33] Sroka złodziejka.
𝐼 𝑅𝒜𝒩 𝒯𝒪 𝒯𝐻𝐸 𝒟𝐸𝒱𝐼𝐿
𝐻𝐸 𝒲𝒜𝒮 𝒲𝒜𝐼𝒯𝐼𝒩𝒢.
♛ | SROKA ZŁODZIEJKA.
Richard Brook. Aktor, opowiadacz bajek.
Jim uwielbiał bajki, a teraz stał się jedną z nich.
Eurus opowiedziała mu o swoim planie polegającym na pokonaniu Sherlocka, a Irlandczyk pragnący śmierci tego mężczyzny był bardziej niż podekscytowany tym planem.
Był jednym z głównych uczestników tego przedstawienia. Jednakże najbardziej spektakularny miał być koniec, w którym Sherlock będzie musiał skoczyć z budynku szpitala Barts. To będzie moment, w którym zostanie zdecydowane, kto wygra decydującą walkę. Jim? Czy może Sherlock?
Brunet nie wiedział o tym, że Eurus udało się go przekonać dzięki swojemu wewnętrznemu geniuszu i zdolności manipulacji. Zadziałała na niego tylko trochę, bo Jima nie dało się zazwyczaj zmanipulować. To on był tym, który robił to innym. Pomimo tego jednak, dziewczyna przekonała go do końca, że życie jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, gdyż żył w świecie idiotów, którzy nie potrafią się z nim bawić. Nie wiedział, co będzie robił, gdy pozbędzie się już detektywa.
Nagle piosenka "Stayin' Alive" Bee Gees stała się piekielnie irytująca i ironiczna.
Stayin' alive!
Świat to po prostu utrzymywanie się przy życiu bez jakiejkolwiek zabawy. Doprowadzało go to do szału.
Krążył po swoim mieszkaniu bezcelowo, słuchał na okrągło tego utworu i od czasu do czasu zerkał na fotografie Sherlocka.
Nie można było jednak robić tego przez wieczność. Nadeszła pora, żeby wziąć sprawy w swoje ręce.
Zostało ogłoszone otwarcie wystawy klejnotów królewskich w Tower of London i Jim uznał, że to idealny sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę mediów. Każdy miał wiedzieć, do czego był zdolny tylko po to, żeby potem wrobić Sherlocka w to, że właśnie on go wynajął, a Moriarty był płatnym aktorem - Richardem Brookiem. Nie mógł się doczekać.
Opowiedział o tym swoim pracownikom. Klasyczny szef. Postradał jakichkolwiek zmysłów. Kwestionowanie jego planów i tak nie było dobrym pomysłem, bo koniec końców i tak okazywał się geniuszem. Pogodzili się z tym, że muszą pozwolić swojemu szefowi zostać złapanym przez Scotland Yard, pomimo, że jeszcze kilka miesięcy temu spędził czas zamknięty przez Mycrofta Holmesa.
Moriarty przebrał się w strój cywila kolejny raz, chociaż ani trochę mu się to nie podobało.
Założył białą bluzkę, niebieskie spodnie, oliwkową kurtkę, jasne tenisówki i czapkę z daszkiem na której widniał napis "LONDON". W ten sposób wyglądał jak zagubiony Irlandczyk, który przyjechał do tego miejsca, żeby po prostu pozwiedzać.
O godzinie jedenastej zero zero był już na podwórzu przed Tower of London, robiąc zdjęcia telefonem tak samo, jak pozostali turyści. Jednak on wykorzystywał kamerę, żeby poobserwować krążących po miejscu ochroniarzy skupionych na szukaniu bardziej podejrzanych osób.
Żuł gumę, sprawdzając kiedy będzie najlepsza pora, żeby wejść do środka. Miał genialny plan.
Najechał telefonem na znak prowadzący na wystawę klejnotów królewskich. Uśmiechnął się w głębi duszy i ruszył przed siebie.
Najpierw znalazł się w Białej Wieży, do której trzeba było wejść najpierw, żeby dostać się do ekspozycji. Postawiony był tam wykrywacz metalu, co było normalne, gdy wystawione były tak ważne przedmioty, jak klejnoty królewskie przez wieków noszone na głowie oraz dłoni królów i królowych Wielkiej Brytanii. Składały się z przepięknej korony ze złota, okrągłego jabłka (czyli kuli z krzyżem na samej górze) oraz berłem. Położone zaś były na czerwonej szacie. Były piękne i od razu wpadły sroce złodziejce w oko.
