Rozdział 8
Wycieczka do Fort Sumer, była jedną z najlepszych wycieczek w którym brałam udział. Nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Ale najbardziej zaskoczyła mnie Gabriel, był taki czuły, miły. Nigdy nie był taki dla mnie.
Był ubrany zwyczajnie, gdzieś zniknęła skrojona na miarę koszula, a spodnie na kant zastąpiły jeansy. Mogłam się w ten sposób ukradkiem poprzyglądać mu. Musiałam przyznać, że bardzo się od siebie różnimy. Szczerze to przez całą podróż przyglądałam się Gabrielowi. Jakoś krajobraz Grayson i Fort Sumer mnie nie interesował.
Gabriel zaprowadził nas do miejsca, które na wiosnę musiało być przepięknym ogrodem. Teraz był obrazem rozkopanych rabatek i zabezpieczonych krzewów na zimę.
-trochę mi to przypomina Graystone -zwróciłam się do Gabriela przechodząc przez most.
-i powinno -odparł z uśmiechem -moja babcia była tak zafascynowana tym ogrodem, że jej mąż kazał stworzyć podobny po to, żeby zatrzymać ją przy sobie.
W drodze do Graystone rozmarzyłam się. Ile mężczyzna mógł zrobić z miłości do kobiety. Spojrzałam na Gabriela, wiedziałam że mnie nigdy nie spotka takie szczęście.
Po powrocie Randy i Kitty pożyczyli auto i pojechali odwiedzić krewnych. Zostaliśmy sami z Gabrielem.
Gabriel musiał omówić wszystko z nowym zarządcą, więc ja udałam się do biblioteki. Jednak nie mogłam czytać. Ciągle po głowie chodziła mi myśl, że zakochałam się w Gabrielu i w najbliższej przyszłości czekają mnie trudne chwile. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak będę funkcjonować.
Wreszcie zrezygnowana ubrałam się i wyszłam. Udałam się w stronę rzeki. Szum wody zawsze mnie uspokajał.
Gabriel znalazł mnie bardzo szybko. Z oddali słyszałam jego cichy, sprężysty krok. Nie przestraszyłam się więc, gdy zaszedł mnie od tyłu, objął w pasie i przyciągnął do siebie.
-i jak ci się podoba w Grayston? -zapytał
Odprężyłam się i mocniej wtuliłam się w jego ramiona.
-jest cudownie Gabrielu -oparłam
-i takie spokojnie -dodał cicho
-czy dlatego tak długo unikałeś tego miejsca?
Jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie. Poczułam mocne bijące ciepło.
-kiedy stąd wyjeżdżałam, wszystko straciło dla mnie swój urok. Właśnie zerwałem z narzeczoną, ale o tym z pewnością powiedziała ci Kitty, no i pochowałem matkę. Nie mogłem znieść widoku tego ogrodu. Ona go tak bardzo kochała -odetchnął głęboko -po prostu musiałem wyjechać. I mogłem sobie na to pozwolić. W końcu był przecież Jackson, który troszczył się o wszystko. Nawet jak umarł ojciec, to przyszedłem tylko na pogrzeb, tutaj nie wstąpiłem. To jest mój najdłuższy pobyt w Grayston od tego czasu. I po raz pierwszy sprawia mi to przyjemność. -przyłożył policzek do mojego policzka -dziękuję ci, Angelo.
-cieszę się -szepnęłam -masz coś przeciwko ponownemu zamieszkaniu tu?
Jego ciało nagle zesztywniało.
-jak miałbym to zrobić? Dom jest za wielki dla jednej osoby.
-mógłbyś się ożenić i założyć rodzinę -stwierdziłam
-dziewczyno, za miesiąc kończę czterdzieści lat! -wykrzyknął
-czy to znaczy -spytałam udając naiwność -że mężczyźni w tak zaawansowanym wieku nie mogą mieć już dzieci?
-ty przeklęty, mały potworze! -powiedział śmiejąc się -chciałem przez to powiedzieć, że mężczyźni w moim wieku i z moją posadą nigdy nie wiedzą, czy jakaś kobieta woli ich czy ilość zer po przecinku na ich koncie.
-może powinieneś pochodzić parę dni w znoszonym płaszczu z żebraczą skarbonką. Wtedy najszybciej wyjdzie na jaw, która leci na ciebie, a która n twoje pieniądze -zaproponowałam
-czy Paul uważa, że Cię odpowiednio wychował? Gdzie cię posłał? Do zakładu dla dziewcząt stwarzających problemy wychowawcze?
