Rozdział 4
Atlanta (tydzień wcześniej)
Siedziałam z Martą w zatłoczonej kawiarence. Jak zawsze marudziła o nadmiarach kalorii w ciastach i o szkodliwości kawy na organizm.
-to było dobre -wyszeptałam, wkładając ostatni kęs ciasta do ust.
-jesteś okropna -wyszeptała, popijając sok pomarańczowy.
-to mój pierwszy dzień wolny od kilku miesięcy. Nie psuj mi go -stwierdziłam z uśmiechem.
-dobra przepraszam. Lepiej mów jak go wywalczyłaś.
-to dzięki temu, że ktoś zamordował Morsona. -odparłam z uśmiechem. Przyjaciółka spojrzała na mnie zdziwiona -nic o tym nie wiesz? Chłopak, którego podejrzewają ponoć zadźgał go nożem.
-masz na myśli ten wypadek o którym tak ostatnio pisały gazety?
-dokładnie. Gabriel jest obrońcą tego chłopaka.
-ale dalej nie rozumiem co to wszystko ma wspólnego z twoim dniem wolnym.
-bardzo dużo -odparłam -Tobby Baeton chce, abym pojechała do Panama City i razem z Gabrielem odnalazła jakiegoś tam świadka.
-och ty szczęściaro!! -westchnęła -Panama City i to do tego z takim przystojniaczkiem! A do tego na koszt firmy!
-wolnego! Powiedziałam tylko, że Tobby chciałby, żebym pojechała. -Marta zmarszczyła brwi
-więc czemu nie jedziesz? Czyżby Gabriel nie miał ochoty mieć ciebie przy sobie?
-dochodzisz do sedna sprawy -odpowiedziałam -Tobby zapytał się Paula, czy może pogadać z Gabrielem na ten temat -Marta odsunęła wazon, który stał pomiędzy nami
-i co dalej?
-Gabriel wytłumaczył mu, że nie ma czasu na bawienie dorastającej panny.
-dorastającej panny?! Święta Anielko, przecież ty masz już dwadzieścia dwa lata, Angelo.
-mężczyźni w tak zaawansowanym wieku jak on, uważają mnie za małolata.
-dupek -odpowiedziała Marta -ale dobra. Ten wasz wyjazd do Panama City jest związany z morderstwem tego Morsona. -skinęłam głową -a co na to Tomas?
-nic mu nie powiedziałam, bo nigdzie nie jadę. Gabriel powiedział, że albo pojedzie z nim jakiś chłopak albo nikt.
Panama City (obecnie)
-nie myśl, że to tak -powiedział zły Gabriel -zakładam, że w twoich drzwiach tkwi klucz. Możesz się więc zamknąć, jeśli aż tak się obawiasz mieszkania ze mną.
-przecież nie powiedziałam ani słowa -mruknęłam. Weszłam do sypialni, gdzie ustawili moje walizki. Był to bardzo luksusowy pokój z wielkim, podwójnym łóżkiem.
-na czole miałaś wypisane, co myślisz -odparł
-właśnie pomyślałam, jak złośliwa jest twoja sekretarka -stwierdziłam -co Tomas o tym wszystkim pomyśli? Ona pewnie znajdzie sposób, żeby go poinformować.
-mało mnie interesuje co pomyśli ten twój Tomas.
-ale mnie interesuje!
-Angelo, jestem tu, aby pracować, a nie po to aby się z Tobą sprzeczać. Idź do pokoju, poczytaj, pobiegaj. Rób co chcesz i pamiętaj -podszedł do mnie bliżej -nigdy bym nie zrobił czegoś na co byś nie miała ochoty -mówiąc to ruszył do swojej sypialni -zamknij się na klucz, jak tak się mnie boisz dziecko -odparł
-przepraszam. Nie chciałam rozpoczynać kłótni -powiedziałam -chyba powinniśmy się pogodzić.
-dlaczego? Czy znaczy, że się poddajesz?
