04. Składanie życzeń

– Gdybyś miał jedno życzenie, które by się spełniło, co by to było?

Było lato, tym razem wylądowali w hotelu gdzie była wanna. Leżeli w niej razem, a kolorowa piana, którą wyczarował Draco mówiąc coś o tym, że nie jest to może Łazienka Prefektów w Hogwartcie, ale można chociaż udawać, że tam właśnie są.

– Nie jesteśmy w bajce, Potter. Nie ma wróżek spełniających życzenia.

– Jest za to magia, a to już bardzo dużo.

– Chciałbym... – zaczął, ale zaraz urwał i pokręcił głową. – Nie Potter. Jeśli nie masz Zmieniacza Czasu to nie jesteś w stanie spełnić mojego życzenia.

– A czy jest takie, które mogę spełnić bez Zmieniacza Czasu?

– Tak, możesz. Nie wymaga to od ciebie bycia Złotym Chłopcem i Wybrańcem.

– Jestem bardziej niż gotowy na to zadanie – zapewnił rozbudzony Harry. – Co to jest?

– Po prostu zostańmy tu jeszcze trochę, dobrze? I udawajmy, że nie jesteśmy Draco Malfoy'em czy Harrym Potterem.

***

Harry obiecał sobie kiedyś, że nie pozwoli na to, aby ktoś go skrzywdził. Wie, że to jest głupie z jego strony, patrząc na to, że od najmłodszych lat cierpi, pracuje jako Auror i po prostu jest Harrym Potterem.

Ale na pewno nie spodziewa się, że będzie cierpieć z powodu tego, że ma złamane serce przez Draco Malfoy'a.

***

Jest dzień przed Świętami kiedy Harry wysyła liścik do Draco z wiadomością, że chce się dzisiaj spotkać. Rezerwuje hotel z budki telefonicznej, która znajduje się najbliżej Ministerstwa Magii i wejścia, którym najczęściej wchodzi, oraz pakuje najładniej jak potrafi prezent, który kupił razem z Ginny.

Jest gotowy wyznać Draco swoje uczucia, wręczyć mu świąteczny prezent i liczyć na cud. Harry'emu wydaje się, że jest w stanie zmierzyć się z każdym scenariuszem jaki może się stać w czasie tego wieczoru.

Spaceruje ulicami Londynu, które są przyozdobione w czapki Mikołaja, sople lodu czy gwiazdy. Mija kilku mężczyzn przebranych za świętego i dzwoniących dzwoneczkami. Harry idzie w tłumie mugoli ściskając pudełeczko z prezentem w kieszeni.

– Cześć – mówi, gdy wchodzi do pokoju, a Draco już tam jest. To jeden z tych pokoi, w których nie widać, że Święta są tuż za rogiem. Kremowe ściany i nic nieznaczące ozdoby.

– Dzień dobry, Potter.

Harry podchodzi do niego naprawdę blisko, patrząc prosto w szare oczy. Wpijając się w jego usta, czuje jak Draco się uśmiecha. Ale gdy poczuł jak palce blondyna zaczynają mu rozpinać koszulę, odsunął się. Nie tego chce. Nie w tym momencie będąc szczegółowym.

– Poczekaj – odsuwa się jeszcze trochę i widzi jak Draco jest zdziwiony.

– Co jest, Potter? – pyta, marszcząc brwi. – Tchórzysz?

Harry uśmiecha się na ich wewnętrzy żart.

– Chciałbyś, Malfoy – odpowiada. – Chce ci coś dać, Draco – mówi już delikatniej.

W Draco nadal jest coś z dziecka jeśli chodzi o prezenty. Od razu zaczynają mu się świecić oczy i szczerze się uśmiecha (nie jest to zwykłe wykrzywienie warg, ale coś prawdziwego) i mówi:

– Masz niespodziankę? Liczyłem na coś podobnego do tego co ci dałem w zeszłym roku.

Harry kręci przecząco głową.

– W takim razie, co to takiego?

Harry zaczyna się denerwować, bo właśnie następuję moment, w którym będzie musiał obnażyć się ze wszystkich uczuć i pokazać swoją prawdziwą twarz. Wyjść do Draco Malfoy'a z sercem na dłoni.

Ściska palce na małym pudełeczku, które od kilku godzin nosi w kieszeni. Gdy je wyciąga, czuje jak jego serce zaczyna bić trzy razy szybciej niż normalnie. Nie denerwował się tak bardzo nawet wtedy, gdy wchodził z drużyną Aurorów do kryjówki ukrywających się ostatnich Śmierciożerców.

– Draco... ja – Harry wręcza mu kwadratowe, czarne pudełeczko, przewiązane zieloną wstążką. – Mam dla ciebie prezent świąteczny.

Draco jest podejrzliwy, gdy odbiera z rąk Harry'ego pudełko. Wstążka upada delikatnie na podłogę, koło ich stóp, ale żaden nie zwraca na to uwagi. Jest cicho i ta cisza jeszcze bardziej potęguje nerwy Pottera.

