rozdział trzynasty; pożegnanie z bajką

Po moich policzkach płynął niepohamowany potok łez, podczas obserwowania z okna jednej z wież jak francuska rodzina królewska wsiadała do powozów. Pożegnałem się z królową, Charlotte (co było ogromnie niezręczne), a jeszcze wcześniej, bardzo wylewnie z Louisem. Musiałem uciec z placu, gdzie stała reszta dworu, ponieważ wiedziałem, iż nie byłbym w stanie kontrolować swego cierpienia, nie potrafiąc kryć go w swoim wnętrzu. Nie kiedy moje szczęście właśnie odjeżdżało.

Nie tylko ja miałem minę nieczułą, pozbawioną emocji, kiedy kolejno rodzeństwo królewskie zasiadało do powozu. Bliźniaczki - te, które dotychczas uśmiechały się niemal bez przerwy, teraz wsiadały do powozu przygnębione i ponure. Były bardzo mądre i wiedziały, że ich ojciec nie wróci. Informacje o śmierci króla najgorzej zniosła jego małżonka. Kobieta nie rozstawała się z ramieniem Louisa i małą, czarną parasolką, za którą chowała swoją twarz w nagłych atakach płaczu.

Książę (co było dla mnie prawdopodobnie najbardziej imponujące), nie uronił przez cały ten czas ani jednej łzy, mimo tego, że były momenty, w których mało już brakowało, aby rozkruszył się na drobny mak. Nie pojmowałem, jak można być tak silnym. Ale to był Louis. Mężczyzna, który zaskakiwał mnie z każdym dniem czymś nowym. Wiedziałem, że jeszcze wiele z jego cech nie zostały przede mną odkryte i cierpiałem, ponieważ nie miałem pewności, czy kiedykolwiek je poznam, ale pragnąłem tego. Każda drobna cecha budowała charakter księcia, a charakter tworzył jego postać. Jego postać - moją miłość.

Ponownie pociągnąłem nosem, dając upust kolejnym łzom, gdy książę ostatni rozejrzał się wokół siebie, najdłużej patrząc na wejście do zamku, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy, nim wszedł do powozu.

Teraz mogłem już tylko wspominać ostatnie chwile, podczas których Louis trzymał mnie w swoich ramionach.

Ponownie westchnąłem, przyciągając zgrabną dłoń do swojego policzka, który położyłem na jej wierzchu. Poczułem, że pościel porusza się i mój brzuch został szczelnie okryty, choć przecież już i tak było mi ciepło dzięki wilgotnemu od potu ciału, które dociskało się do mojego tyłu. Pomiędzy pośladkami wciąż czułem trochę lepkiego i delikatnie sztywnego penisa, kiedy patrzyłem na zakluczone drzwi komnaty. Chciałem spędzić w ten sposób cały poranek, dopóki Louis nie będzie musiał zacząć pakować swych bagaży.

Dłoń przesunęła się po moim ramieniu, a delikatny powiew jowialnego oddechu pieścił mój kark. Leżeliśmy w tej pozycji już od kilku minut po tym, co zdarzyło się pomiędzy ścianami pokoju na tym łożu. Na samą myśl poczułem dreszcz, który sprawił, że jęknąłem skruszony, oblizując napęczniałe wargi.

– Zaraz muszę wstać – Louis powiadomił mnie szeptem, chociaż na przekór swoich słów objął mnie jeszcze mocniej, uważając na zranione pośladki. Nachylił się nad moim policzkiem, zostawiając motyli pocałunek między zewnętrznym kącikiem oka a skronią.

– Co mam robić, gdy za tobą zatęsknię? – spytałem nagle, delikatnie odwracając twarz do sufitu, który zacząłem obserwować, leżąc na wznak.

Louis widocznie zamyślił się, tkwiąc przez dłuższy moment w ciszy, po czym rzekł:

– Po prostu obejmij się ramionami. Pomyśl, że to ja cię obejmuje. Obiecuję, że gdybym przy tobie był w momencie twojej tęsknoty, właśnie to bym uczynił. Przytuliłbym cię, jakby świat miał dobiec końca.

