XXXVIII

| George POV | 

Obudziłem się, słysząc dobiegające z daleka głosy. Stęknąłem głośno, czując ból całego ciała, a następnie otworzyłem delikatnie oczy. 

- Gdzie jestem? - spytałem, cicho rozglądając się po sali. Do zasięgu mojego wzroku dostała się postać Niki, która podbiegła do mnie uśmiechając się. Widziałem także, że przy kącie stał jakiś młody nie za wysoki chłopak. 

- George, obudziłeś się. Nareszcie. - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się do mnie i siadając na krześle obok łóżku. 

- C-Co się stało? - spytałem, nadal patrząc na chłopaka.

- Pokłóciliście się z Clay'em. Wybiegłeś na jezdnię i zostałeś potrącony. Na szczęście to nic poważnego. - odpowiedziała, również patrząc na chłopaka. - A to osoba, która cię uratowała.

- Raczej sprawiła, że tu jesteś, a równocześnie cię uratowała. - powiedział chłopak, patrząc na mnie z lekkim, nerwowym uśmiechem. Uśmiechnąłem się do niego pewniej, aby widział, że nie jestem na niego za to zły. 

- Przepraszam, to moja wina, że tu jestem. Wbiegłem na drogę bez patrzenia czy coś jedzie. Dobrze, że tylko jeden z nas ucierpiał, a nie oboje. - odpowiedziałem, próbując podnieść się do siadu, abym nie musiał tak bardzo nadwyrężać szyi podczas patrzenia na dwójkę. 

- Może powinienem się chociaż przedstawić? - spytał nieznajomy, podchodząc trochę do nas. - Jestem Alex — dopowiedział, podając mi dłoń, którą lekko uścisnąłem. 

- George. - powiedziałem, patrząc na chłopaka, który stanął obok nas. 

Rozmawialiśmy chwilę kiedy drzwi od pomieszczenia otworzyły się, na co popatrzyłem w ich kierunku wzrok, jednak szybko obróciłem się tyłem do nich, widząc w nich Clay'a. 

- Możemy po-

- Wyjdź. - przerwałem mu w połowie zdania nie chcąc słuchać tego co ma on mi do powiedzenia. 

- Kilka minut, błagam. 

- Wyjdź albo wezwę ochronę. - powiedziałem stanowczo, jednak usłyszałem, jak chłopak podchodzi do mnie, a chwilę później chciał chwycić moją dłoń, którą natychmiast wyrwałem.

- Kochanie..

- Przestań! - powiedziałem, podnosząc się do siadu oraz patrząc na niego z łzami w oczach. - Przegiąłeś kolejny raz. Znowu mnie skrzywdziłeś Clay. Zawiodłem się na tobie, a teraz wyjdź z tej sali. - dopowiedziałem, odwracając od niego wzrok. 

- Wiem, że przegiąłem, ale wybacz mi, błagam. Dostałem już opierdol od wszystkich, chce tylko twojego wybaczenia. 

- Nie dostaniesz go Clay. Nazwałeś mnie dziwką, myślisz, że ci po tym tak po prostu wpadnę ramiona? Nie dostaniesz już szansy tak łatwo. Naprawdę mnie skrzywdziłeś. 

- Rozumiem. - odpowiedział chłopak, kierując się do drzwi. - Będę się starał każdego dnia o twoje wybaczenie. Nie ważne ile razy mnie odepchniesz czy zwyzywasz, możesz mnie nawet wyrzucić z sali czy domu, przyjdę ponownie, aby dalej błagać, abyś mi wybaczył. Kocham cię i nie odpuszczę. - dopowiedział, a następnie wyszedł z sali, zostawiając nas samych.

Spuściłem głowę, patrząc w pościel oraz pozwalając moim łzą lecieć swobodnie z moich oczu. Zapomniałem o tym, że nie jestem sam w sali i po prostu zacząłem płakać jak małe dziecko. Poczułem, jak ktoś siada obok mnie i po chwili siedziałem, wtulając się w ramię swojej przyjaciółki. Płakałem tak przez najbliższe kilka minut, aż w końcu udało mi się jakkolwiek uspokoić. Odsunąłem się od niej, wycierając nie udolnie resztki łez. Niki chwyciła delikatnie moją twarz w swoje dłonie i pomogła mi otrzeć to co wydostało się z moich oczu oraz nosa.  

