście. - Jeśli czują taką potrzebę niech się bawią. Poza tym dzięki temu nie mam wyrzutów sumienia, że ja się bawię, a on siedzi w pracy.
- Skoro tak twierdzisz. - Mruknęła, skupiając się na ochroniarzu. - Myślisz, że nas przepuści? Nie mamy całej nocy.
- Możemy spróbować.
Wraz z Lianą ominęłyśmy ludzi stojących w kolejce. Co bez wątpienia nie spotkało się z zadowoleniem oczekujących. No trudno trzeba sobie umieć radzić w życiu. W końcu każdy mógł wyjść z kolejki i spróbować. Lia podeszła do mężczyzny i zaczęła z nim rozmawiać. Po zapachu można było wywnioskować, że to człowiek. Całkiem dobrze zbudowany i wysoki jednak cały czas tylko człowiek. Dlatego spojrzałam mu prosto w oczy by nieco wspomóc przyjaciółkę hybrydziom mocą. Mężczyzna wpuścił nas do środka, a ja obdarzyłam go szerokim uśmiechem o mało nie spotykając się z płytą chodnikową.
- Weź, mną tak nie szarp. Zęby nie rosną trzy razu. - Oświadczyłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste.
Wilczyca nic mi nie odpowiedziała. Jedynie pociągnęła mnie w stronę baru. A kiedy się przy nim znalazłyśmy usiadła na jednym ze stołków. Ja usiadłam obok niej i uśmiechnęłam się do barmana licząc, że nie odbierze tego jako desperadzka próba podrywu.
- Dziesięć szotów. - Poprosiłam, kątem oka spoglądając na niepocieszoną przyjaciółkę. - No co? Wiem, że dopiero przyszłyśmy...
- To trochę mało. - Przerwała mi i tym razem to ja, spojrzałam na nią jak na, wariatkę. Ona naprawdę pragnie wyjść stąd na czworaka. I to bynajmniej nie przez przemianę. - Weź, przyszłyśmy się dobrze bawić. To nie stypa. - Przypominała, biorąc pierwszego szota, do ręki. Od razu opróżniła kiliszek i rozejrzała się do około. - On jest fajny. - Stwierdził mało dyskretnie pokazując mi, jednego z mężczyzn stojącego nieopodal.
- To nie twój. - Uświadomiłam jej, chociaż nie sposób było tego nie pojąć. - Ponoć przyszłyśmy tutaj szukać twojego jedynego. A to jak szukanie igły w stogu siana.
- Tobie się poszczęściło, a nawet nie szukałaś. - Przypomniała, podając mi kieliszek który ja przyjęłam. - Bądźmy dobrej myśli.
Westchnęłam cicho, nie zamierzając kontynuować tematu. Ja i Brendan to był czysty przypadek. Zrządzenie losu może przeznaczenie. Mało istotne. Jednak to, że ja poznałam go w klubie nie oznaczało, że Lianie się to uda. Nie miałam zamiaru, wybijając jej tego pomysłu z głowy. W końcu sama nie umiałam wymyślić nic lepszego niż szukanie w klubie.
W końcu do Liany podszedł jakiś facet i poprosił ją do tańca. Ona oczywiście bez chwili zastanowienia się zgodziła. Ja natomiast zostałam przy barze, opróżniając kolejne szoty. Do mnie również podszedł jakiś koleś z którym jakoś nie miałam ochoty rozmawiać. Kątem oka zauważyłam jak wpatruje się w mój biust. Dlatego uśmiechnęłam się cwaniacko obracając nieco bardziej w jego stronę.
- Też go lubię. - Wypaliłam a facet spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Węże to moje ulubione zwierzęta... Bo patrzysz na tatuaż prawda? - Spytałam a ten wręcz poczerwieniał na twarzy.
- Ta... - Mruknął mało wyraźnie. - Zajebisty. - Dodał i zabrał szklankę ze swoim alkoholem odchodząc od baru.
No cóż chyba wyszło całkiem taktownie. A nawet jeśli nie to trudno. Byłam zajęta i nie miałam ochoty na taniec. W końcu jednak dostałam po głowie. I to dosłownie.
