06
Obudził się wcześnie.
Zdecydowanie zbyt wcześnie jak na godzinę, o której ostatecznie położył się spać.
Wstanie o dziewiątej rano nie należało do szczytu jego marzeń po nocy tak pełnej przeżyć.
Próbował rozgryźć co go obudziło i leżał przez chwilę w ciszy, starając się zrozumieć dlaczego jego poduszka się rusza i tak pięknie pachnie, ale jego mózg nie pracował za szybko zaraz po przebudzeniu.
Aczkolwiek gdy zdał sobie sprawę, że leży na twardym, umięśnionym brzuchu swojej alfy momentalnie się poderwał i wystrzelił z łóżka jak poparzony, cudem nie budząc starszego mężczyzny.
Louis przyjrzał mu się w świetle chłodnego zimowego słońca i musiał przyznać, że nawet w takim spokojnym i bezbronnym wydaniu Alfa wyglądał niesamowicie przystojnie i mężnie.
-Czym ja na ciebie zasłużyłem- szepnął do siebie szatyn, ubierając po cichu kapcie kraby na stopy i wyruszył do łazienki po drugiej stronie korytarza.
Od razu się rozebrał i puścił ciepłą wodę pod prysznicem.
Zanim wszedł pod strumień przystanął przy ogromnej umywalce i zgarnął z bambusowego koszyka swoją szczotkę, którą przeczesał szybko włosy, aby potem łatwiej było mu je rozczesać przy suszeniu.
Kiedy pomieszczenie odrobinę zaczęło otaczać się w parze omega postanowił wejść do kabiny, która w rzeczywistości była nieco uniesionym brodzikiem i oszkloną ścianą ze szklanymi drzwiami tworzącą nową przestrzeń, tak jakby osobne, małe pomieszczenie w którym znajduje się tylko spora, zwisająca z sufitu deszczownica, duże, zmatowione do połowy okno, tak aby nie było nic widać i piękny, imitujący drewno parapet, na którym można siedzieć. Do tego na jednej ze ścianek były zrobione wgłębienia, tak aby utworzyły się półeczki.
Gdy Louis poprzedniego dnia ujrzał łazienkę był w nie małym szoku, ponieważ pomieszczenie to wydawało się być najbardziej bogatym miejscem z całego domu.
Czuł się jak w jakimś zamczysku, gdzie wszystko jest aż przepełnione luksusem.
Zastanawiał się jak bardzo bogaty musi być Harry i co takiego lonkretniej robi, że przynosi mu to aż takie dochody.
Niebieskooki westchnął stojąc pod gorącym strumieniem, który koił jego spięte mięśnie.
Zwrócił się twarzą do spadających na niego kropel, relaksując się i zmywając z siebie wszystkie negatywne odczucia i wspomnienia jakkch doświadczył koło czwartej nad ranem.
Zaczął się myć swoim kokosowym żelem pod prysznic, kiedy poczuł szczypanie chłodu, na co zmarszczył brwi, ale po chwili wszystko się wyjaśniło, kiedy poczuł to przytłoczenie, pojawiające się kiedy stał naprawdę blisko Harrego.
Przełknął nerwowo ślinę, rumieniąc się dorodnie zupełnie nie mając pojęcia co ze sobą zrobić w tym momencie i czego ma się spodziewać.
Zakładał wszystko co najgorsze, jego umysł zaczął mu podsuwać czarne scenariusze, kiedy wszystko nagle zniknęło kiedy został przyciągnięty ramieniem do potężnego cielska alfy i poczuł policzek oparty o czubek własnej głowy.
Zamarł w zaskoczeniu, a Harry tak po prostu oparł się o niego zaspany, ziewając głośno i obejmując go cały czas w talii ramieniem.
-Dzień dobry- jego głos był zachrypnięty od snu, co wysłało dreszcze przez cały kręgosłup szatyna.
-Dzień dobry Sir- wymamrotał omega, starając się powrócić do pielęgnacji swojego ciała.
Próbował ignorować obecność bruneta, aby po prostu móc wyjść jak najszybciej z tego pomieszczenia.
Harry niczym się nie przejmując rozpoczął swoją własną kąpiel i Louis nie mógł się powstrzymać i zerkał na niego ukradkiem zza ramienia.
Obserwował napinające się mięśnie Alfy, kiedy unosił ręce aby umyć swoją głowę. Śledził drogę wody spływającej po wytatuowanym ciele i zatrzymał się wzrokiem dopiero przy początkach liści laurowych, nie mając odwagi by spojrzeć na penisa swojego przeznaczonego.
-Nie krępuj się, również cię obczaiłem, to normalne że chcę się zapoznać z tym co dostałem- usłyszał wesołe parsknięcie i sponął rumieńcem jeszcze bardziej.
-To trochę nieodpowiednie- odwrócił się ponownie twarzą do okna.
