🅧🅧🅧🅥🅘
Wpatrywałam się w ojca, który nerwowo krążył po pokoju. Widziałam, że jest wściekły, dlatego nie zamierzałam go stopować. Może chociaż to go trochę uspokoi. Naprawdę nie miałam siły słuchać jak się na mnie drze. I najchętniej wyrzuciłabym go z pokoju. W końcu nie miał prawa być na mnie zły. Byłam dorosła i w pełni samodzielna. Podejmowałam własne decyzję i nie byłam od niego w żaden sposób zależna i nie musiałam błagać go o wybaczenie bo jestem w ciąży. Jednak on ubzdurał sobie, że mam pięć lat i pewnie mentalnie w jego przypadku nigdy się to nie zmieni. A powinno. Musi w końcu, przyswoi fakt, że jestem dorosła i mam swoje życie.
- Powiedz coś w końcu. - Poprosiłam, przerywając panującą ciszę. Było chyba jeszcze gorzej niż przy rozmowie z Brendanem.
- Wiesz, jak to zmieni twoje życie? - Spytał wściekły tata, nareszcie się zatrzymując. - Dziecko to wielka odpowiedzialność, na którą ty nie jesteś gotowa. Brendan nie jest gotowy. Dodatkowo tyle się dzieje a wy, nie macie nawet ślubu. Naprawdę tak trudno było się zabezpieczyć?!
- Wiesz co?! Tak! - Warknęłam, wstając gwałtownie z łóżka. - Raz. Tylko jeden raz się nie zabezpieczyliśmy i wpadliśmy! A ty nie masz prawa mnie oceniać! Popełniłam błąd, wiem! Jednak to moje życie! Jestem dorosła i nie masz prawa być na mnie zły!
- Nie mam prawa! Jesteś moją córką i niszczysz sobie życie! Chciałaś robić karierę! Specjalnie poszłaś na studia, a teraz skończysz w domu z dzieckiem! - Spytał wkurzony, a ja czułam jak podnosi mi się ciśnienie.
- Jakoś jak mama rodziła ci dzieci i rzuciła pracę, by być twoją luną to ci to nie przeszkadzało! Jesteś cholernym hipokrytą! - Oznajmiłam, zaciskając dłonie w pięści. - Poza tym ja nie skończę w domu! Wychowam dziecko i będę świetną królową!
- Myślisz, że to takie łatwe wychowywać dzieci i pracować!? Do tego wróciłaś do Brendana dwa tygodnie temu! Jaka jest pewność, że się nie rozstaniecie! - Spytał, a jego oczy zmieniły kolor na czerwony.
- Może i się rozstaniemy! Jednak dziecko wychowamy razem! Brendan nie jest idealny, bo nikt nie jest! Jednak nigdy nie wyrzekłby się własnego dziecka! - Wykrzyczałam czując, że i moje oczy zmieniają kolor. - Przestań się zachowywać, jakbym miała szesnaście lat! Jestem dorosła do kurwy nędzy.
- Może na cholernym papierku! Bo mentalnie zachowujesz się jak dziecko. Nic się nie zmieniłaś przez ostatnie dziesięć lat! - Stwierdził Richard, wymachując rękoma.
Warknęłam na niego wkurzona, co on odwzajemnił. Byłam wściekła i nie umiałam się uspokoić. Chociaż powinnam podejść do sprawy na spokojnie. W końcu krzyki nic nie zmienią. Jednak nie umiałam się uspokoić. I nawet nie będę tego zrzucać na hormony. Mam po prostu wybuchowy charakter i tyle w temacie. Chociaż pewnie ciąża nie działała na moją korzyść.
- Czy raz w życiu moglibyście na siebie nie krzyczeć! - Wykrzyczała wściekła mama. - Wiecznie, kiedy coś któremuś z was nie pasuje to drzecie się, na siebie tak, że sąsiedzi mają darmowy kabaret! Uspokójcie się i porozmawiajcie na spokojnie!
Spojrzałam na mamę i wzięłam głęboki oddech. Przetarłam twarz dłońmi i już nieco spokojniej spojrzałam na ojca. On również się uspokoił. Jego oczy wróciły do naturalnego ciemnego koloru. Zapanował nad sobą. I całe szczęście, bo inaczej to mogłoby się źle skończyć.
- Może od razu powiesz, co ty masz do powiedzenia. - Mruknęłam, patrząc na mamę. Usiadłam z powrotem na łóżku i założyłam nogę na nogę. Miałam nadzieję, że chociaż ona jakoś opanuje ojca.
