𝟙𝟛.𝟚
Przetarłam dłonią lustro, próbując zetrzeć parę, która sprawiała, że nie widziałam własnego odbicia. Niewiele spałam w nocy i czułam się fatalnie. Dużo lepiej byłoby, gdybym wcale się nie położyła, ale nie mogłam dłużej walczyć ze zmęczeniem. Powinnam wziąć zimny, orzeźwiający prysznic, jednak nie byłam w stanie się do tego zmusić. Na samą myśl o lodowatej wodzie robiło mi się słabo.
Spojrzałam na swoje odbicie i wysiliłam się na delikatny uśmiech. Nie mogłam dłużej użalać się nad sobą. Musiałam działać. Ułożyć plan, by odzyskać siostrę i nie doprowadzić do upadku firmy. Nie chciałam zawieść rodziny po raz kolejny, już i tak zbyt długo zwlekałam z informacją o zaginięciu Blanki.
Skupiłam się na porannej toalecie. Rozczesałam włosy, wysuszyłam je. Było wcześnie, bo dochodziła dopiero siódma, ale nie miałam czasu do stracenia. Wyszłam z łazienki, kierując się do sypialni, by w garderobie odnaleźć odpowiednie ubrania.
Zatrzymałam się jednak w połowie drogi, zauważając Stanleya, który w samych bokserkach krzątał się po części kuchennej, najpewniej szykując śniadanie. Wesoło pogwizdywał, zupełnie tak, jakby miał świetny nastrój. Czułam się podle, ponieważ w nocy padło między nami sporo gorzkich słów, a po nim wcale nie było tego widać. Żałowałam, że nie mogłam uniknąć spotkania z nim.
— Dzień dobry, skarbie — powiedział, gdy tylko zauważył moją obecność. Uśmiechnął się i podszedł do mnie, całując przelotnie moje usta. — Kończę śniadanie. Ubierz się i możemy jeść — oznajmił, delikatnie pocierając opuszkami palców mój policzek. Czule, z troską.
— Jasne. Daj mi kilka minut — odparłam automatycznie, walcząc sama ze sobą, by tego nie skomentować. Ugryzłam się w język, ponieważ byłam w bojowym nastroju, gotowa walczyć, a on zdecydowanie nie miał takiego zamiaru. Nic nie drażniło mnie bardziej niż brak możliwości porządnej konfrontacji.
Zamknął sprawę swojego brata, zupełnie tak, jakby nie była istotna. I najpewniej tak właśnie czuł. Stanley nie był idealnym starszym rodzeństwem, między innymi dlatego, że Blake był traktowany przez pół życia niczym brudny sekret, który miał nie ujrzeć światła dziennego. I czasami odnosiłam wrażenie, że łatwiej byłoby mu w życiu, gdyby świat nie wiedział, kto był jego ojcem.
Potrząsnęłam głową, pozbywając się niechcianych myśli i ruszyłam, by dotrzeć do garderoby. Ubrałam się, sięgając po jeden z wygodniejszych zestawów, jaki miałam w swojej szafie i wróciłam do salonu, gdzie Stanley kończył nakrywać stół.
— Potrzebujesz pomocy? — zapytałam z grzeczności, ponieważ obydwoje wiedzieliśmy, że w kuchni nie szło mi najlepiej.
Kiepsko gotowałam i nie byłam przykładną panią domu. W momencie, w którym odkryłam, że skupienie się na karierze pozwala mi na stabilizację i poczucie bezpieczeństwa, w pełni się temu oddałam. Rodzina Harrringhtonów nie miała nic przeciwko temu. Wspierali mnie. Mogłam pozwolić sobie na pomoc domową, czy jedzenie na mieście, więc zdecydowanie wolałam skupić się na pracy, która dawała mi dużo więcej satysfakcji niż niezdarne próby ogarnięcia życia domowego.
— Nie, siadaj. Zaraz podam ci kawę — odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
W takim wydaniu Stanley wyglądał naprawdę świetnie. Chwilę wpatrywałam się w niego, obserwując grę mięśni na jego ciele. Spędzał na siłowni kilka godzin w tygodniu, dość intensywnie trenując i było to po nim widać. Był przystojny, świetnie zbudowany i sprawdzał się jako partner. Niestety, coraz częściej łapałam się myśli, że byliśmy zbyt podobni, by móc się uszczęśliwić. Nie był wyzwaniem, nie sprawiał, że moje serce biło szybciej. Dawał mi spokój i przez długie lata wydawało mi się, że tylko tego potrzebuję do szczęścia.
I być może się myliłam.
Coś ewidentnie się między nami zepsuło.
