✨Alternative Ending✨
| George POV |
Ruszyłem powoli, ciągnąc za sobą walizkę. Następnie oddałem ją bagażowym, a sam usiadłem na danym miejscu, które miałem napisane na bilecie. Usiadłem na fotelu i zapiąłem pasy. Napisałem jeszcze do Williama i Schlatta, że jestem na pokładzie i zaraz odlatuje. Usłyszeliśmy komunikat, że mamy wyłączyć telefony więc tak zrobiłem, rozsiadając się w swoim fotelu. Chwilę później ruszyliśmy, wznosząc się w powietrze. Początek lotu zaczął się spokojnie jednak kiedy skupiłem swój wzrok na widokach za oknem, zauważyłem, jak z jednego z silników zaczyna wydobywać, się ciemny dym, a później zauważyłem także płomień. Ludzie naokoło mnie zaczęli krzyczeć oraz płakać ze strachu jednak ja siedziałem spokojnie na fotelu.
- George, obudź się. Jesteśmy na miejscu. - usłyszałem znajomy głos, a następnie lekki pocałunek na swoich ustach. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się, widząc przed sobą szeroko uśmiechniętego blondyna, z którym postanowiłem polecieć na wakacje. Ziewnąłem, a następnie poprawiłem się na fotelu, na którym siedziałem. - Zaraz będziemy lądować na słonecznej Florydzie, babe. - powiedział chłopak, na co zaśmiałem się lekko. Clay na początku wakacji zaproponował mi wspólne wakacje w jego drugim domu, który mieścił się właśnie, w Ameryce, a dokładniej na Florydzie. Nie myśląc zbyt długo, zgodziłem się, bo to i tak lepsze od spędzenia całych wakacji w stolicy lub domku nad jeziorem z nim. Poza tym mieliśmy być tam sami, co jeszcze bardziej mi odpowiadało, szczególnie po ostatnim incydencie, w którym podczas naszej gry wstępnej do pokoju weszła siostra blondyna. Nadal nie mogę jej spojrzeć po tym w oczy.
- Jakie mamy plany na dzisiaj? - spytałem, uśmiechając się do niego lekko.
- Musimy niestety ogarnąć trochę w tym domu, a wieczorem możemy pójść na romantyczny spacer po plaży. - zaproponował chłopak, kładąc swoją dłoń na moim udzie, na co poczułem motylki w brzuchu.
- Mi pasuje. - odpowiedziałem, przygryzając lekko wargę, oraz patrząc na niego, z lekkim pożądaniem w oczach. Ukochany przybliżył się do mnie, chcąc pewnie połączyć nasze wargi, jednak przerwał nam komunikat z głośników.
- Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa, będziemy lądować. Wszystkim dziękujemy za szczęśliwy lot, oraz mamy nadzieję, że ponownie wybierzecie nasze linie lotnicze. - usłyszeliśmy, na co niestety musieliśmy się od siebie odsunąć. Na szczęście lądowanie przebiegło bez turbulencji i bezpiecznie dolecieliśmy do celu. Wysiedliśmy z samolotu, a w moją twarz od razu uderzyła fala gorąca. Nie byłem przyzwyczajony do aż tak dużej temperatury, jaka tu panowała, więc nawet mając na sobie szorty oraz luźną koszulkę, poczułem, jak moje plecy oblewa lekki pot.
- Ja pierdole, jak tu gorąco. - powiedziałem głośno, idąc w stronę budynku, z którego mogliśmy odebrać swoje bagaże. Usłyszałem jeszcze, jak chłopak idący za mną śmieje się z moich słów.
- Taki tu mamy niestety klimat, nic na to nie poradzę. - odpowiedział mi blondyn, który chwilę później chwycił moją dłoń, idąc obok mnie. Odebraliśmy nasze bagaże, a następnie udaliśmy się na parking, z którego taksówką, pojechaliśmy na podany przez blondyna adres. Zatrzymaliśmy się przy nowoczesnej ogromnej willi z basenem i dużym ogrodem. Patrzyłem na nią z otwartymi szeroko oczami, podczas gdy blondyn wyszedł z samochodu i nawet otworzył mi drzwi.
