🅧🅧🅧🅥🅘🅘🅘

Szliśmy razem z Brendanem przez las. I naprawdę musiałam przyznać, że to było naprawdę piękne miejsce. Las był gęsty i było widać, że ktoś naprawdę przykłada się do dbania o to miejsce. W powietrze unosił się cudowny, intensywny zapach. Przełamywał go zapach wilków mieszkających na tym terenie, przez co czułam się naprawdę jak w domu. Kątem oka spojrzałam na Brendana, który rozglądał się po okolicy. Widziałam, że jemu też musiało się spodobać, co bardzo mnie cieszyło. W pewnym momencie nieco przyśpieszył pokazując mi, gdzie powinnam iść. Stwierdziłam, że musiał coś zaplanować, dlatego posłusznie dałam mu się prowadzić.

W końcu dotarliśmy na niewielką polankę. Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na mojego przeznaczonego. Chciałam podejść na środek, by położyć się na miękkiej trawie. Jednak Brendan mnie zatrzymał, łapiąc mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i posłałam mu pytające spojrzenie a on zrobił coś, czego tak cholernie się bałam.

Brunet uklęknął przede mną na jednym kolanie. Kurwa powiedz, że wiążesz but. Coś Ci upadło. O bogini, ja pierdole cokolwiek tylko nie to bo myślę.

Sięgnął do kieszeni bluzy i zaczął ją przeszukiwać. Niewierze. Kurwa może zaczął palić. Lub kurwa nie wiem. Cokolwiek kurwa naprawdę. Wszystko tylko nie to.

I kiedy w końcu wyjął z niej aksamitne czerwone pudełeczko, wiedziałam, że dzieje się to, czego tak bardzo się obawiałam.

- Toni wyjdziesz za mnie? - Spytał patrząc na mnie tymi swoimi zielonymi oczami pełnymi nadziei a ja dosłownie zaniemówiłam.

Patrzyłam na niego, nie mogąc wydusić z siebie nawet jednego słowa. Stałam i patrzyłam na niego jak głupia, nie mając pojęcia co w ogóle powinnam mu odpowiedzieć. Zakryłam usta dłonią czując jak w oczach pojawiają mi się łzy. I nie miałam pojęcia czy to łzy szczęścia, smutku czy może złości. Nie byłam gotowa, by powiedzieć tak. A jednocześnie nie miałam serca, by powiedzieć mu nie.

- Brendan ja... - Zaczęłam czując ogromną gulę w gardle. - Ja nie mogę... Ja pierdole. - Rzuciłam, przecierając twarz dłońmi. Uklękłam przed Brendanem i zamknęłam pudełko patrząc mu prosto w oczy. - Nasz związek przechodzi trudny okres. I nie chce Ci mówić "tak", kiedy nie jestem pewna czy damy rady żyć razem. Kocham cię, ale mimo wszystko nie chce byśmy teraz brali ślub, tylko ze względu na dziecko. To największa głupota, jaką moglibyśmy zrobić. Jednocześnie nie chce mówić "nie" bo cię kocham. - Wyjaśniłam, czując ukłucie w sercu. Nie chciałam mu tego robić. Jednak obiecywanie mu wiecznej miłości w takim momencie byłoby nie fair względem niego i mnie samej. -... Mogłam kurwa po prostu powiedzieć "tak". - Rzuciłam patrząc na niego przepraszająco. Czy ja wszystko musiałam tak koncertowo psuć?

- Wiem i ja to wszystko rozumiem. - Zapewnił, łapiąc mnie za ręce. - I nie proszę cię, byśmy się pobrali za tydzień czy dwa. Ludzie bywają narzeczeństwem wiele lat, zanim naprawdę dochodzi do ślubu. Wiem, że wilkołaki robią ślubu bardzo szybko, po ogłoszeniu zaręczyn jednak ja tego nie chce. Chcę jedynie, żebyś raz w życiu kurwa nie komplikowała i powiedziała to cholerne "tak". A jeśli coś się zjebie to, żebyś rzuciła mi tym cholernym pierścionkiem prosto w twarz. - Wyjaśnił, sprawiając, że jedynie poczułam większe wyrzuty sumienia. On nie proponował mi ślubu za dwa dni tylko pytał mnie o dowód miłości, którego ja po raz kolejny mu nie dałam.