Roześmiałam się.
-czy myślałeś kiedyś poważnie o kobietach?
-jak każdy mężczyzna.
-pytam, czy w rzeczywistości obawiasz się, że chodzi im po pieniądze. Przecież wcale nie jesteś... tak nieatrakcyjny -ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-czy sprawia ci przyjemność leżenie w moich ramionach? Lubisz jak cię całuję? -wyszeptał mi do ucha.
-jak ... jak tu przyjemnie. Rzeka płynie tak leniwie -powiedziałam zachwycona
-nie zmieniaj tematu -rzekł Gabriel.
-czasem odnoszę wrażenie, ze obie najwięcej przyjemności sprawia wprowadzanie mnie w zakłopotanie.
-to też. Ty moje maleństwo, według ciebie nic by się nie zmieniło, nawet gdybym nie miał ani centa przy duszy. Pieniądze dla ciebie nie mają żadnego znaczenie. Wiem to doskonale -nagle rozluźnił uścisk -ale nie czas teraz na to, Angelo. Lepiej wracajmy do domu. Pani Simms czeka już na nas z kolacją.
-w porządku.
Ramię w ramię, nie śpiesząc się, ruszyliśmy w drogę powrotną. Gabriel narzucił spokojne tempo. Cieszyłam się każdym krokiem. Szeroko otworzyłam oczy przyglądając się otoczeniu, które pogrążało się w zapadającym zmierzchu.
-dziękuję, że mnie tu zabrałeś -powiedziałam cicho
Gabriel przypalił sobie papierosa.
-teraz zawsze, kiedy tu przyjadę, będę miał ciebie przed oczami -rzekł
-to dobrze czy źle?
-jedno i drugie -odparł z uśmiechem
-och -wymamrotałam
Wziął mnie za rękę
-ciesz się każdą chwilą, ale nie próbuj przeżyć całego życia w jeden dzień.
-robię to?
-cały czas
-przepraszam
-o przychodzi z wiekiem
-kiedy jest się starym, jak matuzalem?
Oczy Gabriela zmieniły się w małe szparki.
-z czym mnie porównałaś? Z Matuzalem?
Przyciągnął mnie do siebie. Zaczęłam się kręcić i wyrywać. W końcu udało mu się mnie unieruchomić. Złapał mnie za głowę i spojrzał na mnie z góry.
-tylko poczekaj. Pokarzę ci, jak bardzo jestem stary... -pogroził mi i zupełnie nieoczekiwanie przyciągnął swojej ciepłe usta do moich warg.
Wzdychając oddałam mu pocałunek. Rozchyliłam usta, a Gabriel natychmiast przestał.
-o nie -szepnął szorstko -równie dobrze mogłabyś płożyć suchą zapałkę do płonącego chrustu.
Oparłam głowę na jego ramieniu.
-przepraszam... ja nie jestem doświadczona w tych sprawach.
-aż za duże... chodź idziemy na kolację.
Milcząc szłam obok niego. Rozczarował mnie nagły odwrót Gabriel, a jego napięta twarz wprowadzała mnie w zdenerwowanie. Wydawało się, że boi się wszystkiego co mogłoby go wyprowadzić z tego słynnego, niemal perfekcyjnego opanowania. Chyba też dlatego moja obecność była dla niego nie do zniesienia.
Westchnęłam tęsknie. Mógłby już się ten dzień skończyć. Jak tylko wylądują w Atlancie wszystko będzie po staremu. Jeszcze raz rozejrzałam się po tej fascynującej siedzibie. Jakże chętnie pozostałaby w Graystone! Chciałabym móc kiedyś tu przyjechać. Jak wspaniale by tu spędzić starość.
Razem z Gabrielem...
gdy tylko doszliśmy do domu, nadjechał duży srebrny, luksusowy mercedes. Drzwi samochodu otworzyły się i wysiadła z niego szczupła, doskonale prezentująca się brunetka. Poczułam jak Gabriel sztywnieje. Gwałtownie się zatrzymał. W białym płaszczu i wspaniale dobranych do niego kozaczkach sprawiała wrażenie bardzo eleganckiej osoby.
-Gabrielu, jak miło cię znowu zobaczyć -powiedziała kobieta
-cześć, Nita -odparł Gabriel, uśmiechając się do niej -to już tyle czasu...
-stanowczo za dużo -stwierdziła kobieta -mama Kitty powiedziała mi, że tu jesteś. Musiałam przyjechać, by się z tobą zobaczyć.
