🅧🅥
Otworzyłam oczy i przewróciłam się na drugi bok, tak by nie patrzyć prosto na okno. To z jakiegoś powodu nie było zasłonięte. Przez co ostre promienie tutejszego słońca zaatakowały moje czułe oczy. Wciągnęłam zapach pościeli, by upewnić się, że jestem w domu. Z wczorajszego wieczoru pamiętam tyle, że bawiłam się w pielęgniarkę, zszywając głowę Lianie a potem w barmankę. Polewałam nam najróżniejszy alkohol, jaki tylko znalazł się w domu córki alfy. Nie mam pojęcia, jak wróciłam do domu. I jak bardzo wkurzyłam chłopaka. I szczerze to nawet nie chciałam szukać odpowiedzi na to pytanie. Nie miałam ochoty na kolejną kłótnię.
Starałam się zmusić swoje usta do produkcji śliny. Język miałam tak suchy, że było to niemal bolesne. Jednak kiedy to nic nie dało, niechętnie podniosłam się do siadu i wstałam z łóżka. Weszłam do łazienki i odkręciłam kórek. Woda polała się strumieniem, z którego się napiłam. Nigdy nie przeszkadzało mi picie wody z kranu. Jakoś mnie to nie obrzydza. Woda to woda. Załatwiłam swoje potrzeby i umyłam ręce. Przemyłam twarz wodą, czując, że czeka mnie kłótnie z Brendanem. Naprawdę nie miałam na nią ochoty. Jednak przecież nie mogę przed nim uciekać cały dzień.
Nawet się nie przebierając, zeszłam na dół. Początkowo żyłam nadzieja, że Walker pojechał do firmy i tam zdoła ochłonąć. Jednak kiedy dostrzegłam jego sylwetkę wychodząca z gabinetu, a potem czysta furię bijąca z jego oczu byłam pewna, że mam przejebane. I to tak jak jeszcze w życiu u niego nie miałam.
- Jesteś cholernie nieodpowiedzialna. - Stwierdził, krzyżując ramiona na piersi. Cały czas tupał jedną nogą, jakby próbował rozładować złość.
- Mam dwadzieścia cztery lata i mogę czasem napić się ze znajomą. - Oświadczyłam, kładąc dłonie na biodrach. - Od kiedy masz problem o takie rzeczy?
- Wyszłam wczoraj, kiedy byłem w pracy. Nie odbierałaś cholernego telefonu. Wróciłaś kompletnie spita i z ranami po pobiciu o czwartej rano. - Wymieniał, a mi zrobiło się naprawdę głupio. Nie chciałam, by musiał oglądać mnie w takim stanie. - Więc mam z tym problem od czwartej. - Wyjaśnił z trudem powstrzymując się od wybuchu złości. - Gdybyś wysłała głupiego SMS'a, przez którego bym się nie martwił, byłoby okej. Jednak jak widać, nawet tyle ci się nie chciało.
- Wiem, że to było głupie. - Przyznałam czując, że tylko to mogę zrobić. W końcu to było niepodważalnie głupie. - Jednak chyba nie ma co robić o to wojny domowej.
- I by jej nie było. Gdybym wcześniej nie nasłuchał się o cholernych buntownikach. - Warknął wściekle, a po chwili odetchnął ciężko. - Bałem się Toni. Po prostu się o ciebie bałem. Bo przez to, kim jesteś przez bycie hybrydą i córką Alfy zawsze znajdujesz się w centrum takich wydarzeń. - Stwierdził a ja przeczesałam zmierzwione włosy palcami, by móc zrobić coś z rękoma.
Jego strach był zasadny. Ja też bałabym się na jego miejscu. Rozumiałam co czuł, i może właśnie dlatego w tym momencie byłam na siebie tak cholernie zła. Zjebałam i przez własny brak pomyślunku doprowadziłam do kolejnej kłótni. Zresztą wszystkie nasze kłótnie są moją winą. Zawsze sprzeczamy się o coś, co dotyczy mnie.
- Wiem i przepraszam. Spieprzyłam. - Przyznałam, co mi jako alfie nigdy nie przychodzi z łatwością. - Powinnam to przemyśleć i szczerze nie wiem, czemu postąpiłam tak głupio.
- I nie zapłaciłaś za prąd. - Oświadczył a ja zakryłam usta dłonią, tak naprawdę dopiero teraz sobie o tym przypominając. - Prosiłem cię tylko o tę jedną rzecz. I nawet tego nie mogłaś zrobić. - Stwierdził, a ja wewnętrznie skuliłam się w sobie. - Cholera Toni my nie mamy już po naście lat. Może wreszcie czas ogarnąć tyłek i wydorośleć. Bo na razie nadal zachowujesz się jak nieodpowiedzialna gówniara.
