XLIII
| George POV |
Te kilka dni, które zostały do weekendu, minęły mi strasznie szybko i dzisiaj w sobotę siedziałem cały w ekscytacji, czekając na blondyna, który miał po mnie przyjechać. Chłopak nie napisał mi jednak o której ma po mnie przyjechać więc czekałem praktycznie na swojej torbie, oczekując jego przybycia. Tak, czekałem i czekałem aż zaczęło się robić ciemno. Powoli traciłem nadzieję na to, że on w ogóle przyjedzie. I tak skończyłem, siedząc skulony na kanapie, owinięty w koc, pisząc pojedyncze wiadomości do blondyna, jednak na żadną nie dostałem odpowiedzi. Westchnąłem cicho odkładając telefon na bok gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, na co wręcz poleciałem do nich, aby otworzyć. Nie spodziewałem się jednak, że za nimi będzie stał William z Nickiem. Popatrzyłem na nich zdziwiony, a następnie nawet nie poczułem kiedy byłem przyciśnięty do ściany, przez niższego.
- Ciebie całkowicie już pojebało w tym Londynie czy co? - spytał Nick, zaciskając bardziej dłoń na mojej szyi.
- O-O co chodzi? - spytałem, próbując odsunąć od siebie jakoś chłopaka, jednak tan miał zdecydowane za dużo siły i nawet nie przesunął się o milimetr. Poczułem, jak mój obraz coraz bardziej się rozmywa, więc jedynie popatrzyłem błagalnie na Williama, aby mi pomógł, co on na szczęście zrobił.
- Nick zaraz go zabijesz. Puść go. - powiedział stanowczym głosem, co Nick po chwili zrobił, przez co upadłem na ziemię, próbując jakkolwiek wziąć głębszy oddech. Wyższy podszedł do mnie i z jego pomocą wstałem z ziemi.
- O co chodzi? - spytałem, ponownie patrząc na dwójkę stojącą obok mnie.
- Sam powinieneś najlepiej wiedzieć, o co chodzi. To przez ciebie znowu wpadł w to gówno. - wysyczał w moją stronę Nick. Naprawdę nie wiedziałem, o co mu chodzi.
- Clay dostał od ciebie SMS, że z nim zrywasz. Od tamtego czasu cały czas pije i prawie popełnił samobójstwo. - powiedział spokojnie William, na co poczułem, jak robi mi się słabo.
- C-Chciał się zabić? SMS? Jaki SMS nic nie wysyłałem. - powiedziałem od razu, patrząc na nich.
- Pokaż telefon, teraz. - rozkazał niższy, na co pobiegłem do salonu, z którego przyniosłem im swój telefon. Odblokowałem go i podałem chłopakowi. Chwilę stali cicho a ja patrzyłem na nich z nadzieją, że uwierzą mi, że nic nie zrobiłem.
- Wiadomość została usunięta. - przeczytał na głos William, na co zmarszczyłem brwi.
- Grzebał ci ktoś ostatnio w telefonie? Zostawiałeś go gdzieś? - spytał Nick, patrząc na mnie ostro, na co momentalnie przypominałem sobie swój ostatni tydzień.
- Raz zostawiłem w sali, gdzie miałem wykłady, ale nie było mnie wtedy jakieś niecałe dziesięć minut. - powiedziałem od razu, na co chłopacy popatrzyli na siebie.
- Jest ktoś podejrzany w twojej klasie, która mogłaby chcieć ci zaszkodzić? - spytał ponownie William i przypominając sobie, kto ostatnio dołączył do mojej klasy.
- Ostatnio do mojej klasy dołączyła Emily. - odpowiedziałem, na co oni otworzyli swoje usta szeroko w szoku.
- Że ta Emily, której myślę? - dopytał Nick, na co pokiwałem głową.
- Tak, ta Emily, która podrywa cały czas Clay'a.
- Dobra George, musimy ratować twój związek oraz naszego przyjaciela. Pakuj manatki, jedziesz z nami. - rozkazał William, więc zabrałem wcześniej przygotowaną torbę z salonu i wcześniej zamykając dom, wsiadłem do samochodu tak jak reszta i razem ruszyliśmy w kierunku miasta, w którym czekał na nas chłopak. Całą drogę siedziałem niespokojnie, co chwilę pytając się, ile jeszcze zostało do końca trasy. Musiało to naprawdę mocno denerwować Nicka, siedzącego obok kierowcy, bo gdy zatrzymaliśmy się na stacji, chłopak wziął swoją bandanę i zawiązał mi nią usta.
No cóż, każdy ma swoje fetysze.
Po prawie dwóch godzinach drogi dojechaliśmy na miejsce docelowe, gdzie od razu po wysiadce z samochodu pobiegłem do pokoju, w którym chciałem zastać chłopaka. Tak jak się spodziewałem tak się stało. Blondyn, który wyglądał jak wrak człowieka spał na łóżku, w obrzyganym T-shircie i prawdopodobnie przepoconych spodniach. W pomieszczeniu było mnóstwo opakowań po zupkach chińskich oraz chyba ponad dwadzieścia butelek po alkoholu. W środku także strasznie waliło, więc pierwsze co zrobiłem, to otworzyłem okno, a dopiero później zacząłem jakkolwiek sprzątać pomieszczenie tak, aby nikt się nie zabił. Westchnąłem cicho, patrząc jeszcze raz na chłopaka, a następnie wyszedłem z pokoju do kuchni, gdzie chciałem przygotować dla blondyna wodę z cytryną na prawdopodobnego kaca. Nie minęło dziesięć minut kiedy usłyszałem kroki, a następnie cichy, mocno zachrypnięty głos.
- George? Co ty tutaj robisz? - spytał Clay, który musiał dopiero wstać. Obróciłem się do niego przodem i podszedłem, aby go przytulić, jednak ten odsunął się ode mnie. - Nie zbliżaj się do mnie. - powiedział zły chłopak.
- Clay to nie tak. - zacząłem cicho, jednak on przerwał mi, uderzając mocno dłonią w stół tak, że ten pękł.
- To nie tak?! A jak?! Zerwałeś ze mną, tłumacząc się, że byłem tylko twoją chwilową zabawką. Wiesz, jak to boli?! Kiedy osoba, w której masz oparcie, tak po prostu się od ciebie odsuwa, mówiąc, że bawiła się uczuciami. Nienawidzę cię, rozumiesz?! Jesteś pierdolonym kłamcą, George. A teraz wypierdalaj stąd, albo zrobię to siłą. - wykrzyczał mi prosto w twarz chłopak, na co spuściłem swoją głowę, nie wiedząc co zrobić. Zgryzłem wargę, próbując w ten sposób powstrzymać się od płaczu i po wzięciu głębokiego oddechu popatrzyłem ponownie na niego.
- Wiem, że jesteś na mnie zły, ale posłuchaj mnie chociaż. - poprosiłem, odsuwając się powoli do tyłu, widząc jak chłopak, zdenerwowany podchodzi w moim kierunku.
- Nie, George za dużo razy już się za tobą nalatałem. Wyjdź stąd albo cię zapierdolę. - zagroził chłopak, na co popatrzyłem na niego z prowokacją w oczach.
- Nie zrobisz tego. Nie podniósłbyś na mnie ręki. - powiedziałem pewnym głosem, na co blondyn podniósł rękę tak, aby mnie uderzyć. Zacisnąłem powieki przygotowywując się na uderzenie, które nie nastąpiło. Otworzyłem ostrożnie oczy i mentalnie podziękowałem Darrylowi, który teraz trzymał nadgarstek chłopaka, stojąc przede mną.
- Clay, opanuj się. - powiedział zimnym, stanowczym głosem, na co chłopak, bez słowa wyrwał dłoń z jego uścisku, idąc w stronę pokoju. Chciałem za nim iść, jednak powstrzymał mnie gest starszego stojącego przede mną. Clay spojrzał na mnie przez ramię obojętnym wzrokiem, a następnie, zniknął za powłoką drzwi. Odetchnąłem cicho, opierając się o blat. - Masz temperament, młody. - powiedział Darryl, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
- Dziękuję? Chciałem mu wyjaśnić wszystko, ale chyba nie mam szans. - odpowiedziałem, spuszczając smutny głowę.
- Usiądziesz? Opowiem ci, czemu Clay tak zareagował i może dojdziesz do sposobu, w jaki z nim porozmawiasz bez wizyty w szpitalu. - zaproponował mężczyzna, na co pokiwałem głową, siadając przy zepsutym przez blondyna stole.
Odzyskam cię Clay.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top