rozdział piętnasty; twój na wieki
Dwunastego września, w piękny, wczesnojesienny dzień, na świat przyszła mała, rudowłosa i wyjątkowo głośna Avril Marquis - córka mojej służącej, ale też wiernej towarzyszki. Od zawsze służyła mi pomocą, nawet częściej niż mój giermek. Odkąd Alicja wkroczyła w końcowy etap ciąży, zadeklarowałem, by wraz ze swoim mężem, chłopem oraz potomstwem zamieszkali w pałacu. Chciałem wynagrodzić Alicji moje nieprzyjemne zachowanie, które dotykało ją przez ostatnie dwa lata.
Tego poranka w pałacu panował zgiełk i kiedy wyszedłem z komnaty, bowiem ubrałem szybko łachmany i chciałem udać się do łaźni, widziałem mężczyzn noszących wiklinową misę pełną wody. Znosili ją po schodach, gdy królowa pojawiła się za nimi jak zjawa, poganiając.
– Matko, czekaj! – zawołałem, machając dłonią. Zwróciła na mnie uwagę, zatrzymując się, gdy podbiegłem do niej, marszcząc brwi. – Co to za gwar?
– Alicja rodzi, książę – złączyła dłonie z uradowaniem. – To za wcześnie, ale będzie dobrze. Mamy dwie pielęgniarki, ale chciałam tam być jako dodatkowe wsparcie.
– O mój Boże! – wykrzyczałem, prędko idąc w ślady królowej, aby pognać w kierunku odpowiedniej komnaty. Mogłem sobie tylko wyobrazić jak bardzo zdenerwowana była kobieta tym doprawdy niespodziewanym wydarzeniem, jakiego jeszcze nikt się nie spodziewał.
Ruszyliśmy w kierunku otwartych wrót, przez które przemknęli dwaj dworzanie z misą wody. Usłyszałem przerażający wrzask poddanej i skrzywiłem się, przykrywając usta dłonią. Wyjrzałem zza metalowych drzwi, dostrzegając na środku pokoju leżącą na łożu Alicję w nietypowej pozycji. Zajmowały się nią pielęgniarki, a ja zachwiałem się na stopach, widząc na wynoszonym prześcieradle plamę krwi.
– Widzimy główkę, Alicjo! – poinformowała młoda położna, wywołując tylko kolejną falę krzyku. Podreptałem do ciężarnej, łapiąc jej dłoń, widząc, jak ściska ramę łóżka.
– Książę, n-nie musisz... – zaczęła lament. Jej głos był okropnie wyczerpany i oprócz niego, świadczyły o tym również zmęczone oczy oraz pot spływający po jej skroniach.
– Chcę.
Spojrzałem na moją matkę, stojącej po drugiej stronie ciała służącej. Alicja jęknęła, gdy został przydzielony jej rozkaz o ostatnim, silnym parciu. Ścieśniłem uścisk dłoni, mrużąc powieki, kiedy pielęgniarki cały czas dopingowały przyszłą matkę z aprobatą, chwaląc ją.
Po wzięciu przez kobietę kilku naprawdę głębokich oddechów, w pomieszczeniu dało się słyszeć donośny, pierwszy krzyk małego dziecka.
Moja szczęka opadła po samą ziemię, bo przecież pierwszy raz miałem kontakt z człowiekiem, który... dopiero się urodził! Moje oczy zaiskrzyły, gdy uścisk na mej dłoni zelżał, a Alicja wychylała się, by dostrzec brudne, ryczące dziecię. Coś przyjemnego zakuło w moje serce na jej widok. Teraz uśmiechała się łzawo, jakby była należycie dumna sama z siebie, gdy jedna z kobiet przecięła pępowinę. Nachyliła dziecko nad miską, po czym druga zaczęła je obmywać z krwi. W ostatniej chwili do pokoju wparował małżonek Alicji. Nie wiedział, gdzie powinien skierować swój rozbiegany wzrok.
Przez cały ten czas uśmiechałem się promiennie, ostatecznie jednak skupiając swe spojrzenie na malutkim ciałku córki mojej służącej, której rączki podrygiwały co jakiś czas, podobnie jak bródka.
– Piękna kobieta! – moja matka klasnęła w dłonie, przyglądając się noworodkowi. Dziecko zostało wręczone w dłonie Alicji, której twarz została obdarzona szybkimi, czułymi pocałunkami chłopa. – Maleńka, ale wygląda na zdrową.
– Poproście medyka! – rozkazałem dwóm nierobiącym zupełnie nic pokojówkom, które zapewne przyszły tutaj jedynie popatrzeć.
Zareagowały natychmiastowo na mój huczliwy ton głosu. Wymieniły się spojrzeniami, uciekając z komnaty.
Na dziecko została narzucona czysta, biała tkanina, którą jej matka szczelnie okryła drobne ciałko.
