XLV

| George POV | 

14.05.20XX

Siedziałem razem z innymi uczniami na wielkiej sali, czekając, aż dyrektor wyczyta moje imię, z listy absolwentów. Skończyłem jako jeden z najlepiej uczącymi się studentami oraz z egzaminu napisałem na jedne z najwyższych. Miałem na sobie uroczystą białą koszulę, a na nogach swoje ulubione luźne eleganckie spodnie. Dużo uczniów rozmawiają pomiędzy sobą, jednak ja siedziałem cicho, patrząc w swoje dłonie. Nie było ze mną nikogo, kto będzie stał gotowy mnie przytulić odebraniu dyplomu lub chociaż pogratulować. Kolejne osoby zostały wywoływane, aż w końcu pan doszedł do mojego imienia i nazwiska. Wstałem z krzesełka, idąc w stronę podestu, na którym nadal czekał mężczyzna. Podszedłem do niego, odbierając swój dyplom oraz małą statuetkę ukończenia uczelni. Po wymienieniu kilku zdań z dyrektorem wróciłem na swoje miejsce, czytając informacje zawarte na dyplomie. Nie zauważyłem nawet kiedy cała akademia skończyła się, a uczniowie zaczęli wychodzić z sali. Chciałem zrobić to samo kiedy zatrzymała mnie czyjaś dłoń na moim nadgarstku. Obróciłem się w kierunku tej osoby i wstrzymałem oddech, widząc osobę, przez która w ogóle zainteresowałem się florystyką. Mark James, mój jebany idol. 

- Dzień dobry, widziałem pańskie wyniki z egzaminów, a pańska praca uchwyciła moje serce. Chciałem zaproponować panu staż w mojej kwiaciarni w USA. - powiedział, na co poczułem, jak moje kolana same się uginają. Praca u niego to spełnienie moich marzeń, które właśnie mogą się spełnić. 

- J-Ja bardzo chętnie, będę u pana wykonywał mój staż. To wielki zaszczyt dla mnie, naprawdę. - odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko do niego. Pan dał mi ręki swoją wizytówkę, a następnie odszedł, uśmiechając się do mnie. Usiadłem na krześle, biorąc parę kilka głębokich wdechów, aby uspokoić szybko bijące serce. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i  wybrałem numer do Williama, który kazał mi do niego zadzwonić po akademii. 

- I jak George? - spytał na start, na co uśmiechnąłem się lekko do telefonu. 

- Odebrałem wszystko i dostałem propozycję stażu u swojego idola. 

- Gratuluje George. Pewnie jesteś szczęśliwy teraz. - odpowiedział chłopak. Gadaliśmy jeszcze parę minut, aż w końcu się rozłączyłem. Popatrzyłem w niebo, siadając na ławce. Czy Clay też jest szczęśliwy? 


11.08.20XX

Wstałem z krzesełka na lotnisku, idąc do bramek po tym jak usłyszałem komunikat, że samolot, którym miałem lecieć już jest gotowy do odlotu. Podałem ochroniarzowi swoje dokumenty i po tym jak mnie sprawdzili, czy nie mam przy sobie jakieś broni lub w coś w ten deseń. Po kilku minutach przepuścili mnie do holu, który prowadził bezpośrednio do samolotu. Ruszyłem powoli, ciągnąc za sobą walizkę. Następnie oddałem ją bagażowym, a sam usiadłem na danym miejscu, które miałem napisane na bilecie. Usiadłem na fotelu i zapiąłem pasy. Napisałem jeszcze do Williama i Schlatta, że jestem na pokładzie i zaraz odlatuje. Usłyszeliśmy komunikat, że mamy wyłączyć telefony więc tak zrobiłem, rozsiadając się w swoim fotelu. Chwilę później ruszyliśmy, wznosząc się w powietrze. Początek lotu zaczął się spokojnie jednak kiedy skupiłem swój wzrok na widokach za oknem, zauważyłem jak z jednego z silników, zaczyna wydobywać się ciemny dym, a później zauważyłem także płomień. Ludzie naokoło mnie zaczęli krzyczeć oraz płakać ze strachu jednak ja siedziałem, spokojnie patrząc na fotelu. Nieświadomie przez moją głowa zaczęły napływać wspólne spędzone chwile z blondynem. 


Chłopak chciał coś powiedzieć, jednak przeszkodziłem mu w tym swoim ruchem. Przytuliłem go od tyłu, wchodząc pod jego rękę oraz kładąc jedną dłoń na jego policzku, aby obrócić go w moją stronę.

- Jestem jego chłopakiem, prawda skarbie? - powiedziałem, przybliżając się do niego, patrząc w jego oczy. On uśmiechnął się lekko, rozumiejąc, co próbuje zrobić i objął mnie w tali przybliżając do siebie. Przygryzłem wargę, przenosząc wzrok na jego usta, a chłopak szybko położył swoje dłonie na moich policzkach tak, aby zakryły moje usta, na które położył swoje kciuki, a następnie docisnął swoje usta do moich, przez co wyglądaliśmy, jakbyśmy się całowali. Blondyn musiał zauważyć kątem oka, że dziewczyna odeszła od nas prawdopodobnie zazdrosna, dlatego odsunął się ode mnie, a następnie oboje się mocno zarumieniliśmy. 


