🅘🅥
Po tych kilku godzinach lotu mogę z pewnością stwierdzić, że nienawidzę latać samolotem. I to nie dlatego, że się boję. W żadnym wypadku. Po prostu odkryłam, że loty samolotem są tak okropnie nudne. Początkowo patrzyłam przez okno, jednak ile można patrzeć na chmury, niebo no i ocean? Potem zamierzałam obejrzeć jakiś film, jednak odkryłam, że mój słuch łapiący dosłownie wszystkie rozmowy w samolocie skutecznie mi to uniemożliwia. Dlatego ostatecznie ułożyłam się na tyle wygodnie, na ile było to możliwe i zanknęłam oczy. I chyba jeszcze w życiu tak się nie cieszyłam z tego, że udało mi się zasnąć. Obudził mnie dopiero Brendan, kiedy mieliśmy lądować. Wszystko poszło zgodnie z planem, dzięki czemu teraz jedziemy do domu. Mój mate zapewnił mnie, że dom mi się spodoba. I w to szczerze nie, wątpię. Co jak co, ale Brendan ma gust. Co z bólem muszę przyznać, odziedziczył po swojej matce. Może Elizabeth to pusta żmija, ale wyjątkowo dobrze ubrana pusta żmija. Z wręcz przerażająco idealnie nałożonym makijażem i idealnie ułożonymi blond włosami. Chociaż jego ojciec też musi mieć dobry gust. W końcu jego firma zajmuje się budową absurdalnie drogich budynków. Więc wypadałoby mieć nieco wyczucia.
Kiedy w końcu byliśmy na miejscu, wysiedliśmy z samochodu a Brendan zapłacił kierowcy. Jako że nie chciał brać auta i zostawiać go na kilka dni obok lotniska wróciliśmy taksówką.
Otworzyłam furtkę i weszłam na posesję, z uwaga przyglądając się budynkowi. I szczerze powiem, że nie pomyliłam się z tym dobrym gustem. Elewacja budynku była całkowicie biała. Bez zbędnych udziwnień czy elementów ozdobnych. Dach przybieraj kolor grafitu przez co wydawało by się, że wszystko jest nadmiernie surowe. Jednak właśnie taki surowy klimat przełamywały drewniana elementy, które nie były zbędnymi dodatkami a po prostu elementami konstrukcyjnymi domu. W ogrodzie nie było żadnych kwiatów, co bardzo mnie cieszyło bo nienawidzę się nimi zajmować.
Weszłam na taras, który był naprawdę spory. I już czułam, że poranne śniadania zawsze będę jadła właśnie tutaj. Weszłam do domu i już od wejścia byłam po prostu zachwycona. Wnętrze domu było utrzymane w bieli z dodatkami ciemnego drewna i elementami szarości. Przez co dom wydawał się bardzo przytulny. Wszystkie meble w domu wyglądały jakby naprawdę były wykonane z drewna, co mnie urzekło. Jedynym co mnie zdziwiło było kilka niewykończonych pokoi, w których była jedynie podłoga i tynk na ścianach.
- Może to trochę wcześnie, ale od razu chciałem o tym pomyśleć. - Wyjaśnił mój chłopak, wchodząc do pokoju. - To pokoje dla dzieci. Myślałem o tym, że będziemy je wykańczać razem, kiedy już doczekamy się maluchów. - Przyznał, drapiąc się po karku.
- To cudny pomysł. - Przyznałam i pocałowałam go w policzek. - Jednak na to chyba mamy jeszcze trochę czasu.
- Oczywiście, że mamy. - Zapewnił, obejmując mnie w pasie. - Jednak wolałem pomyśleć o tym od razu, tak żebyśmy nie musieli się przeprowadzać. Wiem, że wilkołaki są terytorialne i mocno przywiązują się do miejsc.
To stwierdzenie było na swój sposób urocze. Cieszyło mnie to, że pamięta o takich rzeczach. Bo uświadamiało mi to, że nie wymazał mnie z pamięci przez te wszystkie lata. I, że przede wszystkim jestem dla niego na tyle ważna, że dba i pamięta o takich szczegółach.