- To jest twoje? - spytałem, pokazując na dom palcem, nadal będąc w szoku, jednak delikatny śmiech ze strony blondyna potwierdził mnie w przekonaniu, że mam rację.
- Dokładnie mojej rodziny, jednak ja jestem tu najczęściej. - odpowiedział, wyciągając nasze walizki z bagażnika, a następnie płacąc kierowcy. Ruszyłem w stronę budynku ciągnąc za sobą walizkę, oraz rozglądając się naokoło siebie z uśmiechem na ustach. Zatrzymałem się gwałtownie, słysząc coś, czego od dawna nie słyszałem. - Jest tu naprawdę dużo atrakcji jak — zaczął mówić blondyn, jednak szybko zatkałem mu usta swoją dłonią, chcąc ponownie usłyszeć ten piękny dźwięk.
Fale, morze.
- Czy ten dom jest zaraz przy morzu? - spytałem podekscytowany, pomimo swojego lęku przed wodą. Pisnąłem krótko, widząc, jak Clay kiwa głową, potwierdzając moje słowa. - Już kocham to miejsce. - powiedziałem, rzucając mu się na szyję. Chłopak wręcz automatycznie złapał mnie, trzymając mnie mocno tak, abym nie spadł. Przytuliłem się do niego mocno, z wielkim uśmiechem na ustach.
- Kochanie, nigdy nie widziałem cię tak podekscytowanego. Czuję się zazdrosny. - odpowiedział chłopak, idąc ze mną na rękach do drzwi, na co zaśmiałem się.
- W takim razie musisz częściej mnie tu zabierać, bo kocham morze. - powiedziałem, na co w oczach blondyna pojawił się dziwny błysk.
- Dobrze wiedzieć, będziemy tu jeździć w każde wakacje w takim razie. - odpowiedział, stawiając mnie na ziemi i wręczając klucze, abym mógł wejść do środka.
On sam w tym czasie wrócił się po nasze zostawione na środku chodnika bagaże. Otworzyłem drzwi kartą magnetyczną i wszedłem do środka. Nie było chwilowo światła, więc blondyn będzie musiał ponownie zabawić się w elektryka i uruchomić prąd, jednak nie siedziałem zbyt długo w przedpokoju, bo od razu pobiegłem do innych pomieszczeń, zwiedzając całą willę. Na parterze znajdowała się łazienka, salon, jadalnia, oraz garderoba dla gości, dlatego bez większego zastanowienia się wbiegłem na piętro, na którym znajdowały się sypialnie. Na każdych drzwiach widniała tabliczka z imieniem, więc po tym wiedziałem, kto ma gdzie pokój. Ominąłem pomieszczenie należące do jego siostry i nacisnąłem klamkę, chcąc wejść do środka, jednak drzwi były zamknięte.
- Wszystkie sypialnie są zamknięte, dla twojej wiadomości, oraz ja mam do nich klucze, więc musisz poczekać, aż ci otworze drzwi kochanie. - usłyszałem głos Clay'a z dolnego piętra, więc podszedłem do barierki i oparłem się o nią, patrząc na niego z uśmiechem.
- Kurcze, a chciałem zobaczyć, co masz w pokoju. - powiedziałem, uśmiechając się do niego wrednie, na co chłopak się zaśmiał.
