rozdział pierwszy; pierwsze spotkanie
Stałem przed ogromnym lustrem, które znajdowało się na całym obszarze jednej ze ścian mojej komnaty. Już od pół godziny Alicja i Gemma wywracały moją szafę do góry nogami. W końcu rozkazałem służącej, by wyruszyła do krawców, którzy w tempie natychmiastowym mieli uszyć dla mnie nową koszulę. Moja ukochana siostra właśnie zakrywała swe różowe usta dłonią, odzianą w lnianą rękawiczkę. Dyskretnie chichotała w materiał podczas naszej skromnej pogawędki. Wtem do pokoju wróciła Alicja, choć nawet nie zapukała do drzwi. „Cóż za skandal", prychnąłem na nią w myślach, trzymając na wodzy wzburzone nerwy. Tego wieczoru byłem bardzo rozdrażniony, ale starałem się traktować służącą łagodnie, odkąd jej brzuch zaczął robić się napęczniały i widoczny. Jeszcze posiadałem resztki serca; nie chciałem bynajmniej zranić ciężarnej swoim tępym jazgotem.
Przymrużyłem oczy na materiał, który trzymała w ramionach: długi, lśniący, o kolorze kości słoniowej. Lecz, co to musiała być za tkanina? Materiał do jedwabiu na pewno nie był podobny, zbyt śliski i taki, rzekłbym, nieidealny.
– Cóż to, siostro? – zmarszczyłem brwi, wskazując z wyraźnym grymasem na twarzy tkaninę, którą dzierżyła pokojówka. – Dworujesz sobie ze mnie? W tym chcesz, aby ujrzała mnie moja przyszła żona i królowa Anglii? – prychnąłem marudnie.
– Harold, przecież jeszcze nie zobaczyłeś ubrania w pełnej okazałości! – Gemma podniosła się z siadu. Kiedy wyprostowała swoje nogi, poprawiła również bordową suknię. Dłońmi wygładziła wyhaftowany materiał, poklepując rytmicznie uda. Uniosła brodę, a ja w pełnym skupieniu obserwowałem jej bladą, pokrytą rudymi piegami cerę. Brązowe łatki rozrzucone były po jej policzkach i na nosie, zupełnie, jakby jakaś nad ludzkość rzuciła w księżniczkę ziarnami żyta. Zacisnęła wąskie wargi w cienką linię, stając przy Alicji, która, zbytnio speszona, utrzymywała tę samą pozycję, dopiero kilka chwil po tym, rozwijając materiał. Wtedy on opadł, sięgając rąbkami aż jej kolan.
– To wiskoza, jaśnie panie – ukłoniła się miękko.
Przylgnąłem wzrokiem do falbaniastej koszuli. Tak naprawdę jej krój i fason niezwykle mi się spodobał, ale ten materiał, ach, powinien być jedwabiem.
– Z Włoch. Tam staje się popularny. Droższy niż sama bawełna – ciągnęła, niezgrabnie się tłumacząc. Zerknąłem na Gemmę i jej kamienną twarz. Siostra machnęła dłońmi. Pozbyła się swoich łapawic, rzucając je na moje łoże, tuż przy moim udzie. Wyciągnęła ramię do koszuli i zaczęła ją badawczo dotykać.
– Może zmienię zdanie, kiedy ujrzę siebie w tej kreacji – uniosłem nos, od razu napinając ramiona. – Czy łaskawie opuścisz moją komnatę, siostro? – zerknąłem na księżniczkę spod opadających loków, gdy służąca już podeszła, aby mnie rozebrać.
– Nie mam ochoty – wzruszyła ramionami, klaszcząc w swoje smukłe dłonie.
Rozchyliłem usta w szoku, w tym samym momencie, kiedy Alicja ściągała ze mnie materiał błękitnej, znoszonej szaty, służącej mi do spania. Przegryzłem dolną wargę, przymrużając powieki, kiedy ostre światło znowu uderzyło w moje oczy. Ból rozniósł się po całych oczodołach. Westchnąłem, kręcąc nosem. Letni wietrzyk powiał z okna, na skutek czego dreszcz przeszedł mnie na wysokości torsu, pozostawiając tam gęsią skórkę.