-jak się miewa twój mąż -spytał
-rozstaliśmy się trzy miesiące temu -odpowiedziała słodko -nawet nie masz pojęcia, jaka jestem samotna...
-znowu mieszkasz w Charleston?
-noszę się z tą myślą -spojrzała na mnie i zapytała -kto to jest?
-córka mojego wspólnika, Angelina Jamess. Nita Davis -przedstawił nas sobie -Kitty i Randy towarzyszą nam w podróży.
-zostaniesz tu jeszcze trochę?
-tylko do jutra -odparł
-Gabrielu, proszę, zjedz ze mną kolację -poprosiła Nita -przez pamięć dawnych czasów.
Odniosłam wrażenie , jakby wahał się krótką chwil.
-bardzo chętnie -odwrócił się do mnie i dodał -nie czekaj na mnie. Wrócę późno.
-kochanie, to cała wieczność -szepnęła Nita prowadząc Gabriela do auta.
Otworzył jej drzwi, sam usiadł za kierownica. Nie czekałam aż odjadą. Odwróciłam, się i szybko poszłam do domu. Nie mógł wyraźniej dać mi do zrozumienia, że zupełnie go nie obchodzę. Było to aż nadto oczywiste.
Mój posiłek przebiegł w bardzo smutnym nastroju. Hallerowie jeszcze nie wrócili. Gdy skończyłam jeść poszłam do kuchni aby pomóc przy zmywaniu.
-młoda kobieto, nie potrzebuję pomocy -powiedziała ze śmiechem Pani Simms
-właśnie pomogłam zabrudzić naczynia -stwierdziłam -więc nic się nie stanie, jak pomogę je wyczyścić. A poza tym, lubię pracę w kuchni. Nigdy bym nie dopuściła do tego, żeby tata kupił zmywarkę do naczyń.
-bardzo gospodarna, co? -stwierdziła. Koniec, końców zgodziła się. Pani Simms zmywała naczynia a ja je wycierałam. -nie masz żadnego młodego mężczyzny na oku? Miałby z ciebie pociechę.
Chwilę wahałam się z odpowiedzią.
-mam przyjaciela -odparłam w końcu -ale nikogo, za kogo bym chciała wyjść za mąż.
-nikogo poza tym ślepcem, który najwyżej raz w roku zaszczyca mnie swoją obecnością -przerwała mi gospodyni.
-jaki ślepiec...?
-Mr Gabriel -padła odpowiedź, a mi zjeżyły się włosy -jeśli nie widzi co się z panią dzieje, to może być tylko ślepy.
-on... o niczym nie wie -odparłam szybko -i nie powinien się dowiedzieć. Nigdy. Dał mi do zrozumienia, że nie zamierza się żenić, a ni zakładać rodziny. A wie dobrze, że ja no nic innego się nie zgodzę.
-no to mamy sytuację bez wyjścia -stwierdziła -ale to już niedługo -dodała -zdumiało mnie, jak na panią patrzy, jak pani nie widzi. Równie dobrze, mógłby trzymać panią w ramionach. Za dobrze znam u mężczyzn to spojrzenie, żeby się pomylić. Ale u Mr Gabriela dostrzegam je pierwszy raz, od kiedy to babsko zerwało zaręczyny.
-ma pani na myśli Nitę?
-właśnie o tym babsku mówię -powtórzyła, a w jej głosie było słychać tylko gorycz -nic sobie z niego nie robiła. Nigdy. A teraz znów się tu zjawia, jakby nic się nie stało, jakby w ciągu kilkunastu lat nic się nie zmieniło. Po prostu zabrała go ze sobą. Nie ma nic głupszego na świecie niż mężczyźni. Myślałam, że jest znacznie rozsądniejszy -ciągnęła -zanim zrozumie, co się stało, znowu pozwoli się usidlić. Tak zgłupieje na jej punkcie, że zupełnie straci rozum. Może się pani śmiać, ale stanie się dokładnie jak mówiłam.
-może ja bym zrobiła to lepiej od niej... -powiedziałam uśmiechając się żałośnie -tylko problem jest taki, że ja nie mam zielonego pojęcia jak to się robi.
-tego człowiek szybko się uczy, przyjdzie samo, jak zakocha się pani w jakimś mężczyźnie.
Spojrzałam na Panią Simms i dodałam w myślach -a jeśli ten mężczyzna mnie nie kocha?
