rozdział dwunasty; wyznanie

– Dlaczego to za ciebie nie mogę wyjść? – mruknąłem przy szyi Louisa, czując, jak szybko biło moje serce podczas tego wyznania. – Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze.

On położył dłoń na moim ramieniu i uścisnął je.

– Pomyśl tylko o tym w ten sposób. Niedługo oboje będziemy królami, to my będziemy rządzić. Nasze państwa są blisko siebie, będziemy się odwiedzać.

– To i tak nie będzie wystarczające – powiedziałem niewyraźnie, wsuwając dłoń pod materiał jego koszuli. – Chcę cię mieć na miejscu. Tutaj. Lub we Francji.

– Może kiedyś... może zmienią się prawa, kto wie? – brzmiał kojąco. – Teraz pozwól mi się sobą zająć. W porządku?

Jęknąłem w odpowiedzi, od razu całując z wielką pasją jego piękne usta, pochylając go swym niespodziewanym dla niego ruchem lekko w tył. Louis odgiął się, wciąż trzymając dłonie na mojej tali. Czułem się dużo pewniej siebie od czasu naszego zgrzeszenia. Myślami wracałem do tego wydarzenia. Wtedy pierwszy raz czułem się szczęśliwy; nie chciałem, by ktoś mi to odebrał. To Louis dawał mi poczucie bliskości - pomagał mi się oderwać od powagi, jaką musiałem utrzymywać cały swój żywot. Chciałem niemo dziękować mu za to, że pojawił się w moim życiu. Mogłem to robić za pomocą intymności i czułych momentów. Zassałem jego wargę, zarzucając ramiona na jego kark.

– Musimy przemknąć do łazienki – szepnął, całując mój kark z wielką czułością. – Tam głosy rozchodzą się zdecydowanie bardziej. Musimy być dyskretni. Pomogę ci podczas kąpieli, bo jesteś taki słaby, Harry. Kochanie.

Nie potrafiłem opisać tego, co poczułem po tym pieszczotliwym określeniu, jakim nazwał mnie Francuz. Przypominało to łaskotanie w brzuchu, ale dużo delikatniejsze i słabsze niż podczas uniesień seksualnych.

– A więc chodźmy – szepnąłem mu na ucho, wyciągając dłoń w stronę mosiężnej klamki.

Mężczyzna złączył nasze palce, przyciągając moją dłoń do swych ust. Poczułem się jak prawdziwa niewiasta, przyglądając się mu spod rzęs. – Cieszmy się swoją bliskością – szepnął bardzo delikatnie, wprawiając mnie o niebo lepszy humor. Najpierw to ja wyszedłem z mojej komnaty, rozglądając się. Było tu całkowicie pusto, mogłem dać Louisowi znak, by wyszedł. Zobaczyłem, że niesie w swoich ramionach ręczniki i niemo podziękowałem mu za to, że je wziął, gdyż ja sam straciłem głowę, by o tym pomyśleć.

Przeszliśmy najszybciej i najciszej jak się dało wzdłuż korytarza, aby dojść do łaźni. To właśnie ja otworzyłem Louisowi drzwi, przed zamknięciem ich za nami rozglądając się po raz ostatni. Przegryzłem dolną wargę, bardzo cicho przymykając wrota łazienkowe. Poczułem deja vu, spoglądając na Louisa, który oparł miękkie, białe ręczniki o krawędź wanny, uważając, by nie zanurzyć materiału w wodzie. Zmrużyłem powieki, odczuwając, że moje ruchy są spowolnione przez to, co mi się przytrafiło.

– Pozwól mi cię rozebrać, hmm? – zagadnął, kładąc dłonie na mojej koszuli, którą z czuciem wyciągnął z moich spodni, a następnie pocałował moją szczękę.

– Bardzo lubisz to robić, jak zdążyłem zauważyć... – szepnąłem, rozkładając ramiona. Ułożyłem je luźno po obu moich bokach, przyglądając się dłonią Louisa. Szatyn poruszał nimi delikatnie, ale zdecydowanie. Jego oczy świeciły się, naprawdę lubił moje ciało. – Nie przeszkadzają ci – zawahałem się – wszystkie moje niedoskonałości?

– Prawie nie zwracam na nie uwagi, przytłoczony twoim pięknem – odparł szczerze, będąc już przy ostatnich guzikach. – Ale nawet kiedy już je zauważam, przypominają mi o tym jak wiele rzeczy przeżyłeś, jak dzięki temu silny jesteś i sprawia to, że szanuję cię o stokroć bardziej. Nie mówiąc już o wszelakich krzywiznach lub zaokrągleniach. Dla ciebie są one brzydkie, dla mnie wprost przeciwnie.

– Dlaczego ty... jesteś wszędzie taki gładki i jędrny? – spytałem z odsłoniętym torsem. – Tak ciężko jest mi uwierzyć w twoje słowa, gdy ty sam nie masz skaz.

– Ależ, o czym ty opowiadasz? – zaśmiał się miękko, głaszcząc moją pierś. – Mi również nie podobają się pewne aspekty w moim ciele, ale jeśli powiedziałbym ci co to, wyśmiałbyś mnie.

– Masz cudowne barki i bardzo męskie ramiona – wyznałem, odpinając jego pas. – Bardzo podoba mi się górna część twojego ciała, z kolei nogi masz tak zgrabne i pośladki... naprawdę jędrne.

– Sądziłem, że to inna część mej nagości najbardziej cię urzeka – mruknął rozbawiony, zaczynając pozbywać się moich spodni. – Czuję się zawiedziony.

– Jesteś zbyt wpatrzony w urok swojego penisa – parsknąłem, ostentacyjnie ciągnąc za skórzany pas. Louis zaśmiał się cicho, zostając pociągnięty w moim kierunku. Przyspieszył proces rozbierania.

– Jestem bardzo dumny z tego konkretnego fragmentu mnie – uśmiechał się pysznie.

– Tak. Wiem – wywróciłem oczami.

Louis rzucił delikatnie moją koszulę na podłogę, wyłożoną białymi płytkami. Obrócił mnie tyłem do siebie, ciągnąc moje spodnie w dół.

– Boże. Jest tyle pozycji, w których chciałbym cię...

– Louis – zatrzymałem go ostrzegawczo z głupim uśmiechem, który plątał się na moich ustach. – Mieliśmy po prostu wziąć kąpiel.

– Nie psuj mego zapału.

– To, że rozdziewiczyłeś mnie, nie oznacza, że nagle stałem się łatwy – uniosłem brew.