Obserwowałem z szeroko otwartymi oczyma, jak maleństwo krzywi swój nosek, patrząc na swoją mamę spod lekko przymrużonych powiek. Jej skóra była praktycznie różowa i spuchnięta.
– Gratulację. Jest naprawdę rozkoszna i będzie cudowną dworzanką – moja mama nagle zmieniła ton swojego głosu na ciepły i przyjemny. Skinąwszy głową, zgodziłem się z nią.
– Będzie tu dorastać za czasów mojego panowania – wychyliłem dumnie brodę.
– Chodź Harry – królowa mnie ponaglała. – To ten moment, gdy powinniśmy zostawić młodych rodziców z medykiem.
Nim podniosłem się z łóżka, pozwoliłem sobie jeszcze na położenie palca wskazującego na maciupeńkiej, gładkiej dłoni dziecka. Ona zacisnęła na nim piąstkę.
Uśmiechnąłem się, z komnaty wychodząc z otoczonym przez moją dłoń ramieniem królowej. Matka ciągle uśmiechała się błogo, a ja wcale jej się nie dziwiłem. To było piękne wydarzenie.
Teraz mieliśmy ruszyć na poranną ucztę, jednakże ktoś wchodzący do mojej komnaty przyćmił mą uwagę. Spojrzałem na królową, ale ona, jak się zdawało, patrzyła w zupełnie innym kierunku.
Zaintrygowała mnie tajemnicza, zakapturzona postać.
– Matko, idź już proszę na ucztę. – poprosiłem ją, przystając na korytarzu. – Ja dojdę do was później, wpierw muszę coś sprawdzić...
– Sprawdzić? – uniosła brew ku górze. – Tylko nie mów mi, że znów spóźnisz się na śniadanie, bo wydawało ci się, że nitka wystaje z twych spodni.
– Nie, nie – zaśmiałem się, ukradkiem zerkając w stronę mojej komnaty. – Naprawdę przyjdę lada moment. Nie martw się.
Skinąwszy głową, odeszła w kierunki jadalni.
Przygryzłem dolną wargę, wyczekując, aż królowa zniknie mi z pola widzenia, nim podszedłem do komnaty, kładąc dłoń na klamce.
– Kim jesteś i co robisz w mojej komnacie? – zapytałem od razu bojowym tonem, po ujrzeniu przy moim łożu tajemniczej postaci.
Spoglądałem srogo na mężczyznę w długim, czarnymi płaszczu, stojącego tyłem do mnie.
– Przyszedłem wyssać z ciebie twoją gejowską duszę – odezwał się radosny głos.
Dosłownie wszędzie mógłbym poznać ten francuski akcent.
– Liam! – zawołałem w momencie, w którym mężczyzna odwrócił się, stanął dokładnie naprzeciw mnie i odsłonił kaptur.
Uśmiechnąłem się z uradowaniem, ponieważ, mimo że nie miałem zbytnio dobrego kontaktu z giermkiem, gdy tu był w towarzystwie rodzeństwa francuskiego, przypominał mi Louisa. Był jego bliskim przyjacielem, co sprawiało, że i ja go uwielbiałem. Dlatego momentalnie uwiesiłem się na karku mężczyzny.
– Louis prędzej by zwariował, niż dał odpowiedź na list zwykłemu posłańcowi – oświadczył, gdy odsunąłem się. – Dlatego wysłał mnie, aby poszło sprawniej.
– Wysłał cię do Anglii, żebyś dał mi ten jeden list? – moje oczy wyskoczyły z orbit, gdy pociągnąłem go za rękaw na swoje łóżko, chcąc, by wszystko mi opowiedział. – Oszalał.
– Twój list przybył dokładnie dwa dni temu, kiedy książę był w trakcie negocjacji z Habsburgami i przysięgam, momentalnie przerwał zebranie, zarządzając przeniesienie tej rozmowy o kilka godzin w czasie.
– Mój słodki Jezu – kręciłem głową z szerokim uśmiechem. – Już zaczynałem martwić się, czy wszystko z nim w porządku, bo czekałem cały tydzień na najmniejszą wieść! Tutejsi zaczęli traktować tematy Francji niczym zakazane dzieje. Nie mogłem niczego się dowiedzieć, wszyscy udają głuchoniemych.
– List od Louisa jest naprawdę obszerny, ale sam nie wiem, czy jest to spowodowane ogromem treści, czy po prostu wielkimi literami pełnymi zawijasów, z jakich słynie francuska monarchia.
– Na pewno wiele się z niego dowiem, ale powiedz mi szczerze – trzymałem ramię szatyna – jak on się miewa?
