Private Lessons

[...]

— Mała – Baekhyun powtórzył wcześniejsze słowa swojego rozmówcy, jakby ich sens cały czas do niego nie dotarł. — Naprawdę nazwałeś swojego psa Mała? – powiedział z rozbawieniem, zaraz po tym wybuchając głośnym śmiechem, który rozniósł się echem po ścianach całego pomieszczenia.

Chanyeol spojrzał zdezorientowany na Baekhyuna, który praktycznie tarzał się przed nim po podłodze z powodu rozbawienia.

— Nie rozumiem, czemu tak bardzo cię to bawi, Byun. – Przyznał młodszy, obserwując jak szatyn naprzeciwko niego próbuje złapać powietrze do płuc, lekko przy tym pokaszlując.
Gdy Baekhyunowi udało się już powrócić do wcześniejszego stanu, przetarł wierzchem dłoni załzawione od śmiechu oczy, następnie patrząc z figlarnym uśmiechem na twarz Chanyeola.

— Nie mogłeś nazwać jej jakoś bardziej, no nie wiem, normalnie? Na przykład Łatka, Luna czy choćby Gertruda? Ale Mała? Naprawdę Park, myślałem, że stać cię na więcej. – Zakończył szatyn, powtórnie zanosząc się śmiechem, który w Chanyeolu, pomimo całej sympatii, jaką darzył swojego gościa, spowodował nagły przypływ irytacji.

— Tak, nazwałem psa Mała, ponieważ, jeśli dotąd nie zauważyłeś, jest ona bardzo mała! – Uniósł głos, wskazując przy tym na sześciomiesięcznego szczeniaka, który spał sobie smacznie na swoim posłaniu, nie robiąc sobie nic z kłótni nastolatków.

W pokoju nagle zapanowała cisza, podczas której Park zdołał ochłonąć, natomiast Baekhyun odwrócił wzrok zawstydzony tym, że doprowadził Parka do takiego stanu. Wiedział już wcześniej, że przyjście do domu tego gigantycznych rozmiarów wybryku natury będzie złym pomysłem, jednak nie mógł odmówić, kiedy Park Chanyeol, kapitan szkolnej drużyny koszykarskiej, podszedł do niego na przerwie, prosząc o pomoc w zadaniu z matematyki. Jego błagalny w tamtym momencie ton rozczulił Baekhyuna, przez co naprawdę nie był on w stanie odrzucić prośby młodszego chłopaka.

I wcale nie zgodził się na ten układ jedynie dlatego, że Park nie miał wtedy na sobie podkoszulka i był prosto po dwugodzinnym treningu, przez co nie dość, że jego mięśnie  były napięte, to dzięki temu doskonale wyeksponowane. Wcale.

— Z tego co wiem, – nagły, głęboki głos koszykarza spowodował, że pojedynczy dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa Baekhyuna. — ty również masz zwierzaka. Kotkę, jeśli się nie mylę. Prawda, Byun? – Chanyeol uśmiechnął się przebiegle, wiedząc już, że trafił w czuły punkt szatyna, ponieważ uśmiech, jaki widniał na twarzy starszego, zszedł z niej tak szybko, jak się pojawił.

— Może i mam, nic ci do tego, Park. – Baekhyun położył specjalny nacisk na nazwisko chłopaka, ponieważ sam nienawidził, gdy ktoś zwracał się do niego po nazwisku, szczególnie w taki sposób, w jaki zrobił to koszykarz. —Po drugie nie kotkę, tylko kota. – dodał po chwili, wywołując tym sposobem jeszcze większy uśmiech na twarzy młodszego.

— Jego imię? – Chanyeol ciągnął tą grę z satysfakcją obserwując, jak twarz starszego z każdą chwilą zmienia swój odcień na bardziej czerwony, a sam Baekhyun ucieka wzrokiem w przeciwnym kierunku.

W pewnej chwili szatyn zupełnie spuścił głowę, przypominając wyglądem małego, bezbronnego szczeniaka. Chanyeol był zmuszony powstrzymać swój chichot widząc, jak uroczo, a zarazem nieporadnie wyglądał jego rozmówca.

Duży.

Słowa Byuna sprawiły, że Park nagle totalnie stracił orientację w ich rozmowie. Co do cholery?

Młodszy powtórnie spojrzał na Baekhyuna, chcąc zrozumieć sens jego słów, jednak jego uwagę przykuło miejsce, w które szatyn uporczywie wlepiał swój wzrok. Chanyeol nakierował swoje spojrzenie w to samo miejsce, które okazało się być niczym innym, jak jego...

— Trzeba było od razu powiedzieć, że komplementujesz mojego penisa! Dzięki, Byun, doceniam. – Szelmowski uśmiech zagościł na twarzy chłopaka, a jego słowa spowodowały, że policzki starszego przybrały odcień dorodnego pomidora.