- Zobaczysz później, bo tam będziemy spać, jednak teraz schodź na dół i ogarniemy tu trochę. - odpowiedział, idąc do jakiegoś pomieszczenia, na co szybko zbiegłem po schodach, aby ruszyć za nim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Nareszcie skończyłem — powiedziałem sam do siebie, opadając zmęczony na kanapę. Nie przypuszczałem, że sprzątanie tej willi będzie aż tak męczące. Zamknąłem oczy wsłuchując się w przyjemny szum fal kiedy na moją twarz zleciała zimna kropla wody. Podniosłem się gwałtownie, patrząc na swojego chłopaka, który w szortach stał obok kanapy, z mokrym torsem oraz włosami. - Aha, czyli ja sprzątałem, a ty sobie poszedłeś pływać? - spytałem, pokazując na niego ścierka, którą jeszcze trzymałem w dłoni.
- Wcale nie, ogarnąłem wszystkie pomieszczenia w piwnicy, oraz posprzątałem basen na zewnątrz. Tylko przy okazji go wypróbowałem. - odpowiedział, zakładając ręce na tors.
- Jasne, jasne tak sobie to tłumacz. Odpocznijmy teraz, bo jeszcze po tym locie jesteśmy. - zaproponowałem, patrząc na chłopaka prawie, zasypiając na kanapie. Poczułem, jak chłopak bierze mnie delikatnie na ręce, na co mu pozwoliłem. Byłem bardzo zmęczony i jedynie, o czym teraz marzyłem, to położyć się obok blondyna i wtulając się w niego pójść spać. Clay wszedł ostrożnie po schodach, a następnie otwiera drzwi do swojej sypialni. Byłem wcześniej w tym pokoju, bo jednak ktoś musiał ogarnąć tutaj oraz dać świeże poszewki, abyśmy w czym spać. Chłopak położył mnie na bardzo wygodnym materacu, a następnie przykrył delikatnie kołdrą, oraz całując w czoło jak zawsze przed naszym snem. Zobaczyłem, jak chce odejść, więc zatrzymałem go, trzymając delikatnie jego dłoń.
- Zaraz wrócę skarbie, tylko przebiorę się do suchych rzeczy. - powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie, przez co puściłem jego dłoń, ufając mu, że tak zrobi. Ostatnie co zarejestrowałem to, to jak blondyn wchodzi do łazienki, którą mieliśmy w pokoju, a później już zapadłem w głęboki sen.
Otworzyłem oczy, słysząc jakiś niepokojący dźwięk z parteru. Podniosłem się powoli, chcąc rozbudzić się na tyle, aby wiedzieć, czy nie przewidziało mi się, jednak słysząc, jak coś się tłucze, podskoczyłem na łóżku przestraszony.
- Clay, Clay obudź się. - powiedziałem głośno, potrząsając blondynem, aby się obudził. Ten po chwili otworzył oczy, patrząc na mnie nie zrozumiale.
- Co się stało, skarbie? Miałeś koszmar? - spytał, podnosząc się powoli do siadu.
- Ktoś jest na dole. Słyszałem, jak coś stłukł. - powiedziałem przestraszony, na co chłopak wstał szybko z łóżka, idąc powoli do drzwi. Patrzyłem na niego, zastanawiając się, czy nie iść za nim, aż w końcu wyszedłem z łóżka, od razu podbiegając do swojego ukochanego i chowając się za jego plecami. Blondyn powiedział mi do ucha, że on zejdzie na dół, a ja mam zostać na górze i ewentualnie wypatrywać obcego z piętra. Pokiwałem głową i po chwili Clay przeszukiwał dół domu podczas gdy ja stałem na górze, wypatrując potencjalnego przeciwnika. Obróciłem się w kierunku otwierających się drzwi i ujrzałem wysokiego blondyna, ubranego w biały T-shirt z czerwonymi rękawami, oraz ciemnoszare luźne dresy. Jego kręcone, blond włosy nadal były mokre, a chłopak obecnie wycierał je w ręcznik.
- Kim jesteś? - spytałem, patrząc na niego, trzymając leżący obok parasol w celach obronnych.
- Kim ty jesteś? - odpowiedział, pytaniem chłopak, celując we mnie swoim kapciem. Chwilę później na piętro wbiegł mój chłopak, który popatrzył zdziwiony na chłopaka.