– Jest okropnie zajęty przede wszystkim i nie mam sposobności do częstych rozmów z nim – przyznał. - Ale mogę tylko stwierdzić, iż... - przygryzł wargę – nie jest szczęśliwy. Znacznie ucichł i spoważniał, ale w końcu sytuacja tego od niego wymaga.
– Ile bym dał za to, by móc z nim być choć jeden dzień – westchnąłem, również stając się zasadniczym i opuściłem wzrok na podłogę. – Obiecałem sobie, że przyjadę w odwiedziny, gdy tylko koronacja będzie za mną. Teraz ojciec ma totalnego świra na punkcie przygotowań.
– Oh, królowa Johannah wcale pewnie nie zachowuje się lepiej – zachichotał, szukając czegoś wewnątrz sukna, jakim był owinięty. – Louis chodzi przy niej wyprostowany do pionu.
– Tak strasznie za nim tęsknię, nie zdajesz sobie sprawy – odgarnąłem pukiel włosów za ucho. – Chodzi mała plotka, że książę odkąd powrócił do kraju, ma wokół siebie pęczek niewiast, gotowych do pocieszenia go po stracie ojca – parsknąłem.
– Niewiast – udawał, że się dławi, a następnie powstrzymuje odruch wymiotny, czym mnie rozbawił. – Uwielbiam dworskie plotki.
– Nawet nie wiesz, jak niektóre z nich mnie zalewają gorącą krwią – pokręciłem głową. – Aczkolwiek napawa mnie ulga, gdy przypomnę sobie, że przed wyjazdem oddaliśmy się sobie.
– Oh, a miałem nadzieję już, że chociaż od ciebie nie zdobędę pikantnych szczegółów – jęknął Francuz, wręczając mi pospiesznie białą kopertę.
Uśmiechnąłem się szeroko. – Louis powierzył ci je? – zaśmiałem się, obracając podarunek w dłoni. Przemknąłem opuszkiem palca wskazującego po pieczęci.
– Tak jak mówiłem – potwierdził. – Nie będę ci już przeszkadzał, książę – ukłonił się. – Wykonałem swoje zadanie.
– Czekaj! – uniosłem się, stając na równe nogi. – Przebyłeś tak długą drogę, może zostaniesz tutaj, chociażby do jutra. Chyba że masz obowiązki we Francji.
– Nie wiem, czy powinienem... – mruknął niepewnie. – Tak bez zapowiedzi? Nie chcę, by król się pogniewał.
– Mam gdzieś jego zdanie na wszelakie tematy od jakiegoś czasu – machnąłem dłonią z prychnięciem. – I tak już każdy traktuje mnie jak króla, nie jego.
– Oh, czyli... – przełknął ślinę. – Mogę zostać?
– Ależ oczywiście! – ściągnąłem z jego barków płaszcz. – Zaprowadzę cię też razem ze mną na śniadanie. Musisz konać z głodu.
– Może wolisz najpierw przeczytać list? – uśmiechnął się cynicznie, w podobny sposób, w jaki robił to Louis.
– Oh, tak! – pisnąłem. – Możesz już udać się do jadalni. Powiedz, że jesteś moim gościem. Mama może posyłać ci podejrzliwe spojrzenia, bo ona wie o mnie i Louisie.
– K-królowa wie?! – zawołał, robiąc przy tym zabawnie zszokowaną minę.
– Mhm... – wzruszyłem ramionami, siadając na łóżku, gdy zacząłem już rozrywać kopertę.
– I zareagowała dobrze?
– Nie mogłem już przed nią tego ukrywać. Całkowicie to zaakceptowała.
– O rany – Liam uśmiechnął się w szoku. – Louis chyba nigdy się na to nie odważy.
– Francuzi są dużo bardziej świętojebliwi niż Anglicy i muszę to od razu przyznać – rzekłem, wyciągając drżącą dłonią list.
– Więc to czas, bym cię zostawił – uścisnął mój bark w geście otuchy.
– Jeśli nie pamiętasz drogi do jadalni, powiadom moich sługów, albo jakichkolwiek ludzi, że jesteś moim przyjacielem. Zaprowadzą cię tam – rzuciłem mu krótkie spojrzenie, po czym Liam złożył pokłon, opuszczając moją komnatę.
Przygryzłem nerwowo wnętrze policzka, układając się wygodniej na materacu i rozkładając kartkę. Uśmiechnąłem się momentalnie na widok przepięknego charakteru pisma pełnego ozdobników. Spojrzałem jeszcze raz przed siebie, patrząc w wielki lustrzany wir. Przyjrzałem się swojej twarzy; to niesamowite jak moja buzia rozjaśniła się, a to przecież tylko wiadomość pisemna.
Ostatni raz spojrzałem na list, nim zabrałem się za dokładne czytanie go.
