rozdział jedenasty; zaręczyny

Rozdział jedenasty; zaręczyny

Tak, jak jeszcze parę dni temu doświadczyłem zdecydowanie najlepszego uczucia w moim życiu, jakim było utracenie cnoty z kimś, kto na to zasługuje, przyszedł dzień, który zdecydowanie nie zapowiadał się dobrze.

Zaręczyny.

Wszystko to, do czego nawiązywał Louis, zaczęło do mnie stopniowo docierać. Zaręczyny wiązały się ze wspólnym życiem. Po ślubie nie było odwrotu. Małżeństwo może rozłączyć tylko śmierć. Przecież ja do tej dziewczyny nie czułem dosłownie nic, co byłoby choćby zbliżone w stronę miłości, jak miało niby to wszystko potem wyglądać? Już to, co czułem wobec Louisa było bardziej naturalne... Jasna cholera, moje życie jest do bani.

Dlatego w ostatniej chwili postanowiłem działać. Nie mogłem spać, musiałem coś zrobić. Czekałem aż słońce wzejdzie na niebo. Kiedy tak się stało, był to znak, że wybiła godzina siódma. Podniosłem się do siadu, przetarłem oczy i chciałem się ubrać. Musiałem porozmawiać z moimi rodzicami. Rzecz jasna nie miałem w planach wyznać im sekretu dotyczącego mojego romansu z mężczyzną! Chciałem jedynie... wskórać coś w kierunku tych nieszczęsnych zaręczyn. Odwołać je. Cokolwiek!

Zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze ubrania. Nie dbałem o to, by wyglądać schludnie; chciałem tylko zamienić kilka konkretnych słów z rodzicami. Na stopy naciągnąłem jedne z butów wyciągniętych z dna szafy i byłem gotowy. Wziąłem wdech i wydech i po prostu wyszedłem z komnaty. Kręciło mi się w głowie, gdyż znów nie jadłem parę dni. Mimo pustego żołądka już zacząłem czuć podchodząca mi do gardła żółć spowodowaną nieprawdopodobnymi nerwami.

Przełknąłem gorzki żal, panosząc się po opustoszałym pałacu. Mrugałem kilkukrotnie, łapiąc zimną poręcz, żeby odgonić z powiek ciężar. Zbiegałem po schodach, jakby od tego miało zależeć moje życie. W końcu dotarłem do celu z niemalże skrzącymi oczami. Mój ojciec i matka akurat znajdowali się w sali tronowej, spoczywając na wyznaczonych rzecz jasna dla siebie siedzeniach. Po prawicy mego ojca, na miękkiej ozdobnej poduszce, leżała jego ciężka, szczerozłota korona.

– Tato! – zawołałem, w biegu niemalże potykając się o swoje stopy, które dziwnie się plątały. Przemierzyłem całą długość sali, czując dziwny gorąc w całym ciele, skupiającym się na wysokości klatki piersiowej. Było mi duszno, słabo i chciałem wymiotować. – Matko! – jęknąłem, stając przy nich na chwiejnych nogach.

– Coś się stało? – rodzicielka patrzyła na mnie ogromem troski i nawet ojciec wydawał się być naprawdę zainteresowany tym, co chciałem im przekazać.

– Musimy porozmawiać – rzekłem, odgarniając włosy z twarzy. Królowa przyglądała mi się specyficznie, jakby odgadła moje złe samopoczucie. – Nie mogę wziąć ślubu z Charlotte. Nie mogę tego zrobić.

– Że jak?! – mój ojciec wstał ze swego tronu, jednak nim zdążyłem porządnie się zlęknąć, matka od razu położyła dłoń na ramieniu Desmonda i nakazała usiąść, do czego on o dziwo się podporządkował.

– Zrozumiałem, że nie mogę tego zrobić – złapałem swoje czoło, kiedy zacząłem kręcić się na stopach z niezdolności. Zacisnąłem pięści, jakbym chciał złapać garściami upragnione powietrze. – Musi być inny sposób na pojednanie Anglii i Francji.

– Był – warknął Desmond. – Ale przepadł w momencie, w którym książę Francji oddalił twoją siostrę!

– W takim razie ja oddalam Charlotte! – krzyknąłem. – Mam do tego takie samo prawo jak Louis!