– Ale wiem, że oddałbyś mi się, gdybym właściwie się tobą zajął – szepnął, całując mnie po karku. Zaczął obniżać się, kiedy ściągał moje spodnie razem z bielizną. Szybko pozbyliśmy się moich ubrań i obuwia. Uśmiechnąłem się, czując jego oddech na swoim biodrze. Po tym podniósł się, prędko zrzucając z siebie szaty. – Dzisiaj nie pozwolę sobie na to, by moje zwierzę ze mnie wyszło. Jesteś zraniony i słaby.

– Nawet gdy będę cię o to prosił? – wydąłem dolną wargę, obserwując, jak on sam zaczął się rozbierać. – Mi chyba nie odmówisz.

– Masz chorą główkę, dzieciaku – powiedział, ściągając swoje spodnie, gdy pozbyłem się ostatniej części garderoby, skarpet. – Poważnie, Harold. Byłeś nieprzytomny tyle czasu, tak się martwiłem.

Mój ton momentalnie nabrał większej czułości, gdy położyłem dłoń na policzku księcia. – To naprawdę ujmujące.

– Stałeś się dla mnie ważny w bardzo krótkim odcinku czasowym. Chcę być dla ciebie ujmujący – grzywka opadła na jego oczy, kiedy siłował się z jednym ze swoich butów. W końcu wyprostował się w zupełnej nagości, pozwalając mi oglądać swoją piękność.

– Co działo się kiedy byłem nieprzytomny? – zaciekawiłem się, kładąc dłonie na jego bokach, bo tym gdy zbliżyłem się, przez co nasze męskości się o siebie otarły. Jestem tylko głupim dzieckiem, które niedawno odkryło przyjemność czerpiąca z kontaktu seksualnego, byłem ciągle napalony.

– Twój ojciec od razu po zabraniu cię do medyka i upewnieniu się, iż twój stan jest stabilny, pognał wprost do mojego, aby powiadomić o odwołaniu przez ciebie zaręczyn – westchnął. – Charlotte miała dowiedzieć się o wszystkim później, od ciebie samego, lecz niestety podsłuchała rozmowę królów.

Westchnąłem, spoglądając na zarost Louis, który gęstniał z każdym dniem. – Czy ojciec... przejął się mną?

– Przejął? – parsknął śmiechem. – To absolutne niedomówienie. On sam zaniósł cię do medyka na rękach. Twój stary ojciec wziął cię na ręce. Niesamowite, prawda?

– Pamiętam, że... – zaśmiałem się na wspomnienie. – Zawsze tak panikował, gdy byłem mały i mdlałem. Zawsze byłem chudy jak patyk, więc zdarzało się, że gdy wiatr bardziej powiał, upadłem, wyobrażasz to sobie? Ostatni raz widziałem go tak przejętego, gdy spadłem z drzewa. Gemma przez przypadek popchnęła mnie, gdy siedzieliśmy na drzewie. To dziwne. Byłem po prostu ciekaw, czy król zmienił się pod tym względem.

– Wydaję mi się, że tak jak mówisz majątek i władza sprawiły, że stał się dużo mniej cierpliwym ojcem i po prostu zapatrzonym w siebie, surowym człowiekiem – rzekł, ciągnąć mnie lekko za rękę do wanny. – Ale miłuje cię. Na swój popieprzony sposób.

– A ty? Jak zareagowałeś na to, że oddaliłem zaręczyny? – zawahałem się, zadając to pytanie. Przypomniałem sobie, jak wariowałem, by ubłagać ojca o przerwanie tej głupiej akcji.

– Byłem przede wszystkim w szoku, to na pewno – odrzekł, wkładając jedną ze swych nóg do ciepłej wody. –Nie byłem też w stanie okazać radości i ulgi, którą odczułem potem, gdyż byli przy mnie wtedy rodzice.

– To był poranek – stanąłem w wannie, puszczając dłoń Louisa. Przysiadłem po jednej stronie bani, od razu czując, jak moje mięśnie miękną, a ciało odpręża się w towarzystwie pękających, pachnących bąbelków z piany. – Byłeś wtedy...

– W komnacie mej matki – szybko rozwiał moje wątpliwości. – Chciała ze mną porozmawiać, bo jak sama stwierdziła... zauważyła, iż przez ostatnie dni zachowywałem się inaczej niż przed przyjazdem do Anglii.

– Co... co powiedziałeś? – zmartwiłem się, kiedy szatyn zasiadł naprzeciwko, kładąc sobie moje nogi przy swoich biodrach. Pocierał moje kolana, gdy wygodnie oparłem się o krawędź wanny, bawiąc się mydlinami.

– Że na pewno jej się wydaje – mruknął. – Ale niestety matka zna mnie bardzo dobrze i pewnie coś podejrzewa. Niekoniecznie w tym kierunku.

– Musisz coś wymyślić na wypadek, gdyby znów zapytała – przekręciłem trochę swoją głowę, by widzieć go z ukosu. Louis nabrał wody w dłonie, ochlapując nią twarz.

– A cóż mam jej powiedzieć? – wzruszył ramionami. – Nie powiem, iż chodzi o uczucie, gdyż wtedy będę zmuszony powiedzieć, jej kto przykuł mą uwagę.

– Zawsze da się coś wymyślić – potarłem palcami lewej stopy jego bok, by się rozweselił. – Że jedzenie nie takie, łóżko nie sprzyja, albo wręcz przeciwnie. Nie. Tego nie mów. To zabrzmiało zbyt dwuznacznie.

– To byłoby wierutne kłamstwo, że łóżko nie sprzyja – poruszył w figlarny sposób brwiami. – Zwłaszcza z tobą, Haroldzie.

Uśmiechnąłem się, delikatnie przegryzając wargę. Rozmasowałem pianę po swoim ramieniu, czując ukojenie. Louis ciągle patrzył na mnie intensywnie, masując moją nogę. Jego oczy zabłyszczały, gdy uniósł moją nogę znad tafli wody i zaczął całować moją stopę.

– Książę, ohyda! – zawołałem ze śmiechem, szybko zostając jednak pouczonym przez Francuza palcem wskazującym na wargach. Speszyłem się, kiedy położył dłonie na mojej łydce i piszczelu, uśmiechając się w ten swój sposób. – Chodź tu do mnie – jęknąłem, oblizując swoje usta. Jego twarz rozświetliła się, kiedy położył moją nogę, zbliżając się. Zawisł nade mną, przegryzając dolną wargę.