Mój ukochany królewiczu,
Moje serce roztopiło się niemalże tak jak lód w pełnym letnim słońcu po tym, gdy ledwo po przekroczeniu progu mego zamku, dowiedziałem się o skierowanym do mnie liście. Czułem, że musisz tęsknić za mną tak samo jak ja, jednakże nie spodziewałem się otrzymać listu od ciebie już w samym dniu powrotu! Aczkolwiek poczułem się natychmiastowo zobowiązany do porzucenia wszelkich innych obowiązków, byle tylko ci odpisać.
– Mój głupi... – skierowałem, choć tak naprawdę poczułem się naprawdę wyjątkowo. Louis postawił miłość do mnie powyżej swoich obowiązków. Był absolutnie zwariowany, a miłość działała na nas obu w ten sam, ogłupiający sposób.
Kiedy tylko dotarłem do domu, pomodliłem się do mojego ojca. Spoglądałem w niebo mówiąc mu "teraz mnie widzisz tak dobrze, nic przed tobą nie ukryje". Pomyślałem też "mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny i tam u ciebie, wysoko w niebie, każda miłość jest akceptowana, w tym ta moja i Harry'ego".
To całkiem zabawna rzecz - gadanie do nieba, ale uwierz mi, jest pomocna dla mnie i mojej rodziny. Wszyscy znieśliśmy tę tragedię w ciężki sposób i w dodatku straciłem też ciebie, chociaż staram się nie myśleć o tym w ten sposób. Zasypianie w samotności po tym, gdy zdążyłem już poznać i pokochać sposób, w jaki czuć twoje ciało blisko mego, podczas zapadania w sen, jest prawdziwym piekłem na ziemi. Wszyscy powiadali przez lata, iż za moje czyny i to, kogo obdarzam uczuciami trafie w szpony szatana, lecz śmiem jednak twierdzić, że to właśnie życie zgotowało mi prawdziwą definicję piekielnych męczarni. Mimo zajmowania swojego umysłu obowiązkami przyszłego władcy, nic nie jest w stanie przynieść mi ulgi. Nic. Jedyną taką rzeczą dla mnie mogłyby być jedynie twe usta, dłonie, zapach twojej skóry. Jak żyć w miłości, równocześnie jej nie posiadając, najdroższy?
Posmutniałem, ściskając list w mocniejszym niż dotąd uścisku. Zamrugałem kilkukrotnie, zębami kąsając dolną wargę.
Czasem wyobrażam sobie, że jesteś tu przy mnie, leżysz obok, uśmiechasz się, poprawiasz swoje włosy i mówisz "co?", gdy przyłapujesz mnie na obserwowaniu. Ja odpowiadam "po prostu kocham cię", a ty posyłasz mi najpiękniejszy, najszerszy uśmiech, na jaki cię stać. Pamiętasz? Tak właśnie było po osiągnięciu wspólnego spełnienia ostatniego razu.
Pociągnąłem nosem, jako mechanizm obronny przed już cisnącymi się do oczu łzami.
Obiecasz mi nie płakać, Harry? Proszę, nie rób tego, bo jestem pewny, że i tak robiłeś to zdecydowanie zbyt często. Samo wyobrażenie tego łamie mi serce, więc proszę, chociaż udawaj przede mną, iż nie obchodzę cię aż tak, by ronić łzy. Kocham cię, pragnę twojego szczęścia bardziej niż czegokolwiek innego.
Przymknąłem powieki, zbierając w sobie siły, by nie zaszlochać.
Zrób zamiast tego coś innego. Zrób coś dla świata, nie myśl o mnie cały czas. Bądź dobrym władcą, przygotuj się do tego jak tylko możesz. Bądź życzliwy dla innych, wyrozumiały i uczciwy, pobłażliwy i dobry. A kiedy ten długi dzień się skończy, wciąż możesz usiąść na łóżku, wspominać jak dobrze nam było. Przysięgnij mi, że nie będziesz się zadręczać, kochany. Jesteś młody, korzystaj z tego, ale też proszę, abyś nigdy o mnie nie zapominał... Bo ja będę pamiętał tę chwilę na angielskim zamku do końca życia. A później spotkamy się i stworzymy nowe momenty. To wcale nie jest nasz koniec, mówiłem ci już.
To dopiero początek. Nie zapominaj, że oboje jesteśmy młodzi, przeżyjemy jeszcze niemało, mamy przed sobą całe życie.
A tymczasem niestety muszę już kończyć, ponieważ sam rozumiesz, królewskie powinności wzywają mnie wbrew mojej woli. Do napisania i miejmy nadzieję do jak najszybszego zobaczenia się, książę.
Twój na wieki,
Louis
– Twój na wieki – wyszeptałem, przełykając gulę, która urosła w moim gardle. Uśmiechnąłem się do listu, ściskając go blisko klatki piersiowej. – Twój na wieki. Harry.