- Poniekąd zgadzam się z tatą. Jesteś młoda i słabo u ciebie z odpowiedzialnością. Jednak jesteś dorosła kobietą i masz własne życie. Dlatego mimo tego, że jestem zła, to nie będę Ci robić wyrzutów. Nie mam do tego prawa. - Stwierdziła, siadają przy biurku.
- Normalni rodzice w waszym wieku pytają, kiedy wnuki, a nie robią wyrzuty ciężarnej córce. - Zażartowałam w nadziei na rozluźnienie atmosfery.
- Bo inne kobiety w twoim wieku są dojrzalsze. - Rzucił mój cały czas wkurzony ojciec.
- Nie moja wina, że mam twoje geny. - Odpyskowałam niczym dziecko.
Mama przywróciła na to oczami a tata po raz kolejny warknął. Byłam na nich wściekła. I w tym układzie to ja miałam do tego prawo. Jeśli myśleli, że dam im za wygraną i będą mogli mi udowodnić, że nie jestem wystarczająco dojrzała, to cholernie się mylą.
Podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju bez słowa. Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy. Poza tym póki oni nieco nie ochłoną to i tak nie ma większego sensu.
Spojrzałam na Brendana, który stał do mnie tyłem. Akurat skończył rozmowę przez telefon. Podeszłam do niego od tyłu i pocałowałam go w kark. Objęłam go w pasie ten położył dłonie na moich dłoniach.
- Mama jest wkurwiona. Za to tata całkiem się cieszy i obiecuje, że będzie nam pomagał. - Wyjaśnił, kiedy ja przytulałam go, żeby się uspokoić.
- To dobrze, bo moi słabo to przyjęli. - Oznajmiłam, przymykając oczy.
- Wiem. Zresztą cały kontynent już wie. - Zarzartował, na co parsknęłam cicho śmiechem. - Daj im czas. Jak ochłoną, będzie lepiej.
- Ta. - Mruknęłam, całując go po karku i szyi. - Udowodnię im, że jestem już gotowa. Może to dużo, ale sobie poradzę. Zajmę się tobą i dzieckiem, wilkołakami i wampirami. Wiem, że to ogromna odpowiedzialność i pochłonie to masę mojego czasu, ale przysięgam, że nie będę cię zaniedbywać. A z pracy w urzędzie, tak czy siak muszę zrezygnować.
- Ja też będę spędząc z tobą, więcej czasu. Postaram się mniej pracować i w bardziej regularnych godzinach. Najlepiej będę jeździć do biura, wtedy kiedy ty. Jakoś sobie poradzimy. Razem. - Zapewnił opierając się o moją klatkę piersiową. - Chyba nie powinienem tak robić, kiedy jesteś w ciąży.
- Daj spokój. Dziecko jest niżej. - Oznajmiłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Nic mu nie będzie. W końcu to nasz maluch. To znaczy na razie chyba bardziej zlep komórek, ale wiadomo, o co chodzi.
- Zależy, co się urodzi. Wilczek, wampirek, hybryda a może człowiek. Z naszych genów różne cuda mogę wyjść. - Stwierdził rozbawiony, obracając się do mnie przodem.
- Może też być kotek. Wiesz czasem dzieje się tak, że wilkołakom rodzi się kotołak. Nie ma co do tego żadnej zasady, ale jest szansa, że urodzi nam się kotołak. - Oznajmiłam, zarzucając ręce na jego ramiona. - Zresztą to i tak cztery miesiące, jak przy wilkołaku więc w tym kontekście to bez różnicy.
- Będziemy mieć niespodziankę. - Stwierdził, obejmując mnie w pasie. - Nie jesteśmy gotowi no, ale mamy jeszcze kilka miesięcy, by oswoić się z tą myślą.
- Ty wymyśl imię dla chłopca a ja dla dziewczynki. Dobra? - Spytałam, będąc już w znacznie lepszym humorze.
- Tylko nie pszesadź z tym imieniem jak Twoi rodzice. Tak, że, jak wyświetli się jej imię w wiadomościach, to nie będę myślał kilkanaście minut o kogo chodzi. - Zasugerował, na co oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Będę łagodniejsza dla naszej córki. Tylko Ty wymyśl coś ładnego dla naszego syna. Tak żeby pięciu chłopców w klasie nie miała tak samo na imię jak on.
Brendan już nic nie powiedział, jedynie pocałował mnie w usta. W tym momencie poczułam, że naprawdę mogę na nim polegać. I póki jesteśmy razem to poradzimy sobie ze wszystkim.
- Ruchajcie się u siebie nie na korytarzu! - Krzyknął Filip, na co oboje parsknęliśmy śmiechem przerywając nasz pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top