– Będziemy rozmawiać o francuskiej królewnie, przyszły królu – zakpiła, wymownie się przede mną kłaniając.
Odwróciłem od niej wzrok; nie lubiłem, gdy ze mnie kpiła. Moja twarz zaczęła pokrywać się szkarłatem, co ujrzałem w odbiciu szklanego wiru.
– Przemawia przez ciebie jedynie zawiść przez to, że królewicz Francji odmówił zaślubin z tobą – zmrużyłem oczy. Widziałem jak dziewczyna poprawia wiszącą z jej gorsetu nitkę, by odciągnąć moją uwagę od zirytowania malującego się na jej buźce.
– Jest dla mnie zbyt stary... i tak go nie chciałam – fuknęła, bawiąc się swoim rudym warkoczem. Patrzyła w lustro, przyjmując beznamiętny wyraz twarzy. Na moje barki opadł chłodny, miękki materiał, gdy Gemma postanowiła kontynuować. – Może to i lepiej, że nikt mnie nie zmusza do zaślubin. Jestem na to zbyt młoda, nawet, jeśli inni dworzanie myślą inaczej o zaledwie dwudziestolatce. Nie chciałabym do końca swojego żywotu być zamknięta w wierzy.
– Tu liczą się obowiązki, siostro, nie uczucia – pokręciłem w zdegustowaniu głową, oglądając luźne, bufiaste rękawy. – Niezbyt prześwitująca? – zastanawiałem się, zapinając guziki koszuli pod samą szyję. Na wierzchu miała pojawić się również bordowa kokarda, pasująca swym kolorem do sukni Gemmy.
– Jest wyśmienicie, bracie – posłała mi kordialny uśmiech, prężąc nogi, aby podejść do mnie i wygładzić dokładnie kołnierz. Podniosłem brodę ku górze, gdy wkradła lodowate palce za deseń. – Nie musisz być zbytnio skromny. Decyzja o waszym ślubie jest już w końcu przesądzona.
Na te zdecydowane słowa lekko mnie zemdliło. Hucznie podniosłem się z łóżka, pragnąc zamaskować moje zmartwienie. Nie chciałem, by Gemma dostrzegła negatywne emocje w moim rozbieganym wzroku, krążących po odbiciu lustrzanym.
Spojrzeniem wyznaczałem ścieżkę wzdłuż lewego rękawa koszuli, wpychając ją do spodni, które dosięgały mojego pępka. Chciałem wyglądać schludnie, najlepiej jak się da.
– Podaj mi apaszkę, proszę – zwróciłem się do Alicji i przypominając sobie o obecności Gemmy, dodałem: – natychmiast. I przed kolacją chciałbym, żebyś przygotowała mi roztwór z ziołami. Dostałem bólów głowy przez tę głupią miernotę – zażartowałem z księżniczki.
– Raczysz żartować – ta prychnęła, patrząc z wyrzutem na mój z lekka złośliwy wyraz twarzy.
– Moja głowa jest bardzo wrażliwa na zbyt drażniące głosy. Zwłaszcza kobiece.
– Bezczelny! – rzuciła, choć ujrzałem na jej twarzy cień odwzajemnionego uśmiechu, gdy Alicja zarzuciła na mój delikatny kark burgundowy materiał. – Lepiej powiedz mi, Harry, dlaczego tak spieszno ci do tronu? – prychnęła. – Co ty, dzieciaku, możesz zmienić w historii naszego królestwa?
– Nie ukrywam, posiadanie władzy nad całą Anglią jest niezwykle atrakcyjną wizją.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że bycie królem jest w głównej mierze obowiązkiem i odpowiedzialnością, racja?
