Rozdział 1- Szansa na lepsze życie?
Po latach w końcu ukazał pierwszy rozdział! Wzruszyłam się... A tak na poważnie miał pojawić się tydzień temu, ale zachorowałam. Przy okazji mam nadzieje, że nikt z was nie jest chory. Piosenka z Naruto powyżej, jest tak jakby skierowana do Masaru. Miłego czytania ;)
~~~
- Braciszku
- Braciszku, zostawiłeś nas.
- Wróć! Tata też czeka!
Znowu ten sen. Tak bardzo chciałbym, żeby znowu tu była. Jakieś dwa lata temu moja kochana siostrzyczka została zabita.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Wszyscy głodowaliśmy. Nie zauważyliśmy, kiedy wyszła. Kierowana głodem skierowała się na targi. Była zbyt mała, by zrozumieć zasady panujące w tym mieście. Zanim zdołaliśmy do niej dotrzeć, było za późno. Pech chciał, żeby król razem ze swoimi strażnikami przejeżdżał właśnie tamtędy.
Ten obraz nigdy nie zniknie z mojej głowy. Jej bezwładne, malutkie ciało, leżące w kałuży czerwonej cieczy. Chciałem do niej podejść, ale przeszkodził mi w tym chaos, który zapanował. W momencie, kiedy ludzie się ulotnili i nie zasłaniali mi już widoku, jej ciała już nie było. Już nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Kilka dni później, mój ojciec zmarł, najprawdopodobniej z tęsknoty za nią. Zostałem sam, ale chciałem żyć. Dla nich. Już widziałem ten widok, kiedy tam na górze, trafiam na swoją siostrzyczkę, która zasadza mi kopa i naburmuszona mówi, że oszukiwałem.
Obecnie nie mieszkam nigdzie, moje dotychczasowe schronienie zostało zniszczone przez drzewo, które złamało się podczas jednej z wichur. Jako, że jestem zaradny i nie marnuje czasu na żalenie się nad sobą, zdołałem znaleźć pracę w jednym z pobliskich barów. Właściciel, bardzo mnie polubił i zaproponował, że weźmie mnie do siebie. Coś w środku kazało mi uciekać, ale zupełnie to zignorowałem.
- Bardzo dziękuje. Zrobię wszystko, żeby nie być dla pana ciężarem.
- Tak, tak. Nie przejmuj się, na pewno się dogadamy, maleńki.
Maleńki? Może chciał być miły. W każdym razie dał mi schronienie, więc nie mam co wybrzydzać.
Po krótkim czasie dotarliśmy do małej dzielnicy, niedaleko sklepów i pałacu króla.
- To tu. - wskazał ręką, na niewielki budynek.
Był to zwyczajny domek. W środku były dwa pokoje. W jednym mieściła się mała prowizoryczna kuchnia, a w drugim szerokie łóżko.
- No dobrze, a teraz połóż się na łóżko i ściągnij spodnie dziwko.
- C-Co!? Niech pan nie żartuje. - zaśmiałem się nerwowo.
Jestem zbyt naiwny. Ufam każdemu, kto okaże wobec mnie dobroć. Zacząłem rozglądać się za drogą ucieczki. Pierwszą były drzwi, ale ten śliniący się facet blokował je całkowicie. Drugą było okno, które mogło być zamknięte.
Czym prędzej pobiegłem do okna. Spróbowałem je otworzyć i na moje szczęście, były otwarte. Nie czekając na pozwolenie, wyskoczyłem i już zamierzałem gratulować sobie sprytu i zręczności, kiedy zerknąłem w dół. No, nie będę tak dokładnie mierzył, ale tak na oko to z jakieś 10 metrów sobie przelecę.
- Ha! Głupi bachor, życzę miłego spotkania z ziemią! - krzyknął, po czym zniknął za ścianą.
Taki miły i dobry z niego obywatel, że aż mnie zemdliło. Dosłownie, ale to chyba z powodu tej dziwnej, lecącej pozycji, w której się znajduję.
- Jeśli z tego wyjdę, to utłukę tego gnojka i urwę mu jaja. - mamrotałem pod nosem
Już było tak blisko. Zamknąłem oczy i przygotowałem się na zgon. Zamiast tego poczułem, że ktoś mnie złapał. Otworzyłem oczy i już miałem podziękować, gdy zdałem sobie sprawę, że złapał mnie jeden ze strażników. Nie takich zwyczajnych jak z patrolu. To byli strażnicy królewscy, znani ze swojej siły i wierności.