- Tommathy? Co tutaj robisz? - spytał chłopak, patrząc na drugiego blondyna stojącego przede mną.
- Mówiłem ci już, abyś tak na mnie, Clayton. Mama ci pisała, że masz się mną zająć, przez dwa tygodnie jak tu jesteś. - powiedział jakby nigdy nic chłopak, zarzucając mokry ręcznik na swoje ramię.
- Naprawdę? - odpowiedział, mój chłopak, patrząc na niego z szokiem w oczach, na co ten wywrócił oczami.
- Telefonu nie masz? - spytał retorycznie chłopak, na co uśmiechnąłem się lekko, bo jednak rozbawiło mnie to, jak chłopak dokuczał Clay'owi.
- Nie patrzyłem na niego od lotu. W ogóle jak tu wszedłeś, zamykałem wszystko.
- Przypominam ci, że to nie jest dom, tylko twojej rodziny, Clayton, też mam do niego klucze. - powiedział, idąc w kierunku prawdopodobnie swojego pokoju. - Także no, sory, że wam przeszkodziłem, ale pogadamy jutro. - dopowiedział, a chwilę później zniknął za drzwiami swojego pokoju. Obróciłem się w stronę swojego ukochanego, oczekując jakichś wyjaśnień.
- To jest Tommy, mój kuzyn. - odpowiedział, krótko drapiąc się po karku.
- Czyli jednak nie jesteśmy sami. - powiedziałem, wzdychając lekko, bo naprawdę liczyłem na to, że będziemy tu sami.
- Przepraszam kochanie, chciałem, aby ten wyjazd był super, ale jak zwykle coś nie wyszło. - powiedział, ze smutkiem chłopak, na co momentalnie podszedłem do niego, przytulając się do niego.
- Nic nie szkodzi Clay, nadal może być fajnie. To jak z tym romantycznym spacerem? Tommy powiedział, że pójdzie spać, więc możemy go tu zostawić i zamknąć dom. - zaproponowałem, całując go szybko, na co chłopak, położył dłonie na mojej tali, uśmiechając się podczas pieszczoty.
- Masz dziesięć minut na ogarnięcie się. - powiedział, schodząc na dół, a ja szybko wróciłem do naszego pokoju, wiedząc, że dziesięć minut to zdecydowanie za mało dla mnie na ogarnięcie się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Byliśmy tutaj tydzień i cóż, muszę stwierdzić, że Tommy jest naprawdę super. Dużo się z nim wygłupiałem, a on także pokazał mi kilka ciekawych rzeczy na Florydzie, problem jednak pojawiał się kiedy w pokoju był także Clay. Ponieważ oni podchodzili do siebie jak kot i pies. Co chwilę wymyślali kolejne to wyzwania, aby sprawdzić, który z nich jest lepszy. Dzisiejszy dzień chciałem spędzić na odpoczywaniu, ponieważ przez ciągły gorąc panujący tu nie czułem się najlepiej, jednak nie było mi to dane kiedy blondyni wyciągnęli mnie na plażę obok naszego domu, aby zrobić kolejne głupie zawody. Wymyślili, że sprawdzą, kto jest lepszym surferem i obecnie byli w wodzie ze swoimi deskami, a ja leżałem na leżaku w cieniu, zaciskając lekko oczy kiedy moja głowa zaczęła mocniej boleć. Było mi słabo, a gdzieś w środku czułem niepokój.
- Wszystko okej? - spytał głęboki głos, więc otworzyłem oczy, jednak moja widoczność nie pozwalała mi, na zdiagnozowanie kto do mnie mówi.
- J-Ja - zacząłem, jednak z jakiegoś powodu nie mogłem poprawie ułożyć zdania.
- Spokojnie, jestem ratownikiem wodnym, prawdopodobnie masz udar cieplny. Pomogę ci. - powiedział, głos pomagając mi się podnieść, aby po tym, aby wziąć mnie na ręce i gdzieś zanieść.