– Mówisz to wszystko z zazdrości – wysyczałem, odgarniając swoje niesforne loki z czoła. – Właśnie tak, ot co! Sama chciałabyś posiadać władzę. Odkąd rodzice zadecydowali, że to ja – wskazałem palcem na swoją pierś – będę królem, stałaś się istną jędzą. Ale nie łódź się, nie potępisz mnie.
– Zostałeś następcą tronu tylko dlatego, że jesteś mężczyzną.
Służąca, wyraźnie czując chwilowe napięcie, wycofała się w kąt pomieszczenia.
– To twój jedyny przywilej – dodała Gemma.
– A więc wracamy do punktu wyjścia – zacisnąłem palce na biodrze. – Książę Francji cię oddalił.
– Ponieważ jest oburzającym, bezczelnym prostakiem, który szczyci się tym, że je płazy! – wybuchła, co zaskoczyło zarówno mnie, jak i służącą.
– Przygotuj dla mnie zioła – rzuciłem do siwowłosej, poganiając ją ruchem ręki. Alicja kiwnęła w zgodzie głową, a ja podszedłem do lustra, starannie zawijając apaszkę wokół szyi. – Idź już, siostrzyczko. Mam cię dosyć. Powinnaś mnie wspierać...
– Wspieram – poprawiła wplecioną w jej włosy chustę. – Ale jesteś zbyt zapatrzony w swój spiczasty czubek nosa, by to zauważyć – po tych słowach, wyszła z mojej komnaty, mocno trzaskając drzwiami.
Skrzywiłem się, mając wrażenie, że komoda i podłoga zatrzęsły się. Kiedy Gemma wyszła, chciałem schować się pod pierzyną ze wstydu. Najchętniej przespałbym cały denny żywot.
Nagle, zaraz po roznoszącym się w sypialni huku, do moich uszu dotarł tętent kopyt, na co zareagowałem poderwaniem się w kierunku okna, o mało nie przewracając przez to ciężkiego fotela.
Rozsunąłem zasłonę, przyklejając twarz do szyby. Przez wielkie okno widziałem podjazd do pałacu, otoczony zielenią. Było tu aż zanadto roślin, skoro za każdym razem ilekroć moja stopa stąpała po ogrodzie, zaczynałem puchnąć do czerwoności. Teraz nie zwracałem uwagi na winorośle, a na postacie, które opuszczały pojazd zaprzężony przez dwa, kruczoczarne ogiery. Przełknąłem ciężko ślinę, czując, jak niemalże napływa mi do gardła żółć. Wiedziałem, że nadszedł właśnie moment, w którym muszę udać się do sali tronowej, aby być przy boku ojca i matki na przywitaniu gości.
Zacząłem stawiać człapiaste kroki w kierunku chłodnego korytarza. Miałem wrażenie, że wyglądam pokracznie, przemierzając zakamarki zamku w tych ciężkich, niewygodnych butach. Niemniej jednak naprężyłem się w dumie, by wyeksponować swoją sylwetkę tak, jak od dziecka mnie uczono. Musiałem prezentować się szlachetnie nawet przy najbliższych.
– Och, synu – usłyszałem głos króla zza filarów, nim jeszcze zdołałem go ujrzeć. – Przybyłeś w samą porę. Na dworze jest już król Francji z rodziną, w tym twoją wybranką.
Kiwnąłem głową, krzyżując swoje dłonie na wysokości lędźwi. Kręgosłup już bolał mnie od nienaturalnego wyginania go.
– Zdążyłem dostrzec ich przybycie jeszcze w mojej komnacie, ojcze.
– A zdążyłeś przyjrzeć się królewnie? – dopytywał. Zauważyłem jak moja matka leniwie spogląda na wrota do sali tronowej, zasiadając na drugim największym siedzisku, obok tronu króla, a zarazem jej męża. – Jest tak urodziwa, jak oczekiwałeś?
– Nie mam żadnych oczekiwań, tato – mówiłem ściszonym głosem, obawiając się tego, co rzeknie król. – I nie miałem przyjemności widzieć królewskiego rodzeństwa. Obdarzyłem spojrzeniem zaledwie monarchię.
