🅧🅛🅥🅘🅘
Poprawiłam włosy, patrząc na narzeczonego. Ten ubierał naszą córkę. Ku mojej wielkiej radości udało mi się szybko załatwić chrzest. Dlatego zaprosiliśmy tylko najważniejsze osoby. Mieli przyjechać nasi rodzice i moje rodzeństwo. I rodzice chrzestni dla małej. Nie chcieliśmy wielkiej uroczystości. Uznaliśmy to za kompletnie zbędne. Zwłaszcza że stwierdziłam, iż tłumy będą denerwować Nike. Planowaliśmy urządzić chrzest potem zjeść szybki obiad i tyle z imprezy. Mała i tak pewnie prześpi większość z tego wszystkiego.
Szczerze mówiąc nie wiem, jak dałam się wrobić w ubranie sukienki. Brendanowi zależało, a ja postanowiłem mu ulec. Ten jeden raz w życiu wyjdzie na jego. W końcu i tak przez większość życia aktualnie chodzę w garniturach. Dlatego ubrałam na siebie białą sukienkę sięgająca ziemi. Miała ona dosyć głęboki dekolt w literkę V. I może kogoś by to oburzyło jednak u nas pierwotnie większość rytuałów religijnych odprawiało się nago. Więc skąpe stroje nikogo nie degustowały. Jednak, wracając do sukienki. Miała ona cienkie ramiączka i do tego ozdobne szerokie rękawy z białej zdobionej siateczki. Włosy zaczesałam do tyłu i postanowiłam pomalować się nieco mocniej. Moja twarz zdecydowanie potrzebowało dzisiaj korektora.
Brendana za to miał na sobie zwykły szary garnitur z czarną koszulą. Wyglądał, no w zasadzie tak jak oglądam go codziennie. Więc nie było to dla mnie coś szokującego. Raczej ja w sukience byłam mało częstym widokiem. I to Brendan mógł się napatrzyć. Nike ubrana była w zykłą biała sukienkę z długim rękawem. Przy końcach rękawów i przy dole spódnicy rozciągała się ozdobna koronką. Prosto i elegancko czyli tak jak chcieliśmy.
Chrzest odbywał się tradycyjnie w domu watahy. A w zasadzie to przed nim na świeżym powietrzu. Kapłan, jak i chrzestni już czekali. Mieli nimi być Filip i Alice. Alice była jedną z kuzynek Brendana. Ponoć ich matki nie rozmawiały od lat. Do tego Alice mieszkała we Francji, dlatego ich kontakt był raczej minimalny. Jednak miesiąc temu przeprowadziła się tutaj. Rozwiodła się ze swoim mężem i dlatego przyjechała. Od razu ją polubiłam i, jako że była cholernie odpowiedzialna i ogarniętą kobieta stwierdziłam, że jest dobrym wyborem na chrzęsną mojego dziecka.
Podeszliśmy do kapłana i skinęliśmy głowami na znak przywitania. Filip chwilowo wziął ode mnie córkę. Ja w tym czasie podałam dłoń mężczyźnie. Ten rozciął ją i zanurzył palce w mojej krwi. Zawinął moja dłoń białym materiałem a ja ją zabrałam. Kapłan zrobił krok w stronę Brendana.
- Czy ty Brendanie Walkerze przysięgasz być odpowiedzialnym i wiernym członkiem naszej społeczności? - Spytał, na co Brendan złożył przysięgę. Kapłan tradycyjnie oznaczył, mojego narzeczonego znacząc znaki krwi jego czoło. Zgodnie ze zwyczajem, jeśli ktoś wchodził w naszą społeczność, przez małżeństwo znaczyło się go krwią partnera. Kapłan zrobił krok w tył, a Filip oddał mi córkę. - Dzisiaj w naszej społeczności witamy nową członkinię. Córkę Antwanette i Brendana. Nike Venilie Walker przyszłą Królową świata nadprzyrodzonych. - Oświadczył kapłan, który za rok miał udzielić nam ślubu. - Czy przysięgacie wychować córkę na odpowiedzialnego członkinie naszego społeczeństwa?
- Przysięgamy. - Odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Kapłan za pomocą pyłu wyrysował na czole Nike znak pół księżyca. Był on symbolem wszystkich istot nadprzyrodzonych. Znakiem przynależności do naszego społeczeństwa. Od tego dnia Nike była jedną z nas. Tak samo jej ojciec.