Próbowałem nie stracić przytomności, ponieważ wiedziałem, iż tak jedynie utrudniłbym chłopakowi pomoc. Po chwili znaleźliśmy się w budce, która prawdopodobnie należała do nich. Poczułem się odrobinę lepiej, ponieważ było tu o wiele chłodniej niż na zewnątrz. Nieznajomy położył mnie ostrożnie na leżance, a następnie, podniósł moje nogi i położył na pudełku, aby moja głowa była niżej od tułowia. Słyszałem, jak mówi coś do prawdopodobnie swojego kolegi, że mają osobę z udarem i potrzebują zimnych okładów. Przymknąłem oczy, oddychając ciężko, na co chłopak wrócił do mnie.
- Leż spokojnie i oddychaj głęboko, twój stan jest poważny, dlatego ci pomożemy. Byłeś tutaj sam? - spytał, na co ledwo odpowiedziałem, że nie. Po chwili na moim torsie (z którego musieli rozpiąć luźną, koszulę, którą miałem na sobie) znalazły się zimne okłady, tak samo jak na moim czole. Czułem, jak zaczyna oddychać mi się o wiele łatwiej niż wcześniej, a także moja widoczność nie była już tak dziwnie zamglona jak na początku. Obróciłem lekko głowę, chcąc zobaczyć, kto mi uratował życie. Koło mnie stał wysoki chłopak z długimi, różowymi włosami związanymi w kucyka, na jego głowie, a trochę dalej, był trochę niższy od niego dorosły mężczyzna, z blond włosami. Minęło paręnaście minut, aż w końcu czułem się o wiele lepiej i ratownicy zdjęli ze mnie okłady, oraz pomogli usiąść i dali wodę, którą miałem wypić.
- Dziękuję za pomoc. - powiedziałem, patrząc wdzięcznie na mężczyzn, na co oni uśmiechnęli się do mnie.
- Nie ma za co, to nasza praca, jednak powinieneś bardziej uważać. Chociaż dziwi mnie to, że pomimo tego, miałeś czapkę i jesteś dość lekko ubrany, to dostałeś udaru. Nie jesteś stąd prawda? - spytał blondyn, patrząc na mnie miło, na co pokiwałem głową, uśmiechając się niezręcznie.
- Na co dzień mieszkam w Londynie, więc tutejsza temperatura jest o wiele wyższa niż tam. - odpowiedziałem, na co oboje pokiwali głową ze zrozumieniem.
- Lepiej będzie jeśli wrócisz do swojego domu, lub hotelu i tam odpoczniesz. Mówiłeś, że jesteś tu z kimś, tak? - spytał, różowo włosy wstając z krzesła, na którym siedział.
- Tak, przyszedłem tu z chłopakiem i jego kuzynem. - odpowiedziałem, patrząc na niego, a następnie dopiłem wodę, jaką miałem w butelce. Starszy odebrał ode mnie pustą butelkę i podał mi nową, uśmiechając się delikatnie do mnie. Podziękowałem cicho, a następnie odkręciłem je.
- Wiesz, gdzie poszli lub są? - spytał, ponownie, długo włosy patrząc za okno, aby prawdopodobnie wypatrzeć potencjale osoby, które mogły być tymi, o które mi chodziło.
- Mieli surfować, jeden ma zielone spodenki a drugi czerwone. Oboje są blondynami, jeden jest trochę wyższy. - opisałem ich, pijąc ponownie wodę.
- Jeden nazywa się Clay a drugi Tommy? - powiedział, na co popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Tak. - odpowiedziałem krótko, na co chłopak rzucił pod nosem w stylu "ci debile". - Znacie ich? - spytałem, patrząc na nich z zaciekawieniem.
- Powiedzmy, że znamy ich na tyle, aby wiedzieć, że ta dwójka sprowadza problemy. - powiedział, blondyn, na co zaśmiałem się cicho, zgadzając się z nimi.
