𝟟.𝟙
Thomas wyraźnie mnie unikał. Po wyjściu z hotelu, gdy udało mi się nieco ochłonąć, zrozumiałam, że bez względu na to, jak bardzo byśmy się starali, nie naprawimy naszej relacji. Byłam ostatnią osobą, która powinna wtykać nos w nie swoje sprawy. A to właśnie zrobiłam. Thomas był dorosły. Jeśli chciał mieszkać w hotelu, choć posiadał mieszkanie, mógł to robić. Moja oferta pomocy wynikała z dobroci serca, ale rozumiałam, że zbytnio się z nią pospieszyłam. Żadne z nas nie było gotowe na sprzątanie rzeczy Bradley'a. Jego reakcja nie powinna mnie zaskoczyć ani obrazić. Sama włożyłam kij w mrowisko. Zasługiwałam na to wszystko.
Obawiałam się, że Thomas wycofa się z poszukiwań osoby stojącej za plagiatem. Odetchnęłam z ulgą, bo tak się nie stało. Wiedziałam, że kręcił się po firmie, ponieważ moja niezastąpiona asystentka obrała sobie za cel, by przyglądać się nowemu pracownikowi. Od dwóch dni ani razu nie zajrzał do mojego gabinetu.
Gestem dłoni pozdrowiłam Rowana, uśmiechając się do niego przyjaźnie, nadal wsłuchując się w spokojny, rzeczowy ton Asli, która przekazywała mi kolejne informacje.
Byłam tak bardzo pochłonięta pracą, że cały dzień uciekł mi w ekspresowym tempie. O mały włos, a spóźniłabym się na jedno z ważniejszych spotkań, o którym asystentka ciągle mi przypominała.
Dlatego wyszłam z biura wcześniej. Spotkanie z Damienem Dallasem to nie było coś, na co czekałam z utęsknieniem, ale nie mogłam go przełożyć i liczyć, że ktoś inny pójdzie na nie za mnie. Nawet jeśli w towarzystwie biznesmena czułam się nie do końca komfortowo. Początkowo zakładałam, że starał się być miły, ale z każdym kolejnym spotkaniem odkrywałam, że się myliłam.
Podrywał mnie. I wcale się z tym nie krył. Mimo to nie mogłam ignorować moich obowiązków. Kenneth wierzył we mnie, a ja przecież potrafiłam zacisnąć zęby w odpowiednim momencie i po prostu się uśmiechać, udając, że czuję się wyśmienicie.
Tak było i tym razem, chociaż uwinęłam się ze wszystkim w niecałą godzinę. O dziwo, Dallas naprawdę cenił sobie współpracę z naszą agencją.
Wsiadłam do windy, wciskając odpowiedni przycisk na panelu i rozpięłam płaszcz, odczuwając różnicę temperatur pomiędzy wnętrzem budynku, a dworem.
— Pamiętaj jeszcze, by wysłać Hetfieldowi coś w ramach podziękowania — przerwałam monolog asystentki, przypominając sobie o dość istotnym szczególe. James nie musiał wcale mi pomagać, ale to zrobił, więc czułam potrzebę, by mu to wynagrodzić.
Nowy projekt był wart każdej poświęconej mu minuty. Rano otrzymałam informację, że wygraliśmy przetarg.
— Kosz z alkoholem? — Asli niemalże natychmiast wpadła na to, co to mogłoby być.
Uśmiechnęłam się pod nosem, kiwając w ramach potwierdzenia głową, nawet jeśli ona nie mogła tego zauważyć. Sama o tym pomyślałam, ponieważ James kojarzył mi się z drogim burbonem, który zazwyczaj dzierżył w dłoni na spotkaniach towarzyskich.
— Doskonale. Dziękuję. Baw się dobrze przez weekend i do zobaczenia w poniedziałek — dodałam, planując zakończyć rozmowę.
— Riley, ty również odpocznij, zasłużyłaś, to był szalony tydzień, ale zasłużyłaś, jak nikt inny. Odpocznij, pa — oznajmiła, a w tonie jej głosu mogłam wychwycić sporo dumy.
Zawsze twierdziła, że za każdym sukcesem CEO, którym od niedawna byłam, stoi odpowiednia asystentka. Nie kłóciłam się z tym. Z Asli na pokładzie wszystko przebiegało sprawniej.
I właściwie, nie traktowałam jej niczym każdego innego pracownika. Dla mnie była kimś więcej, wprawdzie nie przyjaciółką, ale wierzyłam, że zawsze mogłam na nią liczyć. I liczyłam, że i ona jest świadoma tego, że zawsze byłabym gotowa ruszyć jej na ratunek.