Hallerowie wrócili późno w nocy. Do tej pory Gabriel nie pojawił się. Mogłam sobie dokładnie wyobrazić, że wraz z Nitą nie spędzają całego czasu na gadaniu i wymienianiu się uprzejmościami. Na samą myśl o tym napłynęły mi łzy do oczu. Cicho usiadłam na tarasie, wsłuchując się w odgłosy nocy. Czy to rzeczywiście było wczoraj wieczorem? Czy siedziałam tu z Gabrielem? Czy naprawdę całował mnie tak namiętnie, że aż brakło mi tchu? To gorzko-słodkie wspomnienie doprowadzało mnie do płaczu.
Kitty i Randy radośnie wbiegli po schodach. Jakże ja im zazdrościłam tego szczęścia.
-byliśmy w klubie nocnym -oznajmiła wesoło Kitty -taki mały teatr z kawiarenką na starówce. Boże, w całym życiu tak się nie uśmiałam! Aktorzy byli bezkonkurencyjni.
-nie ma Gabriela? -spytał Randy
Pokręciłam przecząco głową.
-wyszedł z Nita.
Kitty stanęła jak wryta. Uśmiech momentalnie zginął z jej twarzy.
-Nita tu była? -zapytała z niedowierzaniem
-późnym popołudniem. Gabriel powiedział, że wróci późno w nocy -odparłam -nie ma powodu do obaw. W końcu jest już dorosły i może sam się o siebie troszczyć.
-co byście powiedziały na drinka? -zapytał Randy.
Podniosłam się z bujanego fotela, na którym siedziałam i weszłam za nimi do domu. Dopiero po północy skończyliśmy rozmowę i rozeszliśmy się do swoich sypialni. Ja jednak nie spałam. W końcu usłyszałam podjeżdżający samochód. Spojrzałam na zegarek. Była trzecia. Mimo woli zaczęłam nasłuchiwać kroków Gabriela. Powoli wchodził po schodach. Przeszedł obok moich drzwi. Dopiero wtedy udało mi się zasnąć.
Hallerowie postanowili zostać jeszcze kilka dni w Charleston u krewnych Kitty. Więc musieliśmy sami z Gabrielem lecieć do Atlanty. Nie powiedziałam do niego od rana ani słowa. Podczas późnego śniadania w Graystone ograniczyłam się tylko do przelotnych uwag wymienionych z Kitty, Randym i panią Simms. Gabriel cały czas siedział zamyślony.
Po wylądowaniu bez słowa odebrał nasze bagaże i w takim samym milczeniu poszedł na parking, gdzie od ponad tygodnia był zaparkowany jego mercedes. Otworzył samochód i schował wszystkie rzeczy do bagażnika. Wtedy dopiero spojrzał na mnie. Wyglądał na niesamowicie wyczerpanego, jakby całą noc nie zmrużył oka. I to na pewno było prawdą.
-masz może ochotę napić się jeszcze kawy, zanim wyjedziemy?
Pokusa była wielka. Mieć go jeszcze przez kilka minut dla siebie, rozmawiać z nim, patrzeć na niego. Nigdy więcej nie będzie między nami tak, jak przez te ostatnie dni. Najpierw Panama City a potem Charleston. Wolałam jednak krótki, bezbolesny koniec niż pożegnanie. Pokręciłam się energicznie głową.
-bardzo dziękuję -odparłam -ale najszybciej, jak to możliwe, muszę pojechać do domu. Tobby czeka na mój telefon. Co mogę mu powiedzieć? Kiedy możemy wydrukować artykuł?
-daj mi jeszcze dzień lub dwa -powiedział -powiadomię cię przez Paula
-w porządku.
Wtedy dopiero usiadłam w aucie. I właśnie swoje słowa, które wypowiedział kilka dni temu urzeczywistnił. Właśnie Nasze drogi się rozeszły.
-więc kiedy? Kiedy? -dopytywał się niecierpliwie Tobby, gdy zjawiłam się u niego w biurze -na Boga, Angelo! Jak długo to już trwa! Mam na to czekać wieczność? Czy ty wiesz. Ile kosztowało nas wysłanie cię w tą podróż?
-jeśli odpisałeś te koszta z podatku -odpowiedziała -to zapewne mniej niż jednego dolara.
-ach cóż znowu -mruknął Tobby. Wsadził ręce do kieszeni. -miałaś już jakieś wieści od Gabriela?
-jeszcze nie -powiedziałam -obiecał, że mnie powiadomi. Na jego słowie można polegać. A tak abstrahując od tego, to może sobie przypominasz, że nie chciałam jechać?
