🅘🅧

Patrzyłam może nieco zbyt intensywnie na Brendana stojącego w wejściu do kuchni. Wydawał się zdziwiony wizytą swojej matki jeszcze bardziej niż ja sama. Jestem tylko ciekawa czy zanim tutaj przyjechałam, to też tak wpadała bez zapowiedzi. Kiedy woda w końcu się zagotowała sięgłam po czajnik i zrobiłam kawę dla Elizabeth. Sobie nie zrobiłam, bo moje ciśnienie było już wystarczająco wysokie.

Położyłam przed nią kubek a ona zacisła na nim jedną rękę. Jak nic tak kobieta pochodzi z piekła. Przecież ten kubek musi być gorący. W końcu przed chwilą wlałam do niego wrzątek.

- Więc mamo. - Zaczął niepewnie mój przeznaczony, podchodząc do naszej dwójki. - Co ty tutaj robisz?

- Przyszłam sprawdzić, jak ma się moje jedyne dziecko. To takie dziwne? - Spytała, uśmiechając się w jakiś dziwny sposób. - I dostrzegam, że tak średnio. Bo w tej kuchni to najczyściej nie jest.

- Ja nie mam sprzątaczek w przeciwieństwie do ciebie. - Oświadczył, a ja spojrzałam na niego z niemałym szokiem.

No proszę, czyli nie tylko ja jej nie lubię. Jak dobrze wiedzieć, że mój mate też nie pała miłością do mamuśki. To dawało mi nadzieję, że jakoś razem zgubimy jej zaproszenia na ślub. I na chrzciny dzieci. I przy okazji dawało to ten promyk nadziei, że więcej tutaj nie przyjdzie.

- No tak. Wybacz, jednak dochodzi południe więc dziwi mnie fakt, że nikt nie znalazł czasu, by to posprzątać. - Oświadczyła, patrząc na mnie znacząco. Co oznaczało, że przez ktoś miała na myśli mnie.

- Kobiety biznesu nie mają czasu na takie rzeczy. A ty powinnaś o tym wiedzieć. - Oświadczył Brendan, a ja czułam rosnące napięcie.

- Więc Toni pracujesz. - Spojrzała na mnie z dziwnym uśmiechem. Chyba zacznę się do tego przyzwyczajać.

Harpia już pewnie myślała, że jestem darmozjadem. Ucieszyłby ją ten fakt. Jednak nie dzisiaj. Jest na moim terenie i musi się liczyć z porażką.

- Tak. W urządzone w tym roku skończyłam prawo. - Poinformowałam, a teściowej od razu zrzedła mina.

- To imponujące. - Przyznała z bólem serca.

Nagle telefon Brendana zadzwonił. Ten przeprosił nad na chwilę i wyszedł z kuchni. A my znowu zostałyśmy same. Po prostu idealnie. Przysięgam, że jedno głupie spojrzenie, a nie będzie miała czym patrzeć.

- Dzwonią z piekła, spytać czemu tak długo nie wracasz. - Oświadczyłam, obdarzając ją najwredniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać.

- Bezczelna dziewucha. - Duknęła pod nosem, upijając łyk kawy.

- Posłuchaj mnie Elizabeth. - Rzuciłam, dłonie opierając o blat nad którym się pochyliłam. Cały czas patrzyłam intensywnie na kobietę, a ta widocznie zaczęła czuć się nie swojo. - Myślisz, że nie słyszałam, jak mnie obgadywałaś bezczelnie za ścianą? Wiem, że mnie nie lubisz i nie jest mi z tego powodu specjalnie przykro. Wiesz dlaczego? Bo będę z twoim synem czy tobie się to podoba, czy nie. A jeśli przestaniesz dzwonić i przychodzić to na pewno się nie obrażę. - Warknęłam, ponownie się prostując.

Tego droga teściowa widocznie się nie spodziewała. Zdziwienie na jej twarzy szybko zastąpił czysty gniew.

- Wybacz mamo, ale muszę jechać do firmy z Toni. - Oświadczył, Brendan wchodząc do kuchni.

Wiedziałam, że naprawdę nie jestem mu tam potrzebna. Jednak musieliśmy jakoś pozbyć się mamśki z piekła rodem. Inaczej przysięgam, że się nie powstrzymam i zrobi się nie ciekawie.

