26] Zepsuta miłość.
to ostatni taki krótszy rozdział, potem będą dość długie i jeszcze około dwunastu (lub mniej), a wtedy koniec. będzie druga część, jest bardzo kul, a przynajmniej mój plan i trailer są kul. chyba. wypuszczę trailer po opublikowaniu ostatniego rozdziału tej części, bo spoileryy.
jeżeli ktoś w ogóle doczyta tę książkę do końca, to ma ode mnie wieczny respekt.
tak przed końcem lipca skończę na pewno, a może nawet szybciej znając moje tempo.
♛ | ZEPSUTA MIŁOŚĆ.
Minął miesiąc, a Sherlock wciąż deptał Jimowi po piętach. Ciągle odstraszał mu klientów. Irlandczyk nienawidził tego detektywa, a jednocześnie adorował - zawsze miał dylemat, co do decyzji, której celem było ogłoszenie mu, czy powinien go zabić, a może zostawić przy życiu. Wszystko zależało od jego zmienności i humoru: raz był gotowy nasłać na niego swoich ludzi, a potem przypomniały mu się wszystkie zabawy, które z nim miał. Postanowił zostawić go sobie jeszcze na jakiś czas, a potem miał zamiar mu się ujawnić.
Jednym z jego klientów była chińska staruszka, która była generałem sekretnej chińskiej organizacji, która handlowała drogimi i zabytkowymi przedmiotami z różnych krajów.
Generał Shan skontaktowała się z Jimem, aby pomógł Czarnemu Lotusowi (bo tak nazywała się organizacja) przetransportować ich ludzi do Londynu bez żadnego hałasu, ani wywoływania problemów. Zabrakło to mu parę skomplikowanych rozmów, ale koniec końców duża ilość chińskich sprzedawców kradzionych przedmiotów była umieszczona w Anglii bez żadnych śladów. Tak, jak sobie tego życzyli.
Jim był naprawdę bohaterem dla wszelkiego rodzaju kryminalistów. Pomagał im w najgorszych sytuacjach i wyciągał z okropnego bagna. Wielu z nich zawdzięczało mu swoje życie, przez co zyskał sobie jeszcze większą gromadę adoratorów, których mógł potem nazwać JEGO ludźmi. Była to po prostu grupa zwolenników, która krążyła w ciemnych uliczkach Londynu niczym szczury z kanałów - tym sposobem James Moriarty miał oczy wszędzie, a zwłaszcza na Sherlocku Holmsie. To on wciąż pozostawał jego głównym celem, a obsesja pogłębiała się.
Wiedział, że miał niepoukładane w głowie. Uważał to jednak za coś pięknego.
Szaleństwo oznaczało nieprzewidywalność.
Nawet on sam nie mógł przewidzieć tego, co ma zamiar zrobić za parę sekund. Właśnie to sprawiało, że każdy bał się przebywać wśród niego. Raz pochwalił jednego ze swoich ochroniarzy, a dosłownie minutę później kazał go zastrzelić, bo nie podobała mu się jego aura.
Nikt nie mógł się poprawnie uśmiechnąć, odezwać, a nawet oddychać. A gdy ktoś zrobił coś, co przypomniało mu o Sebastianie... Moriarty w śmiertelnym milczeniu prawie rzucał im się do gardła. Nie znosił, po prostu nie znosił wspomnień, które mówiły mu, że ma w sobie głupi sentyment, który zaśmiecał jego umysł. To były śmieci niezdolne pozbycia się i właśnie to doprowadzało go do szału.
Gdyby nie śmierć jego jedynego przyjaciela, to może nie zainteresowałby się detektywem. Teraz jednak chciał zrobić wszystko, żeby wbić Sherlockowi do głowy, że są tacy sami i że Jim chce się bawić. Tylko o to mu chodziło. Chciał zwrócenia uwagi.
Nie był zły, gdy okazało się, że Holmes załatwił całą szajkę Czarnego Lotusa. No, może trochę. Chciał, żeby się od niego odczepił, ale jednocześnie wręcz skakał z radości, że istnieje ktoś, kto potrafi rozwiązać zawiłe sprawy. Ktoś równie mądry, co on. Na jego twarzy pojawiał się od razu szeroki uśmiech.
- Ach, Sherlock - westchnął marzycielsko, gdy oglądał zdjęcie detektywa zrobione z ukrycia przez jednego z jego ludzi. Przekrzywił głowę niczym jaszczurka i wydał z siebie śmiech przez zęby bez jakiejkolwiek emocji. - Jeszcze tylko trochę.
Telefon Irlandczyka zadzwonił, grając melodię "Stayin' Alive" Bee Gees. Kochał ten utwór, bo ironicznie przypominał mu, że życie jest nudne i nie ma w tym praktycznie żadnej dystrakcji. Nie ma nic do roboty, nie ma nad czym się wysilać. To po prostu Zostawanie Żywym i między innymi właśnie to sprawiało, że Jima ani trochę nie obchodziło, czy umrze. Śmierć była biletem do zakończenia żałosnej nudy, ale miał jeszcze parę niedokończonych spraw.
Odebrał, słysząc po drugiej stronie słuchawki głęboki głos Richarda.
- Wi...
- Lepiej, żeby to było ważne - Moriarty uniósł brwi w oczekiwaniu.
- Oczywiście, szefie. No więc zrobiliśmy research, tak jak szef kazał, na temat innych bliskich Sherlockowi osób...
- Mhm.
- No więc oprócz rodziców i Mycrofta Holmesa, Johna Watsona, inspektora Scotland Yardu... Jest jeszcze Molly Hooper.
Moriarty ziewnął teatralnie i głośno, mówiąc swoją opinię bez wyrażania jej słowami. Richard prędko zrozumiał.