Asli była wyjątkowym typem człowieka. Czasami patrzyła na mnie tymi swoim spokojnymi oczami, które sprawiały wrażenie, jakby widziały już wszystko i czułam, że nie muszę nic mówić.
Nie podzieliłam się z nią informacją o plagiacie z oczywistych względów. Uważałam, że i tak zbyt wiele osób wiedziało o całej sprawie. I choć naprawdę starałam się być dyskretna, ona wyczuła, że mamy kłopoty. Mimo że nie podobała jej się moja relacja z Thomasem, jedynie w rozmowie ze mną pozwalała sobie na komentowanie tego. W towarzystwie innych osób sprawiała wrażenie kogoś, kto z chęcią wprowadza Harrisona w jego nowe obowiązki.
Była tak wyrozumiała i pracowita, że mogłam pozwolić sobie na nagłe wyjścia z biura w trakcie dnia, czy nawet dzień wolny. Mogłam na niej polegać.
Musiałam o tym pamiętać i jakoś wynagrodzić to wszystko swojej asystentce, ponieważ wiele jej zawdzięczałam. Osobiście. Agencja wypłacała jej dodatkowe premie za nadgodziny, ale to jej chęci pozwalały mi przetrwać najtrudniejszy czas, za co byłam naprawdę wdzięczna tej kobiecie.
Schowałam telefon do kieszeni i odnalazłam w torebce klucze. Czekało mnie pakowanie. Nie zamierzałam nagle przeprowadzić się do Stanleya, ale powoli przenosiłam swoje rzeczy. Małymi kroczkami do celu.
Zasługiwał na to, a ja nie mogłam uciekać w nieskończoność. Przerażała mnie wizja oddania się temu związkowi w pełni, ponieważ nie byłam gotowa przetrwać kolejnej straty, ale musiałam zaryzykować.
Weszłam do mieszkania, odłożyłam rzeczy i zdjęłam ze stóp botki, dopiero po chwili orientując się, że nie byłam sama. Ktoś już krzątał się po salonie. Wyraźnie słyszałam kroki i muzykę, która rozbrzmiewała w pomieszczeniu.
The Neighbourhood z utworem Sweater Weather.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ niezależnie od tego, kto to był, włączył jedną z moich ulubionych płyt.
Stałam chwilę, delektując się przyjemnymi dźwiękami, które docierały do moich uszu. Uwielbiałam głos Jessiego Rutherforda. Brzmiał doskonale i poprawiał mi nastrój nawet w najbardziej podłe dni.
Nie mogłam jednak tracić czasu, więc zrobiłam kilka kolejnych kroków, by odkryć, że tym intruzem była Blanka.
— Riley! — pisnęła radośnie, gdy tylko mnie zauważyła.
Odłożyła butelkę wina na blat stołu i podbiegła do mnie, wieszając się mi na szyi. Dosłownie chwilę mnie ściskała, niemal dusząc z radości. Nie oponowałam. Sama chętnie ją przytuliłam, ciesząc się na jej widok.
Niemalże od razu w moje nozdrza uderzył zapach jej perfum, który kojarzył mi się z nią od lat. Kobiecy i subtelny. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Nie było jej właściwie tylko kilka dni, ale zdążyłam się za nią stęsknić. Oczywiście, wiedziałam, że planowała wrócić, bo w końcu do mnie oddzwoniła. A ja powiedziałam jej o kłopotach i całej reszcie, więc była na bieżąco ze wszystkim. Nie sądziłam jednak, że przyjedzie prosto do mnie. Wydawało mi się, że to Thomas będzie tym, z którym spędzi ten wieczór.
— Cześć, fajnie, że jesteś — powiedziałam, początkowo nie zamierzając robić jej żadnych wyrzutów. — Ale czy nie powinnaś być ze swoim chłopakiem?
Nie chciałam, naprawdę, ale to jednak było silniejsze ode mnie.
— Thomas jest w pracy. Utknął — odparła natychmiast, uśmiechając się radośnie. — Poza tym, świętujemy. Wygrałaś, Riley. Ktoś ukradł twój projekt, a ty stworzyłaś nowy w dosłownie dwa dni i wygrałaś. Oczywiste jest to, że musiałam przyjechać tutaj i świętować! — zakończyła z wielkim entuzjazmem, co jakiś czas dotykając mnie przy tym.
Ściskała na przemian moje dłonie i ramiona.
— To przecież dopiero początek całej pracy. Trzeba zrealizować ten projekt, nakręcić reklamę, załatwić tak...
— Stop! — przerwała mi, unosząc rękę, nakazując mi tym samym milczenie. Posłuchałam jej. — Wiem, że jesteś pracoholikiem, maszyną, ale to nasz wieczór. Pijemy, bawimy się i nie mówimy więcej o pracy — upomniała mnie, robiąc groźną minę.