— Proszę włożyć to do swojej torby, proszę — z zamyślenia wyrwał go strażnik, który oddawał właśnie rzeczy kobiecie z przodu kolejki.
Następny był Jim, który zrobił parę kroków pod wykrywaczem. Włączył się krótki alarm.
— Przepraszam, proszę pana — odezwał się mężczyzna w uniformie. — Ma pan przy sobie metalowe obiekty, takie jak klucze lub telefon?
Irlandczyk spojrzał się na niego i uśmiechnął przepraszająco, wyciągając telefon. Odłożył przedmiot na tacę i przeszedł ponownie, jednak tym razem alarm się nie włączył.
Nie miał żadnej metalowej broni.
Ochroniarz przestawił tacę na drugą stronę.
— Dziękuję — powiedział, a Jim wziął swój telefon.
Znalazł się w pomieszczeniu z klejnotami, gdzie byli już inni ludzie oglądający wystawę.
Były tam. Świecące, złote, stare, umieszczone za szybą.
Wrażliwa i łatwa do zniszczenia. Banalne.
Jim zrobił parę kroków w stronę wystawy, a następnie wyjął swoje ukochane słuchawki z kieszeni i włożył do uszu.
Ludzie robili zdjęcia, a tymczasem Irlandczyk wyprostował dłoń z telefonem, włączając uwerturę "The Thieving Magpie" Rossiniego.
Melodia zaczęła grać łagodnie i skocznie, a Jim zamknął oczy, poruszając szyją na różne kierunki, napawając się muzyką. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który nie był niczym innym, niż po prostu objaw szaleństwa.
Opuścił lekko ramiona, zerkając powolnie na ekran swojego telefonu.
Włączył aplikację, którą sam stworzył. Aplikacja zawierała w sobie kreskówkowe zdjęcia różnych miejsc, które przewijał w bok, aż natrafił na obrazek złotej korony. Wcisnął właśnie to i dokładnie w tym momencie rozległ się bardzo głośny alarm, a powtarzający się głos mówił:
"TO INTERWENCJA. PROSIMY OPUŚCIĆ BUDYNEK".
Wszyscy zaczęli rzucać się do wyjścia.
Oprócz turysty w czapce z daszkiem, słuchający muzyki na słuchawkach.
Jeden z ochroniarzy, który wskazywał innym wyjściem to zauważył i prędko podszedł do Irlandczyka, stukając go w ramię, żeby usłyszał go przez słuchawki.
— Proszę pana, będę musiał prosić pana o wyjście.
Brunet z gracją odwrócił się, wyjmując zza kurtki usypiający spray, który psiknął ochroniarzowi prosto w twarz.
Mężczyzna padł na podłogę z hukiem.
Jim schował butelkę, a następnie zdjął swoją czapkę, przejeżdżając dłonią po swoich ciemnych włosach.
Teraz zaczynała się zabawa! To była bułeczka z masłem.
Znowu zajrzał do telefonu, tym razem klikając na świnkę skarbonkę. Właśnie bez problemu otworzył najważniejszy bank w Anglii.
Zbliżył się do szyby, wyjmując marker i wciąż żując gumę, zaczął pisać na niej wiadomość mówiącą od tyłu:
"ZAWOŁAJCIE SHERLOCKA"
Wiedział, że potem będą sprawdzane kamery, a oni to odczytają. W końcu o to chodziło, żeby wszyscy skupili się na detektywie. Coraz więcej podejrzeń będzie rzuconych w jego stronę.
Zrobił uśmieszek w literce "O" z zadowoleniem.
Ponownie zwrócił się do telefonu, tym razem klikając w ikonkę więźnia za kratami.
Teraz wszystkie drzwi w więzieniu Pentonville zostały otwarte, a ptaszki mogły pouciekać z klatek. Zrobiło się ekscytująco.
Chwycił za kawałek miętowej gumy, którą miał w ustach i przylepił ją do szyby. Następnie wyjął z kieszeni pudełeczko z diamentem, który także skradł (jednak poprzedniego dnia), a potem umieścił klejnot w samym środku gumy, uśmiechając się szaleńczo.
