🅧🅛🅘🅥
Leżałam na łóżku, czekają na Brendana. Ten wstał do płaczącej Nike. Początkowo ja zamierzałam wstać do córki jednak Brendana uparł się, że to on pójdzie. Niestety ja już się obudziłem i chciałam poruszyć z narzeczonym jeden temat. Dlatego teraz leżałam rozłożona na łóżku, czekając aż ten w końcu przyjdzie. I przyznam, że nieco się stresowałam. Co ostatni czasy działo się chyba zbyt często. W końcu wykituję przez ten stres.
Na reszcie drzwi do sypialni się otworzyły. Brendan od razu podszedł do łóżka i się na nim położył. Widziałam po nim, że jest zmęczony. Wstawanie do małej, która budziła się regularnie co dwie godziny, było naprawdę uciążliwe. I pomału nam obu zaczynało brakować na to sił.
- Jesteś ze mną szczęśliwy? - Spytałam nagle, co spotkało się z jego zdziwionym spojrzeniem.
- Co to w ogóle za pytanie? - Dopytał, obracając się przodem do mnie.
- Normalne więc odpowiedź. - Poprosiłam, czując wzrastający we mnie stres. Nie mam pojęcia, dlaczego się stresowałam. Jednak nie mogłam nic na to poradzić.
- Oczywiście, że jestem z tobą szczęśliwy. - Zapewnił, przymykając oczy. - To znaczy, zdarza się, że mnie wkurwiasz. Czasem zachowujesz się tak, jakbyś chciała rozjebać ten związek. Bywa, że jesteś nadmiernie dominującą. Jednak kocham cię i jestem przy tobie szczęśliwy.
- Więc chcesz ze mną spędzić resztę życia? - Dopytałam, podnosząc się do siadu.
- Z nikim innym nie wyobrażam sobie spędzić reszty życia. - Zapewnił, również podnosząc się do siadu. - Czy ty chcesz mi o czymś powiedzieć? - Spytał widocznie zdenerwowany.
Odwróciłam się do niego plecami i otworzyłam szufladę w swojej szafce nocnej. Zaczęłam ją przeszukiwać w poszukiwaniu jednej rzeczy. I już musiałam się wkurwić. Gdzie ja to kurwa dałam? Przecież to na stówę jest tutaj. O! Jest! Kurwa no nareszcie... Zdecydowanie za dużo przeklinam. Czas to ograniczyć.
Otworzyłam nieduże pudełko i wyjęłam z niego sygnet. Obróciłam się przodem do bruneta i przez chwilę przyglądałam się jego zaskoczonej minie. Wyglądał serio zabawnie, dlatego chciałam się napatrzyć. Nie szybko znowu będzie miał taką minę.
- Wiesz... Pomyślałam, że skoro wszystko jest już u nas takie pogmatwane. I wszystko robimy na odwrót to... No po prostu chciałam spytać, czy za mnie wyjdziesz? - Spytałam po chwili miotania się we własnych myślach. - To znaczy, no ja wiem, że Ty już mi się oświadczyłeś. Jednak ja stwierdziłam, że cię o to spytam i zaproponuje ci, żebyśmy wreszcie zaczniemy coś ustalać. No wiesz, zamówili sale, kupili sukienkę i garnitur... No sam wiesz. - Rzuciłam czując, że czas przerwać tą żałosna imitacje oświadczyn.
Teraz już wiem, dlaczego powinniśmy zostać przy jego oświadczynach. Inni piszą wielkie przemowy, które wygłaszają kilkanaście minut. Mówią o tym, jak na zabój są w tej drugiej osobie zakochani. I inne takie pierdoły. A mi ledwo udało się sklecić jakieś sensowne zdanie. Dobrze, że Brendan właśnie taką mnie kocha.
- Nigdy w życiu jeszcze nie przyznałaś tyle razy, że coś wiem co teraz. - Oświadczył rozbawiony, na co ja sama się zaśmiałam. - Skąd go masz? - Spytał, wskazując na sygnet.
- To rodzinny sygnet. Wszyscy mężczyźni w naszej rodzinie po ukończeniu osiemnastego roku życia takie dostają. Taka tradycja. - Wyjaśniłam, obracając przedmiot w dłoni. - Dlatego załatwiłam go dla ciebie od dziadków. Dobrze, że jesteś, jaki jesteś i masz trochę pierścionków. Inaczej ni chuja nie wiem, skąd wzięłabym rozmiar.