- Ale byś sobie guza nabił! Czy ty jesteś normalny? Chwila moment, jesteś z plebsu?
Okazał się miły, a raczej trochę głupkowaty, ale mimo wszystko, nie wyglądał na słabego.
- Dziękuje i przepraszam za kłopot. Tak jestem z plebsu, to aż tak widać? - zaśmiałem się.
Poza tym, guz byłby chyba moim najmniejszym zmartwieniem, po zderzeniu z ziemią, ale może on ma inny system uszkodzeń. Kto go tam wie.
- Oh, jak dobrze się składa. Nazywam się Lucjusz. Król kazał mi sprowadzić dla księcia jakiegoś niewolnika z plebsu, a ty wyglądasz przyzwoicie. Jak masz na imię?
-Hirata
Chwila co...?
Postawił mnie na ziemie i ruszył powolnym krokiem w stronę coraz bardziej zagęszczonych ulic, w kierunku pałacu.
- Ej idziesz, czy nie? - zawołał
Widząc moją zmartwioną minę, uśmiechnął się leciutko, podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Wiesz, może ja się nie znam i nie mam pojęcia co czujesz, ale widząc jak przed chwilą wyskoczyłeś z okna z trzeciego piętra, mogę wywnioskować, że nie masz gdzie się podziać. Może i w pałacu będziesz tylko niewolnikiem, ale będziesz miał co jeść i gdzie spać. A tak poza tym, pewnie nie wiesz, ale książę skończył wczoraj pełnoletność, ale szczerze mówiąc ja dalej postrzegam go jako małego bachora, którego kocham jak brata. Ma dość pokaźne ego, ale jak go bliżej poznasz to powinieneś to jakoś przeboleć.
- Tak, ale... nie chcę być bity i wykorzystywany.
- Hah. Tym to się nie przejmuj. Będziesz JEGO niewolnikiem, a odkąd pamiętam zawsze dbał o swoje rzeczy. Aczkolwiek nie powinien traktować Cię jak przedmiotu. Ja zawsze pełnie straże w zamku, więc będę Ci pomagać, jeśli chcesz. To jak idziesz?
- Byłbym wdzięczny za pomoc. Chodźmy.
Tak właśnie wkroczyłem na nową drogę mojego życia. Czy moja psychika wytrzyma? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Nie będę grzecznym i ułożonym sługą rozpieszczonego księcia.
- A tak właściwie, skoro na ogół siedzisz w pałacu, to dlaczego kazano akurat tobie przepychać się po mieście w poszukiwaniu niewolnika?
- Aaa, no ten. Eh, no dobra. Losowaliśmy patyczki i jakoś tak... No wiesz, taki młodzik wylosował najmniejszy patyczek i jako bardziej doświadczony kolega wziąłem to na siebie.
- Heh, nie umiesz kłamać. - roześmiałem się, opierając się o jego ramię.
- Weź nic już nie mów i idziemy dalej. - powiedział nadąsany.
Po drodze mijaliśmy dużo sklepów, ogrodów, domów i rodzin z dziećmi. Im bliżej byliśmy celu, tym piękniejsze były okolice. W porównaniu do mojego starego domu to raj.
- O już widać pałac. Zobacz.
Racja. Kawałek od nas stał potężny i pozłacany budynek.
Właśnie skończyła się moja wolność. Heh, przynajmniej jak mnie tu skatują, to siostra nie będzie mogła powiedzieć, że oszukiwałem...
Przed wejściem do zamku, Lucjusz przywitał się jak mniemam ze swoimi kolegami, a zaraz potem weszliśmy do środka. Strażnik w holu wskazał nam, gdzie mamy iść, a mój iście wierny przyjaciel, tylko mi pomachał, życzył powodzenia i wykręcił się robotą.
Lekko popchnąłem wielkie, stalowe drzwi, które niemiłosiernie zaskrzypiały. Wkroczyłem do sali i uklęknąłem na jedno kolano. Nie chciałem tego robić, ale postanowiłem schować swoją dumę w kieszeń i w zamian zachować życie. Przed sobą miałem tron, na którym rozłożony siedział stary król, a na około niego stało kilku strażników.
- Naprawdę piękny okaz. Zaraz ubierzemy go w jakiś ładniutki strój i pobawimy się. Co będziemy tracić czas! Mam tylko nadzieje, że nie jest zarażony- przemówił król
Nawet nie udawał, że liczy się z moim zdaniem.
