XLVI

Ogólnie, aby wam do spożyć smutku, po przeczytaniu rozdziału polecam posłuchać piosenki w mediach, czytając tekst.

Ps. Wyobraźcie sobie, że Clay ją śpiewa do Georga 

:) 



| Third person POV |

Clay, Nick, William oraz Darryl razem siedzieli na piętrze w swoim drewnianym domku, prowadząc rozmowę. Will razem z dowódcą grali partię kart, a Nick z Clay'em prowadzili żywą rozmowę. W tle słyszeli wydobywające się z telewizora dźwięki jakiejś telenoweli. Wszystko wydawało się idealne. Słońce już powoli zachodziło za linią gór i drzew, ptaki radośnie ćwierkały, a temperatura nie była zbyt wysoka oraz zbyt niska. Do momentu. 

- Nadajemy wiadomości na, żywo. - powiedziała prezenterka, która pojawiła się na ekranie. Wszyscy zwrócili swoje twarze w kierunku telewizora, chcąc widzieć, co będą pokazywać na ekranie. - Samolot lecący z Londynu do Nowego Yorku niestety uległ katastrofie lotniczej. Łącznie zginęło 487 pasażerów oraz łącznie 20 osób z obsługi. Rodziną osób, które zginęły w katastrofie, składamy szczere kondolencji. Więcej informacji w faktach o osiemnaście trzydzieści. - powiedziała pani. 

Wszyscy zamarli w ruchu, nie mogąc uwierzyć słowom, które wypowiedziała kobieta. Wiedzieli, że był to samolot, w którym leciał ich przyjaciel, oraz ukochany — George. Z każdą minutą słowa zaczęły dochodzić do ich umysłów, powodując smutek oraz płacz. William razem z Darrylem siedzieli po prostu cicho. Nick zacisnął pięści, czując zbierający się w nim gniew z powodu poczucia winy, że nie zdążył jeszcze go przeprosić za to co kiedyś mu zrobił. Nagle usłyszeli ciche łkanie i powoli obrócili się w stronę ostatniej osoby, która siedziała na fotelu obok Nicka. Clay płakał jak małe dziecko, nie mogąc pogodzić się z dostaną informacją. Nie minęła chwila, a z jego ust wydobył się głośny krzyk bólu i żalu do samego siebie. Reszta zebrana w pokoju podeszła do niego przytulając go do siebie, aby chociaż w minimalnym stopniu go uspokoić jednak nie dawało to poprawy. Stali tak przez następne dwadzieścia minut cierpiąc razem, z tęsknoty za brunetem. 

- Clay, może położysz się? - zaproponował najstarszy z nich, patrząc z troską na swojego przyjaciela, który obecnie praktycznie przez kolejne fale płaczu, nie mógł oddychać. On popatrzył na niego i ledwo widocznie pokiwał głową, zaraz po tym ponownie spuszczając głowę. Razem w trójkę chwycili stabilnie chłopaka, który nie mógł stać na własnych nogach, a następnie powoli zaprowadzili go pokoju, w którym mógł spać. Ostrożnie położyli go do łóżka, gdzie on wtulił twarz w poduszkę, szlochając w nią głośno. Reszta chłopaków patrzyła na niego i sami aż poczuli ból w sercu, jednak spodziewali się, że nie jest on nawet w połowie tak mocny, jaki teraz odczuwa blondyn. Jego przyjaciele popatrzyli po sobie, nie będąc pewnymi, co mają teraz zrobić. 

- Zostanę z nim. Jedźcie do domów odpocząć. - zarządził Darryl siadając na łóżku obok swojego przyjaciela. Oni nie dając większego sprzeciwu cicho, wyszli z pokoju, zostawiając w nim dwójkę. Starszy położył dłoń na ramieniu blondyna, który nadal wypłakiwał swoje smutki oraz ból w poduszkę. Westchnął cicho, a następnie położył się za nim, chwilę później obracając go w swoją stronę, aby przytulić mocno. Pozwolił Clay'owi, aby pokazał mu swoje prawdziwe uczucia, to co teraz czuł. 

- N-Nie zdążyłem g-go przeprosić. T-Tak bardzo go m-musiałem zranić. O-Obiecałem, ż-że- zaczął blondyn, dalej płacząc w ramię przyjaciela, jednak ten jedynie położył dłoń na jego włosach, przeczesując je lekko. 

- Już spokojnie Clay.  Nie musisz na razie nic mi mówić. Wiem, że jesteś na siebie teraz zły, ale nie możesz teraz, żyć z tą myślą, że nie zdążyłeś czegoś zrobić. - odpowiedział cicho Darryl samemu powstrzymując się od płaczu, bo sam polubił tego dzieciaka. 

