29] Drogi, kochany Sherlock.
and i can't see me
loving nobody but you
for all my life.
♛ | DROGI, KOCHANY SHERLOCK.
Jim Moriarty był nosicielem wiedzy użytecznej, jak i tej mniej. Wszystko zależało od tego, kto go oceniał. Powiedzmy na przykład, że do jego głowy wszedłby jakiś naukowiec, a może bardzo ważny detektyw – on uznałby, że taka wiedza jest skarbem, a informacje w niej zawarte są naprawdę przydatne.
Jeżeli jednak by się napatoczył zwykły cywil z ulicy, to nie wiedziałby po co komu takie bzdury do zapamiętania.
Chodziło o to, że mógłby wymienić cały szereg śmiertelnych trucizn i ich szczegółowy skład, przy okazji tłumacząc z czego produkowany jest każdy składnik. Mógł otruć kogoś za pomocą baterii od pilota, bo zawierały one kwas siarkowy i kadm, z czego to drugie było pierwiastkiem chemicznym z grupy metali przejściowych.
Irlandczyk widział potencjał do mordu w niemalże każdym przedmiocie i to właśnie była wiedza, którą postanowił zapełnić umysł.
Niestety to właśnie przez te informacje, Jim nie miał zielonego pojęcia o rzeczach normalnych w życiu - jak zrobić jajecznicę, ile kosztuje fryzjer w Londynie, w jaki sposób rozmawiać ze swoją drugą połówką.
Brak wiedzy na temat tej ostatniej rzeczy sprawił, że trudno mu było dobrze udawać to, iż Molly mu się podoba i teraz stanowią parę.
Przez większość czasu nie miał pojęcia, w jaki sposób się zachowywać. Czy powinien całować ją na pożegnanie? Obejmować cały czas?
Nie chciał marnować na to swojej pojemności umysłu, która i tak była duża. W końcu zalewie dzień później, marzenie Jima miało się spełnić, a związek z irytującą dziewczyną skończyć – miał poznać Sherlocka Holmesa.
Dowiedział się, że akurat był w szpitalu, gdy Jim i Molly pracowali. Wcześniej rozmawiali w stołówce dokładnie o nim, aż dziewczyna speszyła się i powiedziała, że musi załatwić coś w laboratorium.
Tymczasem Wielka Gra, którą urządził kryminalista wciąż była w toku. Sherlock odkrył tenisówki Carla Powersa, porozmawiał z Jimem poprzez ofiary, a teraz zostało mu dokładne zbadanie butów.
To był ten dzień, w którym miał zmierzyć się z detektywem twarzą w twarz.
Swoje zielone bokserki wyciągnął lekko na wierzch i... Nic więcej.
Jego zadaniem było, żeby Sherlock wydedukował z Jima, że jest gejem.
I ku możliwym zaskoczeniu innych - gejem nie był.
Nie obchodziła go płeć. Jeżeli chciał, mógł przespać się z każdą osobą, gdy chodziło o wykorzystanie jej do swojej gry.
Jasna bielizna na wierzchu zaś była częstym wyznacznikiem homoseksualistów w Londynie.
Moriarty miał nadzieję, że detektyw wykorzysta do tego swoje moce dedukcji do zorientowania się.
Nie czekając na Hooper długo, Jim podążył za nią. Wyjął z kieszeni papierek z jego numerem telefonu, który zapisał wcześniej.
Powstrzymał szaleńczy śmiech podekscytowania, a wtedy pociągnął za drzwi od laboratorium.
Dostrzegł go.
Dostrzegł Sherlocka Holmesa, bruneta o ostrych kościach policzkowych który obserwował tenisówki przez mikroskop. Miał ten inteligentny wzrok, który dla Jima był niezwykle fascynujący. On jedyny mógł zrozumieć, co siedziało w jego głowie.
Nawet nie zwrócił uwagi na niskiego mężczyzny, który stał tuż za nim.
Uśmiechnął się zaskoczony i zrobił krok do drzwi, jednak wiedział, co Molly będzie chciała zrobić. Przestawić go. Chciała wywołać w detektywie zazdrość, chociaż na małym poziomie, bo jej miłość wciąż wobec niego nie gasła.
— O przepraszam, nie chciałem...
— Jim! — zawołała wesoło. — Cześć! Wejdź, wejdź!
Irlandczyk z ukrywanym zadowoleniem wszedł do pomieszczenia i podszedł bliżej detektywa. Gdyby tylko on jeszcze wiedział, kim tak naprawdę Moriarty był.
Sherlock spojrzał na niego przez chwilę, a potem wrócił do wpatrywania się przez mikroskop.
— Jim... — zaczęła Molly. — To jest Sherlock Holmes.
— Ah!
— I.... Przepraszam?
Chciała przedstawić blondyna stojącego za detektywem, jednak widocznie nie wiedziała jeszcze, jak się nazywa.
Mężczyzna westchnął cicho.
— John. John Watson. Cześć.
To był on - przyjaciel Sherlocka. Niewiarygodne.
