VIII
| Dream POV |
Od uratowania George'a minął tydzień, podczas którego za dużo się nie działo. Chłopak bardzo dużo pomagał nam w domu, a także pracował dorywczo w kwiaciarni. Na początku martwiłem się, czy nie będzie to zbyt dużo dla niego, jednak ten znakomicie dawał sobie radę, a jak wracał to z dużym uśmiechem na ustach. Przez to, że chłopak spał w jedynym wolnym pokoju zostałem podmuszony do codziennego wracania do swojego rodzinnego domu.
Dzisiaj wszyscy oprócz właśnie bruneta byli zestresowani, ponieważ dzisiaj nasz dowódca Darryl miał wrócić ze szkolenia. Mim, iż pracujemy razem już dwa lata, nadal się go boimy. Nie wiedzieliśmy, jak zareaguje na wiadomość o tym, że trzymamy tutaj bez jego wiedzy jakiegoś chłopaka.
Obróciłem głowę w kierunku drzwi, w których większość czasu przesiadywał brunet, słysząc jak, otwierają się, ukazując mi sylwetkę bruneta w przewiewnej koszuli oraz ciemnoniebieskich szortach. Miał jeszcze lekko rozczochrane włosy, które próbował nie udolnie ułożyć do stanu, w którym będą wyglądały jakoś w miarę normalnie.
- Przepraszam Clay, ale nie dam rady już dzisiaj zrobić dla was śniadania. Jeśli teraz nie wyjdę to, się spóźnię. - powiedział, idąc do wyjścia, aby założyć na swoje stopy trampki, które oddał mu Nick.
- Nic się nie stało. Dzisiaj wraca do — nie zdążyłem dokończyć, ponieważ brunet zderzył się lekko z właśnie Darrylem, który chciał wejść do środka. Schowałem twarz w dłonie, będąc załamany i zażenowany równocześnie oraz modląc się, aby nie skończyło się na jakieś wymyślonej przez niego karze. W pomieszczeniu zapadła kompletna cisza na parę minut.
- P-Przepraszam, że na pana wpadłem. - powiedział George, spuszczając głowę w dół. Podniosłem głowę, aby popatrzeć na reakcję na słowa bruneta, jednak tan ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się lekko i poczochrał jego włosy.
- Ty musisz być tym chłopakiem, którego ostatnio uratowali, prawda? - zapytał, patrząc na niego, lekko uśmiechnięty. - William pisał mi o tobie. - dopowiedział, na co odetchnąłem, czując, jak się uspokajam.
- Tak, jestem George. A pan to? - zapytał niższy, patrząc także z uśmiechem na mojego szefa.
- Nie mów do mnie per pan, aż tak stary to ja nie jestem. - powiedział, śmiejąc się delikatnie ze słów Georga. - Jestem Darryl, dowódca ten jednostki Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - odpowiedział, chłopakowi podając mu dłoń. George uścisnął ją delikatnie, kiwając głową.
- Miło mi cię poznać, jednak muszę niestety iść do pracy. - odpowiedział chłopak, wychodząc z domku. - Do widzenia. - dopowiedział, a następnie prawdopodobnie odszedł od domku. Wstałem cicho od stołu, chcąc uniknąć rozmowy ze starszym, jednak za dużo mi to nie dało.
- Clay, siadaj z powrotem. - powiedział stanowczo, przez co szybko usiadłem na krześle. - Ile już minęło od jego uratowania? - zapytał, siadając naprzeciw mnie.
- Tydzień. Pomaga nam tutaj, gotuje i sam zgłasza się do sprzątania. Oddaliśmy mu nasze stare ubrania, a kiedy wyszliśmy razem do miasta, znalazł sobie pracę. Powiedział, że chce zarobić na jakąś małą kawalerkę i wrócić do stolicy, z której pochodzi. - powiedziałem, łącząc swoje dłonie pod stołem. Z jakiegoś powodu nie chciałem, aby brunet odjeżdżał z tond.
- Co z jego rzeczami osobistymi? - zapytał mężczyzna, zakładając ręce na swój tors.