-nie! -w końcu na ustach Gabriela zawitał uśmiech
-kiedy w coś gram, to chcę wygrać, Angelo -rzekł i otworzył drzwi swojej sypialni
-czy to ma być wypowiedzenie wojny?! -krzyknęłam
-żebyś mogła przeciwko mnie wystawić wszystkie swoje działa przebiegłości? -zapytał. -któregoś dnia zabiorę Cię do Charleston i pokażę ci prawdziwe armaty.
-Twojej Jessie to by się nie spodobało -odparłam złośliwie. Gabriel odwrócił się
-to się jeszcze okaże -powiedział cicho -a potem wpakuję cię w pierwszy lepszy czarter i wyślę do domu.
-przecież dopiero przyjechaliśmy!
-jak chcesz tu zostać to się zachowuj przyzwoicie! -spuściłam wzrok
-nie jestem małym dzieckiem.
-taak... -powiedział przeciągle -to jest właśnie główny problem. -powiedział i głośno zatrzasnął za sobą drzwi.
Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje dłonie. Właśnie zaczęłam cichą wojnę z Gabrielem. Nie mogłam siedzieć tu teraz kiedy obok siedział rozwścieczony niedźwiedź. Drżącymi dłońmi chwyciłam broszurę hotelu. Przebiegłam oczami po atrakcjach i mój wzrok utkwił w jednej z nich. SPA. Dobrze, że wzięłam jednak ze sobą strój kąpielowy.
To było moje pierwsze prawdziwe bikini, chociaż oczywiście nosiłam kostiumy dwuczęściowe. Jednak myśl, że Gabriel mógłby mnie w tym czymś zobaczyć wprowadzała mnie w zdenerwowanie. Spakowałam rzeczy w małą torbę, gdyby była z Tomasem, nic takiego nie miało miejsca -stwierdziłam sięgając po cienką podomkę. Tomas nigdy nie zwracał uwagi na to, co miała na sobie. A Gabriel szczegółowo studiował mój ubiór.
Nałożyłam podomkę i cichutko otworzyłam drzwi. Miałam cichą nadzieję, że nie usłyszy, że wychodzę. Jednak, gdy już wyszłam z pokoju mój humor pogorszył się jeszcze bardziej.
Gabriel stał koło barku z szklanką w dłoni. Ubrany był w zielono niebieską koszulkę luźno włożoną w starte niebieskie jeansy i miał bose stopy! W milczeniu przyglądał mi się, a ja jakbym przyrosła do podłogi
-dobry Boże! -wyrwało mu się w końcu. Poczerwieniałam. Pod jego spojrzeniem poczułam się tak, jakbym była zupełnie naga.
-przepraszam nie przywykłam do pokazywania aż takiej powierzchni ciała -wyszeptałam spłoszona
-ja też nie -odparł -gdzie się wybierasz? -zapytał i opróżnił szklankę
-do SPA -odparłam cicho
-poczekaj... pójdę z Tobą -odparł i ruszył do swojego pokoju. Przy drzwiach odwrócił się i zapytał -nie masz może żadnej sukienki.
-mam, ale...
-więc z łaski swojej załóż to cholerstwo na siebie -rozkazał -zimno jest -dodał słodko
-jak sobie wujku życzysz -wycedziłam przez zęby.
Wróciłam do pokoju i założyłam płaszcz frotteḕ, sięgający do kolan. Zapięłam się pod samą szyję.
Miałam ochotę zabić go!
Ze złością weszłam do salonu.
-już jestem! -krzyknęłam i przeszłam przez cały salon, nie troszcząc się o to, czy Gabriel idzie ze mną czy też nie.
Dogonił mnie przy windzie. Byłam w lekkim szoku, gdy zobaczyłam go w luźnych spodenkach i w japonkach. To nie był Gabriel, którego znałam. Tamten ubierał drogie, dopasowane garnitury i najdroższe buty, niekiedy można było ich używać jako lusterka.
Teraz wyglądał niedbale, zarazem bardzo śmiesznie.