– Gdzie jest Gemma?
– Nie mam pojęcia i nie specjalnie mnie to interesuje – odparłem opryskliwie, za co otrzymałem ostrzegawcze spojrzenie od matki.
– Nie bluźnij na siostrę – położyła dłoń między moimi łopatkami. Automatycznie wyprężyłem kręgosłup, nawet nie zwracając uwagi na to, kiedy moje plecy zapadły się w garbie.
– Wybacz, matko – ukłoniłem się. – Miałem na myśli to, że Gemma jest już zapewne na sali, gdyż wyszła z mojej komnaty z dość... burzliwym poirytowaniem – przewróciłem oczami, ówcześnie odwracając głowę ku kamiennej ścianie, by żaden z rodziców nie zauważył mojego grymasu.
– To nie czas na dąsy – oznajmił król. – Musisz okazywać szacunek niewiastom, zwłaszcza takim, z którymi jesteś związany.
– Wiem to, wiem – mruknąłem zgryźliwie. Poprawiłem rękawy, zwijając je do łokci. W końcu dotarliśmy na salę. Stanęliśmy przed wielkimi wrotami, które otworzyło dwóch poddanych.
Wyprostowałem się przez to tak mocno, że można było odnieść wrażenie, iż mój kręgosłup ulegnie przez to uszkodzeniu. Pragnąłem jednak sprawić dobre pierwsze wrażenie przed przyszłą narzeczoną.
Oddychałem przez nos, starając się nie poplątać swoich pajęczych nóg. Pocierałem pierścień, który zaciskał się na moim palcu serdecznym. Chciałem się rozejrzeć po wszystkich twarzach, które wlepiały we mnie natarczywe spojrzenia, ale wolałem być dyskretny. Czując na sobie intensywny wzrok, zacząłem się rumienić na szyi i uszach. Nagle poczułem się, jakbym był bardzo słaby przy tych wszystkich... ważnych osobach. Takie starcia przydarzały się w moim żywocie odkąd skończyłem siedem lat. Teraz jednakże ta cała poważna atmosfera mnie przytłoczyła.
Przede mną stała rodzina królewska, otoczona służbą. Mój wzrok momentalnie powędrował w pierwszej kolejności na władcę Francji, który był wyjątkowo niewysokim mężczyzną, zupełnie jak król Szkocji! Wzrostem był zbliżony do pięknej królowej, która była doskonałym potwierdzeniem tego, co mieszczanie mówili o atrakcyjności francuskich kobiet.
W końcu zerknąłem na księżniczkę, która wyglądała wyjątkowo... dziecięco.
Bardzo dyskretnie obejrzałam ją od czubka głowy, aż po kraniec jej sukni, przy tym upewniając się, czy aby na pewno jest już na tyle dorosła, że urosły jej chociaż piersi.
Jej stopy odziane w złote sandały wcale nie dodawały dziewczynie uroku. Następnie ciągnęła się długa, biała i prosta suknia, na jej dekolcie widniał piękny naszyjnik i jej twarz: blada, pozbawiona najmniejszej skazy, dziecięca buźka. Wąskie, różowe usta, pełne policzki wypełnione dziecięcym tłuszczem, zadarty nos oraz wielkie, błękitne i wystraszone oczęta.
Z myśli wyrwało mnie naprawdę silne, wręcz brutalne uderzenie z łokcia przez moją matkę w tył pleców, czym wybudziła mnie z chwilowego transu. Dokładnie tak, jak mnie uczono, ukłoniłem się przed księżniczką, wówczas ta, widząc mój ruch, dygnęła prędko.
– Witaj, królewno Charlotte – podałem jej rękę, a ona wygięła swoją maleńką w porównaniu do mojej dłoń, abym mógł złożyć na jej wierzchu pocałunek. Zrobiłem to, ponieważ zawsze byłem do tego zmuszany, lecz czując jej gładką skórę pod ustami odsunąłem się, nostalgicznie unosząc głowę. Kiedy królowie zaczęli wymieniać się przyjacielskimi uściskami dłoni, ja ulokowałem spojrzenie na księciu Louisie.