- Jego „znajomi" oraz rodzina dali ogłoszenie, że można zakupić jego ubrania. Jednak nie wiemy, co zrobili z jego dokumentami. - odpowiedziałem, szczerze podkreślając głosem, iż ci jego przyjaciele od siedmiu boleści nie są tak naprawdę nimi.
- Co w ogóle się wydarzyło? Wiem tylko, że w noc spadających gwiazd uratowałeś go. - powiedział starszy, patrząc na mnie stanowczym wzrokiem.
- Tak jak ci powiedzieli. W noc spadających gwiazd robiłem patrol na jeziorze, wszystko było okej do momentu, gdy usłyszałem głośny chlust wody. Postanowiłem to sprawdzić. Gdy dopłynąłem na miejsce, na około nie było nikogo, jednak pod wodą był właśnie George. Wyciągnąłem go z wody. Był w bardzo złym stanie. Alastair po tym, jak go zbadał, powiedział, że ma w sobie jakiś alkohol oraz proszek. Zostawił go u nas, bo akurat był jakiś wypadek i nie mieli miejsca w szpitalu. Czuwałem nad nim w nocy, co się opłaciło, bo chłopak się obudził, więc dowiedziałem się trochę o nim. Nazywa się George Davidson, przyjechał tutaj ze znajomymi na wakacje, jednak oni wbili mu nóż w plecy. - opowiedziałem, zaciskając nieświadomie dłoń na ostatnie wspomnienie. - Upili go, dali proszek, aby mieć pewność, że jego stan nie pozwoli mu na uratowanie samego siebie, a następnie wrzucili do wody. Dowiedziałem się także, że nie potrafi pływać więc zbrodnia idealna. Teraz był tutaj, sam sobie dobrze radzi, chciał nam się jakoś odwdzięczyć, więc gotuje dla nas posiłki, a także wyręcza w sprzątaniu chatki. - skończyłem mówić, patrząc na szefa. On westchnął ciężko, zamykając na chwilę oczy, pewnie, aby wymyślić jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji.
- Jest ze stolicy tak? - zapytał, na co pokiwałem głową na potwierdzenie jego słów. - Śpi pewnie w pokoju, w którym ty spałeś, prawda? - znowu pokiwałem głową, potwierdzając jego słowa. - To gdzie teraz śpisz? - zapytał, patrząc na mnie lekko zmartwiony.
Razem z Darrylem znamy się prawie od dziecka. Zawsze pilnował mnie, gdy w moich bardzo młodych latach miałem głupie pomysły. Nie raz dzięki niemu nie skończyłem w szpitalu na oddziale chirurgicznym. Dlatego, gdy po jego osiemnastce powiedział mi, że chciałby zostać ratownikiem wodnym, od razu się zgodziłem mu pomóc. Był dla mnie wzorem, którego chciałem naśladować, zawsze pomagał innym, oraz był dla każdego miły. Opiekował się nami po naszych imprezach, kiedy nie mogliśmy się sami utrzymać na nogach. Możliwe, iż dlatego tak się martwił czy nic mi się nie stanie.
- Śpię na łodzi albo wracam do rodzinnego domu. - odpowiedziałem, uśmiechając się do niego, lekko chcąc uspokoić jego obawy. - Co się z nim stanie? - zapytałem po chwili ciszy.
- Na pewno będę musiał pojechać z nim do stolicy, aby pomóc odzyskać mu jego dokumenty. - powiedział mężczyzna, na co podniosłem się lekko na krześle.
- Czy jest szansa, abym to ja z nim pojechał? Wiesz, potrzebują cię bardziej tutaj, a ja praktycznie wszystko zrobiłem. Poza tym Drista ma za niedługo urodziny i chciałbym jej coś kupić ze stolicy. - zapytałem, wymyślając wymówkę, która miała wesprzeć moje argumenty. Widziałem jak Darryl patrzy na mnie, a następnie uśmiecha się delikatnie.
- Przyznaj się lepiej, że ci zaczęło na nim zależeć i chcesz skopać tamtym ludziom twarze, za to, że go skrzywdzili. - powiedział, wstając, aby zrobić sobie kawę. Zarumieniłem się na jego słowa, zaprzeczając jego słowa. Jednak wewnętrznie wiedziałem, że starszy mówi prawdę.
Nie chciałem, aby chłopak odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top