- Już lepiej? - spytała, na co pokiwałem głową, podciągając nosem. 

- T-tak, chyba już. - powiedziałem, samemu nie będąc pewnym w swoich słowach. 

- Pamiętaj, że zawsze możesz zadzwonić albo napisać do mnie, tak Googie? - spytała dziewczyna, na co uśmiechnąłem się lekko. 

- Okej, dziękuję Niki. Naprawdę dziękuję. - powiedziałem, przytulając się ponownie do niej. 

- Pójdę po doktora, okej? - zaproponował nadal stojący w pokoju Alex, na co wspólnie z dziewczyną pokiwaliśmy głową na znak zgody. Czekaliśmy na doktora kilka minut i po niech dowiedziałem się, że na szczęście moje obrażenia nie są zbyt poważnie i po kilku dniach mogę wyjść do domu. 

Od wypadku minął już tydzień i faktycznie Clay dotrzymał swojej obietnicy. Codziennie przychodził do mojej sali, to z jakimiś czekoladkami, albo innymi słodyczami. Wczoraj ku mojemu zaskoczeniu przyniósł do sali dużą pizzę i siedział w sali, dopóki jej nie zjadłem. Ale pomimo to nie wybaczyłem mu. Czekałem aż chłopak powie to jedno słowo, jednak nie zapowiadało się na to, że jego mały móżdżek domyśli się, na co czekam. Właśnie pakowałem swoje rzeczy, które pewnego dnia przyniosła mi Niki do małej torby, kiedy usłyszałem jak drzwi od sali otwierają się. Stanął w nich dobrze znany mi blondyn, z papierową torebką w jednej dłoni w drugiej miał kubek z moją ulubioną kawą. Domyślałem się, że pewnie przyniósł mi jakieś dobre śniadanie, jednak bardziej zaciekawił mnie jego tan fizyczny. Chłopak od chyba trzech dni przychodził w takich samych ubraniach, na jego twarzy pojawił się zarost, a pod oczami miał worki pewnie nieprzespanych nocy. 

- Dzień dobry, George. Przyniosłem ci rogala z nutellą i twoją ulubioną kawę z Starbucksa. Pakujesz się? Już wychodzisz, pomogę ci. - powiedział chłopak, odkładając rzeczy, które trzymał na krzesło niedaleko. Blondyn powoli podszedł do mnie i gdybym go nie przytrzymał, prawdopodobnie wywaliłby się na twarz, uderzając się w twardą ramę łóżka. 

- Kiedy ostatnio spałeś? - spytałem, surowo sadzając go na łóżku. 

- Dzisiaj. 

- Nie kłam Clay. Wyglądasz jak chodzący trup. Mów szczerze albo zapomnij o tym, że to zjem. 

- Cztery dni temu. - odpowiedział cicho, na co westchnąłem cicho. 

- Czemu? - spytałem, patrząc na niego kątem oka. 

- Nie mogę ci powiedzieć. - odpowiedział blondyn, chowając twarz w dłoniach. 

- Nie jem. 

- Robiłem dla ciebie niespodziankę. 

- Jaką Clay? 

- Kiedy leżeliśmy kiedyś razem przed snem, powiedziałeś mi, że chciałbym odnowić swój dom. Dokładnie mi opisałeś, co ma być, jakie więc zajmowałem się tym cały czas. Chciałem się wyrobić przed twoim powrotem, więc odpuściłem sobie sen i piłem codziennie kawy. - powiedział, na co uderzyłem go lekko w tył głowy. - Aish, za co to? - spytał chłopak, masując miejsce, w które dostał. 

- Zawału chcesz dostać idioto? Znając ciebie, pewnie samo espresso piłeś. Nie możesz tyle pić kawy Clay, bo ci serce siądzie. Wracamy do mnie i od razu idziesz spać. A kawy nie pijesz przez najbliższy tydzień. - zarządziłem, biorąc jedzenie, które przyniósł blondyn. 

- Martwisz się o mnie? - spytał chłopak, na co lekko się zakrztusiłem rogalem, który jadłem. 

- Co? Nie po prostu mówię ci, że jesteś debilem. - odpowiedziałem, wywracając oczami. 


Oczywiście, że się o ciebie martwię. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top