Na jego twarzy po tym, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, zawitał niespodziewany, nikły uśmiech. Nie dało się nie zauważyć w nim tego, jak bezczelny był. Och, rozmowy z nim z pewnością nie będą należeć do przyjemnych.
Poczułem, jak jego spojrzenie przeszywa mnie na wylot. Zrobiłem krok do tyłu, przez przypadek wpadając w mojego ojca. Chyba nikt tego nie zauważył oprócz księcia Louisa, który zaczął się ze mnie podśmiewać. Wciągnąłem powietrze przez usta, czując, że ojciec ściska moje lewe przedramię w ostrzegawczy sposób.
– Ojcze... – spojrzałem na mężczyznę, a on wskazał porozumiewawczo na księcia.
– Nasza służba zaprowadzi was do waszych komnat – oznajmił.
– Ja jednak wolałbym zostać – odpowiedział od razu król Francji. Mimo tego, jak dobrze mówił po angielsku, jego rodowy akcent był bardzo wyraźny.
– Zasiądźmy do stołu, a wtedy słudzy wezmą wasze bagaże – moja matka machnęła ręką, emanując zadziwiająco dla mnie naturalnym tonem głosu. Przegryzłem dolną wargę, gdy francuska wysokość szybko wyraziła aprobatę. Księżniczka nieustannie gapiła się we mnie, co krępowało mnie, ale mimo tego starałem się zachować pozę godną księcia. Francuski królewicz wydawał się być moim przeciwieństwem. Nie chciałem mu się jednak przyglądnąć i dostrzegałem tylko kątem oka jego znudzoną postawę.
– Louis – królowa Johannah upomniała swojego syna. Szatyn wyprostował się na jej rozkaz i uprzejmie złożył uroczysty pokłon przed moją matką, następnie całując wierzch jej dłoni. Wygląda na to, że wszyscy mężczyźni mają słabość do swych matek.
– Służba przygotowała stół, zapraszamy – mój ojciec rozłożył ramię, wyciągając dłoń na skos, by wskazać wnętrze sali. Spojrzałem na wielkie stoły, które rzeczywiście przybrane były jak laty temu, gdy odwiedzała nas szlachta Szwedzka. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik - nawet najmniejszy świecznik i serwetki, leżące na blacie, okrytym haftowanym obrusem prezentowały się wykwintnie i elegancko, a to przecież tylko głupie dekoracje.
Przełknąłem ślinę, pozwalając kobiecym wodzom przejść jako pierwszym do stołu. Wolałem utrzymywać się z tyłu i nie siać niepotrzebnej agresji, gdy ten idiotyczny książę wciąż uśmiechał się zbereźnie w nieodgadniony, choć wprawiający w irytację sposób.
– Nie myślałeś o przystrzyżeniu tych pukli? – nagle wzdrygnąłem się, słysząc jego głos po raz pierwszy. Zupełnie nie spodziewałem się, że ma taki ochrypły, aczkolwiek melodyjnie wysoki ton. – Przypominają włosie niewiast, książę.
Jak widać i on zdecydował się zostać w tyle.
Dłoń zacisnąłem w pałąk, kiedy głowę powoli przekręciłem ku wścibskiemu mężczyźnie. Wyglądał jakby był dużo starszy ode mnie, bardziej dostojny, męski i silny. To wszystko wywołało moją awersję do jego osoby. Nawet jego koślawy zarost, wypełniający przestrzeń między czubkiem nosa a górną wargą, jak i brodę i żuchwę. Nawet jego kości policzkowe wydawały się być irytujące. A przede wszystkim jego kpiące, poszarzałe, błękitne ślepia, którymi ani razu nie zamrugał, oglądając mnie prześmiewczo.