Po upływie wielu długich sekund uniosłem pergamin do ust i pocałowałem go, niemalże czcząc każde pojedyncze słowo, jakie wypisał mój ukochany. Postanowiłem, że schowam kartkę pod swoją poduszkę, żeby znów móc przeczytać wyrazy składanej ku mnie miłości, gdy poczuję się gorzej. W tym czasie usiadłem znów na łóżku, odchylając głowę. Nie sądziłem, że te kilka długich zdań przyniesie mi tyle ulgi.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że przecież już dawno temu miałem pojawić się na śniadaniu i matka zapewne wyczekiwała mnie już niecierpliwie. Od razu powędrowałem w kierunku jadalni, po drodze wpadając na pomysł, by zabrać Liama na przejażdżkę konną po pobliskich pięknych polanach.
tego samego dnia, późnym popołudniem
– Harry, ty pieprzony diable! - wykrzyczał Horan, na co ja odpowiedziałem mu głośnym, wesołym śmiechem, kiedy pociągnąłem za wodze swego rumaka, zatrzymując się przy stajni. Wygrałem nasz pojedynek i absolutnie nikt nie był tym zszokowany.
– Louis coś wspominał o tym, że naprawdę potrafisz ujarzmić każdego konia, ale wtedy za bardzo nie wiedziałem, o co mu chodzi – Liam pojawił się obok mnie w drugiej kolejności, a jego klacz powoli dreptała.
– Jego również pokonałem podczas naszego pojedynku – uśmiechnąłem się z dumą. – Wydawał się być tym naprawdę splugawiony.
– Zdecydowanie nie lubi odczuwać przegranej – Payne wzruszył ramionami, kiedy zeskoczyłem z grzbietu mojej pięknej bestii, głaszcząc Anthosa po karku.
– Aczkolwiek odnoszę wrażenie, że jego stosunek co do mnie zmienił się właśnie tego dnia – mruknąłem. – Udaliśmy się wtedy na polowanie...
– Wiem – przerwał mi. – Louis mi opowiadał.
– Właśnie – odwróciłem twarz w jego kierunku. Niall w końcu do nas dołączył wraz z siwą klaczą. – O czym ci mówił? Jestem ciekaw!
– Z przerażeniem śmiem twierdzić, że o wszystkim – żartobliwie się wzdrygnął, zanim ostatecznie czuły uśmiech zaczaił się na jego twarzy.
– Czemu nawet Liam wie o tych waszych sprawach, a ja nie mam o niczym pojęcia? – Niall nagle fuknął, niemalże kładąc się na grzbiecie konia, który zaczął się łasić. – Przecież jestem wtajemniczony, więc dane mi jest zaznać kilku informacji!
– Jestem dużo bardziej nieśmiały i skryty niż książę – zmarszczyłem brwi.
– Louis jest bardzo... – urwał na chwilę Liam – bezpośredni.
– Ja nawet nie wiem, jak doszło do tego, że w ogóle zaczęli się dogadywać – Niall machnął dłonią. – Ale to musiało być zabawne. Przecież przez pierwszy tydzień cała szlachta i poddani huczeli o tym, jak to nasi książęta się nie dogadują.
– Och, ile ja się nasłuchałem z ust służby po powrocie jak i podczas mojej pierwszej wizyty w Anglii – zachichotał Liam.
Wzruszyłem ramionami. – To wszystko przez Louisa! – rzekłem ani trochę nie na żarty. – On od początku był dla mnie opryskliwy, dokuczał mi.
– Ja znam z jego strony inną wersję... – przyznał francuski giermek, na którego spojrzałem z intrygą. – On mówi, że od samego początku żartował, a to ty jeszcze tego samego dnia oblałeś go winem.
– Że co? – zmarszczyłem brwi, ponieważ czemuż Louis miałby podawać Liamowi błędną wersję zdarzeń? Zaśmiałem się cierpko. – Źle coś zrozumiałeś – pokręciłem głową. – Louis i Charlotte pili wino w ogrodzie. Zaczęliśmy się sprzeczać i to on wylał na mnie alkohol.
– Ach, ta jego duma – pokręcił głową. – Wtedy naprawdę był na ciebie wściekły – przyznał. – Bez obaw, myślę, że to jedyna rzecz, w jakiej trochę poprzekręcał fakty na własną korzyść.
Zamrugałem kilkukrotnie.
– Powiedziałem wtedy coś niemiłego o królewnie, a on się zemścił. Ta koszula była nowa, ale zniszczył ją. Nigdy mu tego nie przebaczę! – zadarłem nosa, prowadząc Anthosa w kierunku stajni.
– Czyli nie tylko Louis ma swej dumy za dużo – parsknął Niall, któremu w odpowiedzi posłałem krótkie, mordercze spojrzenie.