Wcześniej uważałam, że byłam przewrażliwiona z powodu rodzinnych problemów i dlatego zaczynały mi przeszkadzać pewne sytuacje. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz częściej dopuszczałam do siebie myśl, że na siłę idealizowałam Stanleya i dłużej nie potrafiłam ignorować jego zachowań oraz półprawd, którymi mnie karmił.
— Mogę cię o coś spytać? — zaczęłam niepewnie, przypominając sobie, że przez jego nagły wyjazd, nadal nie poruszyłam kwestii spółki, w której miał udziały. A która ukradła projekt naszej agencji.
Zesztywniał na chwilę, obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem, westchnął głośno i już po chwili opanował burzę w swoich oczach.
— Riley, prosiłem cię, byś się w to nie mieszała. Obiecaj mi, że odpuścisz sobie sprawę Blake'a, bo ona naprawdę cię nie dotyczy — odpowiedział, uśmiechając się pobłażliwie.
Użył do tego takiego tonu, jakbym była niesfornym dzieckiem, który milionowy raz prosi o nowy rowerek, chociaż nie było możliwości, by go dostać.
Skrzywiłam się i wzięłam głęboki wdech, starając się zapanować nad złością, która niczym kwas zalewała moje ciało. Pierwszy raz tak jawnie się nie zgadzaliśmy i wcale nie podobało mi się to, że Stanley próbował zmieść tę sprawę pod dywan. Jakby zupełnie nie istniała.
— A ty możesz mi to obiecać? Że nie będziesz się w to wtrącał? — odbiłam pytanie, marszcząc gniewnie brwi.
Stanley położył dwa kubki na blacie i zajął miejsce naprzeciw mnie. Spojrzał wprost w moje oczy i lekko się uśmiechnął, zupełnie tak, jakby nie dostrzegał mojej złości.
— Oczywiście. Obiecuję. Nie będę się w to więcej mieszał — powiedział spokojnie, upijając mały łyk kawy, jakby naprawdę potrafił sobie odpuścić. Akurat.
Nie potrafiłam mu uwierzyć, a jego szybka kapitulacja wzmogła jedynie moją czujność. Znowu próbował mnie oczarować i zbyć. Czasami świadomie mu pozwalałam na ten zabieg, ale skończyłam z tym. Najwyraźniej zrobił to, co zaplanował i nie było potrzeby, by dalej w to ingerował. Ukłuła mnie ta myśl.
Nie zamierzałam niczego obiecywać, ponieważ musiałabym złamać dane słowo, a nie lubiłam tego robić. Zamierzałam prosić Rydera, by bliżej przyjrzał się tej sprawie i miałam nadzieję, że znajdzie sposób na to, by Anette odkryła wszystkie swoje karty. Pokazała swoje prawdziwe oblicze. Wierzyłam w to, że miałam rację i wcale nie była tak nieskazitelna, jak próbowała pokazać. Chciałam, żeby Blake mógł odetchnąć z ulgą. Wszystko byłoby dla niego lepsze niż trwanie w niepewności. Podświadomie czułam, że nie był ojcem dziecka i jednocześnie w głowie błąkał się jakiś niepokój, że prawda może nam się nie spodobać. Nikomu.
— Horizon Media LLC. Mówi ci to coś? — zapytałam ostrożnie, zmieniając temat i uważnie go obserwując.
— To ta spółka, która była zamieszana w sprawę z plagiatem, prawda? Wyjaśniło się coś? — odparł spokojnie. Nie zawahał się, nie skrzywił. Nie pokazał, że to pytanie jakkolwiek mogło go zdenerwować.
Potrzebowałam prawdy, ale nie miałam czasu na zabawę w kotka i myszkę. Zgodnie z moją poranną prośbą Asli umówiła mnie z Damienem w restauracji w hotelu, w którym miała odbywać się impreza pożegnalna Normana i musiałam się pospieszyć. Moja asystentka chyba nigdy nie spała, ponieważ zawsze reagowała błyskawicznie na moje wiadomości. Była niezastąpiona i naprawdę byłam jej wdzięczna za to, że postanowiła wrócić. Porzuciła swoje plany, by móc mnie wspierać. Miałam pewność, że nie istniał sposób, bym mogła się jej w pełni za to odwdzięczyć.
Zamierzałam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – Damien chciał się ze mną spotkać, a ja wciąż nie dopięłam wszystkich szczegółów dotyczących planowanego przyjęcia. Skoro był nowym właścicielem Empire Hotel, wszystko powinno się udać. Ten mężczyzna wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Nie mogłam mu nic zarzucić, ale odnosiłam wrażenie, że oczekiwał ode mnie nieco więcej, niż wspólna praca.