Niepewnie uniosłam na niego spojrzenie. I szczerze czułam się coraz gorzej. Głównie dlatego, że miał rację. Mentalnie nigdy nie przestałam być dzieckiem. Zawsze żyłam chwilą i nie martwiłam się o problemy. Bo wcześniej takowych nie miałam. Jedyną rzeczą jaką musiałam zrobić, było opłacenie studiów raz w miesiącu. Robiłam tylko tyle i w zasadzie tutaj moje zadanie polegało tylko na tym, by pilnować, aby na koncie znajdowała się odpowiednią ilość pieniędzy. Uczelnia sama pobierała opłatę. Poza tym nigdy nie byłam zbyt odpowiedzialna. Często podejmowałam pochopne decyzje pod wpływem chwili. I zawsze powtarzałam sobie jakoś to będzie. A teraz jestem dorosła. Mam pracę, dom, w którym mieszkam z chłopakiem. Być może jeśli do tego czasu do reszty nie schrzanię weźmiemy ślub i będziemy mieć dzieci. A ja mentalnie nigdy nie przekroczyłam piętnastu lat. Rozumiałam złość Brendana. Bo umiałam postawić się na jego miejscu i wyobrazić sobie jak ja bym na to reagowała.
- Co mam Ci powiedzieć? - Spytałam, przestępując ciężar ciała z nogi na nogę. - Mam Ci coś obiecać? Czy gadać jakieś głupoty licząc, że przestaniesz się gniewać?
- Nic nie mów. Po prostu wydoroślej. Lub chociaż udawaj, że nie jesteś nieodpowiedzialną gówniarą. Bo z kimś takim nie mam ochoty układać sobie życia.
Zabolało. I to nawet bardzo zabolało. I może spieprzyłam, ale czy zasłużyłam na aż tak ostre słowa? Może? W końcu jest nadzieja, że to zapamiętam i więcej nie zachowam się tak nieodpowiedzialnie.
- Dobrze. - Rzuciłam, chcąc zakończyć tą batalię. Nie chciałam by ta kłótnie doprowadziła do momentu, w którym obaj powiemy rzeczy których będziemy żałować.
- Zrobiłem obiad. Chyba będzie jeszcze ciepły. - Oświadczył a ja skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Nie zdążyłem posprzątać, bo gonią mnie terminy. Ogarniesz kuchnie?
- Pewnie. - Zapewniłam chcąc się nieco zrehabilitować, za ostatnie wydarzenia.
Brendan już nic nie powiedział. Jedynie wrócił do swojego gabinetu. Wydawał się być przemęczony. Praca w firmie musiała dużo go kosztować. Co zresztą widziałam. Niemal bez przerwy był w biurze lub przesiadywał w domowym gabinecie. A ja tymczasem sama byłam zajęta swoją pracą i piciem ze znajomą. Czasem miałam wrażenie, że ostatni tylko się od siebie oddalamy za bardzo zatracając się w prywatnych sprawach. Musimy to zmienić, zanim nasz związek kompletnie się nie rozpadnie. A ja muszę nieco popracować nad samą sobą. Skończył się czas beztroski i zaczęło się dorosłe życie.
Ruszyłam do kuchni kompletnie nie przejmując się faktem, iż na głowie nadal miałam totalny rozpierdziel i byłam w piżamie. Tylko jak ja ją ubrałam? Pewnie Brendan mi w tym pomógł. Bo ktoś by inny.
Nałożyłam sobie obiad i szybko go zjadłam. Dopiero w momencie, w którym poczułam pyszny zapach, uświadomiłam sobie jak bardzo głodna jestem. Następnie zabrałam się za sprzątanie. Kuchnia nie wyglądała aż tak źle. Jednak nie zamierzałam znowu wkurzać chłopaka. No i zawsze lepiej się żyje w porządku. Chociaż ja jestem specyficznym typem człowieka. I jak dla mnie w całym domu musi być czysto, ale w sypialni może być syf. Nie wiem, dlaczego tak mam. Każdy ma jakieś swoje dziwactwa, a to jest moje.
Szybko ogarnęłam kuchnie, całkiem zadowolona z tego jak mi poszło. Teraz, tylko muszę wymyślić co zrobić, by złagodzić sytuację między mną a z moim mate.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top