Objąłem jego nieogolone policzki obydwiema dłońmi, następnie całując z ogromem pasji. Louis zamruczał z przyjemności, sięgając palcami do mojego zanurzonego pod wodą uda, które zaczął pieścić. Uważałem na to, by nie zanurzyć się zbyt głęboko. Pamiętałem o swoim opatrunku, sięgając dłonią do klatki piersiowej mężczyzny. Położyłem palce na jego wyrzeźbionej piersi, rwąc palcami stojący sutek, wokół którego wytworzyła się gęsia skórka. Rzeczywiście, dźwięki głośno odbijały się od ścian, pobudzając nasze zmysły, gdy mogliśmy nasłuchiwać naszych oddechów i mlaśnięć.

– W-woda... – sapnąłem, czując, że opadłem się zbyt nisko. Louis uniósł się, ciągnąc mnie za sobą. Usadowiłem się na jego podołku, spoglądając na nasze opienione ciała. Zdecydowanie podobało mi się to, że byłem nad Louisem; obserwował całe moje prężące się ciało. Wiedziałem, że mu się podobam, dlatego teraz z taką gracją uniosłem tors. – Podoba mi się – wyznałem, sięgając dłonią po wodę i postanowiłem namoczyć jego włosy.

Ponownie zaśmiałem się, tym razem jednak kontrolując się odrobinę, na widok jego zmarszczonego nosa.

– Nie lubisz być mokry, co? – chichotałem.

– Wszystko zależy od sytuacji.

– Zbereźniak – szepnąłem, starając się cały czas być cicho. Odgarnąłem kosmyk swoich włosów, które i tak były odgarnięte z twarzy dzięki opatrunkowi. – Czuję się z tym głupio.

– Dzięki temu jestem w stanie dokładnie przyjrzeć się każdemu fragmentowi twojej pięknej twarzyczki – powiedział i nagle zaczął całować mnie po całej twarzy. Tak po prostu, zostawiając trwające zaledwie sekundę buziaki.

Prawie zabrakło mi powietrza, którego nie mogłem wziąć w płuca przez twarz Louisa. Objąłem go mocniej, by pokazać, że bardzo go pragnę. Wcale nie w seksualnym sensie, pragnąłem z nim żyć. Czy naprawdę zdążyłem zakochać się w Louisie?

– Czy mogę poprosić cię o zgodę na spędzenie ze mną najbardziej intymną ze wszystkich możliwych chwil? – zapytał, ściskając mocno moje policzki przez, które miałem wydęte niczym ryba usta.

– Czy... nasza pierwsza noc nie była najbardziej intymna? – zmarszczyłem delikatnie brwi, będąc ciekawym, co Louis ma na myśli. Subtelnie otarłem się o jego krocze z drobnym westchnięciem.

– Zgodzę się z tym, iż była ona także wielce intymna, jednakże jeszcze wtedy byłem zdecydowanie dużo bardziej zagubiony w kwestii tego co czuję w swym sercu – odparł, przeczesując moje loki.

– Ja myślę, że... – wahałem się pomiędzy tym, czy powiedzenie Louisowi o swoim uczuciu będzie właściwe. – Przeszło mi przez myśl, a-ale... nie wiem tak właściwie, uh. ChybasięwtobiezakochałemLouisprzepraszam.

– Co takiego? – zamrugał w teatralny sposób, układając palce za swoim uchem, aby je demonstracyjnie nadstawić. Ugh, Francuzi i ta ich pieprzona dramaturgia.

– Słyszałeś, tylko teraz robisz sobie ze mnie żarty, bo widzisz, że się denerwuje i cię to bawi – ochlapałem go wodą, a głupi uśmiech Louisa sprawił, że już wiedziałem, miałem rację. Chwyciłem jego szczękę, by nachylić się nad uchem. Jednocześnie moja druga dłoń wsunęła się pod taflę wody, natrafiając na dużego członka. – Zakochałem się w tobie.

– Moje serce zostało oddane w twoje ręce już podczas naszej pierwszej rozmowy, lecz moje obawy nie pozwalały mi się do tego przyznać – szepnął, blisko moich ust. – Miłuję cię, książę.

– Tak, jak ja ciebie? – spytałem, przesuwając palce po członku. – To czuć... tak głęboko w sercu, Louis, ja- nigdy tego nie doświadczyłem i boję się, że mogę się mylić, a w tej samej chwili jestem pewien.

– Rozumiem cię – wyznał. Czułem pod palcami jak jego członek zaczynał twardnieć. – Matka zawsze powtarzała, że miłości nie da się wytłumaczyć. Po prostu się ją czuje.

– Czujemy miłość do siebie – podsumowałem, trochę przytłoczony wszystkimi wyznaniami, ale mimo wszystko, szczęśliwy. Puściłem penisa Louisa, który zdążył stwardnieć. Otarłem się o niego z mruknięciem. – Zamknijmy twoją komnatę na klucz i spędźmy noc w moim pokoju. Może- może pomożesz mi zasnąć.

– Słyszałem, że masz z tym kłopoty, kochany – wymamrotał, jedną dłonią głaszcząc moje skronie, drugą w tym czasie masował moje pośladki.

– Masz jakieś rady na sen? – spytałem bardzo miękkim szeptem, bawiąc się wilgotnymi włosami. Zakręciłem jeden kosmyk wokół palca, opierając czoło o skroń chłopaka, gdy zaczął zbliżać się palcami do krawędzi pośladków. Znów złapałem jego członka, angażując się w to, by książę był zadowolony.

– Przede wszystkim spokój ducha, cisza oraz ciepła pościel – wymamrotał blisko mego ucha, palcem odważnie przejeżdżając po moim wejściu.

– A ciepłe ramiona i drobne pocałunki? Czy jesteś w stanie spełnić jedne z tych życzeń? – uśmiechnąłem się w jego ramię.

– Dla ciebie zrobiłbym wszystko – wyznał, zasysając moją dolną wargę. – Poszedłbym nawet dobrowolnie na ścięcie.

– Przestań, nie przedstawiaj takich strasznych scenerii – uścisnąłem trzon, odchylając się trochę. – Czy to, co robię, sprawia ci przyjemność?

– Ogromną, książę – odparł, z cichym warknięciem. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co tenże ton robił ze mną...

– Proszę, nie spowalniajmy tego. Pragnę cię – sapnąłem.

– Co ja z tobą zrobiłem – zaśmiał się, nagle z dużo większą determinacją ściskając mój pośladek. Trzymaj moje biodra w jednej pozycji i pokazał mi, w jaki sposób mam się poruszać. – Zachowujesz się jak zwierzę.

– Po prostu potrzebuję cię blisko, czy to takie złe? – zachichotałem, wygodnie usadzając na jego podołku.