Już chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi piękny, melodyjny głos, dochodzący zza tronu.
- Ojcze, to mój niewolnik, więc pozwól, że ja się nim zajmę.
- No dobrze, już dobrze. Ale przed tym sprawdź, czy nie jest chory, jeszcze Cię czymś zarazi.
- Dobrze ojcze.
Jaki piękny. To pierwsze co pomyślałem, gdy go ujrzałem. Nawet nie zauważyłem, kiedy podszedł do mnie i pociągnął mnie za ramię. Pożegnał się z ojcem i wyszliśmy w sali tronowej.
- Twój pokój będzie na 2 piętrze, a znając życie zanim tam dojdziesz to się zgubisz, więc idę z Tobą.
Kiwnąłem tylko głową, dając mu znak, że rozumiem.
Nigdy w życiu, jeszcze się tak nie zmęczyłem. Wydawało mi się, że te schody nie mają końca. Trochę kręciło mi się już w głowie, ale musiałem wytrzymać.
Nagle, zdarzyło się coś, co nie miało prawa bytu. Książę, tak ten egoistyczny i oschły, wziął mnie na ręce!
- Postaw mnie! Sam sobie poradzę!
- Już to widzę. Nie dosyć, że śmierdzisz i jesteś z plebsu, to jeszcze jesteś taki słaby.
-...
Wniósł mnie do przestronnego, jasnego pokoiku w kolorach brązu. Na środku mieściło się ogromnych rozmiarów łóżko z baldachimem, a obok niego długa i wąska komoda. Nie przyglądałem się reszcie rzeczy.
- Nie przesadziłeś trochę z tym pokojem? Panie.
- Jeśli chcesz to mogę Cię trzymać w lochach. Idź się wykąp, pod wieczór przyjdzie służba z kolacją. Lepiej też się prześpij. Rano przyjdę sprawdzić jak się masz. Teraz muszę już iść.
- Zaczekaj. Mam pytanie.
- Tylko szybko.
- Dlaczego traktujesz mnie tak dobrze? Jestem tylko twoim niewolnikiem.
- Masz strasznie niską samoocenę. To po pierwsze. Po drugie, traktuje Cię tak jak chcę. Po trzecie, tak do końca, to nie jesteś moim niewolnikiem, a przynajmniej ja nie będę Cię za takiego uważał. Jeśli to wszystko to wychodzę.
- Dziękuje. - szepnąłem, ale na tyle głośno, by usłyszał.
Zrobiło mi się tak jakoś ciepło, no bo przecież byłem pewien, że będzie mnie bił i głodował, a tu proszę. Jest miły i taki... troskliwy?
Już miał wychodzić, ale ostatecznie podszedł do mnie i pogładził po policzku.
- Nie musisz mi mówić Panie, mów mi Masaru.
I odszedł. Tylko, dlaczego jest mi tak gorąco? Jeszcze tego brakuje, żebym dostał gorączki...
Ej, chwila! Przecież ja od początku nie mówiłem do niego Panie! ,, Mów mi Masaru" Niech go szlag! Łaskawca, jak z koziej dupy trąba!
~~~
Więc tak , mam nadzieje, że rozdział nie był taki znowu najgorszy. Tak, wiem mam wielkie wymagania. Tak czy inaczej, jeżeli zobaczyliście jakiś błąd ,czy coś to piszcie, bo pewnie jakieś są. Podczas czytania, pewnie zauważyliście, że jak przedstawiam nową postać to dodaję jej zdjęcie, no chyba że akurat nie znajdę, więc jeżeli przeszkadza wam ilość zdjęć to spróbuje je ograniczyć, tylko napiszcie. Rozdział ma ponad 1000 słów i zastanawiałam się, czy to wam pasuję. Z doświadczenia wiem, że długie, a nudne rozdziały czyta się ,,na siłe", a tego bym nie chciała. Miałam w planach pisać długie rozdziały, no może nie aż takie jak ten i dodawać rzadko + kiedy mi przyjdzie ochota. Będę wdzięczna, jeżeli napiszecie co myślicie o 1 rozdziale. Szczęśliwych Walę~w~tyłków ♥
Ilość słów: 1610
Data dodania: 14.02.16
Data stworzenia: 14.02.16
Czas tworzenia: 2 godziny
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top