🅧🅧🅘🅧
Stałam na środku sali z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Byłam delikatnie mówiąc, wkurwiona. Cały mój cudowny plan poszedł się jebać przez jakiegoś zapatrzonego w siebie dupka. Wzięłam głęboki wdech próbijąc się uspokoić. Nie chciałam, podejść do sprawy zbyt nerwowo. W końcu nie chciałam, pokazać sobie jako furiatki. Tylko jako rozważną kobiete, która potrafi podejmować racjonalne decyzje. Chociaż szczerze to nawet nie wiedziałam, dlaczego tak mi zależało.
W końcu drzwi do sali narad się otworzyły. Spojrzałam z pogardą na Rosjanina prowadzonego przez dwa wilkołaki. Zatrzymał się jakieś pół metra przede mną i obdarzył mnie bardzo pewnym siebie uśmiechem. Był z siebie dumny i to nie podlegało dyskusji.
- Jeszcze dwa dni temu nie chciałeś zdradzać ludziom tajemnicy, a dzisiaj sam to zrobiłeś. Dlatego? - Spytałam, chociaż nie liczyłam na jakąś szokująca odpowiedź.
- Okazałaś brak szacunku nam wszystkim bezpodstawnie nazywając sobie naszą przywódczynią. Dlatego podjąłem własną decyzję na swoim kontynencie.
- Po pierwsze Rosja to kraj. - Oświadczyłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Poza tym sami mnie wybraliście w głosowaniu.
- My nie tak wybieramy władze. Dziedziczymy ją lub o nią walczymy często z narażeniem życia. Dlatego nie masz prawa nazywać się naszą przywódczynią. - Stwierdził posyłając mi zabójcze spojrzenie. Ciekawe gdzie postanowił zakopać moje zwłoki?
- Dlatego ludzie się nas boją. Zachowujemy się jak zwierzęta a nasza polityka utknęła w średniowieczu. Jednak ja to zmienię. - Zapewniłam, prostując się dumnie. - Odbieram Ci tytuł Alfy Rosji. - Oznajmiłam a ten od razy rzucił się w moją stronę. Gdyby nie dwie bety już pewnie byłoby ze mną słabo.
Wilkołaki z pomocą dwóch wampirów zmusiły Dimitra by ukląkł na podłodze. Ten nieprzerwanie warczał a jego oczy, zmieniły kolor na czerwony. Widać było, że traci nad sobą panowanie. Jednak ja nie zamierzałam odpuścić. Nie byłam słaba i przerażona kobietą, która wystraszyłaby się jakiego agresora, którego chyba hodowano na sterydach.
- Nie masz prawa! - Warknął wkurzony próbują się wyrwać trzymającym go wilkołakom.
- Właśnie, że mam więc z niego korzystam. - Oświadczyłam pewnie, czym tylko bardziej go wkurzyłam.
To znaczy, nie mam pojęcia czy takie mam. Jednak najgorszym co mogłam w tym momencie zrobić było zawahanie się i pokazanie braku pewności siebie.
- Jeśli chcesz bym zrezygnował to ze mną walcz. - Rzucił wyzywająco, jednak ja pozostałam niewzruszona. A przynajmniej próbowałam na taką wyglądać.
Normalnie już dawno bym z nim walczyła. Nigdy nie bałam się krwawych starć. I bardzo rzadko odmawiałam dobrej walki. Jednak mój stan nie powalał mi przyjąć wyzwania. Nieco nad tym ubolewałam, jednak zamierzałam wykorzystać to na własną korzyść.
- Nie. Nie będziemy walczyć. To już nie te czasy gdzie mógł rządzić najsilniejszy idiota. Teraz wszystko się zmieni. - Zapewniłam, a następnie przeniosłam wzrok na drugiego alfę i trzy wampiry. - Wy również możecie pożegnać się ze swoimi stanowiskami. Nie będę tolerować jakiegokolwiek braku szacunku w kierunku mojej osoby i podejmowanych przede mnie decyzji.
W tym momencie na całym świecie panował chaos. A ja, zamiast coś z tym zrobić siedziałam i sądziłam pięciu debili, którzy to rozpoczęli. I naprawę nie uśmiechało mi się ich degradować. To był możliwie najgorszy moment na zmiany władzy. Jednak ogromnych zmian nadal jest w nas wiele ze zwierząt. Dlatego, jeśli inni wyczują moją słabość, również zaczną ignorować moje rozkazy. A to nie był dobry moment na bunty. Jakby jakikolwiek moment był na nie dobry.
