V
| George POV |
Obudziłem się, czując przyjemny zimny powiew wiatru na swojej twarzy. Zacisnąłem mocniej powieki, czując ostry ból głowy, zapewnię spowodowany kacem. Otworzyłem swoje oczy i mój wzrok od razu padł na wysokiego bruneta, z ciemnymi kręconymi włosami. Spróbowałem podnieść się do siadu, co chłopak zauważył, od razu pomagając mi usiąść.
- Jak się czujesz? Później powinien przyjechać lekarz, który cię zbada. - powiedział chłopak, podając mi moją wczorajszą wodę. Wypiłem z niej kilka łyków, po czym popatrzyłem znowu na chłopaka, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Już lepiej, jednak te mokre ubrania są ciężkie do zniesienia. - odpowiedziałem, opierając się o ścianę pokoju, w którym siedziałem. - Będę mógł później skorzystać z jakiegoś prysznica, jeśli go tutaj macie? - zapytałem.
- Jasne, jeśli twój stan na to pozwoli. - odpowiedział, na co się ucieszyłem.
- Mógłbym wiedzieć, która jest godzina? - zapytałem, patrząc zza okno.
- Około siódma rano. - odpowiedział chłopak, sprawdzając godzinę na swoim telefonie. Pokiwałem lekko głową, próbując wstać na nogi. Chłopak od razu podszedł do mnie, chcąc mnie zaasekurować, jednak było ze mną na tyle dobrze, że potrafiłem sam ustać na nogach. - Potrzebujesz iść do toalety? - zapytał chłopak, na co pokiwałem lekko głową. Nieznajomy pomógł mi dotrzeć do małej toalety, w której wykonałem wszystko, co potrzebowałem.
Już samodzielnie wróciłem do głównego pomieszczenia i nie widząc jednak w środku chłopaka, postanowiłem podziękować jakoś nieznajomemu blondynowi za ratunek. Popatrzyłem do małej lodówki turystycznej, w celu zobaczenia co mogę przygotować. Ku mojemu zdziwieniu było w niej dużo rzeczy jak na tak małą pojemność. Miałem do dyspozycji jeszcze dwa palniki, patelnię oraz mały garnek. Postanowiłem przygotować danie, które zobaczyłem kiedyś na Instagramie. Pokroiłem pomidora na małą kostkę i wrzuciłem go do garnka, do którego kilka sekund wcześniej wrzuciłem trochę masła, aby go rozpuścić. Dodatkowo pokroiłem jeszcze trochę kiełbasy i także wrzuciłem go do tego samego garnka, łącząc go z pomidorem i podsmażyłem je trochę. W tym samym czasie w małej misce roztrzepałem kilka jajek razem z sobą i doprawiłem je trochę. Wylałem je na rozgrzana patelnię, na którą także wcześniej dałem trochę masła. Poczekałem chwilę, aż trochę jajko się zetnie i położyłem na nim jedyne znalezione pieczywo, czyli tortillę. Znowu chwilę poczekałem, a następnie obróciłem całość na drugą stronę tak, że jajko teraz było na górze. Ostrożnie położyłem podsmażonego pomidora z kiełbaska na jednej części, a następnie złożyłem całość na pół. Chwilę jeszcze poczekałem, aż tortilla także się troszkę przypiecze i przełożyłem danie na talerz. Przekroiłem całość na pół i jedną część przełożyłem na drugi talerz. Wziąłem talerze i położyłem je na stole przy krzesłach. Idealnie w tym momencie ze schodów zszedł brunet, który mi pomógł dzisiaj rano.
- Co tutaj tak ładnie pachnie? - zapytał, patrząc na stół z lekkim uśmiechem.
- Chciałem wam jakoś podziękować za ratunek, więc przygotowałem wam śniadanie. - powiedziałem, uśmiechając się niepewnie.
- Dziękuje bardzo, ale to nasza praca. Nie potrzebujemy nic w zamian za to. - odpowiedział chłopak, siadając przy jednym talerzu. Wyciągnąłem z lodówki jeszcze ketchup i podałem go chłopakowi. Po niecałej minucie do pomieszczenia wszedł także blondyn, któremu zawdzięczam życie.
- Dzień dobry wszystkim. - powiedział blondyn, który od razu podszedł do ekspresu do kawy i włączył go.