- Poinformuje ich. - powiedział, różowo włosy idąc do czegoś zawieszonego na ich ścianie, co po chwili okazało się być, megafonem. Zaśmiałem się, słysząc to, jak chłopak woła do budynku dwójkę. - Przerośnięte dziecko i bezdomny proszeni są do budynku ratownika. - dopowiedział, po chwili wracając do nas. Nie czekaliśmy długo na nich, bo po jakiś pięciu minutach zapukali do budynku.
- Proszę. - powiedział, jak już się dowiedziałem Philip. Moi towarzysze weszli do środka a Clay, widząc mnie, z rozpiętą koszulą podbiegł do leżanki, oraz kucając przy niej.
- Co się stało skarbie, czemu tutaj jesteś? - spytał, oglądając mnie, aby potem spojrzeć gniewnym spojrzeniem na różowo włosego.
- Nawet nie waż się tak na mnie patrzeć. Uratowałem mu życie. Gdyby nie ja zamiast chłopaka miałbyś trupa. - powiedział chłopak, wywracając oczami.
- Techno go znalazł, kiedy prawie zemdlał z udaru cieplnego. - wytłumaczył lepiej, mojemu chłopakowi Philip. Po chwili poczułem, jak Clay przytula mnie mocno do siebie, siadając obok mnie.
- Przepraszam kochanie. Czemu nie powiedziałeś, że nie chcesz iść na plażę? Zostałbyś w domu. - powiedział, na co odsunąłem się od niego, patrząc na niego z przymrużonymi oczami.
- Sam wyciągnąłeś mnie z domu, pomimo tego, że mówiłem ci, że jest dla niezdecydowanie za ciepło dzisiaj. - odpowiedziałem, na co chłopak podrapał się po karku.
- O-Oh, naprawdę?
- Zabierzcie go do domu i nigdzie najlepiej do wieczora nie wyprowadzajcie. - zaproponował najstarszy, patrząc znacząco na dwójkę.
- Jasne, sory za kłopot. - powiedział Clay, a następnie podniósł mnie na ręce, wychodząc z budynku. Słyszałem jeszcze jak Tommy, mówi coś do długowłosego o tym, że ma go tak nie nazywać, a później byliśmy już za daleko, aby cokolwiek usłyszeć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Clay, mieliśmy się pakować. Jutro mamy samolot do Brytanii. - powiedziałem, idąc powoli, za ukochanym, który wyciągnął mnie z willi około godziny dwudziestej. Powiedział tylko, że to ważne i nie może z tym czekać. - Gdzie chociaż idziemy? - spytałem, rozglądając się po okolicy, w której byliśmy.
- Zaraz zobaczysz. - odpowiedział, jedynie, na co wywróciłem oczami. Chłopak zatrzymał się przy wejściu na dobrze znaną mi plażę. Ściągnęliśmy nasze buty, aby było nam łatwiej chodzić po miękkim piasku, a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Spacerowaliśmy brzegiem trzymając się za dłonie kiedy chłopak nagle się zatrzymał.
- Coś się stało? - spytałem, patrząc na niego, na co ten uśmiechnął się lekko do mnie.
- Ufasz mi kochanie? - zapytał, nadal trzymając moją dłoń oraz patrząc na mnie z miłością w oczach.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziałem od razu, bez zastanowienia. Wiedziałem, że przy nim nic mi nie grozi.
- To dobrze kochanie, po prostu patrz teraz cały czas na mnie okej? - powiedział, obracając się przodem do morza.
- Clay, o co chodzi? - spytałem, będąc lekko przestraszony wizją tego, co chłopak prawdopodobnie może mieć w głowie.