- Jak szybko jesteście w stanie wybrać nowe Alfy i radnych? - Spytałam, przenosząc wzrok na ich bety i pozostałych radnych.
- Nasz alfa ma syna. On mógłby przejąć władze. - Stwierdził Paul beta Alfy Ameryki Południowej.
- Jest tutaj? - Dopytałam, na co beta skinął głową. - Więc go przyprowadź. On ma syna? - Spytałam spoglądając na Maxima, beta Alfy Rosji.
- Nie. Jednak ma starszą siostrę. Nie przejęła władzy, bo jest kobieta. - Wyjaśnił, na co ja skrzywiłam się lekko. Czasem zapominam, że do naszych licznych wad zalicza się seksizm. - Jednak jeśli o moje zdanie chodzi, zawsze się do tego nadawała.
- Więc ją tutaj sprawdź. Co z radnymi? - Dopytałam, przenosząc wzrok na obecne wampiry.
- Daj nam dwie godziny. - Poprosił Filip, na co jedynie skinęłam głową.
- Nowe Alfy zdecydują o ich dalszym losie. A król wampirów osądzi radnych. - Zadecydowałam, na co reszta posłusznie skinęła głowami.
Może wybieranie jako nowe Alfy i radnych członów rodzin zdrajców nie było najrozsądniejsze. Jednak w naszym świecie są pewne zasady, które ciężko zmienić. I doskonale wiedziałam, że, wilkołakom i wampirom łatwiej będzie przystosować się do nowej władzy, jeśli będzie ona wynikała z prawa krwi. Które mówi o tym, że władza w pierwszej kolejności należy się osoba z genetycznym pokrewieństwem względem poprzedniego władcy. Na świecie panował już wystarczający chaos bym teraz dodatkowo poczyniła drastyczne zmianami we władzy.
Straż wyprowadziła obie Alfy i radnych z sali, a ja odetchnęłam z ulgą. Wydawało mi się, że poradziłam sobie całkiem dobrze. I mój stan chyba po raz pierwszy zadziałał na moją korzyść. Głównie dlatego, że dzięki niemu powstrzymałam się od gwałtownych reakcji.
- W sprawie sytuacji panującej na świecie. - Zaczęłam, starając się nie spanikować i nie podjąć jakiejś głupiej decyzji. Co w moim przypadku graniczyło z cudem. - Powinnam spotkać się z przywódcami ludzkiego świata.
- Zorganizujemy spotkanie. - Obiecał Filip, na co ja z wdzięcznością skinęłam głową. - Pójdę tam z tobą. Tylko nasza dwójka, tak by nie wystraszyć reszty.
- Niech będzie.
Początkowo chciałam iść kompletnie sama. Jednak wiedziałam, że na politycznych pytaniach mogłam wymięknąć. W przeciwieństwie do Filipa nie znałam się na tym jakoś super dobrze. A miło by było nie zrobić z siebie kompletnej idiotki. I przy okazji nie ośmieszyć nas wszystkich.
- Powinniśmy na jakiś czasy wycofać wilkołaki i wampiry z ulic. Niech nie rzucając się w oczy. Ludzie muszą jakoś to przetrwać. - Zasugerował Eliot, a ja już wiedziałam, że nikomu nie spodoba się ta decyzja.
Walczyli o wolność. Walczyli o możliwość bycia sobą. A wywalczyli siedzenie cicho i strach przed prześladowaniem. Doprawdy udany strajk.
- Zrobimy to. - Zaradziłam czują, że szybko stanę się jedną z najbardziej znienawidzonych przywódczyń na świecie. - W najbliższych dniach przemowie też to naszych poddanych. Muszą wiedzieć, jaka jest sytuacja. Na razie wy spróbujcie jakoś uspokoić sytuację na swoich terenach. Możecie odejść.
- To będą zajebiście trudne tygodnie, a nie dni. - Mruknął mój starszy brat, podchodząc do mnie. - Nie chce nawet myśleć, ile rzeczy w tym czasie może jeszcze pójść nie tak.
- Nawet mnie kurwa nie strasz. - Poprosiłam, ruszając do wyjścia.
Sytuacja była cholernie trudna. I wymagała pewnie większych umiejętności przywódczych niż te, które posiadałam ja. Jednak to na mnie spoczywała odpowiedzialność. I nie zamierzałam zawieść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top