– Harry, dobrze się czujesz? – moja matka wyraźnie się zmartwiła, chcąc podnieść się z tronu. Ojciec złapał ją żelaznym uściskiem za nadgarstek, ale ona wyrwała się, podchodząc do mnie zgrabnymi krokami.

– Nie, ale – przełknąłem ślinę – musicie oddalić zaręczyny. Przecież można wymyślić coś innego. Mogę być na tronie z tobą, matko. Nie muszę się żenić.

– I jak niby zamierzasz przedłużyć dynastię? – mój ojciec nie dawał za wygraną, lecz nie wrzeszczał dłużej tak, jak mogłem się tego spodziewać.

– To Gemma może dać ci wnuki, ja nie zamierzam dotknąć palcem francuskiej księżniczki! – zacisnąłem szczękę, stojąc przed ojcem, kiedy moja matka objęła mnie ramieniem, dotykając moich policzków. – Szukajcie kandydata Gemmie, ona pragnie ślubu ojcze, nie widzisz tego? Pragnie tronu bardziej niż ja. Dlaczego więc nie wykorzystasz jej szczerych chęci i ambicji?

– Dlaczego nie powiedziałeś, że zmieniłeś zdanie wcześniej? – Desmond przetarł twarz dłońmi. Wydawał się wykończony. – Dlaczego teraz? Po balu, w dniu zaręczyn, na które zostało zaproszone tyle szanowanych rodzin?

– Bałem się ci sprzeciwić! – krzyknąłem, napotykając na zdziwioną minę mojego ojca. Myślałam, że się tego spodziewała, ale jego twarz wskazywała na coś odwrotnego. – Chciałem, żebyś choć raz był ze mnie zadowolony, dlatego milczałem, ale teraz, kiedy wiem, z jakimi konsekwencjami wiąże się ślub, nie chcę tego. I odnalazłem w sobie odwagę, która mnie tu przyniosła. Królu, proszę. Choć raz nie róbcie czegoś wbrew mnie, dajcie mi prawo wyboru.

Moja matka wpatrywała się w Desmonda wyczekującym, niemalże wypalającym w jego ciele dziurę spojrzeniem. A ja miałem wrażenie, iż wszyscy są w stanie usłyszeć kołatanie mojego serca.

– Powiedz coś – trzymała kurczowo mój łokieć, patrząc na męża. – Harry nie jest gotowy na takie obowiązki, Des. Jest młody i chorowity. Cały dygocze.

– Mam dość – oświadczył zdecydowanym tonem głosu, bijąc pięścią w oparcie swego siedzenia. – Mam dość tego odgrywanego non-stop przedstawienia i udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, pomimo iż wcale nie jest! – wykrzyczał.

– Wiem – powiedziałem niemrawo, ale szybko się poprawiłem, ocierając wierzchem dłoni pot z czoła. – Wiem, ojcze. Tylko pozwól mi... Przecież Anglia nie potrzebuje pary królewskiej. Nie potrzebuje królowej. Mogę być królem, dopóki nie znajdziesz kogoś dla Gemmy. Nie zawiodę cię.

– Muszę porozmawiać z Troyem...

– Nie, nie musisz! – moja matka sprzeciwiła się temu od razu. – To on jest tutaj gościem i to on załatwia układy z tobą. Ty podejmujesz ostatecznie decyzje, więc podejmij ją!

– Ty przeciwko mnie? – wyglądał na iście zszokowanego.

– Nie przeciwko. Ja po prostu pomagam naszemu – podkreśliła – dziecku, mężu. Nie chcę przesądzać o jego życiu. Wycierpiał swoje.

– Jeśli tak to ma wyglądać... – sapnął męczeńskim tonem. – Nie będzie tych zaręczyn. Zgadzam się. Trzeba wymyślić coś innego.

– Mówisz poważnie? – zabrakło mi tchu w piersi. Uśmiechnąłem się wzruszony. – Ojcze...

– Idź nim się rozmyśle – skinął głową. Spojrzałem na niego, niemo dziękując, kiedy odwróciłem się, stając na pięcie. Wykonałem jeden krok - jeden - i o jeden za dużo. W następnej chwili zobaczyłem czarne i czerwone plamy przed oczami, kiedy straciłem równowagę, nieszczęśliwie upadając z hukiem na tył głowy.

południe

Przez pierwsze parę sekund odniosłem jedynie wrażenie, że zaczął się kolejny dzień, ze względu na to, że moje przebudzenie się było bardzo podobnym czuciem do właśnie tego. Jednakże rzeczywistość uderzyła we mnie po rozpoznaniu w pomieszczeniu nie mojej ciemnej i przytulnej komnaty, ale chłodne, puste ściany pokoju, w jakim urzędował nadworny medyk.