- T-Tak bardzo g-go kocham. N-Nie chce bez niego ż-żyć. - powiedział chłopak, na co starszy wtulił go mocniej w siebie. Bolało go to co mówił obecnie jego przyjaciel, jednak wiedział, czym jest to spowodowane. 

- Clay, spróbuj zasnąć, proszę. Poczujesz się lepiej. - zapewnił, próbując jakoś uspokoić blondyna, który szczęśliwie po trzydziestu minutach zasnął, ściskając w dłoni, schowane pod jego poduszką ich wspólne zdjęcie. 


Blondyn unosił się pomiędzy chmurami, a naprzeciw niego zachodziło piękne czerwone słońce. Obrócił się naokoło siebie, chcąc bardziej dowiedzieć się, gdzie jest, jednak jego wzrok zatrzymał się, na jego ukochanym, który stał przed nim, w pięknej śnieżnobiałej szacie, oraz kolorowym wianku z kwiatów na głowie. Na jego policzkach w miejscu, gdzie pewnie wcześniej podczas jego śmierci spływały łzy, teraz zostały jedynie, lśniące złote ślady. Clay patrzył na niego jakby oczarowany. Chłopak wyglądał jeszcze piękniej, o wiele piękniej niż kiedy był na Ziemi. Wyższy podszedł niego, zaczynając płakać oraz powtarzając słowo "przepraszam" jak mantrę. Jego ukochany podszedł do niego, chwytając jego twarz w swoje dłonie. Ich dotyk sprawiał, że Clay czuł przyjemne ciepłe, a cały ból odszedł w zapomnienie. George otarł jego łzy, uśmiechając się do niego promiennie, a następnie wyszeptał w jego stronę. 

- Nie jestem zły skarbie, Bądź szczęśliwy a ja zawsze będę przy tobie. - nie minęło kilka sekund a on zmienił się w kulę światła i odleciał na gwieździste niebo górujące nad głową blondyna. 


Clay obudził się gwałtownie, podnosząc się do siadu. W pomieszczeniu, w którym był, panował mrok, a na niebie świeciły gwiazdy, co jakiś czas spadając. Chłopak popatrzył na ekran swojego telefonu i uśmiechnął się do siebie, widząc na nim datę. 

12.08.20XX

W tym dniu się poznali z Georgem. Chłopak wstał, szybko wiedząc, co chce zrobić. Miał być szczęśliwy a jedyne miejsce, w którym będzie szczęśliwy, jest przy brunecie. Wyszedł z pokoju, chcąc iść na pomost, jednak zatrzymała go obecność przyjaciela siedzącego przy nowym stole. 

- Obudziłeś się, Clay. Już lepiej się czujesz? - spytał delikatnie, uśmiechając się do niego znad książki, którą czytał. 

- Bad, on przyszedł do mnie. Kiedy spałem. Widziałem go. - powiedział chaotycznie, chłopak, patrząc na swojego przyjaciela, który popatrzył na niego niezrozumiale. - George przyszedł do mnie w śnie. Powiedział, że nie jest na mnie zły, on mi wybaczył. Mówił, że mam być szczęśliwy, ale ja nie umiem. Nie umiem być szczęśliwy jeśli nie ma go przy mnie. - dopowiedział, na co starszy siedzący przy stole westchnął ciężko. 

- Co chcesz zrobić, Clay. - spytał, patrząc na niego, jednak wewnętrznie wiedział, co chce zrobić chłopak. 

- Chce do niego dołączyć i być szczęśliwy. - odpowiedział, a błysk szczęścia całkowicie utwierdził, jego przyjaciela, że faktycznie wtedy on będzie szczęśliwy. Darryl zacisnął usta, milcząc chwilę, aby zaraz po tym wstać i podejść do chłopaka przytulając go mocno. 

- Będę tęsknił, Clay. - powiedział, czując, jak jego gardło zaciska się boleśnie. Blondyn także go objął mocno, oraz chowając twarz w jego ramieniu. 

- Dziękuje za wszystko, Bad. Byłeś wspaniałym przyjacielem. - odpowiedział blondyn, po kilku minutach odsuwając się od przyjaciela, aby posłać mu ostatni uśmiech, zanim zniknął za powłoką drzwi. Starszy podszedł do okna, zatrzymując wzrok na jednej gwieździe, która świeciła mocniej niż inne. 

- Dotrzymałem obietnicy, George. - powiedział, do siebie, jednak wiedział, że młodszy usłyszał go, cicho dziękując za opiekowanie się jego ukochanym. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

2/3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top