Patrząc na poruszający się pojazd, zacisnąłem ramiona, krzyżując dłonie na łopatkach i otarłem swój kciuk o kark. Przymknąłem oczy i poczułem się, jakby Louis znów mnie obejmował. Niestety doznanie to nie sprawiło, że zrobiło mi się lepiej. Wręcz przeciwnie, z mojego gardła uciekł potworny, gorzki szloch, ponieważ mój własny dotyk nigdy nie byłby w stanie równać się z tym Louisa. Dobry Boże, jak ja mam wytrzymać bez niego, nie wiedząc nawet, ile potrwa rozłąka?

– Weź się w garść – szepnąłem do siebie drżąco, zatrzymując oddech w połowie krtani. Wgniotłem pięści w oczodoły, ocierając łzy. Zachowywałem się egoistycznie. Teraz my obaj musieliśmy skupić się na swoich państwach i rządach. Mam już siedemnaście wiosen, do cholery, dlaczego jestem takim mazgajem? W moich rękach leżał los całej Anglii, nie mogłem tak łatwo oddawać się przyziemnym emocjom!

Przysiadłem na łóżku, dotykając jedną z dłoni poduszki, na której leżał Louis wtedy, gdy pierwszy raz uprawialiśmy akt seksu. Zacząłem myśleć o tym, co robić, by moje państwo miało godniejsze warunki. Gniotłem materiał w dłoni, dochodząc do kilku wniosków, ale one nie były wystarczająco dobre. W dodatku moja głowa znów zaczęła boleć. To zapewne przez ilość łez, jakie wypłakałem przez praktycznie połowę nocy i cały dzisiejszy poranek. Może potrzebowałem się zdrzemnąć? Wtedy zapewne wróciłyby mi siły.

Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem lekkie pukanie do drzwi, podczas gdy złapałem poduszkę Louisa w dłonie, kładąc ją na swoich kolanach. Prędko wytarłem łzy, marszcząc brwi.

– Kto tam?

– Królowa – w odpowiedzi usłyszałem melodyjny głos swojej rodzicielki. Nie ukryłem westchnięcia z ulgą, nim rzekłem:

– Wejdź.

Ścisnąłem poduszkę w dużych dłoniach, dociskając ją do mojego podołka. Udawałem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, patrząc na lampkę nocną rzucającą żółte światło w ponurym pokoju, pozbawionym radości, lecz napęczniałym od zebranych w nim tajemnych wspomnień. Matka weszła do mojej komnaty, poruszając się cicho i delikatnie jak zwykle.

– Nie zszedłeś na dół – zauważyła z apatią, stając za mną. Mówiła jak zawsze wolno, z drobną ilością gracji. Jak na królową przystało. – Nie zjadłeś również śniadania. A przysięgłam sobie, że będę pilnować twojej diety, więc nie odpuszczę ci, synu.

– Nic dzisiaj nie przełknę – wymamrotałem, opadając bezwładnie na poduszki zupełnie jak małe dziecko. – Nie jestem w stanie w tak smutnych dniach.

– Aż tak przejąłeś się śmiercią Troya? – czułem, jak przysiada obok, kiedy dosłownie włożyłem nos w poszewkę poduszki, chowając twarz, by na mnie nie patrzyła.

– Mhm – burknąłem. – To nie fair dla jego rodziny i w ogóle. To strasznie smutne.

– Och, synku... – pogłaskała moją czuprynę. – Król zginął jako rycerz, czyli tak, jak tego pragnął. Każdy władca bez wyjątku marzy o podobnej śmierci.

– Wolałbym, żeby umarł mój ojciec niż król Francji – palnąłem bez przemyślenia swoich słów. Wcale tego nie żałowałem, ale... matka nie powinna tego słyszeć.

Z jej gardła wyrwał się ciężki do opisania dźwięk, na który spojrzałem na nią z małą skruchą. – Wybacz matko. Dobrze wiesz, jak jest.

– Właściwie nie wiem o niczym, co się z tobą dzieje, Harry. Nie wiem – zmarszczyłem brwi, kiedy matka rozłożyła ramiona, kręcąc głową. – Nie wiem, co się dzieje z moim synem, który raz jest zupełnie szczęśliwy, później wypłakuje oczy, głodzi się, krzyczy i na koniec okazuje najbardziej okrutną nienawiść w stosunku do swojego ojca. I ja nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

Sapnąłem, przewracając się od niechcenia na brzuch, beznamiętnie wciskając twarz w poszewkę, w którą wymamrotałem jakieś przekleństwo.