Widziałem mężczyznę w białym kilcie, który stał odwrócony do mnie plecami. Wyglądał za okno, przy okazji dyskretnie rozmawiając z jakąś kobietą, która siedziała na małym taborecie z miską, opłukując jakieś materiały zabarwione różową cieczą. Ściskała je i wykręcała. Rozpoznałem w jej pogodnej, lekko pomarszczonej twarzy Alicję.

– David – rzekłem mocno zachrypniętym głosem, czym zwróciłem na siebie uwagę tej dwójki. – Co mi się stało?

– Paniczu, obudziłeś się – mężczyzna obdarzył mnie nietęgim spojrzeniem, a ja nie widziałem go dobrze przez jaskrawe słońce. Chciałem unieść się na łokciach, ale on mnie zatrzymał. – Nie podnoś się, książę. Doznałeś urazu głowy.

– Bzdura, to tylko zasłabnięcie – zaprzeczyłem, lecz po wykonaniu gwałtowniejszego ruchu głową, okropnie mi się w niej zakręciło, przez co mimowolnie znowu opadłem na poduszkę.

– To omdlenie, książę, w dodatku iście niefortunne – rzekł, podchodząc i położył pomarszczone dłonie na żelazne ramię łóżka, tuż przy moich stopach. – Gorsze są tylko jego przyczyny. Mam wiele powodów do zmartwienia, jednak dostałem rozkaz od królowej, by wezwać ją, gdy tylko się wybudzisz. Powinienem po nią pójść.

– Wpierw chcę dowiedzieć się, co napawa cię niepokojem, Davidzie – zatrzymałem go. – Moja matka może zaczekać.

– Stan, w jakim cię zastałem, książę, był - nie domawiając - niepokojący. Rana na twojej głowie na szczęście nie wymagała użycia igły i nici, ale będziesz dochodził do siebie jakiś czas, a pielęgnowanie jej jest teraz jednym z priorytetów. Kolejna rzecz to rozpalony organizm, gorączka, niedożywienie, odwodnienie i podejrzewam, że wasza wysokość nie pławi się godnym snem. To skrajności w skrajnościach.

Westchnąłem ciężko, chowając twarz w dłoniach. Przeczuwałem, że właśnie o to mogło mu od początku chodzić.

– Ja po prostu... – sapnąłem. – Nie odczuwam głodu. A sen przychodzi mi z wielkim trudem.

– Królewiczu, jedzenie jest nieodłączną częścią każdego życia! – medyk pokręcił głową z konsternacją. – Nie możesz pozwolić się tak zaniedbywać, i to na własne życzenie. Mogło dojść do większej tragedii przy upadku, co by się stało, gdybyś akurat schodził ze schodów? Spadłbyś i się połamał. A obrażenia wewnętrzne?

– A co, jeśli ja wcale nie chcę żyć? – mruknąłem cicho, nie wierząc przez pierwsze parę sekund, iż rzeczywiście powiedziałem to na głos. Zwłaszcza przy medyku.

Mężczyzna spojrzał na mnie pokornie. Jego twarz powoli napinała się w koncentracji. Zastanawiał się nad powagą moich słów, marszcząc krzaczaste, ciemne brwi. Przełknąłem ślinę, odwracając od niego wzrok, a kiedy mężczyzna chciał mi odpowiedzieć, zobaczyłem, że drzwi pokoju otwierają się szeroko. Była to moja matka, za którą stała Gemma. Nie ukrywam, że odrobinę zawiodłem się, nie widząc z nimi Louisa, ale prędko odpędziłem tę myśl na tył głowy.

Dłonią sięgnąłem do uwierającego mnie w głowę bandaża. Jęknąłem, widząc ich blade twarze i spoglądnąłem na Alicję, która odłożyła miskę z wodą pod łóżko. Posłała mi drobny uśmiech, a ja zwróciłem uwagę na jej brzuch. Nie widziałem kobiety już jakiś czas i teraz uświadomiłem sobie, że bardzo mi jej brakowało.