-już Ci przeszło? -zapytał, gdy otworzyła się winda
-nie całkiem -odparłam. Gabriel westchnął i otworzył broszurę.
-na którym piętrze jest to cholerstwo -zapytał
-na -1 -odparłam uśmiechając się
-skąd to wiesz -zapytał ze złością
-stąd -odparłam i wskazałam palcem tablicę umieszczoną nad guzikami
-dziękuję -odparł i zgniótł papier.
Gdy dotarliśmy do SPA szybko uciekłam do damskiej szatni. Wyszłam dopiero, gdy zobaczyłam, że Gabriel nigdzie się nie kręci.
Zaczęłam od masażu, który mnie rozluźnił. O wszystkim po prostu zapomniałam. Trochę popływałam i postanowiłam pójść do sauny. To był największy błąd mojego życia. W środku zastałam Gabriela i jakąś brunetkę, która wieszała się na jego boku. Nagle zalała mnie fala złości. Mi wytykał brak ubrania, a jego nowa przyjaciółka zapewne była naga pod ręcznikiem.
Gabriel podniósł na mnie wzrok i zmarszczył brwi, jego towarzyszka zachowywała się jakby mnie tam nie było. Zacisnęłam pięści i zdjęłam z siebie ręcznik. Cieszyłam się, że jednak nie zdjęłam bikini. Rozłożyłam ręcznik na jednej z ław jak najdalej od nich. Ułożyłam się na ręczniku i nagle mnie olśniło. Przecież zawsze ktoś mógł tu wejść, a ja nie byłam przyzwyczajona do pokazywania się w takim stroju. Było za późno, aby okryć się ręcznikiem.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, zacisnęłam powieki i modliłam się, aby jednak nikt się nie pojawił. Nagle poczułam, że coś przygwożdża mnie do ławy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wściekłą twarz Gabriela. Okrył mnie swoim ręcznikiem
-co Ty wyprawiasz? -zapytałam
-mogłabym zapytać o to samo.
-robię to od czego jest sauna. -westchnął
-czy ty zdajesz sobie sprawę -zapytał lagunie -czym jest dla mężczyzny oglądanie pięknego, dziewiczego ciała? Zwłaszcza jeśli jest on świadomy, że jeszcze nigdy nie było tknięte przez żadnego mężczyznę? -Gabriel pochylił się nade mną -wcale nie jestem nieczuły na twe wdzięki i każdy wchodzący tu facet pomyśli to samo co ja.
-jakoś to, że twoja nowa przyjaciółka jest naga nie przeszkadza ci -odparłam, próbując wyrwać się z jego uścisku.
-ona mi nie przeszkadza... ty tak -odparł -może wydaje Ci się, że jestem już stary i zramolały, ale moje zmysły nadal działają właściwie. Nie zdawaj się na tą siedemnastoletnią różnicę wieku. Na twoją niewinność nie ma gwarancji. Równie dobrze mogę stracić dla ciebie głowę jak każdy inny facet. Ale dopiero wtedy -dodał spokojnie -gdy mnie sprowokujesz. A teraz to robisz.
-nie wiem, o czym mówisz -wyszeptałam
-wiesz doskonale -puścił mnie i stanął nade mną -odwaliłaś ten pokaz „rozbieranki" świadomie. -zamknęłam oczy i podciągnęłam ręcznik Gabriela pod sam nos. -to całkiem normalne. Dziewczyny w twoim wieku chcą wiedzieć jakie wrażenie robią na innych. Ale mnie wyłącz z tej zabawy.
-przepraszam. Chyba straciłam rozum
-nie maluszku, po prostu dorastasz -szepnął
-jest mi potwornie głupio- naciągnęłam ręcznik na twarz. Gabriel jednak szybko mi ja odkrył.
-ja tam nie czuję się głupio. Ale jak będziesz próbować mnie uwieść, to Ci po prostu wleję. Za bardzo szanuję Paula, aby zachowywać się nie fair w stosunku do ciebie.
-więc nie gniewasz się na mnie?