– Są ich entuzjaści – rzekłem srogim tembrem głosu, ale choćbym starał się do krańca mych możliwości, mój głos nie był tak dostojny, jak głos księcia Louisa.
– Oczywiście – zamrugał kilkukrotnie, w ten sposób naśladując zachwycone spojrzenia dworzanek, ilekroć pojawiałem się w ich punkcie widzenia. Książę wymijając mnie, sięgnął dłonią do moich loków, które zmierzwił paroma ruchami.
– Och! – sapnąłem w szoku i złości, wykonując wielki krok w tył. Teraz moje ramiona zwisały po obu stronach ciała, gdy marszczyłem brwi na księcia, poprawiając swoją koszulę. Infaltywny dramatyzm odbił się w moich żyłach, płynąć przez rozgrzaną krew. – Jak śmiesz naruszać moją przestrzeń... ty francuska...
– Dokończ, nalegam, dokończ! – westchnął, patrząc na mnie wyczekująco. – Słyszałem, iż Anglicy zaprawdę słyną z niezdolności do kontroli swych emocji i pragnę z całego serca ujrzeć to na własne oczy!
– Chodźmy do dworskiego stołu – powiedziałem przez zęby, prostując swoje plecy. Choć sięgałem czubkiem głowy do nosa swojego przeciwnika, chciałem wykazać godność i żądzę walki. – To ja nalegam. Nie wyzwalajmy się od zależności i obowiązków, cóż to za zbeszczećka emancypacja – zakpiłem, zarzucając miękko swoimi lokami, które z powrotem opadły na kark, układając się w sposób, w jaki powinny. Odwracając się na pięcie, ruszyłem do stołu, a wtedy, szeptem, którego książę nie mógł usłyszeć, zipnąłem pod nosem: – ty francuska ropucho.
Zasiadłem do stołu gwałtownym ruchem, który sprawił, iż krzesło po prawicy mej matki wydało z siebie drażniący odgłos, który zwrócił uwagę wszystkich obecnych.
„Spokojnie, książę, nie możesz dawać satysfakcji bezczelnemu Francuzowi. Utrzymaj nerwy na wodzy."
– Harold, czy mógłbyś oprowadzić księżniczkę Charlotte po ogrodzie, kiedy skończymy ucztę? – spytała mnie matka, chwytając sztućce, kiedy nasze jedzenie wręcz parowało, niosąc swój zapach ku górze. Skrzywiłem się. Zdecydowanie wolałbym zostać tutaj i rozmawiać z królami o mojej władzy, jak prawdziwy mężczyzna.
– Matko, goście dopiero przybyli po zaiste niezwykle długiej podróży wpierw przez morze, a następnie karocą. Z pewnością są głodni i zmęczeni – zacisnąłem niecierpliwie zęby.
– Księżna chciałaby zobaczyć kwiaty.
Na wspomnienie o dziewczynie ulokowałem na niej wzrok. Jej mina wskazywała na to, iż nie wiedziała, co ze sobą począć. Siedziała tuż obok swojego brata. Wyglądało na to, że nie rozdzielali się na dłużej, niż to konieczne.
– Są od tego inni ludzie – po chwili wstałem, gotowy do opuszczenia sali. – Nie będę wypełniał obowiązków, jakie należą do służbian, królowo. – Odwróciłem się, z impetem ruszając w stronę wyjścia.
– Książę, zasiądź na swoim miejscu! – ojciec zawołał za mną, a za sprawą dźwięku odsuwanego krzesła domyśliłem się, że powstał, by jego głos mógł roznosić się po sali donośniej. – To nie ojcowska prośba, ale rozkaz!
Na chwilę przeraziłem się konsekwencjami swoich poczynań, lecz nic nie zatrzymało mnie przed wyjściem z jadalni. Czułem się upokorzony, poniżony i niechciany. Przymknąłem powieki, kręcąc nosem, kiedy zmierzałem do wrót prędkim krokiem. Jeśli ojciec nie zetnie mi łba, jestem gotowy na absolutnie każdą karę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top