-zupełnie nie mogę sobie przypomnieć -rzekł Tobby -daję ci czas do jutra. Jak go nie zmusisz, żeby pozwolił na rozpowszechnianie tych informacji, to i tak je wydrukujemy. Nawet bez zgody. Dłużej nie będę czekać.
-o nie! Tego nie zrobimy! -zbuntowałam się -dałam mu słowo. I nie zmienię go ani dla ciebie, a nie dla gazety, ani z jakiegokolwiek innego powodu.
-albo, albo! Jako alternatywa pozostała rubryka dla działkowiczów...
-jak wiesz, nie mam nic przeciwko kwiatom. -wstałam -zrobię co w mojej mocy. Ale nic nie mogę ci obiecać.
-nie jesteś już ta dziewczyną, co przed wyjazdem -dodał nagle Tobby -nie chciałabyś wziąć sobie wolnego dnia?
Spojrzałam na niego.
-wcale się nie zmieniałam -zaprotestowałam
-wczoraj przeprowadziłaś dla mnie ankietę bez żadnego sprzeciwu -stwierdził Tobby -dla mnie od razu był to sygnał, że jest coś nie tak.
Wzruszyłam ramionami
-tylko się trochę przeziębiłam.
-następnym razem ubieraj się cieplej.
-z pewnością...
Gdzieś pośród rzeczy znalazłam złoty zegarek dla Gabriela. Łzy napłynęły mi do oczu. Usiadłam i wpatrywałam się w pudełko. Za kilka dni święta, chyba powinnam mu go wysłać. Dzwoniąc do kuriera myślałam, że wybuchnę płaczem. Paczkę zaadresowałam do biura. Nie chciałam nic wysyłać na jego prywatny adres.
Paul nie wyglądał najlepiej. Po raz pierwszy od powrotu przyjrzałam się dokładnie ojcu. Był blady i zamyślony. Nigdy nie widziałam, go tak małomównego.
-czujesz się lepiej, tato? -zapytałam
-nie bardzo -odparł uśmiechając się -nawet nie wiem co mi jest. Prawdopodobnie podrażniłem sobie żołądek. Ale dlaczego? Pewnie przez to wstrętne jedzenie w restauracjach, w których bywałem pod twoją nieobecność. -spojrzałam przenikliwie na ojca -Angelo, co wydarzyło się podczas podróży?
Wzruszyłam tylko ramionami. Miałam nadzieję, że ojciec nie zauważy mojego wewnętrznego niepokoju.
-nic szczególnego. Dobrze się bawiliśmy.
-nie. Nie prawda. Wyglądasz tak, jakbyś dopiero co wstała z grobu. Gabriel też zamknął się w swojej skorupie. Pewnie nawet kilogram dynamitu nie wystarczyłby, żeby go stamtąd wydostać -powiedział -zdałaś sobie dokładnie sprawę ze swoich uczuć, prawda?
Pokiwałam głową.
-Gabriel też?
-twój szanowny kolega na nowo rozpalił się do swojej dawnej kochanki -szepnęła -przed laty byli zaręczeni. Siedział u niej do trzeciej nad ranem.
-a to ciekawe -rzekł Paul -tego popołudnia, kiedy wróciliście, spytałem go, co się stało, że jest taki wykończony. Powiedział mi, że pół nocy spędził w jakiejś knajpie. Spił się na umór.
Spojrzałam zaskoczona na ojca.
-Gabriel? Pijany? Tego nie mogę sobie wyobrazić!
-ale wyglądał dokładnie tak, jak ktoś, kto przehulał całą noc -stwierdził Paul z uśmiechem.
Podniosłam filiżankę do góry i napiłam się gorącej czarnej kawy.
-spotkanie z Nitą musiało go tak wykończyć.
-z pewnością coś go wykończyło. Ale wydaje mi się, że Gabriel nie należy do mężczyzn, którzy zamartwiają się tylko dlatego że rzuciła ich jakaś kobieta. Może nie mam racji? -zapytał
-westchnęłam i odstawiłam filiżankę.
-napiłabym się sherry. Masz ochotę? -zapytałam, udając, że nie dosłyszałam pytania.
Ojciec westchnął ciężko.
-chętnie. Zrujnujecie sobie życie. Do tego wcale nie jestem wam potrzebny -zaśmiał się -no dobrze, najchętniej... och! O Boże!... -jęknął nagle.
Złapał się za serce, zbladł jak ściana i upadł na podłogę. Podbiegłam do niego przerażona, uklękłam obok. Zobaczyłam jak wykrzywia twarz z bólu i z trudem łapie powietrze. Zadzwoniłam po pogotowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top