– To niesamowite, Harry. Po prostu na początku byłeś taki zdystansowany, a teraz spójrz na siebie.

To, że ciągle musieliśmy szeptać, podniecało mnie.

– Spójrz, tak strasznie potrzebujesz mojego kutasa. Mojego dużego penisa, który będzie cię rozpychać – uszczypnął mój sutek.

Oddech uwiązł mi w gardle przez jego brudne słówka. To było w tym samym momencie piekielnie złe i tak samo piekielnie dobre...

– Louis... – westchnąłem, mocniej się o niego ocierając.

– Jest ci dobrze w tej pozycji? – spytał, a ja od razu wyraziłem aprobatę. – Wiesz, jak dobrze będziesz go czuć właśnie w ten sposób? Usiądziesz na nim i weźmiesz go całego. Jak grzeczny królewicz. A ja będę przyglądać się wyrazowi twojej twarzy, który będzie mówił o przyjemnym bólu, gdy zniszczę cię od środka.

Z mojego gardła wydostał się podniecony skowyt, który musiał zarówno rozbawić jak i rozczulić Louisa, ponieważ on roześmiał się, a następnie pocałował mnie, rozchylając moje pośladki.

Rozdzieliłem jeszcze jednym pocałunkiem ścieżkę śliny, która wytworzyła się między naszymi wargami. – Całuj mnie po torsie – poprosiłem, napierając dłonią na jego głowę. – Kocham, gdy to robisz.

On jako, iż był rzecz jasna najcudowniejszym człowiekiem na świecie, spełnił moją prośbę od razu, sprawiając, że momentalnie zamknąłem oczy. Objąłem jego barki ramionami, palcami muskając wilgotną skórę, nim bardzo powoli rozchyliłem powieki. Przeniosłem dłoń na jego kark, odchylając głowę do tyłu. Eksponowałem swoją chuderlawą klatkę piersiową, kiedy Louis przesunął palcami po moich żebrach, trzymając mnie kurczowo. Przechyliłem twarz w stronę drzwi wejściowych, automatycznie zakrywając usta swoją dłonią.

– Charlotte – było pierwszym, co cisnęło się na moje usta rozdygotane z przerażenia i zaskoczenia., na widok przypatrującej się nam z szeroko otwartymi oczami dziewczynie.

Nastolatka skradała się za drzwiami, chowając połowę twarzy za drobną dłonią. Louis podskoczył, o mało nie spychając mnie ze swojego ciała, kiedy usłyszał, że wymawiam imię jego siostry.

Chwyciłem się krawędzi wanny, gdy on odwrócił się, natrafiając na spojrzenie dziewczyny. Coś w sposobie, w jaki na niego patrzyła, sprawił, iż poczułem ból we własnej klatce piersiowej. Koniec końców przecież ona jest tylko dzieckiem i to musiał być dla niej duży cios...

– Pute. (Kurwa) – syknął Louis, gdy dziewczyna odwróciła się, następnie wybiegając z łaźni.

– Ja... – spuściłem wzrok na podłogę, schodząc z ciała Louisa. – Tak... bardzo przepraszam, książę. To moja wina. Nie zakluczyłem drzwi – wplątałem dłoń w swoje włosy, przymykając powieki. Było mi wstyd. Automatycznie straciłem urazę do Charlotte za wszystkie jej przewinienia. Nigdy nie powinna tego zobaczyć i w dodatku... jesteśmy teraz zagrożeni.

– Nie ruszaj się stąd – rzucił, niemalże wyskakując z wanny, chlapiąc przy tym wodą, aby prędko chwycić w dłonie spodnie oraz koszulę. – Wrócę niedługo.

– Ale... – nie potrafiłem odnaleźć słów, opierając łokieć na wannie. – Nie, pójdę do swojej komnaty.

– Rób, co chcesz – odparł, wsuwając szybko stopę w lewą nogawkę. – Ale nie zakluczaj drzwi. Czekaj na mnie.

Przebiegałem wzrokiem po pokoju, robiąc wszystko, by nie musieć patrzeć na twarz Louisa. Wypuściłem wodę z wanny i sięgnąłem po ręcznik. Książę nie odzywałem się już do mnie ani słowem, po zarzuceniu na ramiona koszuli kierując się w stronę wyjścia, zapinając w biegu guziki.

Zarzuciłem miękki materiał na swoje barki, patrząc w miejsce, na którym jeszcze chwilę temu siedział mój mężczyzna. Teraz spływały się tam resztki wody i piany, której nie chciało mi się spłukiwać. Wiedziałem, że powinniśmy być ostrożni, wiedziałem, że stąpamy po cienkim lodzie. Za bardzo ryzykowaliśmy, za wiele.

Westchnąłem, ocierając się szybko. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w komnacie, przebrać i zakopać w łóżku. Miałem już wszystko gdzieś. Mogłem się nie obudzić i miałbym to gdzieś.

Ignorowałem dokuczliwe łzy pod powiekami, które podczas gdy byłem w połowie ubierania, się spłynęły w dół mojej twarzy. Otarłem niedbale policzki wierzchem dłoni, mając ochotę zwymiotować z nerwów. Nie miałem zielonego pojęcia jak Charlotte mogła zareagować na to co widziała. W moim życiu działo się teraz zbyt wiele. Znów czułem natłok myśli, bardzo nieprzyjemny natłok. Mimo że moje ciało było wilgotne, nie dbałem o to, wiedząc, że i tak niedługo ściągnę te ubrania, tak szybko, jak dostanę się do komnaty.

Powędrowałem do niej pospiesznym krokiem, z wielkim przestrachem tego, iż mogłem natrafić na kogoś, kto nie jest Louisem. Na szczęście nic takiego się nie stało i spokojnie dotarłem do komnaty.

Zamknąłem za sobą drzwi bardzo cicho i ostrożnie. To dziwne, że nigdzie nie było mojego giermka. Zwykle o tej godzinie przebywał w mojej komnacie, ale widocznie miał dzisiaj swoje obowiązki. Szkoda, że nie zobaczył nawet, czy oprzytomniałem i żyję. Nie przejął się tym? Chyba nie, skoro go tu nie ma.

Spojrzałam na dwuczęściową piżamę, która leżała na łóżku. Zrzuciłem z siebie ciuchy, kładąc je na fotelu. Fotel stał przy oknie, bowiem często siadałem na nim i oglądałem gwiazdy. Miałem na nie piękny widok; na gwiazdy i na podjazd, wokoło którego ciągnęło się pasmo roślin. Teraz ubrałem się w strój do spania i schowałem się pod pierzyną. Sam nie wiem, kiedy zacząłem bezgłośnie chlipać z nadmiaru emocji i bezsilności. Jestem do niczego.