- Pokaż mi sypialnie, bo jeszcze jej nie widziałam. - Poprosiłam, a ten złapał mnie za rękę i zaprowadził pod drzwi, które zapewne prowadziły właśnie do sypialni.
- Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Wiem, że będzie to dla nas kluczowe miejsce.
- Oj spędzimy tutaj dużo czasu więc lepiej, żeby mi się podobało. - Złapałam za srebrną klamkę i otworzyłam drzwi wchodząc do sypialni.
Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, było gigantyczne łóżko wykonane z bardzo ciemnego drewna. Leżała na nim masa poduszek i kołdra utrzymana w odcieniach szarości i brązu. Po obu stronach łóżka stały szare geometryczne stoliku, nad którymi wisiały szare lampki nocne. Ściana znajdująca się za zagłówkiem łóżka wykonana była z szaro-brązowego drewna. Wisiały na niej cztery obrazki przedstawiające księżyc, gwiazdy i ogólnie elementy związane ze światem nadprzyrodzonym. Po prawo od łóżka znajdowała się szara ściana, na której umieszczone było okno. Jego rama wykonana była z ciemnobrązowego drewna i wisiała w niej szara roleta. Podłoga wykonaną z ciemnobrązowego drewna w znacznej części przykrywał miękki brązowo-biały dywan. Po lewej stronie łóżka stała brązowa toaletka postawiona tam z myślą o mnie. Natomiast po prawo stała metalowa półka pomalowana na czarno. Były na niej ustawione głównie książki i jakieś płyty. Ściana naprzeciw łóżka przybierała odcień kości słoniowej. Wisiał na niej telewizor. Pod którym stała szara komoda. Ostatnia ściana była również szara. Znajdowały się na niej dwie pary drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki i do garderoby.
Pokój był jednym słowem przepiękny. Idealnie pasowań do mojej wizji domu, w którym mogłabym spędzić resztę życia. Uśmiech mimowolnie wdarł się na moje usta. Tak naprawdę dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jestem w domu. Z moim przeznaczonym w naszych własnych czterech ścianach.
- I jak? - Spytał obejmując mnie od tyłu, co było dosyć niekorzystne dla nieco niższego ode mnie faceta.
- Jest idealnie Vir. Dokładnie tak jak mogłabym sobie wymarzyć. - Odwróciłam się do niego przodem i pocałowałam go lekko w usta. - Nie mogę uwierzyć, że tutaj jestem.
- Ja też Toni. W końcu jesteśmy tutaj razem... Nawet nie wiesz jaki ten dom był pusty, kiedy mieszkałem tutaj sam. - Przyznał, uśmiechając się lekko.
- Po tylu latach wreszcie razem i na swoim. - Westchnęłam cicho, po raz kolejny rozglądając się po domu. - Tylko teraz muszę, jakoś przywyknąć do Amerykańskich standardów i znaleźć pracę. Łatwizna.
- Robiłaś już bardziej szalone rzeczy. - Stwierdził, a ja po prostu nie mogłam się z nim nie zgodzi. - Ja to się cieszę, że mnie i twojego ojca dzieli ocean.
- A ja się nie cieszę, że mnie i twoich rodziców przestał on dzielić. - Oświadczyłem, na co ten się zaśmiał.
- Spokojnie. Rodzicom ostatnio umyśliła się przeprowadzka do Anglii. Stwierdzili, że, chcą odpocząć od Ameryki, więc już za niedługo będzie cię od nich dzięki atlantyk.
- Dzięki ci wielki księżycu. - Złożyłam ręce jak do modlitwy i spojrzałam na sufit.
- Ty jesteś niemożliwa. - Brendan wybuchnął głośnym śmiechem i położył dłonie na moich biodrach.
- Czy tylko ja uważam, że, powinniśmy ochrzcić nowe łóżko. - Zasugerowałam, przygryzając dolna wargę.
- W tym domu jest masa miejsc do ochrzczenia. - Zauważył mój mate i pocałował mnie nagle.
Szybko odwzajemniłam jego pocałunek, dłonie kładąc na jego torsie. Ten zaczął delikatnie pchać mnie w stronę łóżka, a ja nie protestowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top