🅧🅧🅧🅥🅘🅘

Poprawiłam marynarkę niepewnie wpatryąc się w kamerę ustawiona naprzeciw mnie. Dzisiaj pierwszy raz miałam przemówić publicznie po tym, jak ogłoszono moją koronacją. Ostatecznie zgodziłam się zostać królową. Głównie dlatego, że głupio teraz było się wycofać i czułam się odpowiedzialna za wilkołaki i wampiry. Poza tym nie ukrywam, że chciałam coś udowodnić rodzicom. Może nie byłam najdojrzalsza, jednak mogłam się zmienić. I to właśnie zamierzałam zrobić. Dla siebie, dla Brendana i dla naszego dziecka.

Westchnęłam cicho, słysząc jak ktoś mówi, że za chwilę wchodzimy na wizję. Przyznaje, że stresowałam się jak jasna cholera. To było moje pierwsze przemówienie publiczne i czułam się tak jakby serce, zaraz miało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Już teraz z całą pewnością mogłam stwierdzić, że to przemówienie nie szybko zostanie zapomniane. Dlatego chciałam wypaść jak najkorzystniej.

- Wchodzimy za trzy... dwa... jeden...

- Jak już zapewne większość z was wie ja Antwanette Rooker zostałam wybrana na królową was wszystkich. Nie będę ukrywać, że fakt, iż zostałam wybrana jest dla mnie gigantycznym zaskoczeniem, jak i wielkim zaszczytem. - Zaczęłam czując się, już nieco pewniej. - Nie chce obiecywał wam rzeczy, których nigdy nie będę w stanie wam dać. Jednak mogę obiecać wam, że zmienię nasz świat dla tych, którzy wcześniej nie mieli nic do powiedzenia. Chcę być królowa was wszystkich. Nie tylko alf i wampirów najwyższych klas. Od dzisiaj głos będzie mieć każdy. Wilkołak każdej rangi i wampiry każdej klasy. Nikt już nigdy nie będzie musiał walczyć o prawa, które mu się należą. - Obiecałam, prostując się by wydawać się pewniejsza. Nie chciałam wyglądać jak przerażone szczenie niepewne tego, co mówi. Miałam być królową i tak musiałam się zachowywać. - Nastały nowe czasu dla nas wszystkich. - Oświadczyłam a transmisja dobiegła końca zgodnie z tym, co wcześniej ustaliliśmy.

Opuściłam pomieszczenie i kątem oka spojrzałam na Niko który mnie dogonił. Patrzył na mnie niepewnie, jakby chciał o coś spytać jednak się wahał. Przewróciłam oczami i spojrzałam na brata dając mu do zrozumienia, żeby mówił.

- No co? - Spytał zdziwiony jakby nie mógł się domyślić, o co chodzi.

- To ty patrzysz na mnie jak dziecko, które boi się spytać rodziców, czy może iść na noc do kolegi. - Oświadczyłam, wbijając dłonie do kieszeni spodni. - O co chodzi Nico?

- Wiesz, że niektórym to się nie spodoba? Porządek rządów alf i wampirów klasy złotej po prostu się podoba. A zwłaszcza ich betą i zastępcą. - Przypominał jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- Nikt nie odbiera im władzy. Nie zmienię mentalności ani czegoś, z czym nie sposób walczyć. Ja tylko daje prawo głosu tym którzy wcześniej musieli siedzieć cicho lub walczyć o to by ich wysłuchano. - Wyjaśniłam, spoglądając przez siebie. - A jeśli komuś się to nie podoba niech zgłosi się do mnie, kiedy już urodzę. Wtedy się rozliczymy.

- Nie wiem, czy podziwiać twoją odwagę, czy obawiać się twojej głupoty. - Rzucił, krzyżując ramiona na piersi. - To jeszcze źle się dla ciebie skończy.

- To nie moja pierwsza ryzykowna decyzja. Jednak muszę coś zmienić. Inaczej po co by nam była królowa? - Spytałam, idąc prosto do swojego pokoju.

Weszłam do pomieszczenia i spojrzałam na Brendana. Ten siedział przy biurku i pracował na laptopie. Mimo wszystko nadal był właścicielem firmy i nie mógł kompletnie przestać pracować. On też miał do udowodnienie coś sobie i swoim rodzicom.