Odwrócił się od wystawy. Muzyka grała nieziemsko, nadając mu głupkowatego nastroju. Nie interesowało go to, że w jego stronę zmierzała właśnie cała horda policji, bo właśnie popełniał zbrodnię stuleci. Zrzucił z siebie kurtkę, odrzucając ją na podłogę i wyciągnął ręce w górę w tym muzyki. Tanecznym ruchem z gracją zaczął zbliżać się do gaśnicy. Wyjął czarne rękawiczki, które założył na dłonie, a następnie chwycił gaśnicę jak gdyby nigdy nic.
Muzyka grała skocznie, przygotowując się do finału, a Jim wciąż tańczył w pomieszczeniu, tym razem z ciężkim obiektem w rękach.
Zbliżył się do szyby, a następnie tanecznie zamachnął się i z całej siły uderzył gaśnicą w gablotę.
Rozległ się huk tłuczonego szkła, a małe kawałki zaczęły spadać na ziemię. Kolejne uderzenie. Kolejne!
Nagle cała przednia szyba leżała roztrzaskana na podłodze, a klejnoty królewskie były na wyciągnięcie ręki.
Z uśmiechem odłożył gaśnicę, a następnie rozciągnął się spokojnie, wchodząc do środka gabloty.
Wziął w dłonie dość ciężką koronę z fascynacją, a następnie założył ją sobie na głowę. Uczucie było nieziemskie. To mu się właśnie należało całe jego życie.
Chwycił szatę, którą założył sobie na plecy, a następnie wziął w dłonie królewskie jabłko i berło, siadając wygodnie na ozdobionym siedzeniu.
James Moriarty właśnie miał na sobie przedmioty, które były noszone tylko przez najważniejsze osoby w tym kraju od pokoleń.
Rozsiadł się wygodnie i zamknął oczy, oczekując na Scotland Yard.
O wilku mowa.
Melodia właśnie się kończyła, a tu nagle rozległo się uderzenie i do pomieszczenia wparowała cała grupa antyterrorystów w kombinezonach, którzy wycelowali karabinami na środek klatki piersiowej Irlandczyka.
Jim otworzył oczy, rozglądając się ciemnymi oczami wokół zebranych.
— Nie spieszcie się — powiedział ze spokojem.
— Ręce do góry! — zawołał główny antyterrorysta agresywnie. — Powoli wyjdź z gabloty i zostaw królewskie klejnoty.
Irlandczyk tak właśnie postąpił. Wychodząc jednak, wysłał wiadomość Sherlockowi.
"Chodź się bawić.
Tower Hill.
Jim Moriarty x."
Policja eskortowała go na zewnątrz, a skuty Jim został zamknięty w wozie policyjnym.
Grę pora było zacząć.
♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛♛
Zbrodnia stulecia.
Gazety, telewizja, internet... Wszędzie wrzało o tym, co stało się w Tower of London. Ktoś był na tyle sprytny i odważny, że dobrał się do najważniejszych obiektów w Wielkiej Brytanii. Wiedziała o tym nawet sama królowa, która była zszokowana, a ochroniarze ukazywali publicznie ogromną skruchę za to, że nie dopilnowali tego miejsca należycie i że to wszystko ich wina.
James Moriarty stał się nagle znany w całej Europie.
Zdjęcia, w których niszczy szybę były na przodach gazet, a oprócz Irlandczyka wszyscy mówili także o Sherlocku i to, że ten kryminalista zostawił mu wiadomość.
Na Twitterze zaczęły powstawać teorie, że detektyw maczał w tym palce i to wszystko było tak naprawdę ustawione przez Holmesa, żeby zwrócić na siebie uwagę i wypromować bloga.
Teraz oboje byli osobami, o których mówiło się najgłośniej.
Jim spędził za kratkami tydzień, z niecierpliwością czekając na przebieg wydarzeń. Już niedługo miała odbyć się rozprawa sądowa przeciwko niemu, w której zeznawać miał Sherlock. Nie mógł się doczekać ponownego spotkania z nim.