Nie mam pojęcia, ile czasu minęło mojego gorzkiego płaczu, podczas którego zmoczyłem praktycznie doszczętnie swą poduszkę nim drzwi do mojej komnaty otworzyły się.

Momentalnie ucichłem, panując nad swoimi trzęsącymi się barkami. Ściskałem materiał poduszki przy twarzy, na chwilę zaciskając oczy.

– Harry, śpisz? – momentalnie rozchyliłem usta, po rozpoznaniu w tym ściszonym głosie mojego ukochanego Francuza.

Położyłem dłoń na swojej twarzy, ocierając ją, chociaż miałem wrażenie, że tylko roztarłem mokre łzy wzdłuż policzków. Czułem się zraniony i nie wiem co się ze mną działo, kiedy w obecności Louisa znowu wypuściłem cichy szloch z ust, przykrywając twarz pierzyną.

Szatyn szybko potruchtał do mojego łóżka, siadając na jego krawędzi. Odsunął pierzynę z mojej twarzy, następnie podnosząc mnie do pozycji siedzącej, aby w ten sposób przytulić zgarbione ciało. Przyciągnął mnie do uścisku, moją głowę przykładając do swojej klatki piersiowej. Z opóźnieniem owinąłem ramiona wokół jego tali, ale to nie pomagało, kiedy jedyne powietrze, jakie nabierałem w płuca, było niepełne i urwane.

– Jest już wszystko dobrze, kochanie. Charlotte nikomu nic nie powie – szeptał blisko mojego ucha. – Wszystko jest w porządku. Nie płacz.

Pociągnąłem nosem, przegryzając swoją dolną wargę, by uspokoić się nadto. Było mi wstyd za to, że moczę łzami słabości ubranie księcia. Leki przeciwbólowe przestały działać, ponieważ znów czułem paraliżujący ból. Jęknąłem, trzymając Louisa blisko siebie. Podciągnąłem się do góry, chowając twarz w jego szyi i objąłem kark, jakby to był mój ostatni sposób na ratunek. Pociągnąłem nosem, nachylając się do ucha księcia i drżącym głosem, szepnąłem, ocierawszy wargi o płatek ucha:

– Czemu nie mogę być szczęśliwy, Louisie?

– Ależ oczywiście, że możesz – zaśmiał się krótko, niemalże z rozczuleniem, całując moje czoło. – Zasługujesz na to jak nikt inny.

– Ale... ale nie mogę w taki sposób jak chcę – upierałem się, kurczowo się go trzymając. – Nigdy nie byłem szczęśliwy. Dlaczego?

– Nie mam pojęcia, Harry – westchnął, głaszcząc skórę mojej głowy. – Ale pragnę cię uszczęśliwiać. Chcę, abyś się uśmiechał, nie płakał...

– Wszystko mnie przerasta... – sięgnąłem do swoich oczu, żeby otrzeć je i znowu objąłem Louisa. – Wszystko.

– Przynajmniej wymuszone zaręczyny są jednym ciężarem zrzuconym z twych barków...

– Jesteś pewien, że Charlotte się nie wygada? – szepnąłem, wydymając wargi, kiedy nieznacznie odsunąłem się od niego, kładąc dłonie na jego bokach. Ściskałem rąbki jego koszuli patrząc na księcia ze zmartwieniem. On zbliżył się, pocierając o siebie nasze nosy, co wywołało jeden z najdelikatniejszych uśmiechów na jakie było mnie stać.

– Jestem pewny – odrzekł. – Mimo tego, jak dokuczliwe potrafi być zachowanie mej siostry, ufam jej i poświęciłbym jej własne życie.

– Ona mnie nienawidzi – moje wargi znowu zadrżały, kiedy marszczyłem brwi. – Zraniłem ją, a naprawdę nie chciałem i-

– Wiem o tym, Harry – uciął moją plątaninę słów – i wierz, iż ja również nie chciałem, by kiedykolwiek się o nas dowiedziała. By ktokolwiek się dowiedział! – trzymał nos w moich lokach.

– Przepraszam – sarknąłem, uspokajając się w ramionach Louisa. On dygnął, trzymając moje plecy.

– Za co?

– Za wszystko – westchnąłem. – Za to, że tu jestem i wszystkim zawadzam.

– Masz zakaz mówienia w taki sposób. – zmarszczył nos. – Zarówno przy mnie, jak i przy kimkolwiek innym. To mnie rani.

Chciałem coś dodać, ale postanowiłem, że jeśli Louis naprawdę czuje się urażony, oszczędzę słów, które były tylko kolejnym użalaniem się nad sobą. Odsunąłem się od starszego mężczyzny i zacząłem kłaść się na łóżku, znacząco dla niego przesuwając się na samą krawędź.

– Nadal chcesz się spędzić ze mną noc? – dopytał z nikłym uśmieszkiem, a ja jedynie odwzajemniłem go od razu, dodatkowo zachęcająco głaszcząc pustą przestrzeń na materacu.

Louis przekręcił lekko swoją głowę, decydując się na rozłożenie ciężkich zasłon na całej długości okien. Po tym zaczął ściągać swoje ubrania, niechlujnie rzucając je na fotelu. Przyglądałem się mu w ciemności.

Kiedy był gotów, zaczął wdrapywać się na łóżko zbliżając się do mnie na czworaka. Powoli nachylał się na wysokości mojej twarzy, czego wyczekiwałem z cierpliwością.

Przymknąłem powieki, a po odczuciu jego obecności dosłownie nad sobą, wydąłem swoje wargi prosząc w ten sposób o pocałunek. Louis ujął mój kark i tył głowy dłonią, ciągnąc mnie do góry. W końcu pocałowaliśmy się z czułością, jakby gest ten był naszym ostatnim. Z powrotem ułożył mnie w poduszkach, samemu wdrapując się pod pościel. Cały czas miałem ochotę płakać, ale przy Louisie stawiałem się trochę silniejszy.

– Obiecasz, że nie będziesz już więcej płakał? – zapytał, muskając palcem mój policzek. – Wyglądasz wtedy tak smutno... dosłownie serce się kraja.

– Nie mogę ci tego obiecać – powiedziałem markotnie, kiedy Louis leżał do mnie bokiem, obejmując mój pas. – Ale postaram się.

– O czym marzysz? – zapytał nagle, nie przestając głaskać dosłownie całej mojej twarzy, wpatrując mi się przy tym szeroko otwartymi oczyma.