Podeszłam do swojej torebki i wyciągnęłam kopię dokumentów, którą przekazał mi Ryder, by raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości. Rozłożyłam kartki przed Stanleyem i pozwoliłam, by przez dłuższą chwilę skupił na nich wzrok. Nie odezwał się jednak, choć bardzo na to liczyłam. Uważnie studiował dokumenty, nie pokazując żadnych emocji. Najwyraźniej wcale nie miał pojęcia, o co tak naprawdę pytałam. Albo tak dobrze grał. Bolało mnie serce na samą myśl, że mógłby być winny. I źle się czułam, podejrzewając go o najgorsze.
— Możesz mi to jakoś wyjaśnić? — zapytałam nad wyraz spokojnie, wskazując na jego nazwisko na jednej ze stron. W środku aż się we mnie gotowało od tej niepewności.
Serce mówiło mi, że nie mógł tego zrobić, ponieważ mnie kochał, ale rozum podpowiadał, że miałam wszystkie dowody przeciwko niemu podane na tacy. Był w to zamieszany. Czekałam na jakąkolwiek reakcję ze strony Stanleya, niestety nie doczekałam się. Nie dlatego, że nie chciał udzielić mi odpowiedzi, a z powodu telefonu, którego dźwięk rozbrzmiał w pomieszczeniu.
— To twój. Sprawdź, bo to może być ważne — powiedział Stanley, spoglądając na mnie. — To na pewno coś ważnego, skoro ktoś dzwoni tak wcześnie — dodał, przytakując swoim słowom ruchem głowy.
Nie mogłam się z tym kłócić. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam do sypialni, by zlokalizować telefon.
Ryder dzwonił.
Bez zawahania odebrałam, ciesząc się tym, że Stanley został w jadalni, więc nie mógł usłyszeć, o czym rozmawialiśmy. Nie ukrywałam, że szukałam siostry, ale z drugiej strony w głowie ciągle miałam słowa informatyka, że nie powinnam ufać nikomu, jeśli chodziło o tę sprawę.
— Tak?
— Znalazłem coś. To nie rozmowa na telefon — zaczął, natychmiast przechodząc do sedna.
— Kiedy możesz się ze mną spotkać? — spytałam, mając nadzieję, że nie będzie to kolejny dzień. Chciałam działać i jeśli twierdził, że coś znalazł, ufałam mu. Chciałam wierzyć, że to pomoże mi ruszyć i odnaleźć siostrę.
— Późnym popołudniem. Spotkamy się na mieście, wyślę ci adres w wiadomości. Do zobaczenia. — Nim zdążyłam cokolwiek więcej powiedzieć, rozłączył się.
Westchnęłam ciężko i poprawiłam włosy, które opadły na moją twarz. Nie chciałam wyjść na naiwną, ale potrzebowałam cienia nadziei, że ta sprawa szybko się rozwiąże. Zablokowałam telefon i wróciłam do Stanleya.
Przynajmniej taki miałam plan, ale nie zauważyłam go przy stole. Usłyszałam natomiast szum prysznica, więc najwyraźniej dla niego nasza rozmowa była skończona. Postanowiłam mu chwilowo odpuścić, ponieważ odpowiedź nie była, aż tak konieczna. Niewiele zmieniała. Zwłaszcza że sprawiał wrażenie, jakby nie miał pojęcia o tych udziałach. I albo dobrze kłamał, albo nie zarządzał tą spółką i była ona jedną z wielu, która po prostu przypadła mu w udziale po ojcu. Albo przez ojca.
Nie chciałam go podejrzewać jedynie na podstawie poszlaki, a Stanley nie był takim typem człowieka. Nie wbijał noża w plecy, jeśli już to prosto w serce, tak, by każdy wiedział, za co oberwał.
Musieliśmy sobie jeszcze wiele wyjaśnić, ale w tym momencie miałam poważniejsze rzeczy na głowie i na nich zamierzałam się skupić. Stanley nie wywinie się od wyjaśnień – po prostu chwilowo odroczyłam wyrok.
Sięgnęłam po grzankę, wiedząc, że to powinno mi wystarczyć na dobry początek dnia i zaczęłam się zbierać do wyjścia, wzywając transport.
Miałam to szczęście, że nie musiałam długo czekać, ponieważ niedaleko mieszkania, był postój taksówek. Mijając znajome uliczki, zastanawiałam się, jak rozegrać spotkanie z Dallasem, żeby wyjść na profesjonalistkę i jednocześnie nie upić się przed południem. Jego towarzystwo nie należało do najprzyjemniejszych. Wątpiłam w to, że uda mi się szybko podpisać z nim umowę na wynajęcie sali bankietowej i całego dachu, załatwiając przy tym sprawę, która go interesowała, ale zamierzałam skrócić całe spotkanie do minimum.
