🅟🅡🅞🅛🅞🅖

Jeśli uda mi się punktualne dotrzeć na własne pogrzeb to będzie cholerny cud. Przysięgam ja nigdy, na nic nie potrafię zdążyć. Chłopaki mnie zabiją, to jest po prostu pewne. Zarzuciłam na siebie kurtkę od munduru i wybiegłam z mieszkania, sprawdzając godzinę na zegarze wiszącym nad wejściem. Mam pięć minut. Po prostu cudownie. Wybiegłam z budynku, mało nie zabijając się na schodach i od razu ruszyłam w stronę budynku, w którym znajduje się aula. Przyśpieszyłam, osiągając prętkość hybrydy i weszłam do auli, wzrokiem szybko odnajdując Henryka. Podeszłam do niego, a ten pokazał mi środkowy palec.

- No co? - Spytałam zdziwiona.

- Obiecałaś mi, że będziesz punktualnie. - Fuknął oburzony, poprawiając obcisły czarny podkoszulek. - Chociaż powinienem się spodziewać, że nie dotrzesz na czas.

- Nawet mnie nie wkurzaj. - Warknęłam i pomogłam mu założyć kurtkę, która wcześniej powiesił na stołku. - Zostawiłam otwarte mieszkanie, więc jak mnie okradną w ostatni dzień to będzie zabawnie. - Oświadczyłam, poprawiając jego kołnierz. - Pomijają już fakt, że zaspałam przez rozładowany telefon i gdyby nie wyprasowała się wczoraj, to na bank nie dotarłabym na czas.

- Totalny przypał. - Podsumował, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. - Tak samo, jak fakt, że masz na sobie męskie ciuchy, w których wyglądasz lepiej niż większość z nas. - Stwierdził rozbawiony. - Pomijając fakt, że wyglądasz, jakbyś nie zdążyła się uczesać. - Dodał, a ja przewróciłam oczami. - Theo ogarniesz to? - Spytał spoglądając na blondyna, z idealnie ułożonymi włosami.

- Jak nie ja to nikt nie da rady. - Oświadczył i podszedł do mnie ze szczotką i pastą do włosów.

Ogólnie Theo czesał nas wszystkich, a nawet obcinał. Był w tym dobry i dzięki temu nie musieliśmy szukać fryzjera no i to zawsze zaoszczędzony hajs. A na studiach każdy grosz się liczy. Po roku namawiania udało mu się mnie przekonać do pofarbowania włosów. Przez co dotąd miałam na głowie tyle kolorów, że nie zliczę. Zresztą nasz oddział był znany z kolorowych włosów.

Tak dla wyjaśnień oddziały to grupy treningowe, na które dostaliśmy podzieleni. Chodziliśmy w nich na patrole i trenowaliśmy. Mnie trafili się super chłopacy, więc miałam super sześć lat w trakcie których chodziliśmy razem na piwo i trenowaliśmy. Z każdym dało się, dogada i myślę, że utworzyła się między nami nic porozumienia niczym w sforze. Staliśmy się jak rodzina. Bo jak inaczej określić piętnastu chłopa i jedną babę siedzących razem w mieszkaniu na podłodze, bo na kanapie by się nie zmieśclii oglądających serial i farbujących sobie włosy?

Chłopak szybko ułożył moje włosy. Zaczesał je do tyłu, przez co moja twarz była idealnie widoczna. Chłopacy twierdzili, że pasują mi takie włosy, a ja w sumie musiałam się z nimi zgodzić.

- I teraz wyglądasz jak cywilizowany wilkołak. - Stwierdził Lion, klepiąc mnie po plecach.

- Oddział czternasty teraz wy. - Oświadczył mężczyzna ubrany w elegancki garnitur.

- Idziemy dzieci. - Zarządził Damian, który zarządzał oddziałem.

Ruszyliśmy na główną aulę. Tam stanęliśmy przy wejściu na scenę. Każdy z chłopaków dostawał gratulacje od dyrektora placówki. Bardzo przystojnego Charliego, który był tutaj dyrektorem od pięciu lat. I sprawdza się w tym co robi, po prostu idealnie.