W dzień rozprawy sądowej pozwolono Jimowi założyć swój garnitur. W końcu był tylko trzymany dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona dokładniej. Przecież niczego nie ukradł, a tylko i wyłącznie założył klejnoty ma siebie. Jedyne, co mu groziło, to zapłata dużej ilości pieniędzy, na którą oczywiście było go stać.
Policja założyła mu kajdany na nogi, poprowadziła go przez hol, następnie po schodach w górę i weszli razem na salę.
Dużo ludzi już czekało na miejscu, w tym Sherlock stojący na miejscu świadka niedaleko starego sędziego, a także jego zwierzak, który obserwował to wszystko na samej górze publiczności.
Gdy Jim dotarł na miejsce należące do skazanych, jeden z ochroniarzy przykuł mu nogę do drewnianego doku.
Tymczasem jedna z damskich strażniczek, która upewniała się czy jest należycie przykuty, wymieniła z nim spojrzenie na sekundę, co okazało się być błędem.
Nie zważając na to, że wszyscy obserwowali jego ruchy, wymamrotał łagodnie do kobiety:
— Wsunęłabyś dłoń do mojej kieszeni?
To był specjalnie erotyczny ruch, który wywołał w niej uczucie dyskomfortu. Kryminalista wpatrywał się w nią. Kobieta spojrzała w stronę swoich męskich kolegów, nie mających nic przeciwko. Westchnęła bezgłośnie, a następnie wsunęła dłoń do kieszeni spodni Jima. Z jej końca wyciągnęła kawałek miętowej gumy.
Moriarty wysunął język, a strażniczka położyła ją na nim. Jim zamknął usta, żując ją i uśmiechnął się do kobiety, która jak najszybciej chciała się stamtąd wyrwać.
— Dzięki... — wymruczał.
W końcu odwrócił głowę do sędziego, który oczekiwał, aż wszyscy ucichną.
John Watson wyglądał na zestresowanego. Sherlock zresztą też.
××××××
Rozprawa trwała, a Jim nie mógł niczego mówić.
Od czasu do czasu zerkał na detektywa, który próbował wyminąć jego bezsłowną próbę zwrócenia na niego uwagi.
Teraz nadeszła kolej na jego zeznania. Moriarty żuł więc nonszalancko gumę, stojąc w miejscu.
— "Konsultujący kryminalista"... — zagaiła pani prokurator, gdy Sherlock był w trakcie zeznań świadka.
— Tak — potwierdził detektyw.
— Twoje słowa. Czy mógłby pan bardziej sprecyzować pańską odpowiedź?
Jim jeszcze raz spojrzał na niego z zadowoleniem, uśmiechając się od ucha do ucha. Właśnie Sherlock zmuszony był o nim mówić. Nie mógł się doczekać tego, co właśnie miał usłyszeć.
— Jamesa Moriarty'ego można zatrudnić — odparł.
— Handlarz?
Prokurator zmarszczyła lekko brwi.
— Ale nie takiego typu, który naprawiłby piec gazowy?
— Nie — odparł Sherlock. — Takiego typu, który by podłożył bombę lub zaplanował zamach, ale jestem pewien, że dobrze by poradził sobie z pani bojlerem.
Wśród prawników przebiegł stłumiony chichot, a prokurator próbowała powstrzymać uśmiech.
— Opisałby go pan jako...?
— Prowadzenie — przerwał jej nagle Sherlock.
Kobieta wyglądała na zbitą z tropu.
— Słucham?
— Nie możesz tego robić. Prowadzisz świadkiem.
Wskazał głową na obrońcę.
— On zgłosi sprzeciw i sędzia utrzyma to w mocy.
Sędzia, który do tej pory siedział cicho westchnął ciężko. To nie był pierwszy raz, gdy ten detektyw się tak wymądrzał.
Jim za to był pod wielkim wrażeniem. Sherlock był prawie taki, jak on.
— Panie Holmes... — odezwał się sędzia.
Jednak świadek nie skończył pouczania.
— Zapytaj mnie jak. Jak bym go opisał? Jakie uformowałem sobie opinie na jego temat? Nie uczyli cię tego?
— Panie Holmes — sędzia uniósł głos. — Poradzimy sobie bez pańskiej pomocy.
— Jak więc opisałby pan tego człowieka? Jego charakter — poprawiła się prokurator.
