Wedding

| Dream POV | 

Siedziałem w sali w kościele, czekając, aż pani skończy układać mi włosy. Stresowałem się tak bardzo, że ledwo oddychałem. Razem ze mną w pomieszczeniu był Sapnap, Darryl oraz Amade. Pani odsunęła się ode mnie po kilku minutach, wychodząc z pomieszczenia. 

- Tatusiu wyglądasz super! - powiedział Amadeus stając naprzeciw mnie. Uśmiechnąłem się do niego ledwo przez stres. Obróciłem głowę w stronę Darryla, który odebrał od kogoś telefon. Podniosłem się z miejsca, słysząc imię swojego narzeczonego. Chciałem iść go znaleźć, jednak mój przyjaciel powstrzymał mnie. 

- Clay nie możesz tam iść. - powiedział, na co zrobiłem do niego tak zwane "szczenięce oczka". 

- Muszę tam iść go uspokoić i - odpowiedziałem jednak chłopak szybko zatkał mi usta swoją dłonią. 

- Jest tam Niki, Wilbur i Eret wiedzą jak mu pomóc. - powiadomił mnie, równocześnie ciągnąc mnie na najbliższą kanapę. Usiadłem na niej, wykręcając sobie z nerwów palce. Siedzieliśmy w pomieszczeniu jeszcze przez kilka minut gdy dostaliśmy informacje o tym, że mogę już iść do ołtarza. Jakimś cudem wstałem i z pomocą chłopaków ruszyliśmy do głównego pomieszczenia. W kościele nie było zbyt dużo ludzi, bo tak jak razem ustaliliśmy, wolimy mieć raczej mniej huczne wesele. Schyliłem się, aby być mniej więcej na wysokości Amade. 

- Idź sobie usiąść koło dziadka Phila, dobrze? - powiedziałem, na co chłopiec pokiwał  głową, biegnąc do swojego dziadka. Stanąłem na wyznaczonym miejscu, nerwowo poprawiając swój ubiór. Mijały kolejne minuty, a nic się nie działo. Popatrzyłem na Nicka wzrokiem, mówiącym, że chyba zaraz zejdę. On podszedł do mnie szybko, lekko obejmując. 

- Mają drobny problem z twoim Apollo. Zaraz będą. - powiedział, odsuwając się po chwili. Pokiwałem lekko głową, biorąc kilka głębszych oddechów i uśmiechnąłem się lekko do kolegi. On pokazał mi podniesione kciuki do góry i wrócił na swoje miejsce. Po kolejnych pięciu minutach usłyszeliśmy jak pianista zaczyna grać wszystkim znaną melodię a drzwi otwierają się. W końcu zobaczyłem go. Miał na sobie beżowe spodnie, które spiął na swojej tali czarnym paskiem. Do tego miał na sobie dużą koszulę, której rękawy nachodziły na jego dłonie. Na ramionach miał takiego samego koloru jak spodnie, miał dużą marynarkę. Jego włosy zostały ułożone tak, aby brunet wyglądał jeszcze lepiej (jeśli to w ogóle możliwe). Do ołtarza prowadził go Wilbur, także ubrany w garnitur. Widziałem po tym, jak kurczowo George trzymał dłoń Williama. Patrzyłem na niego z uśmiechem, chcąc dodać więcej odwagi oraz aby pokazać, że będzie dobrze. Wziąłem dłoń chłopaka, pomagając mu stanąć naprzeciwko mnie. Całą ceremonię pamiętaj jak przez mgłę. Jednak w momencie, w którym ksiądz pozwolił nam się pocałować i ogłosił nas małżeństwem, bez problemu dosięgnąłem do ust chłopaka, całując je delikatnie. On położył swoje dłonie na moim karku, oddając pocałunek. Później usłyszałem oklaski gości, więc odsunąłem się od niego, obejmując go mocno. Razem wyszliśmy z kościoła, gdzie dostaliśmy multum życzeń. Po tym wszystkim wsiedliśmy do specjalnego samochodu i pojechaliśmy na salę. 

- Jak się czujesz? Już lepiej? - spytałem, chłopaka widząc, że jeszcze jest bledszy niż zazwyczaj. 

- Tak, już lepiej. - powiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. Tak już jest o wiele lepiej.   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top