-nie maluszku -odparł. I wtedy przypomniało mi się, że nie jesteśmy sami. Spojrzałam w miejsce, gdzie siedział Gabriel z brunetką
-gdzie twoja przyjaciółka?
-wyszła -odparł
-kiedy? -zapytałam zdziwiona
-wtedy, gdy byłaś zajęta prezentowaniem swojego pięknego ciała -odparł z uśmiechem. Usiałam
-gdzie chcesz zacząć szukać tego świadka -zapytałam
-w barze hotelowym -odpowiedział -mam nadzieję, że masz przy sobie dowód osobisty, bo na pierwszy rzut oka wyglądasz na szesnastolatkę.
-to miał być komplement, czy obraza?
-jedno i drugie kotku -Gabriel założył ręce za głowę i westchnął ciężko -Boże właśnie tego mi było trzeba. Mam za sobą pioruńsko ciężki tydzień
-ja też -odparłam -otoczyłam ramionami kolana i oparłam na nich głowę -kogo my właściwie szukamy, Gabrielu?
-a gdzie masz notatnik? -zapytał. Chyba bardzo się zdziwił, gdy z miseczki biustonosza wyciągnęłam mały zwój kartek i ołówek.
-co jeszcze tam masz?
-pff -odprychnęłam. Gabriel roześmiał się
czy przybory do pisania masz też w wannie? -spytał
-naturalnie -uniósł wysoko brwi
-osoba, której szukamy... pamiętasz z pewnością, że właścicielkę mieszkania o trzeciej nad ranem wyrwał z łóżka dzwonek do drzwi. Jakiś przyjaciel chciał, żeby go wpuścić do pokoju Morsona.
-masz na myśli tego człowieka, który zniknął bez śladu, jak kobieta znalazła zasztyletowane ciało?
-włośnie jego.
-Gabrielu, czy to człowiek, którego chcemy znaleźć -zapytałam
-powiedzmy, że domyślam się kim może być ta osoba. Jak się okaże, że mam rację, nie będzie można dłużej już przytrzymać obecnego oskarżenia.
-myślisz, że chłopak jest niewinny?
-na Boga dziewczyno! Czy broniłbym go, gdybym myślał inaczej? -odpowiedział pytaniem.
-nawet nie próbuję cię zrozumieć. Szkoda mi na to nerwów -rzuciłam -zdradzisz mi nazwisko tego człowieka?
-a jak sądzisz? -zapytał
-prędzej by piekło zamarzło...
-cwana bestia...
-jeśli nie chcesz mi nic powiedzieć, to właściwie po co mam iść z Tobą? -zapytałam, chowając notatnik z powrotem do miseczki stanika. Gabriel spojrzał na mnie, jednak nic nie powiedział. -a co zrobisz, jak prokurator pierwszy wpadnie na ślad tajemniczego mężczyzny? -Gabriel uniósł brwi
-co ty sobie wyobrażasz dziewczyno? Myślisz, że go zastrzeli? -spojrzał na mnie -Paul powinien zakazać ci czytania kryminałów. -wzruszyłam ramionami
-James Bond...
-... należy do bajek. A bajki i rzeczywistość to dwa różne światy później dodał już raczej do siebie niż do mnie -po co ja cię właściwie zabrałem?
-bo tego chciałeś -odparłam twardo -Gabrielu, czy kupisz mi wiaderko i łopatkę?
-a nie jesteś na to troszkę za duża?
-och... no co ty nie powiesz? Nie jestem? -zapytałam. Gabriel warknął -czy nie można zażartować.
-nie w ten sposób -warknął
-jesteś wrażliwy jak mimoza -oburzyłam się.
Jak daleko mogłam sięgnąć pamięcią, jeszcze nigdy nie jadłam takich rarytasów, jak tego wieczoru w restauracji hotelowej. Może wzięło się to stąd, że po wszystkich zabiegach w SPA ogarnął mnie wilczy apetyt. A może miał na to wpływ dobry humor Gabriela. Sprawiał wrażenie bardziej zrównoważonego człowieka niż w ciągu dnia.
