Right?
| Dream POV |
Przez cały trening myślami byłem gdzie indziej. Co najmniej cztery razy się prawie się wywaliłem o gałęzie w lesie. W środku czułem jednak lęk przed tym, że chłopiec się kilka razy popłakał lub nie będzie chciał już więcej wrócić do przedszkola. Więc kiedy trener pozwolił nam na wyjście do domu, od razu wsiadłem do swojego samochodu i podjechałem pod stajnie, gdzie za 10 minut powinien skończyć trening mój narzeczony. Siedziałem w samochodzie przeglądając posty na instagramie gdy do samochodu wsiadł mój narzeczony. Obróciłem głowę w jego stronę, jednak zmarszczyłem brwi, widząc całkiem spory plaster na jego szczęce.
- Co ci się stało? - spytałem, dotykając lekko jego policzka. Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko, przez co wiedziałem, że nic mu nie jest.
- Jadąc na koniu, za bardzo myślałem i mnie zrucił i uderzyłem za mocno w ziemię. - powiedział chłopak, zapinając pasy. Uruchomiłem samochód i zaraz po tym dałem swoją dłoń na udo chłopaka tak, że mogliśmy je trzymać złączone.
- Też myślałeś o Amade prawda? - spytałem, patrząc przelotnie na chłopaka, on jednak tylko pokiwał głową.
- Też o nim myślałeś? - zapytał chłopak, głaszcząc moją dłoń.
- Wywróciłbym się przez niego co najmniej 4 razy - odpowiedziałem śmiejąc się cicho.
- Martwię się o niego. - dopowiedział chłopak, patrząc na nasze dłonie.
- Ja też, ale nie możemy się teraz martwic o każdą sekundę kiedy nie ma go obok nas. - powiedziałem, też głaszcząc go po wierzchu jego dłoni. Po kilku minutach stanąłem na parkingu przed przedszkolem. Sprawdziłem w lusterkach czy stoję tak, aby ktoś inny mógł zaparkować, jednak widząc, że stoję dosłownie idealnie, uśmiechnąłem się szeroko.
- Kochanie nazywaj mnie mistrzem parkowania. - powiedziałem, wychodząc z samochodu. - Patrz, jak idealnie zaparkowałem. - powiedziałem, pokazując palcem na idealnie zaparkowany samochód. George też wysiadł, a następnie popatrzył na to jak stanąłem.
- Jest krzywo, z prawej strony masz więcej miejsca niż z lewej. - powiedział, na co momentalnie zrobiło mi się głupio. Ale swój honor jednak mam.
- Skoro taki mądry to sam zaparkuj. - powiedziałem, podając mu kluczyki.
- Wątpię, że chciałbyś, abym robił cokolwiek z twoim samochodem. - powiedział chłopak, patrząc na mnie z rozbawionym wzrokiem. - Nie mam prawa jazdy, więc twoje auto przy mnie skończyłoby w najbliższym drzewie. - powiedział, idąc do wejścia budynku. Zamknąłem samochód za nami, śmiejąc się cicho i podbiegłem do chłopaka, od razu chwytając nasze dłonie razem. Razem weszliśmy do przedszkola i ruszyliśmy do głównej sali, w której powinien być nasz syn.
- Poczekam tutaj przed salą. - powiedziałem, siadając na ławce, czując, jak kostka zaczyna mnie boleć, aż za mocno niż powinna. Chłopak zapukał do sali, a chwilę później wszedł do sali. W tym czasie sprawdziłem, co mi się stało, jednak widać jak moja kostka robi się sina, musiało oznaczać, że albo przeciążyłem mięsień, albo jest zwichnięta. Zacisnąłem zęby, czując narastający ból, jednak nie chciałem tego po sobie pokazać. Po kilku minutach George wyszedł razem z Amade z sali. Uśmiechnąłem się do chłopca lekko, próbując wstać, ledwo stałem na prawej nodze przez bolącą kostkę. Ledwo ukucnąłem, aby wziąć synka na ręce.
- I jak było w przedszkolu. - powiedziałem, wstając, równocześnie próbując nie przekląć przy dziecku.
- Było super i te warzywa też są super! Czyli będą lody? - spytał chłopiec, patrząc na mnie z uśmiechem na ustach.
- Tak pojedziemy na lody. - powiedziałem, stawiając go na ziemi. - A teraz leć przebrać buciki. - dopowiedziałem, opierając się o ścianę.
- Co się stało? Nie stoisz na jednej nodze. - powiedział George stanowczo, naprzeciw mnie.
- Musiałem coś sobie zrobić i dopiero teraz czuje ból. - powiedziałem, patrząc na niego.
- Nie chcesz jechać do szpitala? - spytał brunet, patrząc na mnie zmartwiony.
- To nie jest raczej nic poważnego. - powiedziałem. Prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top