- Niedaleko stąd, tam na wodzie jest uniesienie, na które chciałbym z tobą pójść. Jednak aby się tam dostać, musimy przejść przez trochę głębszą część morza. - wytłumaczył blondyn, na co momentalnie zrobiło mi się trochę słabiej. Jednak kiedy ukochany patrzył na mnie, swoimi pięknymi, zielonymi oczami wiedziałem, że nic mi się nie stanie. Wziąłem głęboki wdech, a następnie zbliżyłem się bardziej do chłopaka, ściskając mocniej z nerwów jego dłoń.
- Okej. Ufam ci. - powiedziałem kiedy, Clay wszedł do wody, idąc powoli do przodu. Niepewnie ruszyłem za nim, nadal kurczowo trzymając jego dłoń. Kiedy dotarliśmy, do momentu gdzie woda sięgała mi prawie do pasa, zatrzymałem się, czując, coraz to większą panikę, która ogarniała moje ciało. Chłopak, widząc, moją niepewność obrócił się do mnie, uśmiechając się ponownie do mnie.
- Patrz tylko na mnie skarbie. - odpowiedział cicho, idąc powoli ponownie do przodu. Przemyślałem chwilę wszystkie swoje wybory, życiowe, a następnie ruszyłem za nim. Szliśmy tak przez kilka minut aż w końcu, dotarliśmy do wysepki, o której mówił chłopak. Stanąłem bezpiecznie na lądzie, gdzie woda na szczęście sięgała mi tylko do kostek. Chłopak zakrył mi oczy dłońmi, a następnie obrócił mnie w którąś stronę.
- Clay? - spytałem, kładąc swoje dłonie na jego kiedy chłopak w końcu zatrzymał mnie, a jego dłonie zsunęły się niżej, obejmując mnie od tyłu.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział do mojego ucha, więc zrobiłem to co prosił.
Zakryłem usta dłonią, widząc przepiękny malujący się przede mną zachód słońca. Niebo było w pięknych kolorach, a chmury widniejące na nim dodawały mu większego romantyzmu i uroku. Odbijający się w wodzie widok dodatkowo mnie zachwycił, a czerwone słońce znikające za horyzontem zaparło mi dech w piersi. Byłem tak pochłonięty tym pięknym widokiem, że nie usłyszałem, jak blondyn stojący za mną odsunął się trochę ode mnie.
- George? - usłyszałem za sobą, na co obróciłem się, aby jeszcze bardziej zastygnąć, widać chłopaka, który klęczał na jednym kolanie przede mną. W dłoni trzymał małe, czarne pudełko, którego zawartości się domyślałem. - Zabrałem cię tutaj, bo uważam to miejsce za najromantyczniejsze, jakie znam. Jestem z ciebie taki dumny, że odważyłeś się przejść przez tę wodę tylko dla mnie, za co ci dziękuję. Zakochałem się w tobie, odkąd tylko cię uratowałem, a teraz nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Chciałbym, żyć z tobą na zawsze, tutaj lub w Brytanii. Obojętne mi to, bo wszędzie będzie mi dobrze jeśli będziesz ze mną. Dlatego dokładnie dzisiaj w dniu, w którym cię uratowałem, chciałem się spytać — mówił a z każdym wyznaniem, czułem, jak łzy szczęścia chcą wypłynąć z moich oczu. Nie dałem chłopakowi dokończyć, bo przytuliłem się do niego, całując mocno. On odwzajemnił pieszczotę, kładąc wolną dłoń na mojej talii. Po chwili odsunąłem się od niego, a na moich policzkach już spływały łzy.
- Nie pierdol tyle i zakładaj mi tej pierścionek. - powiedziałem, do blondyna, na co ten zaśmiał się głośno, jednak założył mi na palec, pierścionek.
Pierścionek, który potwierdzał naszą miłość.
~The end~
~Happy ending version~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Także, dla osób, które nadal nie pogodziły się z sad endem książki, rozdział specjalny ze szczęśliwym zakończeniem. Mam nadzieję, że to odpłaci wam wylane łzy i złamane serca.
ILYA
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top