Gdy wkroczyłam do hotelowego holu, z daleka widziałam już Damiena, który czekał na mnie przy jednym ze stolików, zlokalizowanych zaraz przy wejściu do restauracji. Nie spodziewałam się tego, ponieważ dotarłam na miejsce pół godziny wcześniej, mając zamiar przejrzeć dokumenty przy posiłku.
— Riley, dzień dobry. — Podniósł się, zauważając mnie niemalże natychmiast. Chociaż może miało to związek z tym, że jego pracownik wysłał mu wiadomość, informując o moim przybyciu. To zgadzałoby się z tym, że gdy weszłam, wpatrywał się w komórkę. — Zapraszam. — Podszedł do mnie, wyciągając dłoń.
— Dzień dobry — odpowiedziałam, witając się z nim krótkim uściskiem. Wprawdzie próbował ucałować moją rękę, ale mu to uniemożliwiłam. — Nie mów, że pomyliłam godziny spotkań.
— Nic podobnego — zapewnił, odsuwając dla mnie krzesło. — To ja jestem za wcześnie. I ty również.
Usiadłam i w tym samym momencie pojawił się obok nas kelner, podając nam karty.
— Dziękuję — powiedziałam automatycznie, odbierając kartę od kelnera i skupiłam swoją uwagę na Damienie, który odprawił chłopaka, twierdząc, że musimy się chwilę zastanowić nad zamówieniem. — Będziesz miał coś przeciwko, jeśli zamówię jakąś sałatkę? Jeśli mam być szczera, zamierzałam coś zjeść i trochę popracować przed naszym spotkaniem — przyznałam, śledząc wzrokiem tekst.
— Nie. Mam nadzieję, że to ty nie będziesz miała nic przeciwko, bym ci już teraz towarzyszył. Posiłek w towarzystwie jest znacznie przyjemniejszy, niż w pojedynkę — zauważył, uśmiechając się do mnie w swój czarujący sposób.
Damien naprawdę mógł się podobać kobietom. Oprócz wzorowych manier miał też pewien urok, tak typowy dla mężczyzn, którzy wiedzą, co sobą reprezentują i potrafią roztaczać swój czar, bez większego wysiłku. Sama mogłabym zawiesić na nim oko na dłużej, ale gdy na mnie patrzył tym swoim świdrującym spojrzeniem, przechodził mnie dreszcz. Było w nim coś niepokojącego, a zainteresowanie, które tak jawne mi okazywał, zwyczajnie mnie drażniło.
— Oczywiście, że nie. Więc zamówmy coś, a później możemy zając się pracą i sprawą, którą do mnie masz — odparłam, odwzajemniając jego uśmiech.
Skupiliśmy się na przeglądaniu menu. Po chwili pojawił się kelner, który przyjął nasze zamówienie. Czekając na, posiłek prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę o wszystkim i o niczym. Walczyłam ze sobą, by nie spoglądać co chwila na zegarek, nerwowo ruszając prawą nogą pod stołem. Zawsze tak się działo, gdy traciłam cierpliwość.
— Mogę cię o coś spytać? — zapytał, bacznie mi się przyglądając.
Wsunęłam porcję sałatki do ust i zmrużyłam lekko oczy, kiwając głową, by wyrazić zgodę. Z jednej strony miałam ochotę uciec z tego spotkania, a z drugiej miałam świadomość, że nie mogłam stracić takiego klienta, jak on. Odłożyłam widelec, kończąc posiłek. Nadeszła pora, by przejść do interesów. W przeciwnym razie naprawdę będę potrzebowała alkoholu.
— Słyszałem plotki o zaręczynach i że planujesz ślub. Chciałem zaproponować naszą salę bankietową na przyjęcie, ale nie widzę na twoim palcu pierścionka. Czyżbym miał błędne informacje? — spytał, wpatrując się w mnie.
Nasz świat był bezwzględny. Nic nie umykało nikomu. Uśmiechnęłam się lekko, leniwie i potarłam palcem wskazującym miejsce nad górną wargą, jakbym chciała kupić sobie nieco więcej czasu na odpowiedź.
— Nie noszę pierścionka, ponieważ chcemy poczekać na powrót moich rodziców, by oficjalnie to ogłosić. Ślub to logiczny krok, jesteśmy ze sobą od lat, szczęśliwi, więc nie ma sensu dłużej czekać — wyjaśniłam, czując dziwny uścisk w piersi. Zadziwiające było to, jak łatwo przychodziło mi kłamstwo.