Wspaniale wyglądał w koszuli koloru cynamonu, na którą nałożył jasnobeżową marynarkę. Dzięki niej w tym tłumie od razu rzucał się w oczy. Gabriel naprawdę wyglądał fantastycznie. Najchętniej bym wyciągnęła dłoń, żeby go dotknąć. Coś takiego nigdy mi się nie zdarzyło.
Dlatego też uznałam, że lepiej będzie, jak skoncentruje się na swojej kawie
-kiedy idziemy do baru? Zapytałam
-dokładnie za... -powiedział, spoglądając na zegarek. Podążyłam za jego wzrokiem i uśmiechnęłam się. Nowy zegarek mu się przyda -dziesięć minut. Umówiłem się telefonicznie ze swoim łącznikiem -spojrzał na mnie -musisz się, kotku zachowywać taj jakby cię nie było. Wszyscy w barze, a przede wszystkim człowiek, z którym chcę się spotkać, mają widzieć w tobie moją nową znajomą. Łapanie mordercy to nie jest zabawa.
-Gabrielu...
-takie są zasady, Angelo -powiedział surowo -a ty je zaakceptowałaś. Chciałbym, żebyś się do tego nie mieszała. Tak długo jak to możliwe.
-nie to nie -odparłam -sama też mogę się wszystkiego dowiedzieć.
-kiedyś będziesz mi mogła to udowodnić. Ale teraz rób z łaski swojej to o co cię proszę -powiedział szorstko.
-dobrze wujku Gabrielu, a kupisz mi teraz lody? -zapytałam piskliwym głosem
-jak dalej będziesz tak się zachowywać, to zaczniesz żałować, że nie jestem twoim wujkiem
-przecież...
-myślisz, że będę, aż tak ryzykować, aby znaleźć twoje zwłoki na jakiejś zapyziałej plaży? -zapytał porywczo -najchętniej bym zapłacił Tobbiemu, żeby przydzielił ci wreszcie jakiej bardziej niewinne zajęcie. Angelo, kto szuka niebezpieczeństwa, szybko je znajduje. A ty jak na mój gust za bardzo lubisz przygody
-nie jesteś moim Aniołem Stróżem! -syknęłam
Spod przymrużonych powiek, bez żadnego zażenowania, Gabriel przyglądał się górnej części mojej sukienki. Podążyłam za jego wzrokiem.
-czy jesteś tak samo gorąca, gdy jesteś z mężczyzną? -zapytał cicho -Holland doświadczył choć raz tego ogromnego, miłosnego żaru? -oblałam się rumieńcem
-chciałabym już wyjść.
-boisz się ze mną na ten temat rozmawiać? -spytał
-homary były wyśmienite -stwierdziłam chłodno i podniosłam się z krzesła.
Nie minęła nawet minuta, a już przekonałam się, że niebezpieczeństwo faktycznie zawisło mi nad głową, tyle, że trochę innego rodzaju. Upewniła mnie w tym nadmierna troska Gabriela.
W barze znalazł mi wolne miejsce w rogu sali, gdzie stała szafa grająca, która wydawała z siebie dziwne dźwięki. Zamówił dla mnie sherry. Miałam ochotę na coś innego, ale on przecież o nic nie pyta.
-nie ruszaj się z miejsca! -wrzasnął mi do ucha. -będę przy barze! -próbował przekrzyczeć muzykę
-Gabrielu, dlaczego jesteś taki...
Swoją wielką dłonią złapał mnie za gardło i przycisnął moją głowę do skóry, którą była obita ściana. Twarz Gabriela znalazła się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Przez chwilę, która wydała mi się wiecznością, patrzał mi głęboko w oczy. Ręką wykonał taki ruch jakby chciał sprawdzić na mocno pulsującej tętnicy moją reakcję. Zamarłam w przerażeniu.