Gdy Malfoy otwiera pudełko, widzi coś czego zupełnie się nie spodziewał zobaczyć. Jest tam masywny, złoty sygnet z malachitem, w kształcie rombu, którego zieleń przechodzi w różne odcienie, a naokoło kamienia powsadzane są małe diamenty. Piękny. Po prostu piękny, dopracowany w każdym calu.

– Kocham cię – mówi prosto z mostu Harry. – Nie chcę dłużej układu, który będzie polegać na wysyłaniu sobie liścików z adresami hoteli. Nie chcę udawać, że jedyne czego od ciebie chcę to twojego ciała i dotyku. Chcę czegoś prawdziwego, bo moje uczucia są prawdziwe. Kocham cię, Draco.

– Nie bądź śmieszny, Potter – mówi cicho, ale dobitnie Draco. – Nie możesz mnie kochać.

Harry nie rozumie cos się dzieje i robi krok do tyłu zszokowany.

– Co...

– Nie założę tego pierścienia, Potter – Draco wyciąga w jego stronę pudełeczko. – Noszę już obrączkę, która jest dla mnie niczym łańcuch. Zapomniałeś o tym? Jestem żonaty.

Harry kręci głową.

– Nie zapomniałem... – mówi słabo.

– Na co liczyłeś, Potter? – ciągnie dalej Draco. Ma pusty wyraz twarzy i coś w oczach, czego Harry nie umie rozpoznać. – Że rzucę ci się w ramiona, mówiąc, że też cię kocham? Jak ty to sobie wyobrażasz? Były Śmierciożerca i Auror? Chcesz być wyklęty przez czarodziei, bo ubzdurałeś sobie, że coś do mnie czujesz?

Potter czuje jak z każdym pytaniem, łamie mu się serce. Jakby Draco dźgał go słowami niczym niewidzialnym nożem.

– Nie obchodzą mnie inni, Draco. I wiem co czuję i że jest to prawdziwe. Dlatego dałem ci ten pierścień i chcę żebyś był ze mną.

– Ale ja nie mogę z tobą być! – krzyczy Draco. – Nie rozumiesz? Nie mogę!

Malfoy nic więcej nie mówiąc, odwraca się tyłem do Harry'ego i kieruje w stronę wyjścia z pokoju. Na stoliku kładzie pudełeczko i wychodzi trzaskając drzwiami.

Harry zostaje sam.

Upada na kolana, mając łzy w oczach i ucisk w klatce piersiowej. Zaczyna krzyczeć i nie może pozbyć się wrażenia, że wszystko stracił.

***

Najchętniej zostałby we własnym pokoju, zakopany w pościeli, do końca świata i jeden dzień dłużej. Nie chciał nikogo widzieć, odpowiadać na pytania co się stało, ani słuchać pocieszeń i pustych frazesów. Nie był dziewczyną, by zapłakany, jedząc lody, oglądać komedię romantyczną. On po prostu przesypiał większość dnia, bo w snach był szczęśliwy z Draco i sytuacja w hotelu przy wręczaniu prezentu, wyglądała zupełnie inaczej. I świadomość tego, że musi wrócić do rzeczywistości, powodowała tylko kolejne załamanie.

Ale, ani Hermiona, ani Ron nie poddali się tak łatwo (Harry rzucił naprawdę potężne czary na swoje drzwi żeby nie weszli i jakoś wytrzymały one dwa dni) i postawili Pottera na nogi. Nie zadawali mu miliona pytań, po prostu go pocieszyli, przytulili i wysłali do łazienki, by się przygotował na świąteczne śniadanie u Weasley'ów.

Harry poszedł tam jak na ścięcie. Nie miał ochoty niczego jeść, ani udawać zachwytu przy otwieraniu prezentów.

– Jesteś gotowy, Harry? – zapytała Hermiona i za pomocą różdżki wyniosła zapakowane prezenty, które Harry kupił dla wszystkich razem z Ginny.

– Tak – odpowiedział i ledwo poznał własny głos. Nie ogolił się, nie uczesał, bo i tak nie widział sensu. Ubrał jeden ze swetrów, które dostał od Molly i sprane dżinsy.

– Chodź, stary. Teleportujemy się tam razem – odezwał się Ron i chwycił Harry'ego za ramię. Potem zniknęli.

***

Harry zapatrzył się na sałatkę, która leżała na jego talerzu, nałożoną przez Hermionę, której sam nie zjadł, ani kęsa. Wokół niego toczyły się rozmowy, słyszał śmiechy i upominania pani Weasley żeby jedli.

Dopiero jego głupie serce bije mocniej i Harry podnosi głowę, gdy rozlega się trzykrotne pukanie do drzwi, a wszyscy zastygają w bezruchu, bo nikt nie spodziewa się gości. Ci co mieli przyjść, siedzą przy stole. I przez sekundę Harry myśli, że może to Draco, ale gani się za takie myślenie. W jego głowie nie ma nic innego niż Malfoy, od jakiegoś czas, ale w głowie blondyna najwidoczniej nie ma miejsca dla Pottera.

– Arturze...

– Pójdę otworzyć – mówi w końcu pan Weasley.