Sygnet był srebrny i przedstawiał warczącego wilka gotowego do ataku. Moja rodzina od pokoleń słynie z bycia świetnymi wojownikami. I właśnie do tego nawiązuje obraz na sygnecie.
- To jedna z bardziej romantycznych rzeczy, jakie dla mnie zrobiłaś. - Stwierdził, odbierając ode mnie sygnet. - Wyjdę za ciebie Toni.
- O to zajebiście. Bo po tych oświadczynach to zaczęłam się zastanawiać czy nie będę musiała ci oddać swojego pierścionka. - Rzuciłam, kładąc się z powrotem. - Ulga, że weź.
- Ty jesteś niemożliwa. - Stwierdził brunet, zakładając sygnet na palec. Przez chwilę wstrzymałam oddech i na szczęście okazało się, że pasuje. Po prostu to mój szczęśliwy dzień. - Jak mógłby z tobą, zerwać. Przecież wiem, że jesteś uososobieniem braku romantyzmu. I szczerze to nawet podejrzewałem, że mi się oświadczysz.
- Serio? Aż tak mi się nie udało. - Spytałam krzyżując ramiona za głową.
- Mimo wszystko dalej jesteś tą Toni, przez którą zemdlałem w klubie. I tą, która przerzuciła mnie sobie przez ramię i przeszła tak przez dom watahy. - Zauważył, kładąc się bokiem obok mnie.
- Dalej będziesz mi to wypominać? - Spytałam, przewracając oczami. - To było dziesięć lat temu.
- Kobieta pamięta rzeczy, które jeszcze się nie wydarzyły a mężczyzna nigdy nie zapomina, najbardziej upokarzających chwil w swoim życiu. - Zapewnił, opierając policzek na dłoni.
- Czyli do końca życia. - Mruknęłam, przymykając oczy.
Między nami nastała chwilą ciszy. Liczyłam na to, że w końcu pójdę spać. Jednak czułam jak Brendan, zaczyna się wiercić. I tyle było z mojego snu.
- O co chodzi? - Spytałam, otwierając oczy.
- Powiedziałaś do końca życia. - Oświadczył, tak jakby to było coś odkrywczego. - Tylko tu pojawia się problem. - Stwierdził, na co ja zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi. - No bo Ty jesteś nieśmiertelną hybrydą. A ja jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem. Umrę nim ty zdążysz w ogóle się postarzeć. - Zauważył, na co ja spojrzałam na niego zmartwiona.
Szczerze nigdy o tym nie myślałam. Może dlatego, że nigdy jeszcze nie brałam tak serio perspektywy spędzenia razem reszty życia. Jednak teraz kiedy o tym pomyślałam, to był wielki problem. Przerażała mnie myśl o tym, że on się zestarzeje i umrze, kiedy ja nadal będę wyglądała młodo. Czas był dla takich jak on mało łaskawy. A mnie w zasadzie nie sięgał.
- Nigdy o tym nie myślałam. - Przyznałam zgodnie z prawdą. - Jednak to naprawdę przerażające.
Spojrzałam na biały sufit, który w tym momencie wydawał się najpiękniejszym dziełem sztuki. Picasso wymięka. A po chwili niepewnie przeniosłam wzrok na Brendana nie bardzo wiedząc co powinnam mu teraz powiedzieć. A było tak zabawnie.
- To twoja decyzja jednak. - Zaczęłam nieco niepewnie przygryzając dolną wargę. - Jednak możesz przemienić się w wampira. Jeśli tego właśnie zapragniesz, ja będę szczęśliwa. A jeśli będziesz wolał się zestarzeć i umrzeć to uszanuje twoją decyzję. - Zapewniłam, chociaż było to dla mnie trudne.
- Będę musiał to przemyśleć. Jednak nie myślmy o tym teraz. - Oświadczył, a ja skinęłam głową.
Brendan zbliżył się do mnie i położył się na moim biuście. Objęłam go ramieniem i lekko przytuliłam do siebie. Naprawdę nie mogłam sobie wyobrazić, że teraz mogłoby go nie być. I liczyłam, że mimo wszystko zgodzi się zostać jednym z nas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top