Nie byłam pewna, kogo tak naprawdę oszukiwałam. Jego, czy może siebie?
— Więc moja propozycja jest aktualna. Chętnie udostępnię wam salę. W ramach prezentu ślubnego — dodał, uśmiechając się szeroko, chociaż w jego oczach mogłam dostrzec cień zawodu.
Musiałam to uciąć. Nie miałam zamiaru pozwalać sobie na podejrzenia o romanse z klientami. Nawet tak atrakcyjnymi.
— Dziękuję, dam ci znać, jeśli się zdecydujemy. Miałeś do mnie jakąś sprawę. Chciałabym do niej przejść, bo później muszę znaleźć managerkę hotelu, by przekazać jej wszystkie wytyczne, dotyczące przyjęcia, które tutaj organizujemy — powiedziałam, mając zamiar wrócić do właściwego tematu. — Mam nadzieję, że przygotowała już odpowiednią umowę i będziemy ją mogli podpisać.
Damien spojrzał na mnie, uśmiechnął się na nowo, w dość niegrzeczny sposób i pokiwał głową, jakby zrozumiał, co tak naprawdę chciałam osiągnąć. Nie powiedziałam tego wprost, ale dotarło do niego, że nie chciałam rozmawiać z nim o niczym innym, niż praca.
— Chciałem zatrudnić waszą agencję na stałe. Nie na poszczególne zlecenia, ale na dobre. Potrzebuję reklamy cały rok. Sezonowe eventy i tym podobne. Chciałbym, byś się tym zajęła. Co ty na to? — zaproponował. — Alison przekazała mi umowę dotyczącą waszej najbliższej imprezy. Możemy ją podpisać od razu.
Uśmiechnęłam się. To była w końcu jakaś dobra decyzja. Wiedziałam, że z takim klientem, i to na stałe, mogłam nie martwić się o finanse firmy. Zazwyczaj musieliśmy walczyć o zlecenia, a właściwie robiliśmy to, ponieważ kochaliśmy nowe wyzwania, chociaż baza naszych klientów była ogromna.
Miałam odpowiedzieć, wyrazić zgodę, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Zamierzałam go wyciszyć, ale zauważyłam, że to asystentka próbowała się ze mną skontaktować. Nie dzwoniłaby, gdyby sprawa nie była ważna, bo przecież zdawała sobie sprawę z mojego spotkania.
— Przepraszam, muszę odebrać — oznajmiłam, spoglądając na mężczyznę, jednocześnie przesuwając palcem po ekranie. Nie czekałam na jego zgodę, choć skinął uprzejmie głową. — Mów, Asli.
— Widziałaś nagłówki gazet? — zapytała.
— Jakie nagłówki?
— Aresztowali Michaela Powella, Riley — wypaliła, zrzucając na mnie bombę.
Rozszerzyłam ze zdumieniem oczy, biorąc głębszy wdech.
Przyjaciel Kennetha miał kłopoty, a w myślach od razu pojawiło się wspomnienie, gdy jakiś czas temu Thomas mu się przyglądał na przyjęciu. Nie udzielił mi żadnych informacji i nie przyznał, czy Michael był winny, czy podejrzany.
Rozłączyła się i przez chwilę wpatrywałam się w wyświetlacz telefonu, jakby za chwilę miał pojawić się na nim komunikat, że to wszystko, było jedynie fikcyjną informacją. Nie odważyłam się jednak sprawdzić wiadomości w Internecie.
— Riley, wszystko w porządku? Zbladłaś — wtrącił Damien, opierając dłoń na moim nadgarstku.
— Tak, tak. Przepraszam, muszę już iść. Szczegóły naszej współpracy ustalimy później. Mój prawnik przygotuje stosowne dokumenty i prześle je do was już podpisane razem z umową o wynajęcie restauracji i dachu — poinformowałam, zrywając się z miejsca i zbierając pospiesznie kartki ze stolika.
Musiał zrozumieć, że znalazłam się w kłopotliwej sytuacji, bo posłał mi pokrzepiający uśmiech, zyskując sobie moją sympatię.
Nagle wszystko przestało być istotne. Nie chciałam być niegrzeczna. Zamierzałam wrócić do biura i dowiedzieć się nieco więcej. Uwielbiałam Michaela i musiałam poznać prawdę.
Cześć, Pchełki!
Wiemy, że mamy problem z regularną publikacją, ale obiecujemy, że w końcu nam się uda skończyć tę historię. Liczymy na Waszą miłość i komentarze.
Ściskamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top