IV

| Dream POV | 

Podpłynąłem do pomostu i na moje szczęście zobaczyłem Williama, który akurat wchodził po schodach, aby wejść do domku.

- William, choć mi pomóż. Mam rannego. - zawołałem go głośno, rzucając linę na pomost. On szybko podbiegł do mnie, od razu mocno przywiązując łódź. Wziąłem nieprzytomnego na ręce i ostrożnie podszedłem do końca łodzi, przekazując Williamowi chłopaka, który od razu szybko poszedł z nim do głównej siedziby. Wyszedłem z łodzi i pobiegłem za nim. Położyliśmy rannego na podłodze i jeszcze raz sprawdziłem, czy oddycha. Przekląłem cicho, znowu nie czując oddechu. Zacząłem znowu uciskać jego klatkę piersiową, podczas kiedy William zadzwonił po naszych znajomych, którzy pracowali w szpitalu. Odsunąłem się od chłopaka, widząc, jak ten znowu zaczyna kaszleć, aby wypluć ze swoich płuc wodę.

- Przynieś miskę na wszelki wypadek. - powiedziałem do kolegi, co on od razu wykonał. Pomogłem już przytomnemu chłopakowi podnieść się do siadu i szybko podsunąłem mu miskę pod twarz, widząc, jak (prawdopodobnie) od nadmiaru alkoholu nieznajomy zaczął wymiotować. Po kilku minutach, podczas których próbowaliśmy, jakoś dowiedzieć się od chłopaka jak się nazywa lub czy wie, co się stało, przyjechała karetka.

- Co z nim? - spytał nasz przyjaciel Alastair, równocześnie zaczynając badać chłopaka oraz sprawdzając, co jest z nim nie tak.

- Znalazłem go w wodzie na środku jeziora, nawet nie próbował się wynurzyć, więc zakładam, że albo jest upity, ale jest i upity i ma w sobie jakiś proszek. - powiedziałem, patrząc na przyjaciela. - Robiłem mu już RKO raz na łodzi zaraz po wyciągnięciu. Przed waszym przyjazdem jeszcze raz musiałem. - dopowiedziałem, opierając się na stół.

- Nie możemy go zabrać. Był duży wypadek i wszystkie łóżka są zajęte. Zostawiam go w waszych rękach, tylko powiem wam co macie zrobić. Przyjadę jutro sprawdzić jego stan. - powiedział chłopak, zbierając swoje rzeczy.

- Zaniosę go na wolne łóżko. - powiedziałem, biorąc chłopaka na ręce. Ruszyłem za znajomym w stronę pokoju gościnnego.

- Co na pewno już teraz mogę stwierdzić, bardzo dużo wypił i ma w sobie jakąś substancję odurzającą. Bez dodatkowych badań nie jestem w stanie stwierdzić dokładnie jaką. Najlepiej by było, gdybyście czuwali na zmianę przy nim do jutra. Na pewno będzie wymiotował, ale mogą też się pojawić omamy, gorączka lub nawet drgawki. Gdyby zdarzyło się z nim coś, co was mocno zaniepokoi, od razu dzwonicie do mnie. Nie podawajcie mu do jutra jedzenia a jak coś to tylko wodę. Jak się obudzi i będzie komunikatywny, pytajcie, czy coś pamięta, i te podstawowe rzeczy. Zapiszcie gdzieś to, co powie, bo nie sądzę, aby to był zwykły wypadek. - powiedział chłopak, podczas gdy ja położyłem poszkodowanego na łóżku, od razu przykrywając go delikatnie kołdrą.

- Okej, dzięki za pomoc. - powiedziałem, przybijając sobie z nim piątkę. Chłopak uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a następnie wyszedł z budynku. Usiadłem na krześle przy nieznajomym, patrząc na jego twarz. Był chudy, przez co jego kości policzkowe oraz żuchwa były podkreślone. Miał mały nos, który jeszcze ładniej podkreślał jego szczupłą twarz. Widziałem także, że chłopak posiadał szerokie lekko malinowe wargi. Nie widziałem niestety jego oczu, a jego jasnawa karnacja oraz ciemne włosy tym bardziej nie mówimy mi jaki kolor oczu może mieć. Obróciłem głowę w stronę drzwi, słysząc, jak się otwierają.

- Zrobić ci kawę? - zapytał chłopak, patrząc na mnie przez drzwi. Pokiwałem głową, od razu ziewając. - Czarna z mlekiem i cukrem? - dopytał jeszcze chłopak.