- Anthwanette Emora Rooker. - Wypowiedział moje pełne imię z pewnym trudem, a ja weszłam na scenę. - Jedna z niewielu kobiet, która ukończyła nasze szkolenie. Gratuluję. - Podał mi dłoń, która ja przyjęłam i odebrałam od niego dyplom.

- Dziękuję. - Rzuciłam, uśmiechając się szeroko i dołączyłam do ustawionych w dwu szeregi chłopaków z mojego oddziału.

Rozejrzałam się po widowni i wzrokiem szybko odnalazłam rodziców. Byli też Niko, Elio i Arjuna. Po zakończeniu uroczystości jakimś cudem opuściłam aule i zaczęłam szukać rodziny. Która w końcu sama mnie znalazła.

- Toni. - Rzuciła mama, mocno mnie przytulając.

- Hej mamo. - Objęłam ją ramionami, przytulając do siebie mocno.

- Nawet nie wiesz, jacy jesteśmy z ojcem dumni. - Oświadczyła, odsuwając się ode mnie lekko. - Pokazałaś im wszystkim, gdzie jest ich miejsce. - Stwierdziła moja rodzicielka, na co uśmiechnęłam się szeroko.

-Hej tato. - Rzuciłam i mocno przytuliłam swojego ojca. Ten odwzajemniła mój jest z nie miejszą siłą, a ja spojrzałam na trójkę dzieci stojących obok mojego ojca. Odsunęłam się od niego i uklękłam przy dzieciach. - Hej. - Wyciągłam w ich stronę ręce a te wpadły w moje objęcia.

Najstarsza z tej gromadki była Arjuna, którą miała pięć i pół roku. Moja młodsza siostra. Potem był czteroletni Amaru syn Elio i Blanki jego mate, a potem ich dwuletni synek Alexander, który ma imię po babci. Niestety Blanka nie żyje, jednak jeśli Elio zechce to sam opowie wam tę historię.

Wyprostowałam się i przytuliłam Elio i Filipa. Nie mogło ich zabraknąć w tym jakże wyjątkowym dniu. I na koniec mamy Niko i Hector jego roczny synek. Jednak to też historia na inną okazję.

- Jaki ty już jesteś duży. - Zauważyłam, biorąc bratanka na ręce.

- Ciocia. - Rzucił uradowany, chłopiec, przytulając mnie mocno.

- I jak ładnie mówisz. - Uśmiechnęłam się szeroko, przytulając do siebie chłopca. Niestety przez akademie widywałam te cztery diabełki zdecydowanie zbyt rzadko. Kiedy ostatnio go widziałam, miał pół roku i był zupełnie inny. - Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was widzę. - Oświadczyłam cały czas tuląć do siebie chłopca.

- My też się cieszymy mała. Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zapewnił tata, całując mnie w czoło. Na rękach miał moją siostrę a Niko zabrał już swojego syna. - Moje księżniczki. - Tata przytulił nas obie mocno.

- Ta księżniczka przez sześć lat uczyła się zabijać. - Oświadczył mój bliźniak, trzymając swojego młodszego syna na rękach.

- I ja też kiedyś będę. - Oświadczyła bardzo pewnie moja siostra, która marzyła by iść w moje ślady. Co niesamowicie mnie cieszyło i zamierzał ją w tym wspierać.

- Nawet mnie nie osłabiaj. - Poprosił, Richard patrząc na młodszą córkę. - Po kim wy takie jesteście?

- Po mnie. - Oświadczyła dumna, mama podchodząc do nas. - Jesteście silne, mądre i odważne po mnie. No i to twoja spóźnialstwo to też po mnie.

- Te stara. - Zwrócił się do mnie Filip i pokazał na coś, a raczej kogoś głową. - Twój książę w czarnym mustangu przyjechał. - Oświadczył, trzymając na rękach Amaru.

Odeszłam od taty i spojrzałam na Brendana. Nie widziałam go od tak dawna. Zakryłam usta dłonią, by nie pisnąć ze szczęścia i ruszyłam w jego stronę. On również ruszył do mnie. Przytuliłam go mocno, co on odwzajemnił po chwili łącząc nasze usta.

- Nawet nie wiesz, jak tęskniłem wilczku. - Oświadczył, po chwili opierając swoje czoło o moje.

- A ty nie masz pojęcia, jak ja tęskniłam vir.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top