- A to za co? - Spytakam, kładąc dłoń na bolącym miejscu.
- Rusz tłusty tyłek i przestań się załamywać. Bo wyglądasz jakby ktoś, wypił Ci ostatnią torebkę krwi.
Westchnęłam cicho i podniosłam się ze stołka. Wypiłam jeszcze jednego szota i ruszyłam w stronę parkietu. Liana od razu zaczęła tańczyć, a ja po chwili do niej dołączyłam. Bawiłam się całkiem dobrze i nawet przystawiając się do mnie mężczyźni, jakoś nie szczególnie mi przeszkadzali. Jednaj nic co dobre, nie trwa wiecznie. Zwłaszcza w moim życiu.
Aż w końcu poczułam jak ktoś, kładzie mi dłonie na ramionach. Odwróciłam się z myślą, że będę musiała kogoś spławić. Jednań twarz kobiety wydała się podejrzanie znajoma.
- Elini? - Rzuciłam zdziwiona, przyglądając się wampirzycy.
- Nie tylko Ty masz prawo do wolnego. - Stwierdziła, wzruszając ramionami. - A tak serio to nie dali mi wolnego. Wysłali mnie tutaj, żebym pilnowała zmiennych i wampirów.
- No tak. Nam ostatnio nie należy się wolne. - Stwierdziłam, kładąc dłonie na biodrach. - Będę jutro żałowała, że tutaj przyszłam.
- Bez wątpienia.
Chciałam coś jeszcze dodać, jednak piski kilku osób odwiodły mnie od tego pomysłu. Odruchowo obróciłam głowę w tamtą stronę i bez chwili namysłu ruszyłam przed siebie. Moim oczom ukazał się wampir, który nie zamierzał ukrywać się z faktem, że przyszedł tutaj się napić.
- Uspokój się. - Warknęłam, podchodząc do mężczyzny.
Ten spojrzał na mnie białymi oczami, które świeciły jak na wampira przystało. Uśmiechnął się cwaniacko, prezentując swoje idealne białe zęby na tle których mocno odznaczały się wampirze kły. W odpowiedzi również się uśmiechnęłam, pokazując mu wampirze zęby. Ten przyjrzał mi się zadowolony i zbliżył się do mnie niebezpiecznie. Chyba wziął moje zachowanie za próbę podrywu. Niedobrze. Odepchnęłam go a ten całkiem się tego nie spodziewając, wpadł na ścianę. Ja chyba też nie spodziewałam się takiego odruchu z mojej strony, poniważ mało co się nie zabiłam. To znaczy, zabiłam to może mocne słowa. Zrobiłam chwiejny krok w tył, przy czym źle postawiłam jedną nogę która się wykrzywiła. Poczułam mocno ból w kostce, jednak nadal mogłam normalnie stanąć na tej nodze. Dlatego wnioskuję, że nic sobie nie zrobiłam. O dziwo.
Po chwili koło mnie przemknąła wampirzyca, która przycięła delikwenta do ściany. Posłała mi szeroki uśmiech i odgoniła mnie ręką.
- Masz wolne. Idź i się uchlej, a nie wyręczasz mnie w pracy. - Puściła mi oczko a ja nieco niechętnie odeszła w stronę baru.
- Mówiłam, że masz obsesję na punkcie pracy. - Wtrąciła Liana, podając mi jakiegoś drinka. - To wino z wódką i lodem. - Wyjaśniła a ja skinęłam jej lekko, w ramach podziękowania.
- Masz rację. Muszę wyluzować. - Przyznałam biorąc parę łyków, wyjątkowo mocnego drinka. - Wypije i wracamy na parkiet.
- I to ja rozumiem. - Blondynka klasn3ła w dłonie, łapiąc w ręce swojego drinka.
Zgodnie z zapowiedzią dokończyłam swojego drinka i wróciłyśmy na parkiet. Tańczyłyśmy do późna, co nie było być może najmądrzejsze. Jednak naprawdę w tej chwili nie miałam doły myśleć o pracy. Dlatego bawiłam się jakby, jutro miało nigdy nie nadejść. A wieczorem wróciłam do domu całkiem trzeźwa, uśmiechając się od ucha do ucha.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top