– Dlaczego choć raz nie możesz porozmawiać ze mną, jak syn ze swoją matką? – kontemplowała nostalgicznie, uderzając lekko pięścią w moje ramię. – Wiem, że jesteś ze mną nieszczery w wielu sprawach i mi nie ufasz. Nie chcę całkowicie stracić naszej więzi, podążając błędami Desa.

– Co mam ci powiedzieć, matko? – odezwałem się w przypływie odwagi, podnosząc twarz do góry, by spojrzeć na nią. – Że nie jestem szczęśliwy? Że nic, ani nikt nie potrafi dać mi szczęścia?

– Powiedz mi, co powinnam zrobić, abyś poczuł się spełniony – nakazała, a zamaskowanie szoku całkiem jej wyszło. Przysunęła się jeszcze bliżej mnie, wywierając spojrzeniem dziury w moich oczach.

– Nic nie możesz dla mnie zrobić. Nic nie możesz zrobić – zacisnąłem zęby, powstrzymując się przed rozpłakaniem.

– Harry, weź się w garść w tej chwili i pomów ze mną jak młody mężczyzna ze swoją matką.

Podniosłem się do siadu, splatając ramiona na klatce piersiowej. – Po prostu, mamo... – westchnąłem. – Ty naprawdę nie umiesz mi pomóc. Nikt z was nie umie.

– Nie podejmiemy skutków tej dyskusji, jeśli nie powiesz mi, dlaczego czujesz się w ten sposób. Nie bądź jak dziecko – wydęła wargi, drapiąc mnie po brodzie. – Boję się, że kiedyś zrobisz sobie krzywdę, jak wtedy, gdy omdlałeś.

– Cóż mam począć skoro jedyny powód, dla którego odnalazłem w moim życiu radość, odjechał i nie będzie dane mi doświadczyć tego ponownie przez bardzo długi czas? – powiedziałem, tępym wzrokiem wpatrując się w ścianę, ze śmiertelnie poważnym tonem.

Bałem się reakcji matki, ale poczułem, że muszę w końcu się wygadać. Jeśli zostanę wygnany do lochów, nic nie stracę.

Ona widocznie się zdezorientowała. Wzrok królowej stał się rozchwiany i jej oczy skakały po pokoju z koncentracją.

– Przecież nie chciałeś poślubić księżniczki – powiedziała w końcu.

– No właśnie – zaśmiałem się gorzko. – Właśnie dlatego mnie nie zrozumiesz.

Matka dalej wyglądała na mocno skonsternowaną moimi słowami. Mimo wszystko, od razu zagadkowo mi odpowiedziała.

– Chcę poznać prawdę.

– Jest okrutna, wyrzekniesz się mnie – znów schowałem twarz w dłoniach, ale szybko odkryłem ją, szukając w sobie siły, która pozwoliłaby w końcu wyjawić sekret. – To zakazane.

– Haroldzie – mój kark przeszedł ogromny dreszcz przez ton jej głosu, który nie znosił sprzeciwu. – Natychmiast powiedz, o co chodzi.

Spuściłem swoją głowę, mrugając kilkukrotnie, gdy patrzyłem na jej suknię lśniącą w świetle dziennym. Przegryzłem dolną wargę, unikając jej spojrzenia.

– Chodzi o Louisa. To z nim dzielę swoje serce.

Kobieta po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, wbiła we mnie intensywne spojrzenie, bez zmiany mimiki swej twarzy. Jakby czekała na to aż zacznę się śmiać, pokazując w ten sposób, iż był to żart.

– I... jestem pewny, że to nie jest jakieś nastoletnie zauroczenie – postanowiłem kontynuować swój wywód. – Wiem, że Louis miał wielu, ale tylko mi wyznał umiłowanie.

Matka przez cały ten czas jedynie wpatrywała się we mnie swoimi ogromnymi, szmaragdowymi jak moje oczami. Przez krótką chwilę obydwoje milczeliśmy.

– Ale... jak możesz kochać mężczyznę? – spytała zdezorientowana.