Szedłem przed siebie, by nie zauważyli tego, jak uśmiecham się beztrosko pod nosem. – Mam jej więcej niż wam się zdaje. Teraz, jak tak myślę, to najzabawniejszy był nasz pierwszy pocałunek.
– Zrobiliście to przez przypadek czy jak? – zaśmiał się Niall.
– Nie. Zrobili to w złości – wytłumaczył mu przede mną Liam.
– Louis naprawdę ci o wszystkim powiedział! – żachnąłem się, chichocząc. – Poza tym, to on się na mnie wtedy rzucił. Kłóciliśmy się, tylko nie pamiętam o co. To był chyba ten dzień, gdy przyjechałeś.
– Chryste, Louis był tak wściekły przez zachowanie twojego ojca – wspominał. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale wtedy jego matka zwróciła mu uwagę za używanie francuskiego przy stole...
– Tak, owszem.
– Wtedy Louis obraził pod nosem twojego ojca – mruknął z rozbawieniem, a ja z wrażenia zachłysnąłem się niemal powietrzem. – Nazwał go chyba "kutasem" czy coś w tym stylu. Dlatego właśnie jego rodzice się zdenerwowali.
– O mój Boże! – roześmiałem się, rozchylając swoje usta szeroko. Niall zachichotał, pchając wrota do stajni. Nie dowierzałem, że Louis naprawdę zrobił to przy swoich rodzicach.
– Królowa również nie przepada za królem Desmondem – przyznał z pokorą francuz. – Tylko jej świętej pamięci mąż naprawdę widział w nim przyjaciela.
– Nie wiem, dlaczego tak było – zastanawiałem się, wprowadzając konia do stadniny. – On nie zasługuje na żadnych przyjaciół, ani na dobro, jakim jest jego żona, która z kolei polubiła się z Jay.
– Oh, już dobrze, książę – Liam poklepał mnie po plecach. – Przyznaj się, ile razy czytałeś już list mojego druha?
– Tylko raz, ale zamierzam przeczytać go przed snem – rozmarzyłem się z błogim uśmiechem. – Będę pisał też odpowiedź, żebyś mógł od razu ją przekazać. Niall, zaprowadzisz konie do ich boksów, gdy będę przebierać buty?
– Oczywiście – blondyn pokiwał z marszu głową.
Już parę minut później razem z przyjacielem i giermkiem mojego ukochanego szliśmy równym i zwartym krokiem po korytarzu, w zamku. Rozmawialiśmy przy tym o zabawnej sytuacji z przejażdżki, na której to Niall spadł ze swojej klaczy prosto w krzak pokrzyw.
Pierwszy raz poczułem się tak beztrosko przy kimś, kto nie jest Louisem. Uświadomiłem sobie, że wcześniej nie doceniłem wartości, jaką jest przyjaźń z Niallem. Musiałem jeszcze trochę poczekać aż zbuduje między nami zaufanie. Chciałem znów traktować go jako najlepszego przyjaciela, musiałem ustanowić moją hierarchię wartości od nowa; nie były już ważne dla mnie ubrania i aparycja, tylko moralność.
– Książę, tutaj się z wami rozstanę – Liam ukłonił się przede mną krótko. – Udam się teraz do swojej komnaty na spoczynek, jeśli to w porządku.
– Należy ci się to – jak najbardziej wyrażałem aprobatę. – Przemierzyłeś dotąd długą drogę. Niall zaprowadzi cię do twojego pokoju.
Blondyn również ukłonił się przede mną nim stanął u boku Liama, już po chwili śmiejąc się z czegoś, co rzekł do niego Francuz.
W końcu nasze drogi musiały się rozejść. Mężczyźni zostali na pierwszym piętrze, gdy ja wspinałem się po schodach. Byłem podekscytowany, chciałem od razu po przejściu progu odpisać Louisowi na wiadomość. Niemalże jak na skrzydłach skierowałem swe kroki w stronę mojej komnaty, chwytając mocno za klamkę, nim pociągnąłem drzwi.
Jakie moje było zdziwienie, kiedy zobaczyłem moich rodziców, żywo rozmawiających tuż przy wielkiej okiennicy. Widocznie musiałem przerwać im jakąś naganną kłótnię, tylko dlaczego rozgrywającą się w mojej komnacie? Król spojrzał na mnie srogo; nie wiedząc, w którym momencie podszedł do mnie, chwytając za ramię i pociągnął mnie na komodę. Moje plecy uderzyły w drewnianą powierzchnię, kiedy przycisną mnie do szafy.
– Ty... – warknął, wskazując na mnie swoim odrażającym, długim palcem. – T-ty obrzydliwy, plugawy, pełen hańby...
– Desmond, przestań! – wykrzyczała płaczliwie moja matka.