Gdy Artur Weasley idzie do przedpokoju, Harry ma ochotę pójść za nim, ale zostaje na krześle między Ronem i Hermioną.

– Jak myślicie, kto to jest? – pyta Ron i nakłada sobie kolejną porcję ziemniaków.

Harry nie odpowiada, ale słyszy jak reszta domowników daje swoje propozycje. George chce się założyć o dwa sykle, że to ktoś ze starego Zakonu i Charlie przyjmuje zakład.

Ale po paru minutach, pan Weasley wraca i za nim nie idzie ktoś kto walczył w ostatniej wojnie po stronie Dumbledore'a, tylko po przeciwnej. I Harry nie wierzy własnym oczom. Draco Malfoy ubrany w biały, gruby golf z płatkami śniegu, który padał od wczoraj, we włosach, stoi właśnie w salonie domu Weasley'ów.

– Malfoy?! – krzyczy Ron z widelcem w połowie drogi do ust. – Co ty tutaj robisz?

– Nie przyszedłem do ciebie Weasley, więc się zamknij z łaski swojej – odpowiada ze spokojem Draco, ale Harry wie. Nauczył się czytać jego małe gesty, minimalne sygnały, że coś jest nie tak. Zna zbyt dobrze ciało Ślizgona niż sam, by chciał przyznać.

– Zamknij się, Ron – odpowiada szybko Hermiona, nie chcąc kłótni przy świątecznym śniadaniu.

– To co tu robisz, Malfoy? – zapytał ktoś inny.

Malfoy patrzy wprost na Harry'ego, który siedzi niczym spetryfikowany. Serce znowu bije mu kilka razy szybciej niż normalnie i toczy walkę z sercem i rozumem, bo jedno chce rzucić się i pocałować Draco, a drugie go uderzyć i posłać w cholerę.

Harry nie umie się zdecydować co robić, ale wie, że niezależnie od decyzji musi wstać i podejść do Draco, który nadal jest skupiony tylko na nim. Potter przechodząc koło kolejnych Weasleyów, udaje, że nie słyszy ich pytań i nie widzi min oraz gestów.

Merlinie, Draco tu przyszedł.

– Chcę dać komuś prezent świąteczny. – Malfoy wyciąga z kieszeni peleryny, którą miał przewieszoną przez ramię, rolkę pergaminu. – To dla ciebie, Harry.

Gdy Harry staje naprzeciwko niego i odbiera pergamin, boi się zobaczyć co jest w środku. Braknie mu tej gryfońskiej odwagi.

– Chciałeś czegoś prawdziwego, prawda? – pyta go Draco. – I powiedziałeś, że nie obchodzi cię zdanie innych, tak?

Harry kiwa powoli głową. Co Draco próbuje mu powiedzieć? Przyszedł kolejny raz zagrać mu na uczuciach?

– Dobrze, Potter – mówi coraz ciszej, bo słowa, które wychodzą z jego ust są przeznaczone tylko dla Harry'ego i podchodzi bliżej. – Spytałeś się mnie kiedyś czy jesteś w stanie spełnić moje życzenie. Powiedziałem ci coś o Zmieniaczu Czasu, pamiętasz?

– Co to za pergamin, Draco? – pyta Harry zupełnie ignorując to co mówi Malfoy. Chce wiedzieć co trzyma w rękach i jak bardzo nie powinien tego otwierać.

– To twój prezent świąteczny – odpowiada ze spokojem w głosie. – Może nie jest idealny i nie będziesz mógł go zatrzymać, ale to dowód na to, że nie potrzebuje Zmieniacza Czasu i jestem w stanie sam zawalczyć o swoje marzenia. Kłamałem, gdy mówiłem, że nie mogę z tobą być. Ale tak samo jak pierścień – Draco podnosi prawą rękę, gdzie na serdecznym palcu znajduje się sygnet z malachitem i diamentami – jest zapewnieniem o moich uczuciach do ciebie.

Harry nie wie co odpowiedzieć na wyznanie Draco, dlatego rozwija pergamin i zaczyna czytać. Z każdym słowem i linijką, jego oczy robią się coraz większe, a uśmiech szerszy. Kamień, który uciskał jego serce maleje. Nie może w to uwierzyć.

– To papiery rozwodowe – mówi w amoku. – Rozwiedziesz się z Astorią?

– Wtedy będę mógł z tobą być. I mieć coś prawdziwego, tak jak tego chcesz – odpowiada Draco.

– Chcę.





KONIEC





****


Pojawi się jeszcze dodatek „Szczęśliwego Nowego Roku" 31 grudnia i 1 stycznia Posłowie i to będzie ostateczny koniec.

Korzystając z okazji i tematyki tego ff, chcę Wam życzyć wesołych, spokojnych świąt, pełnych dobrego jedzenia, trafionych prezentów i radości ;D A dla tych, którzy czytają to po Świętach czy będą to czytać w wakacje czy na wiosnę/jesień – miłego dnia i uśmiechu.

Więcej mojego gadania będzie w Posłowiu ; )

Demetria1050

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top