rozdział drugi; upokorzenie

– Ojcze, nie unoś się – przemawiałem bardzo spokojnie, starając się w ten sposób zignorować fakt, że moje kolana niemalże dygotały na widok wściekłej miny króla, kiedy po kolacji rozkazał przyprowadzić mnie do jego komnaty.

– Nie masz prawa stawiać naszej rodziny, jak i państwa w tak paskudnym wizerunku! – ryknął, cały czas wskazując na mnie palcem, gdy kazał mi zasiąść na krześle, przy toaletce królowej. – Zhańbiłeś ród angielski! Chcesz, by wszystko było stracone?

– Ja zhańbiłem swój ród? – starałem się z całej siły nie krzyknąć donośniej niż ojciec. – W takim razie nie rozmawiałeś z księciem Louisem! To najbardziej zuchwały człowiek, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia! A jest w końcu następcą francuskiego tronu!

– Rodzina francuska nie przyjechała tu, żebyś budował relację z ich synem, a córką – machnął dłońmi. Przekręcił powoli głowę w bok, nie wykonując chaotycznych ruchów, by nie zruszyć korony, którą założył na czas uczty. Przymknął powieki, prostując się. Emanował mrozem i nicością odkąd tylko wziął mnie w ramiona, gdy się urodziłem. Od tamtego czasu było tylko gorzej. Teraz szarpały nim nienawiść i żądza krwi. Mógł się na mnie zemścić, ukarać za naganne zachowanie, lecz ja wcale nie żałowałem. Pragnąłem tylko zgiełku ciszy i spokoju, ale nawet to mi odebrano. – Pójdziesz teraz do ogrodu, gdzie przebywa królewskie rodzeństwo, a wtedy wylewnie przeprosić księżną. Udobruchaj ją, kiedy będę ciągnął rozmowę z królem, bo trzeba ratować to, co ty żeś prawie zaprzepaścił.

– Wgapiała we mnie swe żabie, jak ich jadło oczęta, jakby już była gotowa dać mi potomstwo – zmarszczyłem brwi. – Nie martwiłbym się o jej nastawienie.

– Zatem, jak myślisz, co sądzą o nas król i królowa? – zakpił, o dziwo szybko się uspokajając. – Nie oddadzą nam jej cnoty, nie pozbędą się swojego dziecka, kiedy będziesz traktował w ten sposób przyszłą małżonkę. Zachowuj się z godnością, synu. Tu rozchodzi się o sprawy polityczne!

– W takim razie, dobrze, niech tak będzie – pokiwałem głową. – Uniżę się przed księżniczką i przeproszę po stokroć. Ale niech władcy Francji zajmą się wychowaniem swego kapryśnego syna, bo z takim charakterem doprowadzi do upadku ich państwa!

– Co żeś się tak gorliwie uczepił ich potomka, Harold? – prychnął, poprawiając dłońmi ciężkie, zielone szaty. – W sprawy, które nie powinny przyciągać twojego zainteresowania nie wpychaj paskudnego nosa! Teraz spełnij mój rozkaz i już, won z mego królestwa!

Chyba tylko Bóg miał wpływ na to, że nie przewróciłem swymi oczami w dziecinny sposób, nim odwróciłem się tyłem do ojca. Król zerknął na służbian, stojących w rogu. Kazał przyprowadzić do swej komnaty francuskie małżeństwo i z tego, co zrozumiałem, mieli upijać wino. Jego plany nie przekreśliły mojej szansy na kontynuowanie rozmowy. Musiałem dopiec swego.

– Czemu zmuszasz mnie do posądzenia tronu, gdy taką zaciętością emanujesz, ojcze? – podniosłem niezłośliwie głos. – Czy może boisz się? Czy poddajesz? Czy tak robi dobry król?

– Pragnę jedynie, aby mój syn ustatkował się stabilnie z płodną żoną, aby w każdej chwili, gdy mnie zabraknie, mieć pewność, iż dynastia nie upadnie – rzekł chłodno.

– Bujda, nie wierzę ci – pokręciłem głową. – Gdzieś masz naród. Chcesz pozbyć się władzy, by oczyścić się z grzechów, zaś umrzeć pragniesz w wolności. Co z tego, że naród cierpi? Ty tylko o swoje dbasz, o dobro własne i życie.