- Molly Hooper pracuje w szpitalu Barts - ciągnął. - Jako patolożka w kostnicy. Często się kręci dookoła niego i zna go od wielu lat. To nie wszystko. Parę dni temu założyła swojego własnego bloga. Nie jesteśmy jakimiś dobrymi specjalistami od uczuć kobiecych, ale jesteśmy dość pewni, że panna Hooper jest w Holmsie głęboko zadurzona.
- Zadu...
Jimowi potrzeba było chwili, żeby przeanalizować dokładnie słowa, które powiedział mu jego pracownik. Wyobraził sobie jakąś kobietę niosącą miskę z mózgiem, która podąża z maślanymi oczami za socjopatycznym detektywem, a wtedy wybuchnął gromkim śmiechem. Biedna, naiwna dziewczyna! I niesamowicie głupia!
Richard milczał, podczas gdy Jim myślał nad ową wizją.
W końcu Irlandczyk się opamiętał i chrząknął cicho.
- Dobra, złociutki. Podaj mi nazwę tego bloga. Chcę sobie go poczytać.
Richard wyczytał mu adres, a Jim zapisał sobie w laptopie.
Odstawił sobie jednak bloga na później.
- Klaus jest już na miejscu?
- Za dwie godziny powinien dojechać, szefie.
- Dobrze... Nieźle się ukryła.
- Prawda.
- Myślała, że przede mną ucieknie. Boi się. Zabawni są ci wszyscy ludzie - rzucił się na swoje łóżko, wystawiając głowę do góry nogami z końca. - Nie wiem o co im chodzi, przecież jestem uroczy.
Richard milczał.
- No halo, może potwierdzisz mojego słowa?!
- Ach tak! - zawołał nagle zbity z tropu mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. - Prawda!
- Eh, zapomnij o tym.
Moriarty ponuro rozłączył się, rzucając telefon na drugi koniec pokoju i spojrzał na sufit pomalowany na biało.
Skrzywił się, ale chwilę potem grymas został zastąpiony małym uśmieszkiem.
- Teraz czekać na połączenie - powiedział sam do siebie.
××××
Tak jak się spodziewał, generał Shan odważyła się zadzwonić do niego przez wideo chat. Jim odebrał, jednak z wiadomych przyczyn nie uruchamiał ani swojej kamerki, ani mikrofonu. Staruszka mówiła do niego, a Moriarty pod pseudonimem "M" odpowiadał w firmie tekstu.
Siedziała zgarbiona przed laptopem w jakimś ciemnym pomieszczeniu, wyraźnie zestresowana.
Irlandczyk tymczasem siedział wygodnie na fotelu, popijając bawarkę.
- Gdyby nie pańska pomoc... Gdyby nie pański wkład... Nie moglibyśmy przetrasnportować się do Londynu. Należą się panu podziękowania - mówiła mu.
Jim nie lubił, gdy ktoś mu dziękował. Od razu w głowie przypominała mu się scena, gdy Sebastian uwolnił go z opuszczonej fabryki, a potem żądał wdzięczności. Postanowił użyć na Shen tych samych słów, co na nim. Dokładnie je pamiętał.
Sięgnął do klawiatury.
M: WDZIĘCZNOŚĆ JEST BEZSENSOWNA. TO TYLKO OCZEKIWANIE NA WIĘCEJ PRZYSŁUG.
Kobieta przeczytała wiadomość, a wtedy zmieniła temat. Była przerażona. Myślała, że tajemniczy Moriarty, który był już legendą wśród gangsterów, złościł się na całą tą sytuację.
Jego jemu to jednak nie sprawiało zbytnio różnicy. I tak miał Sherlockowi osobiście się pokazać. Jednak jasno ustalił, że nikt nie ma znać jego tożsamości. Przecież nikt nie lubi, gdy ktoś zdradza im, że szykuje się dla nich impreza niespodzianka.
- Nie uczestniczyliśmy... - próbowała się wytłumaczyć. - Nie wiedzieliśmy, że ten mężczyzna przybędzie - ten Sherlock Holmes. i teraz pańskie bezpieczeństwo jest zagrożone.
Irlandczyk prychnął.
M: NIE MOGĄ MNIE NAMIERZYĆ.
Jedyna osoba więc, która mogła go zdradzić była właśnie kobieta siedząca przed ekranem. Wiedziała o tym. I była tym faktem przerażona.
- Nie ujawnię pańskiej tożsamości - dodała szybko, jednak ze szczerością.
Było już za późno. Jim po drugiej stronie wysłał w SMS sygnał do Klausa, który był już w tym samym miejscu co Chinka.
M: TEGO AKURAT JESTEM PEWIEN.
Oglądał kobietę, która zbladła w przerażeniu. Dobrze wiedziała, że ktoś tak potężny będzie starał się pozbyć jedynego świadka.
Akurat tutaj miała rację, bo nagle na jej czole pojawiła się czerwona kropka.
Jim sięgnął po filiżankę, pijąc sobie elegancko herbatę, a wtedy na wideo rozległ się głośny huk. Krew ubrudziła trochę kamerkę, zostawiając dość dużą plamę, a kobieta postrzelona w czoło natychmiastowo upadła na podłogę. Moriarty widział, jak dość różowy kawałek mózgu odlatuje gdzieś w bok.
Ten widok go jednak nie obrzydził, bo bez żadnej emocji sięgnął po ciasteczka, jakby był w trakcie oglądania jakiegoś naprawdę nudnego horroru.
Nie miał już po co oglądać pustego pomieszczenia, dlatego otworzył nową kartę i wpisał adres bloga nieznanej mu Molly Hooper.
Od razu przeniosło go na pastelową stronę z kotkami.
- Widać z kim mamy doczynienia - wymamrotał sam do siebie, otwierając jej najnowszy wpis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top