Po tym wszystkim razem udaliśmy się na obiad. Jak już zauważyłam nie miało być to nic wielkiego. A zwarzywszy na to, że Nike spała, bardzo mnie to cieszyło. Mogłam zjeść w spokoju. Chociaż w tej rodzinie coś takiego jak święty spokój nie ma prawa bytu.
Wzięłam na ręce jednego z braci w trakcie, kiedy mój tata zachwycał się wnuczką. Spojrzałam na chłopca, który przypatrywał mi się szarymi oczami. Musiał odziedziczyć je po naszym dziadku od strony mamy. Michael i Zayn byli niewiele młodsi od mojej córki. I już wiedziałam, że to nie skończy się dla nas dobrze.
- Jesteś słodki, ale za jakiś czas zmienisz się w diabła. To tak działa w tej rodzinie. - Stwierdziłam patrząc na Mika.
- Za każdym razem. - Rzuciła mama, wzdychając ciężko. - Z Nike nie będzie inaczej, wiesz o tym? - Spytała, unosząc jedną brew.
- Jak mogłabym zapomnieć? - Dopytałam, kołysząc brata. - Tylko Ty masz to w pakiecie razy dwa.
- Po tobie i Elio to już nic mnie nie zdziwi. Zwłaszcza że chłopcy są dokładnie tacy jak wy. Śpią wiecznie do siebie przytuleni i płaczą synchronicznie. - Oznajmiła, na co zaśmiałem się lekko.
- Kiedy to było? - Spytałam, patrząc na brata bliźniaka.
- Dawne czasy. - Rzucił, biorąc młodszego z synów na kolana. - Zawsze mnie biłaś i wiecznie chodziłem w siniakach.
- A ty mi zawsze oddawałeś. I ja też wiecznie byłam cała w siniakach. - Przypominałam, spoglądając na brata. - Nie zliczę, ile razy od ciebie dostałam.
- Ja też nie siostrzyczko. No, ale Niko też nie raz od nas dostał. - Stwierdził, wskazując na starszego brata.
- Ta. Zwłaszcza jak wkurzyła się na ciebie, bo znowu o mało nie zabiła się o Twoje buty. A potem wpadła na mnie i też się na mnie wyładowała. - Rzucił, wskazując brata palcem. - I potem ganiała nas po całym domu. To były kurwa czasy. Bez zmartwień i innego tego typu dziadostwa.
- Teraz dzieci, praca, śluby i podatki. Największą głupotą mojej młodości a trochę ich zrobiłam była chęć bycia dorosłą. - Oznajmiłam, podając młodszego brata narzeczonemu. - Serio nie podoba mi się to wszystko i tęsknię za dzieciństwem.
- Wiem młoda. - Zapewnił Niko. - Samotne ojcostwo momentami mnie naprawdę dobija.
- A mówiłem, że jeszcze zatęsknicie za młodością. - Wtrącił się tata.
- Ta nigdy nie zapomnimy twojej przemowy na naszej osiemnastce. - Stwierdziłam, przypominając sobie ten dzień. Naprawdę dobrze wspominam dzień osiemnastych urodzin. Wypadł na sobotę i zrobiliśmy z tej okazji imprezę. I to sporą imprezę. Jeszcze wtedy żyła Blanka a Brendan przyjechał z Anglii specjalnie na nasze urodziny. - Była doprawdy depresyjna.
- Czułem się jak na swoim pogrzebie. - Wypalił Eliot, no co kilka osób się zaśmiało.
- Wasza rodzina jest naprawdę jedyna w swoim rodzaju. - Stwierdził tata Brendana, który wyjątkowo miał czas się pojawić.
Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy spotkałam go w tracie pierwszych trzech lat naszego związku. Przyjeżdżał bardzo rzadko a ja wpadłam na niego kilka razy. I tak naprawdę dopiero ostatnimi czasy przyszło mi go lepiej poznać.
- Jeszcze nie zaczęło im odbijać. Poczekaj na ślub, a będziesz miał ich dosyć do końca życia. - Zapewnił mój narzeczony oddając Adeli jej syna. - Potrafią naprawdę wymęczyć ludzi.
- Powinnam się obrazić, ale to jest prawda. - Przyznałam, siadając przy stole. - Jesteśmy naprawdę stukniętą rodziną, a ty już się od nas nie uwolnisz. - Oświadczyłam, przyciągając do siebie Brendana.
- I naprawę czuje, że odnalazłem swoje miejsce na ziemi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top