Nie wiedziałem, co się dzieje, lecz nie miałem czasu na to, by się zorientować, kiedy dłoń przycisnęła moją grdykę. Wiedziałem, że ojciec mnie nie udusi, chciał tylko znów mnie za coś ukarać, ale przecież przez ostatni czas sprawowałem się niemalże idealnie! Za co mógłby być zły? W zakamarkach moich żył rozniósł się niepokój. Od stanu euforii w zupełnie nagły sposób moje emocje zmieniły się w istny bałagan, zdezorientowanie i lęk, kiedy nie mogłem nawet ruszyć rękoma.
– Ojcze... – zacząłem spokojnym tonem. Broń Boże nie chciałem go już bardziej rozjuszyć, jednakże on szybko mi przerwał.
– Jak możesz udawać przy mnie tak niewinnego?! – wrzasnął. – Powinieneś się wstydzić tego, że w ogóle się urodziłeś.
– Natychmiast weź łapska z mojego syna! – Ryk matki już na zawsze ugrzązł w moich uszach. Nigdy nie słyszałem jej tak stanowczego i złowrogiego głosu, jakby drzemało w niej zwierzę, dotychczas uśpione i potulne. Król, mimo że zdjął ze mnie dłonie, nie stał się mniej agresywny.
– Powiedzcie mi, proszę, o co chodzi – mój głos drżał. Sam nie byłem do końca pewny dlaczego. Byłem po prostu zdenerwowany jedną wielką niewiadomą i furią gnieżdżącą się w oczach króla.
Spojrzałem na twarz mojej matki i jej rozbiegane, łzawe oczy. Coś w jej spojrzeniu wyrażało współczucie. Mogłem tylko zachować milczenie i pusty wzrok wbity we własne dłonie, kiedy król podszedł do mojego łóżka, wyrywając z poduszki kilka gęsich piór, gdy uniósł leżący na niej skrawek papieru. Momentalnie oddech zatrzymał się w moich płucach, gdy przez dobre parę sekund miałem trudności z zaczerpnięciem porządnego oddechu. Przysięgam, iż wszystkie kolory w jednej chwili opuściły moją twarz, a kolana zmiękły, gdy nareszcie wszystko do mnie dotarło.
Moja tajemnica wyszła na jaw.
Oparłem plecy o szafę, dochodząc do wniosków, że moje nogi są pozbawione równowagi. Drewniana powłoka była jedynym oparciem, które trzymało moje wiotkie ciało w pionie.
– Nie wierzę, że mój syn jest zboczeńcem – to, w jaki sposób te słowa padły z ust ojca, zdołowało mnie. Nie przemawiała w nim tylko złość i pogarda, ale też zawiedzenie. – Moja krew – szarpnął za swoją szatę – i taka hańba dla rodu.
– Desmond, daj mu się wytłumaczyć – prosiła zdecydowanym tonem królowa.
– Jak ma mi niby wytłumaczyć to, że jest obrzydliwym grzesznikiem?! – wyrzucił ostentacyjnie ręce do góry.
– Jest zakochanym dzieciakiem, młodym mężczyzną! – wskazała na mnie palcem. Czułem się, jakbym był pozbawiony głosu. – Przeczytałeś ten list. Wysuń wnioski, tych dwóch dzieli poważne uczucie.
– Jak możesz go bronić?! – kręcił z niedowierzaniem głową.
– To, że ty tego nie pojmujesz, ojcze, nie znaczy, iż jest czymś złym – rzekłem chłodno.
– Mogłem spodziewać się wszystkiego – powiedział, kpiąc sobie cierpko – wybaczyłem ci twoją pokraczną osobowość, to, że nie radzisz sobie z bronią, nie jesteś najlepszym mówcą, nie chcesz żony – prychnął – ale nie, że wdasz się w romans z innym mężczyzną. I nawet nie chcę wiedzieć, co żeście robili pod dachami tego pałacu.
– Nie powinieneś się przynajmniej martwić spłodzeniem niespodziewanego potomka – prychnąłem. – Bez obaw, nie mogę być brzemienny.
– Śmiesz sobie kpić z powagi zastanej sytuacji?! – wybuchł znowu, a ja musiałem ugryźć się w język. – Nawet nie wiesz, jak strasznie się pogrążasz, ty nieudaczniku!
– Matko, pomóż mi! – machnąłem dłonią we frustracji, spoglądając w kierunku kobiety, która od dłuższego czasu milczała, jedynie wycierając twarz w rękaw lśniącej sukni. – Przecież... ja chcę zaznać tylko szczęścia, ojcze, miłości. Nikt nie musi wiedzieć, ja i Louis będziemy się ukrywać. Nie narobię ci wstydu, to tylko listy.
– Nie będę tolerował na moim zamku zboczenia, a tym bardziej królowa francuska jeśli się o tym dowie – warknął Desmond.