– Opuść moją komnatę, natychmiast. Marsz do ogrodu przeprosić księżniczkę i nie pokazuj mi się na oczy do końca dnia – warknął ciężko.

– Może kiedyś dowiem się, czemu za wczasy opuszczasz tron – lamentowałem, naciskając na klamkę. – Jednak teraz, dopóty twoja godność zbyt napęczniała, przysłoniła ona twój honor. Marny z ciebie władca, a jeszcze gorszy ojciec i mąż – pociągnąłem nosem, opuszczając komnatę w akompaniamencie garderoby, która musiała roztrzaskać się o podłogę, gdy król rzucił nią, z ust wypuszczając gardłowy jęk. Na trzęsących się nogach, drżących dłoniach i brodzie, resztkami sił szukałem matki, która mogła uchronić mnie przed gniewem króla. Dopiero później chciałem odnaleźć księżniczkę.

jakiś czas później

Po odbyciu pokrzepiającej na duchu rozmowie z matką, ona znacznie uspokoiła mnie i nabuzowała ogromem pozytywnej energii, gdy skierowałem swe kroki w stronę ogrodów. Poza wrotami zamku, ogród i ulice zaczęły płowić się w ciemności. Fakt ten udobruchał mnie. Nie widziałem, co może być lepsze od spacerów na świeżym powietrzu przy słońcu, które swoimi ostatnimi promieniami głaszcze skórę twarzy, a lekki wiaterek rozdmuchuje liście opadające z drzew. W końcu nadeszła pora wczesnej jesieni; świat znów robił się piękny, krajobrazy rude, a pogoda spokojniejsza. Nocami padał deszcz. Teraz trochę żałowałem, że go nie było. Nie powinienem jednak skupiać się na zjawiskach pogodowych, gdyż głównym celem była rozprawa z moją przyszłą żoną. Chciałem zaszlochać na myśl o tym przedstawieniu, bo tak na pewno nie mogę nazwać życia prawdziwego, o nie.

Chciałbym, by wszystko wyglądało inaczej.

Chciałbym prowadzić normalne życie, wychodzić poza granice królestwa, mieć przyjaciół, może kiedyś się zakochać.

Chciałbym, by ktoś nauczył mnie tego, o czym tu się nie mówi, wiedzieć co to piękno, miłość, ale...

...nie mogłem.

W zamian miecz wpychali w me ramiona i kazali walczyć.

W końcu znalazłem się na zewnątrz, a różnicę poczułem przez wyraźnie chłodniejsze powietrze, niż to w murach zamku. Ogród był wielki, ale domyśliłem się, że francuskiej rodzinie nie pozwolono opuszczać okolicy wokół samego pałacu. Nawet ja nie mógłbym przechadzać się ponad wyznaczone granice, a jeśli mi na to pozwolono, wtedy opuszczałem je z kimś u boku. Uśmiechnąłem się z typową dla mnie pewnością siebie, słysząc głos księżniczki. Rozmawiała z kimś po francusku.

Moja mina momentalnie zrzedła, gdy oprócz miłego dla ucha głosu Charlotte, dobiegł do mnie ten jej brata. Louis brzmiał na dosyć wzburzonego, a słowa wypływały z jego ust z zawrotną prędkością. W dodatku ten ich język... Taki niezwykły, nieprosty, aczkolwiek zwyczajnie dziwny. W połączeniu z barwą głosu Tomlinsona brzmiał na bardzo elokwentny.

Nie chciałem od razu zdradzić swojej obecności wśród francuskiego rodzeństwa, więc postanowiłem przyczaić się na nich z bezpiecznej odległości. To nie tak, iż miałem zamiar ich podsłuchiwać, gdyż nawet nie zrozumiałbym ani jednego słowa. No chyba, że delikatnie podejrzeć? Cóż to? Książę nie może posiadać tej samej ludzkiej ciekawości, co zwykli dworzanie?