– Stan brzemienny nie odbiera ci urody, a więc z pewnością będzie to chłopiec – rzekłem do niej, gdy królowa usiadła na kozetce, kładąc dłoń na moim biodrze.

Nasłuchiwałem jednym uchem, jak rozmawia z medykiem, kiedy ja sam nie potrafiłem na nią spojrzeć. Po tym, jak tyle razy się wygłupiłem i pokazałem swoje słabości, byłem pewien, że nawet ona czuje za mnie wstyd.

Gemma usiadła obok matki, przez cały czas milcząc, nawet gdy spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wszyscy zachowywali się naprawdę dziwnie i nie miałem pojęcia, o co chodzi. Medyk w skrócie opisywał im mój stan. Nie wierzyłem, że naprawdę jest ze mną źle. Byłem osłabiony, ale to tylko przez niewyspanie. Nie musieli robić o to szumu, zwłaszcza że pewnie już cały pałac wie o moim... małym wypadku.

– Osobiście przywiążę cię do ramy łóżka i będę karmiła od świtu do zmierzchu, bez przerwy – Gemma zmrużyła karcąco powieki.

Przewróciłem na nią oczami, a brunetka mimo mojego złego humoru położyła głowę na mojej piersi, wzdychając ciężko. Uśmiechnąłem się lekko do mojej mamy, która wyglądała na przygnębioną.

– Czemu się głodzisz, synu? – odezwała się miękko, bez zarzutu. Wyprosiła medyka i Alicję z pokoju, zwalniając ciężarną z obowiązków na dziś.

– Nie głodzę, jedynie nie odczuwam chęci jedzenia, a tym bardziej satysfakcji z tego – wzruszyłem ramionami.

– Co ty bredzisz? – moja siostra uniosła głowę, nie przejmując się tym, że jej loki zostały zburzone po jednej stronie. – Harry, proszę, potraktuj swój stan poważnie. Jesteś cały blady, a twój organizm niedługo się wymęczy.

– No dobrze, Jezu Chryste, będę jadł normalnie – zrezygnowałem z wykłócania się. – Powiecie mi już, czemu wszyscy macie takie miny jakby ktoś umarł? Bo na pewno powodem tego nie jest mój stan!

– Przede wszystkim powodem jest twój stan, synku – matka uparła się, kładąc dłoń na moim piszczelu. – Byłeś nieprzytomny pół dnia. Nikt nie mógł zbić twojej gorączki. Jesteś cały mokry – westchnęła, dramatycznie wydymając usta.

– No i ojciec pojechał na bitwę, ale kogo to obchodzi – dodała Gemma, uśmiechając się chytrze. Mama ją zbeształa. – No co? Każdy wie, że lepiej jest bez niego!

Na wspomnienie o królu odwróciłem wzrok.

– Dobrze, że pojechał. I tak w pałacu panuje napięta atmosfera – dodała.

– Ponieważ razem z ojcem wyjechał król Francji – mama od razu pospieszyła z wyjaśnieniami. – Charlotte jest zamknięta w swojej komnacie i nie chce rozmawiać z nikim. Lecz jej ojciec nie ma rzecz jasna czasu na wyjaśnienie tego z nią, ponieważ stety czy niestety - bunt w Szkocji jest dużo ważniejszy niż wasze niedoszłe zaręczyny.

– Ja tam jestem z ciebie dumna, braciszku – Gemma wypchnęła swe piersi i wyprężyła się. – Postawiłeś na swoim i pokazałeś, że masz jaja. A Charlotte? Jest tak rozpieszczoną dziewuchą, że głowa mała. Nie chcę jej jako królową. Jest niedojrzała i głupia.

– Gemma! – mama ponownie ją skarciła. – Takie zachowanie nie przystoi królewnie angielskiej!

– To, co ona wyczynia również w przypadku księżniczki Francji – prychnęła.

– Od początku była zbyt pewna swojego sukcesu – rzekłem, poprawiając się na niewygodnym łożu. – Na balu zachowywała się nagannie, jakby już została królową. Nie mógłbym żyć z kimś takim.

– Już ten cały książę byłby dla ciebie lepszą partią – burknęła Gemma, sprawiając, iż o mało nie zakrztusiłem się powietrzem. Och, gdyby wiedziała...

– Rozmowa z rodziną królestwa francuskiego i tak cię nie ominie, Harry – matka położyła dłoń na moim przedramieniu. – Należą im się wyjaśnienia.