Zniknął szum, hałas i migające światła. Istniał tylko Gabriel, pochylający się nad stołem i patrzący na mnie błyszczącymi oczami. Jego palce błądziły po moich wargach, dotykały ich i gładziły. Po chwili rozwarłam wargi.
Gabriel pochylił się bardziej, kciukiem uciskał moją dolną wargę. Jak w transie patrzałam na jego lekko rozchylone wargi. Pocałunek był krótki, mocny, przelotny jak wiatr. Mimo to podziałał na mnie, serce biło mi jak oszalałe. Westchnęłam głośno i nieświadomie podniosłam dłoń, by zatrzymać oddalającego się Gabriela.
Na chwilę położył wskazujący palec na moich ustach. Czuły, pełen miłości uśmiech, którym mnie obdarzył, napełnił moją duszę uczuciem niewysłowionego szczęścia.
Bezradnie spoglądałam na niego, gdy podchodził do baru. Naturalnie wiedziałam, że ten pocałunek był jednym punktem w jego planie. Mimo tego jego usta były prawdziwe i czuć było na nich mięte i tytoń. Wymagał ode mnie więcej, niż jednego z tych obiecujących gestów. Owładnięta uczuciami, jakich jeszcze nigdy nie doznałam, wyobrażałam sobie, jak to musi być cudownie przez niego całowaną tak dziko i pożądliwie. Czując jego żądze i namiętność. Zadawałam sobie pytanie, czym właściwie jest znalezienie się w jego ramionach.
Kelnerka przyniosła zamówiona sherry. Potrząsnęłam energicznie głową, próbując wyzbyć się myśli o Gabrielu. Napiłam się trochę, aby uspokoić nerwy. Nie mogłam sobie za żadne skarby pozwolić na rozmyślaniu w taki sposób o tym człowieku.
Gabriel w porównaniu do Tomasa, nie był małym, głupiutkim chłopcem, którego mogłam sobie owinąć wokół palca. Gabriel był mężczyzną. Nie tracił czasu na jakieś tam gierki. Takiego mężczyznę nie zadowoliłoby, kilka pocałunków. To było jasne jak słońce. Ale z mojej strony nic innego nie wchodziło w rachubę. Nie mogłam i nie chciałam się zgodzić na żaden poważny związek.
Automatycznie odwróciłam głowę w jego stronę. Rozmawiał z jakimś nieznanym mi człowiekiem, wysokim brunetem, noszącym również brodę. Prowadzili ożywiona dyskusję. Nawet nikt sobie nie wyobraża ile bym dała, aby podsłuchać o czym rozmawiają. Życie mnie nieszczęsnej.
W końcu brunet opróżnił swoją szklankę i wyszedł z baru. Gabriel wolnym krokiem wrócił do mnie. W ręku trzymał whisky.
-i co? -zapytałam zaciekawiona. Chcąc, aby nie dostrzegł mojego zdenerwowania, mówiłam głośniej, niż musiałam.
Gabriel jednym haustem opróżnił swój kieliszek.
-musimy porozmawiać. Chodź na górę.
Wzięłam torebkę i podążyłam za nim. Byłam zadowolona, że nie muszę słuchać tej głośnej muzyki. Z drugiej strony nie podobała mi się perspektywa sam na sam z Gabrielem w ich wspólnym apartamencie. Czuła jeszcze w sobie pożądanie, a on będzie potrafił wyczytać z mojej twarzy skryte myśli i pragnienia. Niestety nic nie mogłam na to poradzić. A poza tym bardzo chciałam się dowiedzieć, co nowego wiadomo w sprawie śmierci Morsona i dlaczego Gabriel był tak ponuro poważny.
W holu o mało nie zderzyłam się z jakąś parą. Szybko odskoczyłam na bok i nagle usłyszałam zdumiony krzyk Gabriela.
-nie wierzę własnym oczom!
-to zacznij nosić okulary -zabrzmiała odpowiedź wysokiego blondyna -Gabriel Greyson! Tyle lat! Już od dawna słyszę o tobie tylko w wiadomościach, albo czytam gazety o twoich słynnych procesach. Chyba pamiętasz Kitty?