Nie przestraszyła mnie, ale wiedziałam, że miała rację.
Istniały momenty, w których nawet ja musiałam odpuścić.
A fakt, że udało mi się wygrać konkurs organizowany przez Hetfielda był praktycznie cudem. Cudem, z którym sporo związku miał Thomas. Naprawdę bardzo mi pomógł.
— Niech ci będzie. Skoczę pod prysznic, a ty zamówisz pizzę? — zaproponowałam.
Skoro miałyśmy się bawić, mogłyśmy zaszaleć z ilością spożytych kalorii. Odpuściłam kilka treningów w tym tygodniu, ale wiedziałam, że nie miałam innego wyjścia. To praca zawsze musiała być priorytetem.
— Już zamówiłam, leć, masz dziesięć minut — ostrzegła, celując we mnie palcem wskazującym.
Mrugnęła i posłała w moim kierunku przesłodki, pełen uroku uśmiech. Poprawiła przy okazji swoje jasne włosy, odrzucając je za plecy.
— Kocham cię — wyznałam z powagą, opierając dłoń na piersi, dla większej wiarygodności.
Zaśmiałyśmy się, a ja odwróciłam się na pięcie, kierując się do łazienki. Nie zamierzałam się spieszyć, ale nie chciałam też zmuszać siostry, by czekała dłużej. Dlatego wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, nałożyłam odżywkę i całość zajęła mi nie więcej, niż piętnaście minut.
Owinięta w ręcznik opuściłam łazienkę, żałując tego dosłownie po kilkunastu sekundach, gdy usłyszałam odgłosy rozmowy. Blanka miała towarzystwo i chociaż męski głos był znajomy, nie potrafiłam przyporządkować go do żadnej osoby, którą znałam.
A później dotarłam do salonu i zauważyłam Rydera, który od razu zastrzegł sobie, że nie chce, by ktokolwiek prócz mnie, wiedział kim jest.
Brakowało tylko jeszcze Thomasa, bym poczuła się naprawdę bardzo niekomfortowo.
Rozchyliłam z niedowierzaniem usta i podrapałam się po skroni, nie mając pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić.
Nie chciałam okłamywać Blanki, ale nie mogłam zawieść zaufania człowieka, który pomagał w śledztwie.
— Siostrzyczko, nie uwierzysz, ale wpadł twój przyjaciel! — zauważyła Blanka nieco głośniej, niż powinna. Ewidentnie jej się to nie spodobało, chociaż nie wiedziałam, dlaczego. — W ostatnim czasie masz całe mnóstwo nowych znajomych, o których mi nie mówisz. Stanley wie? — zagaiła złośliwie.
I wtedy do mnie dotarło. Mogła nie popierać mojego związku, tłumacząc, że ukrywam się przed prawdziwą miłością, ale jednak szanowała mój wybór. I Stanleya. Lubiła go. Nawet jeśli próbowała namówić mnie na to, bym go zostawiła. Nie tylko dla własnego dobra, ale i dla jego.
— Ee... — zagryzłam dolną wargę, chwilę ją skubiąc i zastanawiając się nad odpowiedzią. — Ryder to kolega jeszcze z uniwersytetu. Wpadłam na niego ostatnio i jakoś tak...
— Wpadłem, by podziękować Riley osobiście, ponieważ załatwiła mi super posadę — wtrącił Ryder, zauważając moje zakłopotanie. Oraz to, że nie umiałam okłamać Blanki.
Musiałam przyznać, że jego wymówka brzmiała dość prawdopodobnie.
— Udało ci się? Fantastycznie — podsumowałam, podchodząc do niego, by go objąć.
Jakby faktycznie był moim bliskim znajomym.
Dopiero, gdy znalazłam się tuż przed nim, zorientowałam się, że mój strój był niezbyt odpowiedni do uścisków.
— Właściwie to zasługa Stanleya. Zwaliłam to na niego, on ma większe wpływy w tym mieście. I kilka spółek, w których zawsze brakuje rąk do pracy — dodałam w roli wyjaśnienia, odsuwając się pospiesznie od mężczyzny. — Pójdę się ubrać, dajcie mi minutkę. — Uśmiechnęłam się przepraszająco i czmychnęłam do sypialni.
Włożyłam bieliznę, stare, znoszone jeansy i koszulkę Stanleya. Dosłownie po trzech minutach byłam z powrotem.
— Czyli, poznałeś już moją siostrę, tak? — spytałam, chcąc przerwać krępującą ciszę. Łatwiej mi było z nim rozmawiać w barze, po alkoholu. Teraz, pod czujnym okiem Blanki, czułam się spięta.