- Zrobiłem śniadanie, aby wam jakoś podziękować. - powiedziałem, patrząc nieśmiało na chłopaka. On także popatrzył na mnie z uśmiechem, siadając przy stole. Patrzyłem na nich z niepokojem, oczekując ich opinii na temat dania, jakie przygotowałem. Poczułem ogromną ulgę, widząc, jak im bardzo smakuje i zajadają się jedzeniem, które im przygotowałem.
- Jest bardzo dobre! - powiedział brunet z pełnymi policzkami od jedzenia. Uśmiechnąłem się na jego słowa.
- Dziękuję bardzo. - powiedziałem, opierając się o blat. Zatrzymałem wzrok na dłużej na blondynie, który z wyraźnym uśmiechem jadł przygotowane przeze mnie śniadania. Minęło około piętnaście minut, kiedy ktoś wszedł do pomieszczenia. Był to chłopak, niewiele wyższy ode mnie, z jasno-brązowymi włosami oraz zarostem. Popatrzyłem na niego lekko skołowany, tak samo, jak skołowany patrzył na mnie chłopak.
- Kto to jest? Nie było go wczoraj. - zapytał nowoprzybyty pokazując lekko na mnie palcem.
- To jest George. Uratowałem go wczoraj. - odpowiedział blondyn, patrząc na chłopaka z uśmiechem. Brodaty podszedł do mnie, wyciągając swoją dłoń.
- Jestem Nick. Pracuje tutaj razem z nimi. - powiedział, uśmiechając się do mnie, co odwzajemniłem.
- George Davidson, miło mi. - również powiedziałem, ściskając lekko jego dłoń.
- Czekaj, masz na nazwisko Davidson? - dopytał brunet, patrząc na mnie zdziwiony.
- Tak. Takie mam nazwisko. Coś nie tak? - zapytałem, patrząc na niego zakłopotany. Chłopak wyciągnął swój telefon, chwilę czegoś na nim szukając, aż pokazał mi zdjęcie ogłoszenia.
„Kilka dni temu nasz dobry przyjaciel oraz narzeczony George Davidson, niestety uległ wypadkowi, podczas którego odszedł na drugi świat. Jego ciała nie znaleziono, jednak jego rodzina postanowiła, że jego rzeczy zostaną odsprzedane. Gdyby ktoś był zainteresowany, proszę dzwonić na numer poniżej.
XxX-XxX-XxX
~ Pogrążona w smutku rodzina Davidson'ów oraz jego najdrożsi przyjaciele."
Patrzyłem na ogłoszenie z łzami w oczach. Cała rodzina, przyjaciele nawet Lucas — wszyscy, którym zaufałem, których kochałem, odwrócili się, wbijając mi nóż w plecy. Spuściłem głowę, pozwalając łzą spływać po moich policzkach. Chłopacy, którzy siedzieli razem ze mną w pomieszczeniu, podnieśli się ze swoich miejsc, widząc, jak dosłownie zacząłem się dusić łzami. Poczułem, jak ktoś przyciąga mnie do siebie, aby dać mi wsparcie. Wtuliłem się w ramię nieznajomego, wiedząc, że właśnie tego teraz potrzebuje.
- Spokojnie George, pomożemy ci jakoś. Odzyskamy twoje dokumenty. - powiedział głos, który mogłem przypisać blondynowi, który mnie uratował. Wtuliłem się w niego mocniej, lekko kręcąc głową.
- N-nie mam n-nic. Ani d-domu a-ani pieniędzy a-ani pracy. U-ubrań t-też nie mam. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wiemy, oddam ci jakieś ubrania, chłopacy pewnie też jakieś swoje stare ci dadzą, a później pomożemy ci znaleźć pracę. - powiedział chłopak, głaszcząc lekko moje plecy, aby mnie uspokoić, co na szczęście pomogło.
- Nie mam wykształcenia. - odpowiedziałem, czując, jak kolejna fala łez dochodzi do moich oczu.
- Żadne z nas nie ma, a pracujemy. Tutaj nie potrzebujesz wykształcenia, aby pracować. - powiedział chłopak, co odrobinę podniosło mnie na duszy.
Może mam jeszcze szansę na nowy początek?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top