- Bez mleka. I jakbyś był na tyle miły, to zrób mi jakąś kanapkę, od samego rana nic nie jadłem. - powiedziałem, patrząc na chłopaka z lekkim uśmiechem. On uśmiechnął się także, wychodząc z pokoju. Łącznie siedziałem przy brunecie całą noc, przez którą na nasze szczęście ani nie wymiotował, ani nie miał drgawek. Gorączka także u niego nie wystąpiła, jednak chłopak także jeszcze się nie obudził. Była już godzina około czwarta nad ranem i nawet wcześniej wypite kawy nie były w stanie już utrzymać moich powiek otwartych. Oparłem głowę o ramę łóżka, nieświadomie zamykając swoje oczy. Czułem już, że odpływam, kiedy poczułem ruch od strony poszkodowanego. Podniosłem gwałtownie głowę, patrząc na chłopaka, który próbował się podnieść. Pomogłem mu, od razu podając mu miskę oraz butelkę z wodą. Chłopak napił się trochę, odchylając głowę lekko do tyłu, pewnie czując ból głowy spowodowanym kacem.

- Gdzie jestem? - zapytał, rozglądając się lekko po pomieszczeniu.

- Jesteś w budynku Wodnego ochotniczego pogotowia ratunkowego, znalazłem cię tonącego w jeziorze. Pamiętasz może, co się stało? - zapytałem, chłopaka patrząc na niego miło. On spuścił głowę, a po chwili widziałem, jak zaczął płakać. - Hej, nie płacz, proszę. Twój organizm jeszcze nie odzyskał sił. - powiedziałem, podając chłopakowi chusteczki, aby mógł wytrzeć swoje łzy. Nieznajomy płakał jeszcze przez chwilę, aż spróbował się jakoś uspokoić. Cierpliwie oczekiwałem, aż chłopak będzie w stanie odpowiedzieć na moje pytania.

- T-tak, pamiętam. Moi przyjaciele i-i narzeczony c-chcieli mnie zabić. - odpowiedział chłopak, na co mimowolnie moje serce lekko ścisnęło się z bólu. Jak można być takim potworem? - U-upili mnie i moją najlepsza p-przyjaciółka dorzuciła mi coś do napoju. P-Później pod pretekstem oglądania spadających gwiazd w-wypłynęliśmy na jezioro. Kiedy z-zobaczyli, że to coś c-co mi podali zaczęło działać m-mój narzeczony, wrzucił mnie do wody. T-tylko on wiedział, że nie p-potrafię pływać więc nie umiałem wypłynąć. - opowiedział chłopak, podczas gdy ja naskrobałem szybko na kartce wszystkie najpotrzebniejsze informacje.

- Powiesz mi, co tutaj robiliście? - zapytałem.

- Przyjechaliśmy n-na wakacje. Mieszkam w stolicy. Dziadek jednej z moich przyjaciółek ma tu pole namiotowe, na którym się zatrzymaliśmy. - odpowiedział, na co napisałem na kartce, aby później się dopytać, które dokładnie to było pole.

- Jak się nazywasz? Przepraszam, że cię tak wypytuje, ale jest to niestety konieczne. - powiedziałem, chcąc uspokoić chłopaka, aby nie musiał się później martwić, czemu aż tyle go pytam.

- Dobrze, rozumiem. Jestem George Davidson. Mam wam podać swoje dane osobiste? - zapytał, patrząc na mnie lekko skołowany.

- Jutro, znaczy, dzisiaj później je napiszesz okej? - powiedziałem, wstając ze swojego miejsca. George popatrzył na mnie, obserwując mój każdy ruch.

- G-gdzie idziesz? - zapytał, gdy byłem już przy drzwiach z kartką w dłoni.

- Też potrzebuje się wyspać, a obecnie jesteś w pokoju, w którym zazwyczaj śpię, kiedy nie chce mi się wracać do domu. - powiedziałem, uśmiechając się lekko do chłopaka. Widziałem, jak on próbuje wstać, pewnie chcąc zwolnić mi łóżko. - Leż, ty bardziej potrzebujesz na spać na łóżku. - dopowiedziałem, opierając się mocno śpiący o ścianę.

- A gdzie ty będziesz spał? - zapytał chłopak, patrząc na mnie lekko zmartwiony.

- Na łodzi. - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.

- A nie będzie ci zimno? - zapytał ponownie chłopak, na co zaśmiałem się cicho, z powodu tego, jak chłopak bardzo się o mnie martwi, mimo że nawet mnie nie zna.

- Spokojnie, żyję tu od urodzenia, więc przyzwyczaiłem się do spania na łodzi. Nie będzie mi zimno. Śpij dobrze, George. - odpowiedziałem, wychodząc z pokoju oraz zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem w stronę drzwi od strony pomostu, jednak zatrzymał mnie William.

- Czy ty chcesz spać na łodzi? Przecież ty się wypierdzielisz w tym stanie do wody szybciej, niż tam dojdziesz. - powiedział chłopak, przytrzymując moje ledwo przytomne ciało.

- Zaprowadzisz mnie tam? - zapytałem zaspanym głosem, na co chłopak, ciężko wzdychając, wykonał moją prośbę. Zaraz po tym, jak chłopak położył mnie w łodzi, zapadłem w głęboki sen, wsłuchując się ciche dźwięki natury.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top