– Zupełnie tak, jak ty – zaśmiałem się drętwo, szybko milknąc. – Moja miłość do niego nie różni się niczym innym, niż jakbym oddał się kobiecie.

– To jest...

– Grzech, wiem – przerwałem jej, demonstracyjnie wywracając oczami. – Ale czy nie wydaje ci się to nielogiczne, matko? Zwykłe miłowanie nazywać grzechem?

– I jesteś pewny... tego uczucia?

– Absolutnie! – zarzuciłem włosami do tyłu, kładąc dłoń na swoim sercu. – Bo to właśnie on pokazał mi, jak to jest być kochanym i jak to jest kochać. Pokazał mi, że moją wrażliwość i ta... inność nie jest moją ujmą. Nigdy nie zakazał mi płaczu i czułości. Przy nim czułem się jak człowiek, a nie marionetka. Pokazał mi, czym są emocje i uczucia! – rozmarzyłem się. – Udowodnił, że człowiek nie ma dostatecznej kontroli nad pojawiającymi się uczuciami i mamy także ograniczoną kontrolę nad wyrażaniem gwałtownych emocji, a dojrzałość emocjonalna nie przejawia się brakiem negatywnych uczuć ani spłyceniem głębi bogactwa uczuciowego. Tego nauczył mnie mój ukochany. Nauczył mnie radzić sobie z tymi wszystkimi wadami zwykłego istnienia każdego szarego człowieka. Pomógł rozwikłać tyle spraw stojących pod znakiem zapytania. A bez niego? Znów jestem pustym elementem niepasującym do reszty układanki, którą jest... po prostu... egzystencja. Życie.

Przez cały ten wylewny monolog mojego autorstwa zerkałem na królową, aby obserwować jej reakcję. Przez pierwszą połowę mej wypowiedzi jej emocji nie dało się wyczytać z twarzy, jednakże... po chwili pokerowy wyraz twarzy zastąpił jej ukochany przeze mnie, delikatny uśmiech. Moje serce momentalnie urosło, widząc to.

– Nie powiesz nikomu? – zaświergotałem niczym dziecko, składając dłonie jak do modlitwy. – Nie zetną mi głowy? – lamentowałem. – Ja tylko chciałem być kochany.

– Harry, ja... – położyła rękę na moim ramieniu. – Nie mam zamiaru udawać, że zupełnie pojmuję ideę miłości dwóch mężczyzn, aczkolwiek... chcę jedynie twojego szczęścia. Ponieważ miłuję ciebie jak i Gemmę bardziej niż kogokolwiek i cokolwiek na świecie i pragnę, aby twoje życie przepełnione było jedynie uśmiechem. Nie żalem i goryczą.

– Dziękuję, matko. Nawet nie wiesz, jaki to kamień spadł mi z serca – przetarłem swoje oczy i uśmiechnąłem się ponuro przed siebie. – Ale teraz księcia tu nie ma. Już mnie nie pocałuje i nawet nie dotknie.

– Możesz do niego napisać – uśmiechnęła się, obejmując mnie czule. – Nawet teraz! List dotrze idealnie na czas, gdy będzie już z powrotem we Francji

– On teraz będzie miał wiele obowiązków. Będzie koronowany i zasiądzie na tronie u boku matki – zmarszczyłem brwi. – Ale obiecał, że będziemy się kontaktować, więc mogę wysłać list, prawda?

– Oczywiście, że możesz, synu. A skoro wasza miłość jest prawdziwa, z pewnością już wkrótce znowu się spotkacie.

– Muszę poprosić o papier... i pióro – zacząłem się ekscytować. Chciałem, by Louis wiedział o moim wyznaniu! – I jeszcze-

– Najpierw śniadanie – przerwała mi, kładąc dłoń na mym barku.

– Ależ matko! – jęknąłem marudnie.

– Bez dyskusji – pogroziła mi palcem. – Może i wkrótce będziesz królem, ale to nie czyni cię mniej moim dzieckiem.

Kiwnąłem głową, przytulając królową, gdy tylko zauważyłem, że chęć tego gestu rozpiera swoje ramiona.

Miała rację, jedzenie jednak chyba było ważne. Zresztą Louis też tak mówił. A w trakcie śniadania mogłem zastanowić się nad słowami, jakie wypiszę na powierzchni papirusu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top