Usiadłam na łóżku i zdjęłam szpilki. Rzuciłam je obok łóżka i wyciągłam na nie nogi. Z uwagą obserwowałam, jak ten pracuje w skupieniu. Zawsze lubiłam patrzyć, jak się skupia. Wyglądał wtedy wyjątkowo dobrze.

- Pójdziemy wieczorem na spacer? - Spytał, przenosząc na mnie spojrzenie. - I jak ci poszło? Nie miałem czasu obejrzeć.

- Pewnie. Przyda nam się chwilą odpoczynku. - Przyznałam, zdejmując z siebie marynarkę. - I chyba poszło całkiem dobrze. Chociaż nie zdziwię się, jeśli ktoś zechce mnie zabić. Powiedziałam coś, co nie każdemu się spodoba.

- Nie da się mówić o polityce i nikogo nie wkurzyć. - Stwierdził, wstając z krzesła. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. - Ktoś będzie cię kochał. Komuś będziesz obojętna, a kto inny będzie cię nienawidził. Tak już jest i tyle.

- Niezły z ciebie polityk. - Zauważyłam rozbawiona, zdejmując z siebie koszule. - No, ale już o tym nie rozmawiajmy. Serio muszę od tego odpocząć.

Położyłam się wygodnie na łóżku. Wyłożyłam stopy na uda bruneta, a on zaczął je masować. Uśmiechnęłam się pod nosem, zamykając oczy. Nie mogłam sobie wyobrazić jak to będzie chodzić z wielkim ciążowym brzuchem. A jakby nie było z każdym dniem, zbliżam się do tego coraz bardziej. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przerażona. Ciąża potem dziecko. Czułam, że to wszystko może mnie przerosnąć. Nie chciałam zawieść dziecka. Nie mogłam ponieść większej porażki w życiu jak skrzywdzić własne dziecko przez swoją słabość i głupotę.

- Przytyłaś. - Rzucił nagle mój mate, przerywając panującą ciszę.

- Ej! - Podniosłam się gwałtownie do siadu i szturchłam go w ramię. - Kobiecie nie mówi się takich rzeczy. Nikt Ci tego nie powiedział? - Spytałam powstrzymując uśmiech, który cisnął mi się na usta.

- Jesteś w ciąży więc to chyba nic dziwnego, że nabierasz na wadze. - Oznajmił, wplątując dłoń w moje włosy.

- Jest jeszcze trochę za wcześnie. Więc po prostu stwierdziłeś, że utyłam. Co chyba niestety jest prawdą. - Przyznałam, wzdychając ciężko. - To tak cholernie głupie, ale źle czuje się z myślą, że przytyję i nigdy nie wrócę do wagi sprzed ciąży. To w tej chwili jeden z najmniejszych problemów jednak i tak o tym myślę.

- To jest głupie. - Zapewnić drapiąc mnie po głowie niczym psa. Jako wilkołak lubiłam takie pieszczoty. - Jednak zrozumiałe. Przynajmniej dla mnie takie jest. Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś się tym przejmować. Kilka kilogramów w te czy w tamtą nie sprawi, że przestaniesz być atrakcyjną kobietą.

- Jednak zmieni to, czy będę dobrze czuła się sama ze sobą. - Przyznałam czując dziwne ukłucie w środku.

Ostatnimi czasy zaczęły mnie wzruszać straszne głupoty. Wszystko uderzało we mnie ze zdwojoną siłą i rzeczy, które zazwyczaj mnie nie ruszały, mogły teraz doprowadzić mnie do łez. Takie już chyba były uroki ciąży. Czyli kolejny poważny minus do długiej listy. W końcu nie powinny mnie wzruszać takie drobnostki. A jednak teraz nie mogłam przestać o tym myśleć.

- Daj spokój. Na pewno szybko schudniesz. Przecież znaczna część twojego życia to ćwiczenia i intensywny wysiłek fizyczny.

- Masz rację... Serio potrzebuje tego spaceru. - Stwierdziła, wstając z łóżka. - Pójdę się przebrać.

Cmoknęłam Brendana w policzek i zniknęłam za drzwiami łazienki, jeszcze nie wiedząc co takiego szykuje mój przeznaczony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top