Schowałem się za jednym z potężnych dębów, rozglądając się, by dostrzec, czy nikt nie kręci się wokół. Spojrzałem na Louisa i Charlotte, którzy siedzieli na rozłożonym materiale przy krzaku róż. Oboje w dłoniach trzymali butelkę wina i rozmawiali hucznie. Dziewczyna mimo swej filigranowości nie omieszkała podnieść głos na swego brata, ponieważ wyraźnie nie podobało jej się to, co do niej mówił. Wyprostowałem się i nadstawiłem uszy odruchowo na większą czujność, gdy zarówno z ust księżniczki jak i księcia wypełzło moje imię. Zamrugałem kilkukrotnie, decydując się, że dosyć tego. Nie tolerowałem obgadywania, moi rodzice zawsze potępiali plotkarskie zwyczaje na zamku, a teraz... byłem świadkiem podobnego zdarzenia! I jeszcze miałem podejść i ich przeprosić? Dobre sobie.

Wysunąłem się zza pnia ogromnego drzewa, przecinając w ten sposób powietrze z głośnym świstem. Louis słysząc to, odwrócił się gwałtownie w moją stronę.

Odchrząknąłem teatralnie, wysuwając swoje nogi na dróżkę. Stąpałem po wąskim chodniku z wyższością, uśmiechając się nieszczerze. Stanąłem przed nimi, krzyżując dłonie za plecami. Czułem wyższość i to dało mi pewności siebie. Rodzeństwo patrzyło na mnie, nagle milknąc. Kieliszek wina zastygł w dłoni Tomlinsona i teraz mężczyzna patrzył na mnie złówreżbnie.

– Podsłuchiwałeś, książę – zauważył z wyrzutem.

– I tak nic nie zrozumiałem, ale usłyszałem moje imię – zmarszczyłem brwi. – Nie toleruję plotek.

Spojrzałem kąśliwie na dziewczynę, która ledwie moment wcześniej była zupełnie rozgadana. Teraz zaś spięła cienkie usta w wąską linię, patrząc na mnie intensywnie. Blond włosy nie były już tak gładko ulizane jak jeszcze chwilę temu; na czubku głowy nie miała grubego koka, teraz włosy okalały jej chuderlawe plecy, opadając na gorset i zwijając się na końcach.

– To nie były plotki, a jedynie najszczersza prawda, Harold – Louis zmrużył na mnie oczy, demonstracyjnie zmiękczając literę "r" w moim imieniu na swój francuski sposób. – Próbowałem odwieźć moją siostrę od wyrażenia zgody na twoje oświadczyny. Nie zasługujesz na nią, zepsuty chłystku.

– Louis! – księżniczka pisnęła, dłonią przysłaniając swoje oczy. Ja jednak wciąż patrzyłem na jej brata zupełnie oniemiały. Moja twarz nie była już tak spięta, wargi się rozchyliły, rzęsy zatrzepotały w szoku, a coś dotąd nieznajomego zakłuło w mojej klatce piersiowej. Nie mogłem mu pozwolił na takie traktowanie - nie na ziemi angielskiej,

– Odszczekaj to – warknąłem, samemu będąc zdziwiony tym, jak poważnie zabrzmiałem, podnosząc lekko głos. – Jak śmiesz zwracać się do w mnie w taki sposób, impertynencka ciemięgo?!

– Jak mnie nazwałeś? – fuknął równie ostro. – Powtórz!

– Nagle zapomniałeś angielskiego? – parsknąłem. – Jeszcze chwilę temu byłeś niezwykle rozmowny!

– Ty bezczelny... – wysyczał jadowicie niczym egzotyczny wąż z Indii jakiego niegdyś widziałem po wizycie kupca z tamtych stron. – Nic dziwnego, że Szkocja, Walia i Irlandia nie chcą mieć z waszym żałosnym krajem nic wspólnego!

– Nie masz o niczym pojęcia! – wyrzuciłem orientacyjnie dłoń w górę. – Powstań i zmierz się ze mną twarzą w twarz!

– Och, ależ z przyjemnością! – zawołał w boju, podnosząc się z tą niesamowicie irytującą gracją. – Co masz mi jeszcze do powiedzenia, mały chłopcze?

– Twoja siostra jest brzydka – powiedziałem. co mi ślina na język przyniosła. Przez chwilę byłem z siebie zadowolony, uśmiechając się przebiegle, gdy policzki Louisa zassały się od wewnątrz. Chciałem zrobić krok w tył i odejść z impetem, ale wtedy mój przeciwnik wykonał gwałtowny ruch lewą dłonią, wylewając na mój tors wino.