– Ale to już wkrótce nie będą wasze korony! – ryknąłem po raz pierwszy od bardzo dawna
– Zważaj na ton i słowa! Dopóki mam władze, dopóty mogę wtrącić cię do lochów lub dać na pożarcie lwom cesarskim! – uderzył z otwartej dłoni w szafę tuż przy moim boku. W tej chwili ma ukochana matula nie uroniła ni szlochu z ust.
– Czego ode mnie wymagasz, ojcze? – zacisnąłem zęby, starając się utrzymać swój ton spokojnym. – Zdradzenie tego sekretu innym nie zrobi na mnie wrażenia.
– Gdy królestwo francuskie dowie się o sekretach ich ukochanego, syna będzie gorzej, nie uważasz? Zważywszy na karę śmierci, która przysługuje za takie okrucieństwa – zakryłem usta palcami, gdy król patrzył w moje oczy, mówiąc nagle nostalgicznie i cicho.
– Królowa nie uśmierciłaby syna – zadrżałem.
– Ona może nie – wzruszył ramionami. – Ale to siły wyższe mają tu więcej do gadania.
– Jak śmiesz stawiać mnie przed tak okrutnym wyborem? – momentalnie mój ton stał się bardziej płaczliwy. – To nieludzkie!
– Raz na zawsze znikniecie ze swoich żywot i po problemie – pstryknął palcami, tuż przy moim uchu.
Zacząłem dusić się i garbić. – K-kocham go tato. Nie przestanę, nigdy.
– Co ty możesz wiedzieć o miłości?
– A ty?!
– Zdecydowanie więcej niż zboczeniec! – wykrzyczał. – Moje uczucie pochodzi od samego Boga, bo darzę nim kobietę. Twoja miłość jest dziełem diabla!
– Uwierzyłbym w miłość każdego, ale nie w to, że ty jesteś zdolny do kochania, ty... potworze – załkałem, rzucając przepraszające spojrzenie. – Masz cudowną żonę, piękną, zdolną do tego, by być dumnym z kogoś takiego, jest jak anioł! Ale gdy patrzę, jak marnuje się przy boku kogoś tak nieczułego, współczuję jej.
– Dosyć tego – jego głos był niemalże pusty, bez emocji. – I tak decyzja została podjęta. Nie zbliżysz się do księcia Francji już nigdy choćby na krok.
– Tylko dlatego, aby chronić jego życie. Nie po to, gdyż ty tak każesz – przemówiłem resztkami sił. Desmond zacisnął szczękę, trzymając dłonie ciasno za plecami. Powstrzymywał się, by nie rozbić mojej głowy o podłogę, widziałem to w sposób, w jaki pięści drżały.
Opuścił komnatę ciężkimi krokami, zostawiając mnie złamanego i klęczącego na kolanach. Wtedy też dałem upust moim gorącym łzom, jakie popłynęły momentalnie w dół po moich policzkach, a ogromna gula w gardle ustąpiła łkaniu. Zetknąłem lewy policzek z drewnianą powłoką, marszcząc brwi na chłód, jaki poczułem na atłasowej skórze. Oddychałem spazmatycznie, czując, jak matka opada przy mnie, od razu dotykając moich włosów.
– Chciałbym-ja... – próbowałem wydukać. – To, że już nigdy nie zobaczę Louisa... nie znaczy, że nasza miłość zniknie. Bo całe moje serce jest w jego rękach. Szkoda tylko, że nigdy mu tego nie powiedziałem. Mam nadzieję, że... że wie o tym.
– Będę próbowała rozmawiać z ojcem – mówiła kobieta, głaszcząc skórę mojej głowy. – Obiecuję, że się postaram...
Zacząłem od razu zaprzeczać ruchem głowy. – To nic nie da. Mamusiu, ja potrzebuję mojego Louisa – załkałem nagle, mocno uczepiając się jej ciała.
– Nie mam pojęcia, co mogłabym zrobić... – słyszałem w jej głosie, iż ona także miała ochotę płakać.
– Sam już nie wiem, czy wolałbym czekać na niego wieczność, czy mieć go przy sobie teraz, tylko na chwilę... – płakałem gorzko.
Minęły długie chwile ciszy, nim matka powiedziała:
– Kłamałam, mówiąc, że kocham króla, Harry – to nagłe wyznanie sprawiło, że lekko uspokoiłem się, unosząc głowę. – Nie mogłabym go kochać. To okropny człowiek, nienawidzę go. Kochałam innego mężczyznę, tego przed koronacją.
– I... i jak radzisz sobie z tą... z tą stratą?
– Moja miłość z biegiem lat wygasła, gdy zostałam zmuszona zapomnieć o nim i przenieść ją na ciebie i twoją siostrę – wymusiła smutny uśmiech.
Moja miłość również wygaśnie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top