– A- a co, jeśli rozpętałem tym wojnę między naszymi państwami? – wystraszyłem się.

– Och, co ty opowiadasz! – zaśmiała się lakonicznie, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Wiesz, ile twój ojciec oddalał kobiet, nim ostatecznie jego wybór padł na mnie? Powinien mieć konflikty z połową Europy!

– Więc czemu tak się uparł na ten głupi ślub? – prychnąłem, odnajdując kubek z wodą na szafce nocnej. Matka zauważyła, co chcę zrobić i wyprzedziła mnie, chwytając naczynie. Pomogła mi się napić i byłem naprawdę wdzięczny za jej troski. Westchnąłem.

– Ponieważ twój ojciec i Troy są przyjaciółmi i to od lat. Dlatego właśnie tak bardzo zależy mu na związaniu ze sobą naszych państw.

– Co teraz będzie? – spytałem ze skruchą. – Właściwie to wziąłbym kąpiel.

– Oczywiście – królowa odłożyła kubek na szafkę. – Przygotuję ci ją, a później od razu położysz się w swojej komnacie i zjesz zdrową kolację.

– Mamo, to jest zadanie dla służby – zmarszczyłem brwi. – Królowa nie powinna zajmować się takowymi sprawami.

– Moje dzieci są wyjątkiem – wzruszyła ramionami z nonszalancją. – Zawsze będę o was dbała, maluchy – połaskotała nas po brzuchach. Zaśmiałem się, posyłając Gemmie porozumiewawcze spojrzenie.

– Mama jest wyjątkową królową – powiedziała, kładąc brodę na mojej głowie. Zgodziłem się z nią mruknięciem.

Raptem pół godziny później zostałem doprowadzony do komnaty. – Gdybyś potrzebował pomocy, przy kąpieli wiesz, że możesz zawołać pomoc – matka położyła na moim łóżku dwa ręczniki i patrzyła na mnie troskliwie. – Wlałam do wanny nawet kilka olejków, byś mógł się zrelaksować. Nie mocz tylko głowy, dobrze? I nie zakrywaj się pościelą po szyję, bo będziesz zgrzany.

– Nie musisz się martwić – mruknąłem z nieukrywanym rozczuleniem, obserwując, jak po chwili rodzicielka opuszcza moją komnatę, abym mógł się rozebrać.

Najpierw wyjąłem tylko nogę spod pościeli, okropnie się ociągając. Czułem się senny przez te wszystkie leki przeciwbólowe, jakie mi podano. Osępienie było dla mnie uciążliwe, a cisza w zamku, gdy nie było w nim królów, stała się, rzekłbym, męcząca. To dziwne, zwykle narzekałem na gwar, a teraz irytowała mnie pustka.

W końcu, z ociężałym jękiem dezaprobaty, zszedłem niechętnie z łóżka, nastawiając się już na przyjemny relaks w wannie, jaki miałem za moment odczuć.

Potarłem twarz dłońmi, słysząc czyjeś kroki. Czyli jednak nie było dane mi szybkie dotarcie do łazienki. Opadłem pośladkami na wysokie łóżko, automatycznie się na nim kładąc. Moje nogi zwisały z łóżka, gdy leżałem na nim, wszerz materaca. Ułożyłem dłonie na brzuchu, czując, że jest pełny po posiłku, który mi podano. Odwróciłem się w kierunku drzwi, widząc kipiącą ze złości francuską księżniczkę.

„No nie" - było pierwszym, co przyszło mi na myśl w momencie, w którym ona ruszyła w moim kierunku.

– Ty obrzydliwy, fałszywy, okrutny, herbaciany prostaku! – wykrzyczała, wykonując zamaszysty ruch swą ręką, lecz nim zdążyła ona zderzyć się z moim policzkiem, mocno zacisnąłem palce wokół szczupłego nadgarstka.

– Ogłupiałaś?! – warknąłem na nią, ściskające jej nadgarstek na tyle mocno, by mieć z tego satysfakcję, ale na tyle lekko, by jej to nie bolało. – Podnosisz na mnie rękę, księżniczko?

– Puść mnie w tej chwili! – zaczęła się szarpać, jednak ja jej nie puszczałem.