— Co?! Park, ty zboczeńcu! Mój kot nazywa się Duży! Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że mam na myśli twojego mikrusa!? On nawet nie dorównuje wielkości ołówka! Ty cholerny patafianie, jak ja cię zaraz...

Zanim Baekhyun zdążył dokończyć swoją wypowiedź, poczuł nieprzyjemny ból na lewym pośladku, przez co z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie, zaraz przytłumione przez usta Parka, które z zadziwiającą siłą naparły na jego wargi.

Nie było już czasu na rozmyślanie o tym, że Park Chanyeol kilka sekund temu klepnął go w tyłek. Sprawa ta zeszła na drugi plan wraz z chwilą, w której miękkie usta młodszego zaczęły atakować wargi Baekhyuna, składając na nich głębokie pocałunki.

Park uśmiechnął się sam do siebie, gdy po kilku sekundach szoku, Byun w końcu odwzajemnił jego czyny, wpierw nieśmiało, jednak z każdą chwilą coraz pewniej i bardziej zaborczo. Powtórnie ścisnął pośladki starszego, by w ten sposób z łatwością podnieść go do góry, nie przerywając przy tym ówczesnej czynności.

Oderwali się od siebie na kilka sekund, patrząc nawzajem w swoje oczy. Tęczówki Baekhyuna wypełnił blask, dzięki czemu wyglądały one niczym połyskujące w złocie. Widząc, jak ogromnego uroku dodało to starszemu chłopakowi, serce Parka przyspieszyło nieznacznie swój bieg, a przez jego myśli przemknęło pojedyncze zdanie, które po chwili wahania wypowiedział na głos, kładąc przy tym swoją dłoń na rozgrzanym policzku szatyna.

— Jesteś kurewsko piękny, Baekhyun.

Szatyn, słysząc słowa wypowiedziane przez Parka poczuł, jak na jego twarzy znów pojawiają się ogromne rumieńce, a w jego podbrzuszu stado motyli wzbija się do lotu. Głupie, kolorowe owady.

I pomimo tego że jego ciało potrzebowało Parka, nie chciał wyjść na łatwego, oddając się mu w tym momencie. Wychodził z założenia, że co za dużo, to niezdrowo.

Bo jak o tym pomyśleć, to w sumie już trzeci raz dzisiejszego dnia wylądował z Chanyeolem w jednoznacznej pozycji. Pierwszy raz był rano, w domu Byuna, zaraz po jego obudzeniu, kiedy to Park zrobił 'niespodziankę' Baekhyunowi i nie wiadomo skąd znalazł się w jego mieszkaniu, a później łóżku, natomiast drugi w szkolnej toalecie w połowie dnia, gdy Baekhyun został praktycznie porwany przez młodszego z lekcji matematyki.

Byun uśmiechnął się, zdając sobie sprawę ze swojej bezradności we wszystkich tych sytuacjach. Park omiótł go sobie wokół palca już podczas pierwszego dnia szkoły, czyli ponad trzy miesiące temu i od tej pory codzienny seks stał się dla nich pewnego rodzaju rutyną.

Szkolny kujon i kapitan drużyny koszykarskiej. Dobrali się idealnie, kto by pomyślał.

Jednak od tamtego czasu w nudnym dotąd życiu Baekhyuna w końcu pojawiła się jakaś ważna dla niego osoba, która wniosła ze sobą również rozrywkę i przede wszystkim radość. Tą osobą był właśnie Park Chanyeol, który rozkochał go w sobie bezgranicznie, nie mając w ogóle o tym świadomości.

Jednak Baekhyunowi zupełnie nie przeszkadzał taki stan rzeczy, dopóki Chanyeol był jego. A był, ponieważ pomimo braku jakichkolwiek słów, szatyn wiedział, że ma w garści serce Parka, jak i jego samego.

— Wiesz, że czułe słówka wcale nie sprawią, że nagle zmienię zdanie o twoim penisie, prawda? Nadal uważam, że jest mikrusem. – Byun uśmiechnął się przebiegł, widząc jak w oczach Parka pojawia się zabawna według starszego żądza mordu, skierowana do jego osoby.

Po chwili jednak Baekhyun pisnął zaskoczony, gdy w jednym momencie spodnie zostały zdarte z jego nóg wraz z bokserkami, a ręce Parka zlokalizowały się z powrotem na jego, tym razem nagich pośladkach, znów podnosząc chłopaka gwałtownie do góry. Podczas tych kilku sekund, Baekhyun zdołał zobaczyć, że jego ukochany już dawno pozbył się swojej odzieży, a ostatnim, co szatyn pamiętał, zanim zupełnie oddał się przyjemności, był cichy, głębszy niż zazwyczaj głos Chanyeola, działający na jego zmysły niczym rozsadzający je dynamit.

– W takim razie może ostre pieprzenie tym właśnie mikrusem zmieni twoje zdanie, Baekkie.

Koniec

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top