Dream in dream
Polecam przygotować sobie chusteczki na wszelki wypadek.
Zapraszam doczytania
^^
____________________________________________________
| Dream POV |
- Skąd wiesz, że w tej sytuacji przepraszam, nie pomoże, Dream? - usłyszałem pytanie zza moich pleców. Obróciłem się delikatnie, nie mając na to zbyt dużo siły w kierunku głosu. W drzwiach stał równie zapłakany co ja chłopak. Od razu wstałem, próbując do niego podejść, jednak nie miałem tyle siły, wiedząc, że rany nadal krwawią, a prawie godzinny płacz mi nie pomagał, więc skończyłem centralnie przed stopami chłopaka z twarzą w dywanie. Próbowałem się podnieść, jednak nie dawało to żadnego efektu do momentu, w którym chłopak mi nie pomógł.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam George. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy bym nie pomyślał o tobie w taki sposób. Wybacz m,i błagam. - powiedziałem, znowu upadając na ziemię przed nim przez to, że zrobiło mi się słabo.
- Ile sobie zrobiłeś kresek? - usłyszałem pytanie, przez co domyśliłem się, że chłopak albo zobaczył już moje przedramiona, albo po prostu domyślił się po moim stanie.
- Jedenaście, bo tyle miesięcy jesteśmy razem. Albo byliśmy, oddałeś przecież pierścionek. - powiedziałem, nie umiejąc dalej powstrzymać łez.
- Dupku nie chciałem go oddawać. Miałeś przemyśleć swoje zachowanie, a nie zamęczać się na śmierć. - powiedział, podnosząc moje zwłoki z ziemi. Razem a w większości sprawy chłopaka udało nam się doczołgać do sypialni, która niestety przeszła małe przemeblowanie, można powiedzieć? Kiedy doszło do mnie, co powiedziałem chłopakowi, dostałem jakiegoś ataku gniewu, w którego skutku rozjebałem nam pół sypialni. Chłopak położył mnie na łóżku, omijając szkło leżące na podłodze.
- Spróbuj wstać, a już mnie nie zobaczysz. - powiedział, wychodząc z pokoju, zapewnię, aby pójść po apteczkę. Zamknąłem delikatnie oczy, czując jak kręci mi się w głowie oraz jak coraz ciężej mi się bierze kolejne wdechy. Chłopak po kilku sekundach wrócił a ostatnie co zarejestrowałem to to jak chłopak krzyczy do mnie płacząc jeszcze bardziej.
Leżałem na łące. Letnie słońce oświetlało moją twarz. Moja dłoń złączona z dłonią Georga wywoływała u mnie poczucie bezpieczeństwa. Ćwierkające naokoło nas ptaki sprawiały, że ta chwila stawała się jeszcze piękniejsza. Przed nami biegł także Amadeusz, puszczając latawiec. Wszystko wydawało się być idealne. Aż zbyt idealne.
- Tatusiu? - usłyszałem, na co podniosłem się na łokciach, patrząc na mojego synka z uśmiechem.
- Tak, skarbie? - odpowiedziałem.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał, patrząc na mnie. Z jego oczu zaczęły lecieć łzy, na co przestraszyłem się nie na żarty. - Czemu tata nas zostawił? - spytał po raz kolejny, a jego latawiec spadł z nieba, uderzając z głuchym głosem o ziemię.
- Ale tata jest tutaj z nami. - powiedziałem, obracając głowę w stronę miejsca, na którym leżał wcześniej brunet, jednak teraz została po nim tylko obrączka. Wstałem z trawy, rozglądając się za ukochanym.
- Zostawił nas po tym jak go skrzywdziłeś. To twoja wina. - powiedział a jego łzy zmieniły się na jakaś czarną maź. Chwilę później chłopiec rozpadł się na kawałki, zanim zdołałem w ogóle zareagować. Nie minęła sekunda, a scena zmieniła się na jakiś brudny pokój. W jego kącie siedział skulony George. Jego ubranie było poszarpane, a ciało prawdopodobnie zostało obmacane przez starych mężczyzn. Płakał, patrząc w dół. Chciałem do niego podbiec gdy nagle przede mną pojawił się mężczyzna w garniturze. Na głowie miał budzące strach, baranie rogi, a jego oczy były całkowicie czarne. Zauważyłem, że za tajemniczym stworzeniem pojawił się starszy przepocony mężczyzna. Brunet podniósł powoli wzrok, myśląc, że to kolejna osoba, która chce użyć jego ciała. Nie mylił się. Po kilku minutach chłopak został zmuszony do uklęknięcia przed mężczyzną. Chciałem podbiec do nich, jednak stwór dotknął palcem mojego czoła, a przed moimi oczami została tylko ciemność. Czułem się, jakbym tonął w oceanie. Wszystkie dźwięki dochodziły do mnie z daleka.
- Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać naszego drogiego przyjaciela, kuzyna, brata oraz narzeczonego Claya. - usłyszałem głos starszego mężczyzny z daleka. Nie widziałem ich, ale i tak wiedziałem, że jest to mój pogrzeb.
Tylko ja żyję. Czuję, że żyję.
- Tatusiu czemu nas zostawiłeś? - tym razem do moich uszu doszedł głos płaczącego Amadeusza.
Skarbie nie zostawiłem was przecież.
- Czemu to zrobiłeś Clay? Nie zdążyliśmy przecież razem jeszcze pojechać w góry, tak jak obiecałeś. - tym razem powiedział Sapnap.
Zawsze dotrzymuję obietnic, Nick.
- MIAŁEŚ MNIE NIGDY NIE ZOSTAWIĆ! - Doszedł do mnie najbardziej raniący serce głos, jaki kiedykolwiek słyszałem.
Nie zostawię cię George.
- N-nigdy. - powiedziałem, otwierając delikatnie oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top