– O czym... marzę? – zmarszczyłem brwi, trzymając dłoń Louisa - tę, która gładziła mój brzuch. – Nie lubię marzyć. To zawsze są jakieś nieokreślone myśli, które nigdy nie zmienią się w rzeczywistość.

– A czy spełniło się chociaż jedno z tych nawet najbardziej skrytych marzeń? – dopytywał. – Chcę zadbać o to, byś spełnił je wszystkie.

– Moim marzeniem jest to... – zamyśliłem się, spoglądając w jego skrzące oczy – moim marzeniem jest to, by zawsze czuć się tak lekko i beztrosko jak wtedy, gdy spędziliśmy noc w dzień balu.

Uśmiech Louisa momentalnie opadł, a ja niestety nie byłem tym wcale zdziwiony.

– Czy to szalone, że mam takie samo marzenie?

– Naprawdę? – skrzyżowałem brwi, kładąc dłoń na jego policzku. Pociągnąłem dyskretnie nosem, przełykając delikatnie ślinę. Przymknąłem powieki, przekręcając głowę do torsu Louisa. Wdychnąłem zapach jego czystej, miękkiej piersi.

– Tak... – odpowiedział wyraźnie wykończonym wrażeniami całego dzisiejszego dnia głosem. – Miłuję cię, Haroldzie, to nie powinno być dla ciebie tak zadziwiające.

– Ja ciebie też miłuje, Lou – znów przekręciłem głowę w kierunku jego twarzy, sięgając do jego policzka. – Jesteś pięknym mężczyzną, który kiedyś odnajdzie kogoś, kto pokocha go i... wasza miłość nie będzie zakazana.

– Ale przecież ja kocham ciebie! - odpowiedział mi z ogromnym oburzeniem, przez które cofnąłem rękę. – Nie pojmujesz? Tylko ciebie pragnę posiadać!

Przez to, jakie płomienie szczerości zaświeciły w jego oczach, nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przyglądałem się jego twarzy, kładąc dłoń na piersi mężczyzny przy sercu, które wystukiwało równy, potężny rytm.

– Boję się, Louis... – szepnąłem głosem wyłuskanym z jakiejkolwiek pewności siebie. – Że nigdy nie będę mógł kochać cię w sposób nieskrywany.

– Skoro tak bardzo ci na mnie zależy... – zamyślił się, przez chwilę patrząc w ścianę za moimi plecami. – Ucieknijmy.

– Nie wiesz, o czym mówisz – opierając się na łokciu, przełożyłem mogę przez biodro Louisa, łapiąc jego kark. – Chcesz ryzykować żywotem?

– Jeśli opuścimy nasze książęce obowiązki bez słowa i jakiegokolwiek śladu tego, gdzie można nas znaleźć, nie poniesiemy za to konsekwencji – uśmiechnął się.

– Będą nas szukać, przynajmniej ciebie. Ludzie będą nas rozpoznawać. I... naprawdę chcesz zostawić całą swoją rodzinę?

– I tak musiałbym ją opuścić, ty także. – odrzekł. – W momencie, w którym spotkałby nas już los władców, byłoby to nieuniknione. A ja chcę być z tobą, Harry. Tylko z tobą.

– Dobrze. Gdzie byśmy uciekli? – nie pojmowałem tego, jak nieracjonalne było myślenie Louisa, dlatego zabrzmiałem kpiąco.

– Tego nie wiem – zaśmiał się, co w żadnym stopniu nie pokrywało się z tym, o czym mówił.

– Jesteś szalony! – zawołałem.

– Możliwe. Wszystko dzięki tobie.

– Nie możemy podejmować pochopnych decyzji – przymknąłem powieki, łapiąc się za skroń. – Wciąż nie wiem jak sobie to wyobrażasz.

– Po prostu tak bardzo nie chcę wyjeżdżać... – szepnął chowając twarz w mojej szyi. – Czuję się źle na samą myśl, że zaraz nie mógłbym być blisko ciebie.

– Może mógłbym wyjechać z tobą, ale... jak bym to wytłumaczył? Jakbyśmy to wytłumaczyli razem? – pokręciłem głową.

– Właśnie o to mi cały czas chodzi, Harry – oblizał usta, następnie prędko zostawiać swoimi wargami odciśnięte piętno między moimi brwiami tam, gdzie cały czas widniała krępa zmarszczka. – Nie możemy nikogo o tym poinformować. Wszyscy się domyślą.

– Musimy rozplanować działania. Jeśli tak po prostu wyjedziemy to... gdzie moglibyśmy się zatrzymać? – zacząłem poważnie to rozważać, w co sam nie wierzyłem.

– U wieśniaków? – bardziej zapytał niż stwierdził. – Nigdy w życiu nie słyszałem, by jakakolwiek rodzina pachołów odmówiła gościny.

– Louis, to nie są dobre warunki. Ich chaty się załamują. Oni mają wielkie rodziny i brak miejsca do spania, a my mamy się tam pchać? Chyba naprawdę oszalałeś. Książę, kocham cię, ale potrzebujemy stabilnego planu.

– Masz rację, uh... – westchnął ciężko. – Nie możemy być zbyt pochopni, bo w przeciwnym wypadku nie doczekamy się dobrych skutków tych działań.

– Lou, ja naprawdę nie wątpię w to, co do siebie czujemy – starałem się mu wszystko wytłumaczyć. – Po prostu boję się, że nam się nie uda. Wystarczy, że nogi raz nam się podwinął.

– Rozumiem to – powiedział, następnie całując mnie krótko. – Zaczekajmy i zaplanujmy wszystko.

– Dobrze. I to naprawdę się dzieje – uśmiechnąłem się lekko, kładąc plecy na materacu i pociągnąłem za sobą księcia. – Kocham cię, ale śpijmy już.

– Najlepiej nie szedłbym spać przez całą noc – wyznał. – Bo noc jest jedynym czasem, w którym mogę być sobą. A przede wszystkim z tobą.

– Próbowałeś kiedyś nie spać całą noc? – spytałem nagle. – Niezwykłe uczucie, że jutro nigdy nie nadeszło, a wczoraj nigdy się nie skończyło.

– Próbowałem, ale jeszcze nigdy nie udało mi się wytrzymać ostatecznie całkowicie do poranka. Nie miałem odpowiedniej motywacji.

– Ja... często nie mogę spać – przyznałem mu, wtykając się w klatkę piersiową mężczyzny. Zacząłem obrysowywać jego obojczyk. – Nawet jeśli jestem zmęczony.

– Mówiłeś o tym może z medykiem?

– Nie – odpowiedziałem prawdomównie. – Nie dowiedziałby się zapewne w ogóle, gdyby nie to nieszczęsne omdlenie.