-jakże bym mógł zapomnieć o twojej uroczej żonie. Piękna jak zawsze -stwierdził
-wszyscy adwokaci są tacy sami -odparła kobieta.
-Randy, Kitty, pozwólcie, że wam przedstawię córkę mojego wspólnika, Angelinę Jamess. Angelo to Hallerowie. Razem z Randym studiowałem prawo. Byliśmy też sąsiadami w Charleston.
-miło mi państwa poznać -powiedziałam uprzejmie
-ciekawe, co pani powie, jak nas pani lepiej pozna -powiedział Radny
-to fakt, kochanie -przytaknęła Kitty. -to z kim przystaje... a wie Pani on ma do czynienia tylko z przestępcami i z intrygantami. -uśmiechnęłam się do niej
-znam doskonale takich intrygantów
-tak to już jest -odparł Gabriel -więc w takim razie chcę wam przedstawić przyszłą chlubę stanu reporterskiego, specjalistkę od polowań na sensację dotyczącą światka przestępczego. Angela relacjonuje procesy sądowe.
-tak... -powiedział Randy uśmiechając się -a kto na tym traci?
-przepraszam. Powinna pani wiedzieć, że to wpływ jego rodziny. Jego dziadek był baletmistrzem.
-dobry Boże! Czy ty musisz tak łgać?! -pogroził jej palcem -co to za pomysł? Czy ty sobie wyobrażasz starszego człowieka w różowym kostiumie?
-nie macie może ochoty na kawę? -zapytała Kitty -wyglądaliście jakbyście się śpieszyli.
Gabriel złapał mnie za ramię
-nie śpieszyliśmy się -odparł -chętnie przyjmiemy zaproszenie -"mów za siebie" chciałam powiedzieć
-ależ oczywiście -odparłam ze sztucznym uśmiechem. Moje myśli zaprzątał fakt, czego Gabriel dowiedział się w barze.
Bardzo szybko polubiłam Hallerów. Randy nie tylko wyrzucał z siebie masę dowcipów, ale miał również doskonały refleks. Zauważyłam to od razu, gdy zaczął rozmawiać z Gabrielem o sprawach sądowych. Kitty była przyjazna, pełna miłości. Od razu się z nią porozumiałam. Przez cały wieczór rozmawiałyśmy o malarstwie, muzyce i książkach.
-moje panie, przykro mi, że wam przeszkadzam -powiedział Gabriel -ale ta młoda panienka powinna być już dawno w łóżku.
-jak sobie zycys wujku Gabrielu -zasepleniłam jak dziecko. Randy roześmiał się.
-to twoja nowa rola, Gabrielu? -zapytał
-w rzeczy samej -odparł i spojrzał na mnie ostro -dobrze, a teraz już chodź, dziecko. Jutro czeka nas długi dzień.
-chyba nie rozplanowaliście całego dnia? Idziemy jutro do oceanarium i chcielibyśmy was zapytać, czy nie chcielibyście iść z nami -zapytała Kitty
-w taką pogodę? -strzeliłam
-to zakryte oceanarium -odparła Kitty, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię
Gabriel spojrzał na mnie
-masz ochotę?
-jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu.
-myślę, że możemy wyjść około dziesiątej -powiedział Randy -chyba że jest to dla was za wcześnie.
-w żadnym wypadku. I żeby nie było nieporozumień. Zajmujemy się z Angelą tą samą sprawą a nie sobą nawzajem -Randy szybko się zreflektował
-muszę przyznać, że byłem zaskoczony. Ona jest przecież taka piękna i o wiele młodsza, niż twoje dotychczasowe... to znaczy.. och. Do jutra!
Gabriel skinął tylko głową i pożegnał się. Otworzył drzwi do apartamentu i przepuścił mnie przodem. Kiedy z powrotem je zamknął, odwrócił się i spojrzał na mnie błyszczącymi ze złości oczyma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top