Powstrzymałam łzy i przytuliłam się do Brendana. On był najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Nie bycie hybrydą, nie bycie królową i nie głupie studia. On dawał mi w życiu najwięcej szczęścia. I po tym, jak wróciłam do niego, po sześciu latach naprawdę to poczułam. A teraz kiedy byłam tak blisko tego, by go stracić przekonałam się o tym w sposób wręcz bolesny. Bo co będzie ze mną, kiedy go stracę? Do kogo będę wracać? Kto będzie mnie przytulał i robił wyrzuty o to, że znowu coś schrzaniłam? Kto po prostu będzie, kiedy świat rozsypie mi się w posadach?

- Przepraszam. Spanikowałam i tego nie przemyślałam. Wszyscy, których znałam, brali ślub miesiąc, dwa, a nie rzadko nawet szybciej po zaręczynach. - Wyszeptałam i pocałowałam go w płatek ucha. - Tak bardzo chce zostać twoją narzeczoną.

Jedna z moich beznadziejnych cech jest to, że kiedy chodzi o osoby, na których mi zależy, zaczynam szybko panikować. Kiedy trzeba podjąć decyzję w sprawie świata nadprzyrodzonych lub też pracy nie miałam z tym większej trudności. Wtedy umiałam zachować zimną krew i stanąć na wysokości zadania.

- Wychowaliśmy się w dwóch różnych światach. U nas normalne jest, że po oświadczynach ślub odbywa się po kilku latach. Nie wszyscy tak robią, ale znaczna większość tak. - Wyjaśnił, na co ja skinęłam głową na znak, że rozumiem. Wiedziałam to. Jednak moim pierwszym skojarzeniem były dwa tygodnie nie lata. Dlatego spanikowałam. - Więc po prostu powiedz tak.

- Po prostu tak. - Oświadczyłam, całując go w usta.

Brendan wyjął pierścionek z pudełka i włożył mi go na palec. Naprawdę nie wiem jakim cudem trafił z rozmiarem, ale mu się udało. A pierścionek był naprawdę piękny. Srebrny z granatowym kamieniem. Po jego obu stronach znajdowały się pół księżyce a u góry i na dole po trzy mniejsze białe kamienie. I szczerze nie mam pojęcia, jakiego typu były to kryształy. Jednak dla mnie osobiście było to bez znaczenia diamenty czy cyrkonie. Ważne było tylko to, kto podarował mi ten pierścionek.

- Już się bałem, że powiesz "nie". - Stwierdził rozbawiony, podnosząc się z ziemi. Podał mi dłoń, którą ja przyjęłam i pomógł mi wstać z kolan.

- Też się tego bałam. - Przyznałam wycierając łzy szczęścia, które popłynęły mi po policzkach. Cholerne wahania nastrojów. - Królowa jebania każdej romantycznej chwili w natarciu.

- Przynajmniej nie jest nudno. Poza tym romantyzm to nie nasza działka. - Przyznał, kciukami ocierając moje policzki z łez. - Nie płacz, bo ja zaraz też się poryczę. A tam. - Wskazał palcem kierunek powrotny do domu watahy. - Czekaja setki chodzących uosobień testosteronu, którzy nigdy mi tego nie zapomną.

- Kocham cię właśnie takiego. I szczerze nie wyobrażam sobie życia z żadnym z tych facetów. Delikatny i uczuciowy ty to mój tym. - Przyznałam, całując go w czoło. - Nie chce, żebyś się zmieniał czy próbował być kimś innym.

- Ja też nie chce, żebyś była kimś innym. Lubię w tobie tę siłę i dominację, które sobą reprezentujesz. Kocham to, jaka jesteś. Nawet jeśli to według niektórych odbiera mi męskość.

- Tak mówią tylko faceci, którzy budują na innych swoje ego. Jesteś prawdziwym facetem i nikt tego nie zmieni. - Zapewniłam, uśmiechając się szeroko. Byłam naprawdę szczęśliwa. Nawet jeśli nadal bałam się tego, co nadejdzie.

- Zaraz ci pokaże prawdziwego faceta. - Rzucił rozbawiony, kładąc dłonie na mojej talii.

Zaśmiałam się lekko i położyłam się na miękkiej trawie. Brendan zawisł nade mną i połączył nasze usta. Tak zdecydowanie nie oddałabym tego za nic na tym świecie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top