Z głośników dostaliśmy komunikat, że mamy nie panikować. 


Położyłem swoje dłonie na jego karku, patrząc na niego swoimi, zaszklonymi oczami. On również popatrzył na mnie, zaczynając kontakt wzrokowy. Nie minęła chwila kiedy nieświadomie chłopak zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. Jego wzrok zleciał na moje, pełne lekko, malinowe usta. Spuściłem z zawstydzenia swoją głowę, patrząc w podłogę. Mogłem przysiąc, jak chłopak uśmiechnął się delikatnie pod nosem, dłonią ujmując mój podbródek, równocześnie delikatnie podnosząc moją głowę tak, że nasze spojrzenia znowu się spotkały. Nie czekając dłużej, pokonał dzielącą nas odległość i delikatnie złączył nasze usta w słodkim pocałunku.

Na początku w szoku nic nie robiłem, jednak po chwili oddałem ledwo wyczuwalnie pieszczotę, co zasygnalizowało mu, że jednak nie odepchnę go, dając kopniaka w klejnoty. Clay położyłem dłonie na mojej tali, przyciągając mnie bliżej siebie, oraz kontynuując pocałunek. Wplotłem dłonie w jego włosy, delikatnie ciągnąc za ich końce, przez co  blondyn mruknął z przyjemności w moje usta. Chwile później delikatnie odsunąłem się od niego, aby wziąć trochę powietrza. Chłopak popatrzył na mnie, uśmiechając się lekko, co odwzajemniłem, rumieniąc się lekko. Ponownie przytuliłem się do niego, chowając twarz w jego ramię. Clay objął mnie ponownie, prawdopodobnie uśmiechając się szerzej. 


Uśmiechnąłem się do naszego wspólnego zdjęcia, które miałem na tapecie na moim telefonie. 


Chłopak wrzucił niedbale torbę do bagażnika swojego pojazdu i popatrzył na drzwi, w których smutny stałem. Nie minęła minuta kiedy zaczynając płakać, pobiegłem do niego, rzucając mu się na szyję. On objął mnie mocno, sadzając na masce swojego samochodu, dzięki czemu nasze twarze były na równej wysokości i ani on nie musiał się zbyt mocno schylać, ani ja nie musiałem stać na palcach. Jedną dłonią głaskał moją głowę, a druga delikatnie muskał moje udo. Przez kilka minut cicho płakałem w jego ramię, aż w końcu udało mu się, mnie uspokoić.

- Kochanie, muszę jechać. - powiedział cicho, jednak ja jedynie mocniej się wtuliłem w jego ciało. - Damy radę, skarbie. Przyjadę w piątek wieczorem i zostanę tak jak dzisiaj do wieczora. Będę dzwonił co wieczór, ale musisz mnie puścić. - dopowiedział, na co niechętnie się od niego oderwałem.

- Będę tęsknił. Bardzo. - powiedziałem cicho, schodząc z jego samochodu. Chłopak zniżył się delikatnie, całując moje malinowe usta. Położyłem swoje dłonie na jego karku, przyciągając go bliżej siebie oraz rozchylając delikatnie swoje usta, dzięki czemu Clay pogłębił nasz pocałunek, równocześnie kładąc swoje dłonie na mojej tali. Mruknąłem cicho w jego usta, czując jak, blondyn zaciska lekko swoją dłoń na moim pośladku. Musieliśmy jednak w końcu odsunąć się od siebie, przez brak powietrza oraz to, że robiło się coraz później. - Uważaj na drodze, błagam i napisz, jak dojedziesz. - powiedziałem cicho, na co on pocałował mnie ponownie, szybko, a następnie wsiadł za kierownicę. 


Poczułem, jak spadamy, więc zamknąłem swoje oczy, przywołując do myśli wygląd uśmiechniętego blondyna. 


Chłopak złapał mnie, trzymając mnie mocno, a chwilę później podniósł mnie, siadając ze mną na kanapie. Objąłem go mocno, wtulając się w jego szyję. Chłopak głaskał dół moich pleców uspokajająco kiedy ja powoli zasypiałem na jego kolanach. Czułem się o wiele lepiej leżąc w ramionach chłopaka, niż samemu. Brakowało mi jego zapachu, dotyku, samego sposobu bycia. Cieszę się, że się pogodziliśmy, a jeszcze bardziej radowało mnie to, że blondyn mnie kocha tak jak ja jego. 


- Będę tęsknić — wyszeptałem, a następnie samolot, w którym byłem roztrzaskał się, odbierając życia niewinnym ludziom. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


1/3 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top