– Twój organizm jest wykończony, Harry. Musisz o siebie bardziej dbać, a zobaczysz, że będziesz czuć się lepiej – obejmował mnie, trzymając za ramię. – Teraz ładnie zaśniesz i prześpisz całą noc, a na zajutrz zjesz pełnowartościowy posiłek. Dobrze?

– Tylko, jeśli obiecasz leżeć obok mnie do białego rana – spojrzałem na Francuza z nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem.

– Liam pilnuje mojej komnaty, więc jesteśmy bezpieczni – połaskotał mnie bo policzku.

– Masz wspaniałego przyjaciela i do tej pory sądziłem, iż ja też takowego posiadam... – sapnąłem. – Niall nawet nie raczył mi się pokazać. Zapewne w ogóle się nie przejął moim dzisiejszym stanem.

– Może nawet nie dowiedział się, że jest coś nie tak, bo pracował – pocieszał mnie.

– Chcę w to wierzyć – wydąłem mimowolnie wargi. – Wiem, że jestem egoistą, ale mimo wszystko, zabolał mnie brak jego obecności.

– To wcale nie jest akt egoizmu – odezwał się miękko, plącząc nasze stopy. – Każdy chciałby mieć przyjaciela, który będzie w każdej chwili. Potrzeba bliskości to coś autentycznie naturalnego. Przymknij już powieki. Jesteś zmęczony.

– Błagam, przysięgnij, że będziesz tutaj, gdy się obudzę – przez to, jak bardzo byłem zrozpaczony by mieć księcia przy sobie, praktycznie zapłakałem obejmując go. – Przysięgnij, Louis.

– Będę tu – złapał moją dłoń, obejmując mnie ciasno. Zwinąłem się przy jego piersi, czują się naprawdę krucho. – Będę tu dla ciebie, miłości. Przysięgam, że będziesz miał mojej twarzy dość o poranku. Śpij, brudny chłopcze.

– Brudny? – prychnąłem, otwierając oczy, gdy zdążyłem je już dobrze zamknąć w trakcie jego wyznania. – I kto to mówi?!

– To ty miałeś na sobie nasze nasienie... i w sobie – ugryzł mnie prędko w kark, na co zachichotałem, usadawiając się mocniej w jego ramionach.

– Dobranoc, książę Louisie – pocałowałem go ostatni raz w tors, z przymkniętymi powiekami.

– Dobranoc, najdroższy – odpowiedział, szczelniej nakrywając nas kołdrą. – Śpij dobrze.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz było mi tak ciepło i miło. Zamknąłem powieki, trzymając dłoń Louisa, która ciągle leżała na moim brzuchu, kreśląc drobne kółeczka. Zasypiając myślałem o tym jak życie wyglądałoby gdybym uciekł gdzieś z Louisem i żył z nim jak normalni ludzie.

Pierwsza rzecz, jaką poczułem z rana była ciepłą, miękką i pachnącą skórą mojego ukochanego księcia. Jako, iż przez cały czas byłem zaspany, dopiero po paru dobrych sekundach zorientowałem się, że mój sen został przerwany przez nic innego jak czyjeś pukanie do wielkich drzwi komnaty Louisa. Francuz i ja poruszyliśmy się od razu w niepokoju.

To zaskakujące, jak mój sen zszedł z powiek zaledwie w przeciągu kilku sekund. Oczy zaszczypały mnie od gwałtownego rozchylenia powiek, ale teraz wiedziałem, że musimy działać prędko. Podniosłem brodę z klatki piersiowej Louisa, który zaczął rozglądać się w poszukiwaniu ubrań. Gdy jego wzrok padł na fotel, ja zastanawiałem się nad miejscem do skrycia. Jedynym wyjściem była komoda o gigantycznym rozmiarze, stojąca w rogu pokoju. Przełknąłem ślinę, niezgrabnie zsuwając swoją nocną koszulkę w dół, gdy ta podczas snu podwinęła się, ukazując mój spuchnięty brzuch. Zamrugałem szybko, gdy Louis wciągał na siebie spodnie.

– Schowaj się – wymamrotał bardzo cicho, tak aby broń Boże nikt oprócz mnie tego nie usłyszał.

– Paniczu! – wołanie obcego mężczyzny sprawiło, że nastawiłem uszu, siedząc już w zamkniętej szafie.

Przecisnąłem się przez wieszaki, na których wisiały ubrania, niektóre ciężkie i grube, ale wszystkie o tej samej męskiej woni, z delikatnością owijały się wkoło mojej sylwetki, gdy zamknąłem za sobą drzwiczki, natrafiając na absolutną, błogą ciemność. Przyłożyłem policzek do drewnianej powłoki, wytężając słuch.

– Już moment! – zawołał Louis po zapewne przywdzianiu najszybciej jak się tylko dało spodni oraz koszuli. Następnie było słychać otwieranie drzwi.

Mężczyzna witał się z księciem w progu, czego nie mogłem usłyszeć, ale głosy stały się intensywne i wyraźniejsze, kiedy, według moich domniemań, posłaniec wkroczył do komnaty z ciężkim oddechem.

– Mówżesz, oszczędź mi zawału serca swoją powagą i lękiem – dostrzegłem w głosie Louisa dotychczasowo nie pojawiającą się ciężką barwę i zniecierpliwienie. Ponaglał posłańca, który wyraźny przełknął ślinę. Musiał w stać niemalże metr, jak nie bliżej, od szafy.

– Król Troy... – zaczął, urywając jednak, aby wziąć ponownie głęboki oddech. Zasłoniłem usta dłonią, obawiając się tego, że wiem co chce powiedzieć.

Niestety się nie pomyliłem.

– Nie... – głos Louisa brzmiał na niezwykle kruchy i roztrzęsiony.

– Doznał głębokiej rany na polu bitwy. Przykro mi, książę.

Poczułem jak moja dolna szczęka zaczęła podrygiwać na myśl o tym, co musiał teraz przeżywać mój ukochany. Zacisnąłem dłonie w pałąk, po obu stronach mojego ciała, a głowę spuściłem w dół; odczułem zgęstniałą aurę, jaka zawisła w pokoju. Ukłucie pod lewym żebrem zaczęło mi doskwierać, kiedy po dłuższym milczeniu Louis wybuchł kruchym głosem.

– To... to nie jest możliwe. Był przygotowany jak nigdy! – mówił chaotycznie, kopiąc coś, co stało na jego drodze. – Był przygotowany...