— Tak. Dlatego nie będę wam przeszkadzał i już się zbieram. W każdym razie dziękuję, Riley. Mam nadzieję, że będę mógł ci się jakoś odwdzięczyć. Zadzwonię, dobrze? — oznajmił.
Bez trudu zrozumiałam, że będę musiała się z nim skontaktować. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego.
— Nie wygłupiaj się. Zostań. Zaraz będzie pizza. A ja zadzwonię do Thomasa. Na bank do nas dołączy. Będzie impreza. My też świętujemy, nasza agencja wygrała konkurs i mamy nowe, super zlecenie — dorzuciła Blanka, klaskając w dłonie.
Z trudem powstrzymałam się od tego, by jęknąć.
Ryder posłał mi błagalne spojrzenie, jakby chciał, bym to ja odwiodła ją od tego pomysłu. A to wcale nie było proste.
— Blanka, to babski wieczór. Poza tym, Ryder ma dziewczynę, prawda? I najpewniej to z nią chce spędzić ten wieczór — dodałam, wymyślając kolejne kłamstwo na poczekaniu.
Nie czułam się z tym dobrze, ale musiałam szanować jego decyzję. Nie chciał, by ktoś wiedział, że jest informatykiem w wydziale śledczym, więc musiałam to uszanować.
— Tak. A ty wspominałaś wcześniej coś o pakowaniu, prawda? Przeprowadzasz się — Ryder zmienił temat, rozkładając bezradnie ręce, jakby faktycznie było mu przykro, że musi wyjść. — Blanka, miło było cię poznać. Następnym razem chętnie zostanę, do zobaczenia — dorzucił i skierował się do drzwi.
Blanka została w salonie, a ja odprowadziłam go do wyjścia.
W międzyczasie poinformowałam go, że dam znać, gdy już będę sama, byśmy mogli spokojnie porozmawiać.
Wróciłam do siostry, która zdążyła już usiąść na kanapie. Rzuciła mi spojrzenie pełne mordu, więc gdyby faktycznie wzrok mógłby zabijać, byłabym martwa.
— Przeprowadzasz się? — spytała głośno. Jakby nie panowała nad własnym tonem i złością. — Mogłabym wiedzieć gdzie? Co nie pasuje ci w apartamencie, który...
— Hej! — wtrąciłam, przerywając jej. Nie chciałam, by niepotrzebnie się nakręciła. — Miałam ci powiedzieć. Zamierzałam, naprawdę. Stanley zaproponował mi, byśmy razem zamieszkali i zgodziłam się. Zamieszkam ze Stanleyem — wyjaśniłam, pocierając dłonią kark.
— Co!? Oszalałaś?! — zapytała, nie ukrywając zaskoczenia.
Najwyraźniej musiałam poczekać, aż minie jej pierwszy szok i dopiero oczekiwać wsparcia z jej strony.
Wiedziałam, co myślała. Liczyłam się z tym.
— Jesteśmy razem od kilku lat. Dobrze nam ze sobą, to naturalna kolej rzeczy — zaczęłam spokojnie, wycofując się do kuchni. Nie wiedziałam dokładnie, którą z nas staram się przekonać do słuszności własnej decyzji.
Odnalazłam w szufladzie korkociąg i wróciłam do Blanki. Otworzyłam wino, rozlałam jego zawartość do kieliszków i jeden oddałam siostrze.
— Wyjdziesz za niego, prawda? Mama miała rację. Nie kłamała, gdy mówiła, że Stanley wspomniał, że planuje się oświadczyć — wymamrotała z niezadowoleniem. — Riley, a gdzie fajerwerki? A gdzie jakaś namiętność? Pasja? W co ty się pakujesz? — dopytywała, pociągając spory łyk alkoholu.
— Nie chcę dramatów i zamieszania. Kocham Stanleya, jestem szczęśliwa. Nie wystarczy ci to? — zapytałam, nie potrafiąc ukryć pretensji, która pojawiła się w moim głosie.
— A jesteś szczęśliwa, Riri? Tak naprawdę, jesteś? — Spojrzała na mnie wymownie, marszcząc swoje idealnie wyregulowane brwi.
Jęknęłam cicho i z trudem pokiwałam głową, by potwierdzić.
Byłam szczęśliwa.
Cześć, Pchełki!
Dzisiaj nie będzie zbędnego paplania, a miejsce na reklamę. Ja, panna_nikt zapraszam do mojej nowej historii: Nie wiń mnie.
Madzia natomiast wróciła do swojej Myrny, więc polecam tam zajrzeć. Ja osobiście jestem wielką fanką.
Aaa, standardowo chcemy wiedzieć, co myślicie.
Ściskamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top