– Wiesz, że gdybym był królem za znieważenie mnie tymi obelgami i próbę uderzenia, straże już ciągnęłyby cię do lochów? – warknąłem. – Pamiętaj, że jesteś niewiastą, a ja mężczyzną.

– Masz pewność, że nim jesteś? – prychnęła, wyrywając się z goryczą. Zrobiła krok w tył, zaczynając na mnie wrzeszczeć. – Obiecałam ci, że pożałujesz każdego złego ruchu ze swej strony! Mówiłam! I teraz nawet nie wiesz, ile mam na ciebie haków. Rozpowiem wszystkim, jakim jesteś beznadziejnym księciem, mazgajem i plebsem! Nie wstaniesz nawet?!

– Uczono mnie od najmłodszego berbecia szacunku do płci pięknej, jednakże tobie nie należy się on w żadnym calu – odpowiedziałem jej spokojnie. – Możesz być najładniejszą córką króla na zewnątrz, ale w środku jesteś paskudną ropuchą.

– Sam podkładasz sobie kłodę pod nogi! – uderzyła mnie w klatkę piersiową. – Wszystkim powiem, jak mnie oczerniłeś i chciałeś wykorzystać.

– Jesteś chora... – sarknąłem, niedowierzając.

– Powiem ludziom, że nie pozwoliłam ci odebrać mojej cnoty i dlatego postanowiłeś oddalić zaręczyny.

– Ach tak? – usłyszałem nagle po lewej stronie pokoju. Dobrze wiedziałem, do kogo należy ten głos.

– Louis, nie wtrącaj się – Charlotte momentalnie zmieniła ton swojego głosu na potwornie zrozpaczony.

Co za teatralna gówniara.

– Ne même pas essayer de jouer à la victime, car cela ne fonctionne que pour mon père. (Nawet nie próbuj zgrywać ofiary, bo tylko na ojca to działa) – wycedził przez zęby. Jego francuski akcent jeszcze nigdy nie brzmiał tak dostojnie jak wtedy.

– Dupek! – dziewczyna tupnęła nogą z taką siłą, jakby rozgniotła swoim pantofelkiem najbrzydszego robaka. Tupnęła drugi raz i kolejny, dopóki nie zaczęła dramatycznie wyć. Spojrzałem nerwowo na szatyna, któremu dosłownie jak i w przenośni ręce opadły.

– Je suis putain... (Ja pierdolę) – wymamrotał pod nosem, ciągnąc siostrę za ramię. – Wracaj do komnaty i tam się uspokój.

– Puszczaj! Puszczaj! – wiła się, nim Louis nie wypchnął jej z mojej komnaty, jęcząc bezsilnie. Westchnąłem dyskretnie, chowając twarz w dłoniach i zacząłem oddychać nieregularnie.

– Nie mam pojęcia, jakim cudem wyszła z komnaty niezauważona – odezwał się, podchodząc do mnie. – Przepraszam za to. Strasznie przepraszam.

– Nie masz wypływu na to, co siedzi w jej zniszczonej głowie – zamknąłem oczy, prostując się. Odchyliłem głowę do tyłu, napierając dłońmi na materac. Pociągnąłem nosem z zipnięciem. – Jak dobrze, że udało mi się ją oddalić.

– Nadal jestem w totalnym, pozytywnym rzecz jasna szoku – wyznał, siadając obok mnie i kładąc luźno dłoń na moim udzie. – Jestem z ciebie dumny.

– Nie zrobiłem nic wielkiego. Chciałem tylko obronić swój honor – rozchyliłem wargi, czując palce Louisa, wślizgujące się w moje włosy, blisko bandaża. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten dotyk, wciąż trzymając oczy zamknięte. Louis skradł pocałunek na moich ust, tak delikatny, jakiego jeszcze nigdy nie otrzymałem.

– Wybacz – odsunął się nagle, pomagając mi wstać na nogi. – Miałeś wziąć kąpiel, Charlotte ci przeszkodziła, a ja robię teraz to samo.

– Jest w porządku. Wszyscy traktują mnie teraz tak, jakbym jedną nogą leżał na łożu śmierci – zakpiłem, mimowolnie owijając Louisa ramionami w pasie. – Prosiłem matkę o spokój do końca dzisiejszego dnia. Nikt tu nie wejdzie.

– Chcesz, abym został z tobą? – zapytał, nie kryjąc swojego szerokiego uśmiechu.

– Wykąp się ze mną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top