-Najpierw w nocy się kłócimy, a kiedy wstajemy ty wkradasz się do mojej kąpieli Alfo i straszysz mnie. Nie czuję się komfortowo, nie wiedząc na czym stoję- dodał, nakładając prędko odżywkę na swoje włosy.
-Aktualnie stoisz na ogrzewanych panelach prysznicowych- zauważył głupio brunet, a szatyn przewrócił oczami.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi Sir, mówię o naszej relacji. Jesteśmy przeznaczonymi, aczkolwiek to trochę skomplikowane. Nie uważam by wspólny prysznic po tym, co przeżyliśmy w nocy był dobrym pomysłem- odsunął się nieco spod strumienia i usiadł na drewnianym parapecie, momentalnie przyciągając kolana do siebie aby się zasłonić i spojrzał na alfę spod swojej grzywki.
-Mamy to co mamy, po co drążyć temat. Jesteśmy skazani na siebie i musimy z tym żyć. Nie powiem że się tego kiedykolwiek spodziewałem, albo że nie komplikuje mi to życia, ale mam zamiar przyjąć to co mi los zgotował i po prostu mieć ciebie. System się nie pomylił, mój wilk ciebie chce, aczkolwiek moje ludzkie ja dobrze się czuło jako singiel bez zbędnego bagażu w postaci partnera- skwitował Alfa i Louis poczuł się nieco dziwnie przez te słowa.
-Czyli jak to widzisz Sir? Posiadanie omegi ale nie posiadanie uczuć? Nic emocjonalnego, tylko sprawy natury?- młodszy miał ochotę wyśmiać ten pomysł, ale Styles pokiwał na to głową.
-Tylko sprawy natury brzmią w porządku, nie licząc kwestii szczeniaków. Nie chcę ich, nie chcę mieć kolejnego utrapienia w postaci kolejnego pyska do wykarmienia, albo pysków zważywszy na twoje geny- skwitował i niebieskookiego zamurowało.
-Naszą naturą jest płodzenie kolejnych pokoleń. Dlaczego ty nie chcesz mieć dzieci? Ktoś taki jak ty powinien mieć jakiegoś dziedzica czy kogokolwiek aby przejął cały majątek który po tobie, po nas pozostanie! Jak ty to sobie wyobrażasz? I problem? Jak dla ciebie problemem może być wykarmienie dzieci kiedy żyjesz w taki sposób!- Louis zaczął wymachieać rękami chaotycznie, ale przerwało mu twarde spojrzenie na jego osobie.
-Po pierwsze, miałeś się zwracać do mnie inaczej, a po drugie to raczej już moja decyzja czy chcę mieć z tobą dzieci czy ich nie chcę mieć. Najwidoczniej jesteś skazany na bycie bezdzietną omegą, nie masz na co narzekać, przynajmniej twoje ciało bardzo się nie zmieni jakby to się stało przy ciąży- odparł chłodno brunet.
-Przepraszam Sir- stęknął młodszy, aby po chwili cicho kontynuować.
-Moim marzeniem było mieć własną, dużą rodzinę. Dużo dzieci, jak najwięcej, z iloma dam radę sobie poradzić. Nie chcę być uważany za omegę, która nie potrafi dać swojemu alfie dziecka. Opinia publiczna ma dla ciebie Sir ogromne znaczenie, więc w tej kwestii również powinna je mieć.- wyszeptał. -Nie rozumiem tego, każdy alfa pragnie potomstwa, to naturalny instynkt-
-No zobacz Lewis, ja go najwidoczniej nie posiadam kiedy nie jestem w rui. Owszem, opinia publiczna ma dla mnie znaczenie, zwłaszcza przy najbliższych wyborach na przywódcę stada, aczkolwiek uważam że prasa może mnie pocałować w dupę przy moich prywatnych sorawach, bo gówno to ich obchodzi. Mogą sobie gadać, dopóki nie plamią mojego imienia w sferze politycznej i zarobkowej, bo tego nie popuszczę. Ach no i od wczoraj również w sferze, gdzie chcą najeżdżać na mojego przeznaczonego nazywając go puszczalską dziwką- Louis znowu zapłonął rumieńcem na ostre słowa alfy, ale nie odezwał się już ani słowem.
-Może kiedyś jedno, góra dwa szczeniaki. Ale na pewno nie przed moją czterdziestką- parsknął po czym tak po prostu opuścił pomieszczenie, zostawiając Louisa samego z poczuciem zimna wpływającego do jego ciała.
Odrzucenie było pierwszą emocją jakiej doświadczył po przekroczeniu progu przez alfę, a zawód uderzył zaraz po tym.
-Dlaczego on taki jest- szepnął do siebie, spłukując odżywkę i szybko myjąc swoje kosmyki, aby alfa nie musiał na niego długo czekać ze śniadaniem i tymi sprawami, które muszą załatwić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top