♥27♥


♥Kassie♥

Chciałam zdmuchnąć świeczki, ale wiatr był ode mnie szybszy, a bardziej wichura która przy okazji zdmuchnęła i mnie. Dylan, był silniejszy od wichury i stał pewnie. Złapał mnie w ostatniej chwili za nadgarstki i przyciągnął do siebie.

Uśmiechnął się.

- Ale cie zdmuchnęło!

- Nie śmieszne - Odkleiłam się od niego. - Możesz iść po te lampki choinkowe? Chce mieć ozdoby na ścianę.

- Tak jest, księżniczko. Zaraz wracam - szepnął mi uwodzicielsko do ucha i dał mi klapsa w tyłek.

- Auł!?

Wyszczerzył się tylko i poszedł na strych.

Niespodziewanie do salonu przybiegli Nash i Brooke.

- O już skończyliście się miziać na łóżeczku? Mam nadziej, że się zabezpieczyliście? - zachichotałam.

- Ty! - wskazał na Booke. - do samochodu! - Brooke stała w miejscu zszokowana. - JUŻ!!!! - wywrzeszczał na cały głos.

Dziewczyna wybiegła z domu.

- Co się dzieje? - pytam zaniepokojona jego zachowaniem.

- Tsunami nadchodzi! Shawn i Julia chyba już nie żyją! To się dzieje!

- Cholera!!! Japierdole! Nie! Dylan! Nash muszę iść po Dylan'a na strych!

Już biegłam na schody, ale zatrzymał mnie Nash.

- Ja pójdę, a ty uciekaj do samochodu!

Kiwnęłam głową, rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł w wyznaczone miejsce.

***

Otworzyłam drzwi.

Fala przybyła za wcześnie.

Patrze jak zabiera ze sobą statki, budynki, palmy, samochody, a nawet samoloty!

Ciekawe jaka musiała być wielka by zabrać samolot!

Stoję całkowicie sparaliżowana, że taka fala zaraz mnie zabije.

Modle się w myślach do Boga.

I

Czekam

Na

Uderzenie....

300 metrów....

Fala jest coraz bliżej!

200 metrów...

- Kassie! Wsiadaj musimy uciekać! - krzyczy do mnie Brooke.

Łzy spływają mi po policzkach.

Nie zdążylibyśmy uciec, a już na pewno nie zostawiłabym Dylan'a.

100 metrów...

Ostatnie co widzę przed nadchodzącą śmiercią, to odjeżdżającą Brooke.

50 metrów....

Biorę głęboki wdech i zamykam oczy.

0 metrów....

Plask!

Fala uderzyła mnie z potężną siłą.

Słona woda dostała się do moich uszu, oczu, nosa....wszędzie.

Czuję jak coś ostrego się o mnie otarło i przecięło mi skórę, chciałabym krzyczeć z bólu, ale jedyne co teraz muszę zrobić, to płynąć pod prąd i wypłynąć na powierzchnię, a jest to prawie nie możliwe.

Morska sól dostała się już do mojej ręki. Ból jest okropny, ale zaczynam płynąć do góry.

Płynę i płynę, a tlen się pomału kończy.

Nagle czuję, że mój bok od tyłu nabija się na coś bardzo ostrego.

Ostre coś przebija mi skórę.

To coś musiało być bardzo mocno przytwierdzone do ziemi, ponieważ zatrzymuje się, a fala próbuje pchać mnie mnie do tyłu, ale przedmiot wbity mocno w mój bok mnie podtrzymuje.

Fala się obniża.

Cała sina nie mogąc oddychać wiem, że zaraz zemdleje, ale chcę zobaczyć czy się wynurzę czy nie.

Bóg się chyba nade mną zlitował, bo moja głowa jest już na powierzchni, a płuca proszą się o tlen.

Oddycham nie równo, dyszę i pluję wodą pomieszaną z krwią.

Przeżyłam!

- Dziękuje - patrze w niebo i mdleje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: