XI
| Dream POV |
- Mówiłem, że zostajesz dzisiaj tutaj. Masz odpoczywać. - powiedziałem, popychając lekko bruneta w stronę pokoju, w którym urzędował. Była około dziewiąta rano, więc chłopak jak zwykle zaczął się szykować do pracy. Jednak tutaj przychodzę ja i moje wczorajsze słowa, gdzie brunet z powodu jego szyi miał dzisiaj nie iść do kwiaciarni. Dodatkowo myślałem, że chłopak, który zaatakował go wczoraj, na pewno będzie stał tam, czekając na George'a, więc tym bardziej nie mogłem pozwolić mu wyjść dzisiaj z domku.
- Ale, Clay. Już ta szyja mi się polepszyła. Nic mi nie będzie. - odpowiedział, na co popatrzyłem na niego surowym wzrokiem.
- Nie wychodzisz dzisiaj z tond sam. Jeśli nie chcesz siedzieć w pokoju, możesz mi pomóc w moich obowiązkach, ale na pewno nie wyjdziesz na miasto. - powiedziałem, zakładając dłonie na swój tors.
- A co musisz dzisiaj zrobić? - zapytał chłopak, opierając się o ścianę za nim.
- Za dwa tygodnie jest święto morza, więc zaczynają się już przygotowania. Muszę zapisać wszystkie budki z jedzeniem oraz atrakcjami, a także dowiedzieć się ile będzie zespołów muzycznych i zadbać o bezpieczeństwo. - wytłumaczyłem szybko, uśmiechając się lekko do niego.
- Co to, to święto morza? - zapytał ponownie chłopak, wchodząc do pokoju, przez co ruszyłem za nim.
- To tradycyjne święto obchodzone w ostatni tydzień czerwca, jednak przez drobne problemy przenieśliśmy je na ostatni tydzień sierpnia. Organizujemy tutaj atrakcje, podczas których ludzie mogą się pobawić. Jest piwo, kiełbaski z grilla, wata cukrowa i wiele innych przekąsek. Jest także robiona loteria, podczas której wygrywa się całkiem niezłe nagrody, a całą sumę z kupionych głosów przeznaczamy na cel charytatywny lub na potrzeby miasta, na przykład na budowę placu zabaw lub siłowni na zewnątrz. Przyjeżdżają tu także okoliczne zespoły, aby zagrały różne regionalne piosenki. Podczas tych obchodów robi się także takie duże wieńce, które później z naszą pomocą ludzie puszczają na jezioro, aby oddać hołd tym którzy nie powrócili z morza lub oddali mu całe swoje serce. Jednak w ostatnim czasie wieńce robią także zakochani, aby ich miłość trwała jak najdłużej. - opowiedziałem podczas gdy chłopak pościelił swoje łóżko i sprzątnął trochę papierków z ziemi.
- Też będziecie robić wieniec? - spytał, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się lekko do niego, jednak pokręciłem głową na nie.
- Nie każdy musi go robić. Pewnie Nick go zrobi, bo jest w związku, ale wątpię, że reszta też zrobi swoje wieńce. - odpowiedziałem szczerze. Miałem zamiar zrobić sam mały wieniec, aby oddać hołd swojemu ojcu, który też był ratownikiem i oddał życie ratując mnie gdy byłem młody i głupi. Nadal obwiniałem się za jego śmierć, jednak widząc ile mam w tym roku obowiązków, zaczynałem wątpić, iż uda mi się go zrobić.
- A ty Clay? Robisz wieniec? - powiedział chłopak, siadając na łóżku oraz zaczynając bawić się swoimi dłońmi.
- Chciałem zrobić wieniec, jednak nie mam teraz za bardzo na to czasu. - odpowiedziałem, omijając bolesny dla mnie temat.
- Będę też mógł pójść na to święto? - zapytał cicho brunet, pewnie myśląc, że się nie zgodzę, bo będzie dla mnie problemem. Podszedłem do niego, a następnie poczochrałem jego włosy, śmiejąc się lekko.
- Jasne, mogę ci pokazać kilka swoich ulubionych rzeczy, które lubię w tym święcie jeśli chcesz. - zaproponowałem, na co chłopak podniósł głowę, patrząc na mnie.
- Jasne, że chcę. - odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
- A teraz ogarnij się i idziemy załatwiać rzeczy, które muszę. - zarządziłem, wychodząc pierwszy z pokoju i od razu ruszyłem do gabinetu Darryla, z którego potrzebowałem zabrać odpowiednie papiery oraz tabelki, które musiałem uzupełnić. Zabrałem po drodze także podkładkę pod karki, na której bez problemu mogłem pisać oraz długopis. Wróciłem do głównego pomieszczenia, jednak nie widząc jeszcze w nim bruneta, postanowiłem zrobić sobie poranną kawę, aby rozbudzić lepiej umysł.
Jako ratownik wodny, który musiał mieć dobre płuca oraz posiadać ogromną sprawność fizyczną nie mogłem sobie pozwolić na palenie papierosów, oraz zbyt częste picie alkoholu, więc odkąd skończyłem piętnaście lat, zacząłem pić kawę, korzystając z niej kiedy potrzebowałem. Nim się obejrzałem, zaczynałem pić po trzy cztery kubki dziennie, jednak nie przeszkadzało mi to. Nie odczuwałem prawie żadnych skutków ubocznych, może oprócz czasem nieprzespanych nocy. Włączyłem nasz ekspres do kawy i zrobiłem sobie do kubka swoje ukochane espresso. Po chwili sączyłem czarny napój, wpatrując się w drogę za oknem. Mój spokój nie trwał zbyt długo gdy za oknem zobaczyłem zbliżającą się do naszego domku znajomą posturę pewnej dziewczyny, której miałem po dziurki w nosie.
Szatynka była ubrana w krótkie, czarne spodenki, oraz biały top a na ramionach miała założoną jeansową kurkę. Włosy związała w wysokiego kucyka, a na szyi miała jeden ze swoich naszyjników, który oplatał ciasno jej szyję. Zauważyłem także, że miała w dłoniach jakieś pudełko, z logiem pobliskiej piekarni więc domyślałem się, że musiała kupić dla mnie jakieś ciasto lub coś jeszcze innego.
- Jestem gotowy, Clay. - powiedział George, wychodząc z pokoju. Chłopak miał na sobie zwykły jasnoniebieski T-shirt oraz białe szorty do kolan. Wyglądał tak normalnie jednak ładnie. Uśmiechnąłem się na jego widok i dopiłem resztę kawy, a następnie odłożyłem kubek do zlewu.
- Gdybyś na mieście zauważył tego chłopaka, od razu mi powiedz okej? - powiedziałem, idąc do drugiego wyjścia z domku.
- Wychodzimy drugim wyjściem? - zapytał, zdziwiony idąc za mną. Przepuściłem go w drzwiach i sam wyszedłem za nim.
- Pójdziemy drogą przy brzegu. - powiedziałem, idąc w odpowiednią stronę. Gdy przeszliśmy na drugą drogę, popatrzyłem przez ramię na wejście, przy którym nadal stała dziewczyna. Jednak moje szczęście jak zdążyłem kilka razy się dowiedzieć, nie istnieje i akurat w tym momencie brunetka obróciła głowę w naszym kierunku, zauważając nas.
- Hej Clay, kiedy wyszedłeś, nie zauważyłam cię. - powiedziała, podbiegając do nas, ze swoim jak inni określają, anielskim uśmiechem.
- Taaak, wyszyliśmy drugim wyjściem. Co tutaj robisz, nie powinnaś pomagać w szkole robić prezentacje na święto morza? - spytałem, stając przed brunetem, aby zasłonić go przed dziewczyną.
- Dzisiaj mam wolne. A on to? - zapytała, patrząc na chłopaka z lekkim obrzydzeniem. Chciałem coś powiedzieć, jednak przeszkodził mi w tym ruch od strony chłopaka. On przytulił mnie od tyłu, wchodząc pod moją rękę oraz kładąc jedną dłoń na moim policzku, aby obrócić mnie w jego stronę.
- Jestem jego chłopakiem, prawda skarbie? - powiedział, przybliżając się do mnie, patrząc w moje oczy. Uśmiechnąłem się lekko, rozumiejąc, co próbuje zrobić brunet i objąłem go w talii, przybliżając do siebie. On przygryzł wargę, przenosząc wzrok na moje usta, szybko położyłem swoje dłonie na jego policzki tak, aby zakryły jego usta, na które położyłem swoje kciuki, a następnie docisnąłem swoje usta do jego, przez co wyglądaliśmy, jakbyśmy się całowali. Kątem oka zauważyłem, że dziewczyna odeszła od nas prawdopodobnie zazdrosna, dlatego odsunąłem się od chłopaka, który zarumienił się mocno tak jak ja.
- Dzięki, za pomoc w odpędzeniu jej. - powiedziałem, odwracając wzrok od chłopaka oraz drapiąc się po karku z nerwów.
- N-nie ma za co. Chodźmy dalej. - odpowiedział, brunet, idąc do przodu, na co ruszyłem za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top