- Oczywiście Brendanie. - Kobieta wstała z miejsca i poprawiła materiał spódnicy. Od razu skierowała się do wyjścia. Jeśli ona jest z piekła, to piekielne istoty mają styl.

- Wreszcie. - Warknęłam a mój mate podszedł do mnie i pocałował mnie lekko w usta. - Nienawidzę jej.

- Wiem wilczku. Ją ciężki lubić. - Przyznał mój mate, a ja skinęłam głową. - Ubierz się, to od razu pokaże ci firmę.

- To na pewno będzie fascynujące. - Stwierdziłam i ruszyłam w stronę schodów.

Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Włożyłam na siebie białą elegancką bluzkę bez rękawów i czarna ołówkową spódnicę. Nie jestem ich fanką, ale jest strasznie gorąco. I w spodniach pewnie bym się udusiła. Do tego ubrałam czarne trampki i byłam już gotowa.

Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz. Następnie wsiadłam do samochodu, z moim mate a ten od razu ruszył. Przylgnęłam do szyby, podziwiając widoki za oknem.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się gigantyczny szklany budynek. Przyznam, że robił wrażenie. I pewnie powinien w końcu to siedziba firmy budowlanej. Weszliśmy do środka, a wszyscy już od wejścia witali się z moim mate. Kilka osób spojrzało ma mnie z zaciekawieniem, a ja szczerze poczułam się niekomfortowo. Na szczęście szybko znaleźliśmy się w windzie.

- To tak to jest spotykać się z właścicielem firmy. - Stwierdziłam, rozbawiona opierając się o tył windy.

- Jesteś hybrydą i córką Alfy Europy. Nie mów mi, że nie przywykłaś do bycia w centrum uwagi.

- Zawsze starałam się trzymać na uboczu. - Wyznałam, wzruszając ramionami.

- Szybko się przyzwyczaisz. - Zapewnił, obejmując mnie ramieniem.

Kiedy wysiedliśmy z windy, pokonaliśmy długo korytarz. Aż w końcu natrafiliśmy na recepcję. Kobieta o blond włosach spojrzała na Brendan jakby zaraz miała się na niego rzucić. Po czym obdarzyła mnie pogardliwym spojrzeniem.

- Witaj Wilow. To jest Toni moja partnerka. - Przedstawi mnie jednak kobieta nawet na moment nie spuściła z niego spojrzenia. - Toni to Wilow moja asystentka. - Skinęłam jedynie głową, czując wyraźną niechęć blondynki względem mojej osoby. - Carter już jest? - Spytał, w końcu przechodząc spraw służbowych.

- Pan Carter już oczekuje Pana w biurze. - Oświadczyła kobieta, uśmiechając się wyjątkowo miło.

- Muszę iść porozmawiać z klientem. - Zwrócił się w moja stronę, jakbym naprawdę nie mogła się domyślić. - Ty zajmij się sobą. To nie powinno potrwać długo, mamy do omowienia tylko jedną pierdołę. W razie czego Wilow na pewno Ci pomoże. - Zapewnił i cmoknął mnie w policzek, następnie idąc w stronę swojego gabinetu.

- Więc to ty. - Zwrócił się do mnie, kobieta wstając ze swojego krzesła. Ominęła swoje biurko i stanęła naprzeciw mnie. - Jesteś całkiem ładna. Spodziewałam się raczej pustej żmii.

Kobieta była naprawdę bardzo ładna. Blond włosy sięgające jej do ramion ułożone były w delikatne fale. Oczy miała w pięknym bursztynowym odcieniu. Na twarz nałożony miała jedynie delikatny makijaż. A na ciele miała błękitną obcisłą sukienkę podkreślającą jej krągłości. Widać było, że jest świadoma swojej urody.

- Brendan to nie typ faceta, który leci na takie kobiety. - Oświadczyłam krzyżując ramiona na piersi.

- Też bym tak go nie oceniła. Jednak ludzie już nie raz mnie zaskakiwali. - Stwierdziła, zgarniając z biurka jakąś teczkę. - Do następnego Toni. - Rzuciła na odchodne i skierowała się w stronę windy.

No dobra to było dziwne. Zresztą jak cały ten dzień. Jeśli całe moje życie tak teraz będzie wyglądać, to mogę darować sobie picie kawy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top