Wydałem z siebie głośny i przeciągły okrzyk, obserwując jak chłodna, szkarłatnoczerwona ciecz zaczyna brudzić coraz bardziej drogą tkaninę. Moje dłonie zaczęły drżeć, a pod powiekami stanęły łzy wściekłości. Automatycznie cofnąłem się, słysząc zaskoczony jazgot Charlotte, która stanęła na bosych stopach przy swoim bracie, łapiąc jego biceps. Stałem tam, trzymając mokry materiał, który nieprzyjemnie pachniał i lepił się do mojej klatki piersiowej i brzucha. Poczułem ciecz nawet na moim policzku, który otarłem dłonią.

Louis patrzył na mnie srogim wzrokiem, który niemalże mroził mnie mimo, iż spodziewałem się raczej złowrogiego uśmiechu.

– Jak mogłeś mnie tak upokorzyć?! – warknąłem na niego, wyciągając swoją koszulę ze spodni. – Ten materiał jest droższy, niż twoje łachmany! Nie ujdzie ci to płazem, obiecuję!

– Sądziłem, że to ja tutaj jestem płazem – prychnął w kpiący sposób. – Sam zresztą nazwałeś mnie ropuchą, myśląc, że echo się nie rozniesie, racja?!

– Duh! – obruszyłem się, unosząc brodę. Spojrzałem na siostrę księcia, wiedząc, że ojciec da mi srogą nauczkę, jeśli nie spełnię jego rozkazu. – Chciałem przesłać moje najszczersze wyrazy współczucia za to, jak zignorowałem cię w czasie kolacji. Jestem pewny, że znajdę niejedną okazję do tego, by oprowadzić cię po ogrodzie. Teraz żegnam!

– Właśnie nazwałeś moją siostrę szpetną, obrzydliwy smarkaczu! – krzyknął szatyn, szarpiąc mój rękaw. – Mój ojciec dowie się o tym i już nie będziesz miał okazji do pokazania jej waszego ogrodu!

Moja twarz zacisnęła się automatycznie, kiedy szarpnięcie stało się czymś mocnym, a ja sam byłem gotowy na cios w twarz. Charlotte wrzasnęła na brata, bijąc go w plecy. – Louis! libérez-le immédiatement! (Louis, natychmiast go puść)

– Laisse moi tranquille. (Zostaw mnie) – odpowiedział jej w tak potwornie lodowaty sposób, sprawiając, że dziewczyna cofnęła od razu rękę. Mimo, iż nie pojmowałem co rzekł, byłem naprawdę zastraszony.

– Puść mnie! – ryknąłem łamiącym się głosem przez szarpnięcie, jakie poczułem. W końcu książę wziął swoją dłoń, sprawiając, że zatoczyłem się, ale uniknąłem upadku, oddychając głęboko. Miałem ochotę krzyczeć, lecz moje gardło było ściśnięte, jakby ktoś włożył mi w nie pięść. Chciałem płakać, ale moja duma mi na to nie pozwalała. Chciałem wziąć wdech, ale ten utknął w mojej krtani. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Zupełnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

– Nie dopuszczę do tego ślubu, rozumiesz? – Louis warknął na odchodne, poprawiając swoje włosy. – Wszystkie inne szanowane dwory dowiedzą się, jakim pośmiewiskiem jest przyszły władca Anglii.

Patrzyłem w zaćmieniu na to, jak żyła pulsuje na bladym karku szatyna. Spoglądałem na niego w niemałym szoku, przyznając w myślach, że nie znałem księcia od tej strony, a teraz zdecydowanie nadepnąłem na jego pięty. Podświadomie wiedziałem, że mężczyzna jest całkowicie poważny i jego srogość nie jest przykrywką.

Odwróciłem się, odchodząc w kierunku pałacu, przy czym minąłem królową Francji. Skinąłem tylko głową w jej kierunku, widząc jak bardzo zmieszana jest przez mój wygląd. Myślałem tylko o tym, by wyminąć ją jak najszybciej i zakopać się pod ziemią. Albo po prostu w łóżku - tam, gdzie posiadałem swoją jedyną przestrzeń. Tam, gdzie szwy paskudnej maski, jaką nosiłem na co dzień pękały i tylko poduszka, w której topiłem policzek, widziała moją prawdziwą, żałosną twarz.

Jako jedyna znała moje sekrety, uczucie szkarłatnych łez na lnianym materiale i zapach goryczy, wstrząsający moim ciałem.

Jako jedyna. Bo nikogo innego nie miałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top