Teraz jednak nie był najważniejszy. Jim skupił się na najwspanialszej dystrakcji, którą chciał zniszczyć i jednocześnie z którą chciał się pobawić.
Spojrzał na niego jednak przez parę sekund.
Był w wojsku, sugerując po wyprostowanej postawie.
Widać było, że doktorowi Watsonowi zależało na Sherlocku, co działało także w drugą stronę.
Jim wiedział już dokładnie, kogo miał zamiar porwać. To jednak były plany na później.
— Cześć... — Moriarty ponownie zwrócił całą uwagę na gwiazdę laboratorium. — A więc to ty jesteś Sherlock Holmes... Molly wiele mi o tobie opowiadała. Pracujesz nad jedną ze swoich spraw?
Chciał go udusić. Miał taki odruch.
Bawił się dłońmi z papierkiem, przechodząc za jego plecami na bok, bliżej stolika i Johna tak, że teraz stał przed doktorem. To on był najważniejszy. To on miał być celem zainteresowania, nie ten zwierzak, którego Sherlock przy sobie trzymał.
— J-jim pracuje w dziale informatycznym, na górze. Tak się poznaliśmy. Biurowy romans — wyjaśniła Molly.
Mężczyzna jeszcze raz na niego spojrzał, zaledwie na chwilę. Tyle mu wystarczyło, żeby paść ofiarą jego podstępu.
— Gej.
Molly wyglądała na zbitą z tropu, ale też z odrobiną zaniepokojenia. Wiedziała, że dedukcje Sherlocka zawsze były trafione.
— Słucham? — dodała cicho.
— Nie, nic... Emm... Hej.
— Hej — Jim spojrzał na niego ze wzrokiem pełnym adoracji.
Wtedy Jim celowo przewrócił jedną z szalek Petriego stojących koło miejsca pracy.
— Przepraszam! Przepraszam! — zawołał gorączkowo, jednak uśmiech rozbawienia nie schodził mu z twarzy. Nie mógł się powstrzymać. Wyprostował się, rozglądając wokół siebie niewinnie. — Cóż, to ja będę leciał... Zobaczymy się w Fox. Gdzieś koło... Szóstej?
Podszedł do Molly i objął ją jedną ręką, wciąż nie spuszczając oczu z Sherlocka.
— Jasne — odparła dziewczyna z nerwowym uśmiechem.
— Pa... Miło było cię poznać — Jim pożegnał się z detektywem.
Nastąpiła niezręczna cisza, bo mężczyzna nie chciał mu odpowiedzieć. Niegrzeczny detektyw. Irlandczykowi to się podobało. Byli tacy sami.
John był jedyną osobą, która postanowiła odpowiedzieć za niego.
— Ciebie też.
Jim uśmiechnął się, a następnie z zadowoleniem wyszedł z laboratorium.
Wyszedł na korytarz. Sherlock padł na jego zabawę. Zauważył, że zostawił mu numer. Wiedział, że zaraz powie Molly, a ona przyjdzie do niego z krzykiem.
Nie musiał czekać długo. Doszedł zaledwie do końca holu, a dziewczyna w furii wybiegła z laboratorium z hukiem.
Podbiegła do niego, a w jej oczy świeciły się od łez. Była naprawdę zraniona.
Jim ukrył swój uśmiech, odwracając się do niej.
— Coś się stało, Molly?
— Powiedz, że to nieprawda — powiedziała do niego stanowczo. — Że nie jesteś gejem.
Sherlock wykonał swoje zadanie! Dobry chłopiec.
Nastąpiła cisza. Teraz Jim mógł w końcu to powiedzieć i z nią zerwać. Pozbyć się tego ciężaru. No, a dokładniej to był pewny, że to ona zerwie z nim.
— Tak, jestem — próbował wrzucić do swojego głosu chociażby jakąkolwiek skruchę. Był na szczęście dobrym aktorem.
Dziewczyna zaczęła płakać, a Moriarty nie wiedział jak się zachować. Równie dobrze mógł teraz odejść, zadanie było wykonane. Jednak bez jakiegokolwiek współczucia poklepał ją po ramieniu.
— E.... Przepraszam, nie wiedziałem jak ci to powiedzieć.
— Przecież powiedziałeś, że się we mnie zakochałeś! Pocałowałeś mnie, Jim! Chciałeś, żebym była twoją dziewczyną! Co to miało znaczyć?!
— Eheheh... Trochę się wtedy pogubiłem.
— Mówiłam, że jesteś dobrym człowiekiem. Ale jeżeli tak kłamiesz, to chyba się myliłam. Z nami koniec. Wątpię, żeby to ciebie i tak obchodziło.
Miała rację. Nie obchodziło go to ani trochę.
Otarła łzy i obróciła się, odchodząc szybkim krokiem w stronę kostnicy.
Jim uśmiechnął się pusto, a w jego oczach pojawił się zwykły, morderczy wzrok.
Pozbył się już swojego bagażu.
Teraz nadszedł czas, żeby oficjalnie spotkać się z Sherlockiem Holmesem twarzą w twarz.
Rozpocząć polowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top