– To była zasadzka, książę – westchnął. – Szkoci nie walczyli uczciwie, robili to bez grama honoru – miałem z każdą sekundę coraz większą ochotę tak po prostu wyjść z tej kretyńskiej szafy i przytulić swojego pięknego kochanka. Zasługiwał na wszystko. Tylko nie na ból.

– To miała być mała bitwa – słyszałem, że mówi przez zaciśnięte zęby – ale teraz... teraz poczęli prawdziwą wojnę. Pomszczę ojca, gdy zdobędę władzę.

Westchnął ciężko i stawiał ciężkie kroki wzdłuż pokoju.

– Wyjdź już, posłańcu.

Odgłos otwieranych, a następnie zamykanych drzwi zmieszał się z odgłosem Louisa upadającego na kolana, o czym przekonałem się, uchylając drzwiczki.

– Książę... – szepnąłem, widząc jak schował twarz w dłoniach.

On tylko przysiadł przy łóżku, opierając się o jego wysokie nogi. Schował twarz między kolanami, nie wypuszczając z ust nawet świstu. To było dla mnie iście przerażające. Wolałbym, gdyby zaczął płakać, krzyczeć lub uderzać piętami o podłogę z goryczą, ale on siedział zgarbiony i milczał. Nigdy nie byłem świadkiem równie zabijającej ciszy.

– Cz-czy... – jąkałem, samemu ledwo powstrzymując się od rozpłakania się. – Chcesz, abym wyszedł?

On jednak w dalszym ciągu się nie odzywał, nawet kiedy przysiadłem obok niego.

Gdy Louis przetarł skroń dłonią, zauważyłem drżenie jego palców i to, w jako sposób zacisnął powieki, gdy uniósł głowę tylko nieco do góry, by spojrzeć przed siebie z rozżaleniem.
Sięgnąłem dłonią do jego włosów, subtelnie odgarniając kosmyk kasztanowych włosów za ucho, szybko wolną dłonią ocierając jedną łzę, która spłynęła wzdłuż mojego policzka.

– On nie był tylko królem – szepnął, a jego głos wskazywał na to, z jaką ciężkością przychodziło mu odezwanie się. – Był ojcem i mężem, wspaniałym. Dziewczynki mają tylko po si-edem laty... H-harry.

– Louis... – tylko tyle byłem w stanie z siebie wyrzucić, przyciągając go do swego torsu, mocno obejmując. Nie chciałem płakać. Musiałem być silny, dla niego.

– Francja została pozbawiona króla – powiedział z nienawiścią, uczepiając się mojego ciała. Złapał moje plecy, kiedy klęczałem się nad nim, trzymając głowę przy swoim torsie. – Wiesz, co to znaczy? Zaczną się ataki.

– Wiedziałem, że te szkockie prymitywy są bezczelne i nieprzewidywalne, ale... teraz chyba już pojmuję dlaczego wszyscy angielscy monarchowie pałają do nich tak wielka nienawiścią – zacisnąłem szczękę.

– Teraz nie ma wyjścia – poprawił swoje ręce, dłońmi przejeżdżając po moim kręgosłupie. – Muszę zastąpić ojca. Boję się, nie chcę.

– Wszystko będzie dobrze, będziesz wspaniałym władcą – głaskałem z czuciem jego policzek. – Ojciec na pewno patrzy teraz na ciebie z góry z dumą. Wie, że dasz sobie radę.

– Będę żył jednym życiem za nas dwóch – powiedział twardo, odchylając się, by spojrzeć na mnie łzawymi oczyma. Wzrok jego powędrował ku wielkim okiennicą. Przez bordowe kotary przenikały promienie słoneczne, którym chwilę się przyglądałem. – Wiesz co oznacza to wszystko? Powrót do Francji.

Sapnąłem poddańczym tonem, ponownie się w niego wtulając. Mono zacisnąłem zęby na swej dolnej wardze, rozpaczliwie powstrzymując w ten sposób potok łez.

– To nie musi być nasz koniec – przekonywał mnie z monotonnością w głosie, spowodowaną żałobnym wydarzeniem. – Wiesz to, Harry. Jest tyle sposobów na komunikację.

– Ale nie będę mógł cię nawet dotknąć! – tak szybko, jak się go uczepiłem, w takim samym tempie odchyliłem się po to, by spojrzeć na niego z złamanym sercem. – Ani spojrzeć na ciebie... ani cię poczuć.

– Kocham cię, Harry – położył dłoń na moim policzku, w który wcisnąłem twarz ostatecznie pozwalając jednej z moich łez na to, by spłynęła w dół twarzy. – I wierzę, że czujesz to samo. Inaczej nie przetrwamy.

– Czuję...

– Będę do ciebie pisał – zapewnił, patrząc mi głęboko w oczy. – Przysięgam, że po dbaniu o państwo, to będzie moim priorytetem.

– Pozostało mi przysiąc ci to samo – przymknąłem powieki, mając czubek głowy na wysokości jego brody, gdy spuściłem głowę. – Tylko ty dajesz mi spełnienie.

– Musisz nauczyć się odnajdywać radość życia nie tylko we mnie, najdroższy – mruknął, z nosem w moich włosach. – Inaczej nie będziesz szczęśliwy.

– Jak mam się tego nauczyć? Nic innego nie wprawia mnie w stan euforii – zmarszczyłem brwi, poważnie zastanawiając się nad jego słowami.

– Musisz pokochać coś, czym się pasjonujesz – zakręcił jeden z moich pukli wokół palca. – Choćby gra na fortepianie. Jest cudowna.

– Ale fortepian to tylko głupi przedmiot – upierałem się, nie rozumiejąc jak po nadchodzącym wyjeździe królestwa miałbym odnaleźć ukojenie pod postacią instrumentu.

– A przyjaźń? – uśmiechnął się czule. – Możesz wyjeżdżać z Niallem w konne przejażdżki. Gdy zostaniesz królem nikt nie będzie mógł ci tego zabronić.

– Czy możesz mnie pocałować? – szepnąłem, chcąc w delikatny sposób przerwać jego bełkot. Nic ani nikt nie będzie w stanie dać mi szczęścia, skoro przez całe moje życie nie potrafiłem odnaleźć tego uczucia w żadnej z istot.

On od razu spełnił moją prośbę, obejmując obydwa moje policzki dłońmi, nim zassał się z cichym pomrukiem na mojej dolnej wardze.

Położyłem dłonie pod jego koszulą, wsuwając palce na delikatną fałdkę skóry, którą wytworzyła się tam przez pozycję, w jakiej książę siedział. Napawałem się błogim stanem, na chwilę chcąc zapomnieć o tym, co nas czeka. Nasza miłość zostanie wystawiona na nielitościwą próbę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top