Jim i Sherlock wymienili ze sobą intensywne spojrzenia. Moriarty czekał na ten moment. Chciał widzieć, czy z pewnością myślał o nim to, na co Irlandczyk czekał.
— Pierwsza pomyłka — odparł chłodno, wciąż wpatrując się w ciemne oczy przerażającego kryminalisty. — Moriarty to nie człowiek. To pająk. Wije przestępczą, pajęczą sieć z tysiącami nitek i dokładnie wie, jak która drży.
Brunet delikatnie potakiwał głową z zadowoleniem. Dobry piesek... Sherlock wiedział. Wiedział, kim tak naprawdę Jim był i ujął to perfekcyjnie.
Prokurator chrząknęła nerwowo.
— I jak długo...
Sherlock zamknął oczy i westchnął niecierpliwie.
— Nie, nie. Nie rób tego. To naprawdę nie jest dobre pytanie — powiedział z niezadowoleniem.
— Panie Holmes! — zawołał rozgniewany sędzia.
Detektyw zamilkł, tym razem wpatrując się przed siebie, a dokładniej w publiczność.
— Jak długo go znam? To nie najlepszy trop śledztwa. Poznaliśmy się dwa razy, dokładnie pięć minut. Ja wyciągnąłem broń; on próbował mnie wysadzić. Od razu poczułem, że między nami była specjalna więź.
Jim uniósł brwi w rozbawieniu i zdziwieniu. A więc on też to czuł! To było urocze.
— Pani Sorrel, naprawdę uważa pani, że ten mężczyzna jest ekspertem znając oskarżonego zaledwie pięć minut? — starszy mężczyzna zwrócił się do kobiety.
— Dwie minuty by mi wystarczyły do bycia ekspertem — wtrącił Sherlock, zanim prokurator zdążyła cokolwiek powiedzieć.
— Panie Holmes, to sprawa dla ławy przysięgłych — odparł mężczyzna niecierpliwie.
— O, naprawdę?
John z tyłu złapał się za głowę.
Detektyw spojrzał na ławę, za którą siedziało kilkoro osób ubranych w eleganckie stroje.
— Jeden bibliotekarz, dwóch nauczycieli. Dwie ciężkie prace, prawdopodobnie z miasta. Nadzorca jest sekretarzem medycznym, trenował zagranicą, bazując na jego stenografii.
— Panie Holmes!
— Siedmioro z tych osób jest zamężna, dwójka zdradza partnerów – ze sobą nawzajem, na to wygląda! O, właśnie niedawno pili herbatę i jedli ciasteczka.
Odwrócił się do oburzonego sędziny.
— Chciałby pan wiedzieć, kto jadł gofra?
— Panie Holmes, został pan tutaj wezwany po to, żeby odpowiedzieć na pytania pani Sorrel, a nie żeby popisywać się pana mocami intelektualnymi. Proszę mówić odpowiedzi, które dotyczą sprawy. Cokolwiek innego będzie uznane jako pogardę.
Sherlock obrócił oczami w zirytowaniu, a Jim potaknął głową w zrozumieniu. On też miał dość tych idiotów otaczających go.
— Czy mógłby pan wytrzymać chociaż pięć minut bez popisywania się?! — sędzia uniósł głos.
Detektyw otworzył usta, żeby coś powiedzieć. To był błąd.
Starszy mężczyzna uniósł dłoń w stronę strażników, którzy podeszli do Holmesa.
Wtedy obrońca wykorzystał to jako świetną okazję.
— Wysoki sędzio, przeciwko mojemu klientowi nie ma żadnych dowodów.
Jim odwrócił się w stronę publiczności i spojrzał na Johna, teatralnie robiąc smutną minę, wzruszając ramionami.
Rozprawa na ten dzień się skończyła, a Jim wraz z Sherlockiem zostali zaprowadzeni do oddzielnych cel tuż koło siebie.
Można było powiedzieć, że siebie wyczuwali.
Byli oddzieleni ścianą, a jednak tak blisko...
Jim odwrócił się do niej twarzą, zupełnie tak, jakby mógł przez nią dostrzec detektywa. Wpatrywał się w jeden punkt morderczo wiedząc, że Holmes pewnie też się teraz w niego wpatruje.
Upadek był już blisko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top