17] Wcale nie jest okej.






╔═══════《✧》═══════╗


𝚃𝚑𝚎 𝚙𝚑𝚘𝚗𝚎 𝚛𝚒𝚗𝚐𝚜 𝚒𝚗 𝚝𝚑𝚎 𝚖𝚒𝚍𝚍𝚕𝚎 𝚘𝚏 𝚝𝚑𝚎 𝚗𝚒𝚐𝚑𝚝


𝙼𝚢 𝚏𝚊𝚝𝚑𝚎𝚛 𝚢𝚎𝚕𝚕𝚜, "𝚆𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞 𝚐𝚘𝚗𝚗𝚊 𝚍𝚘 𝚠𝚒𝚝𝚑 𝚢𝚘𝚞𝚛 𝚕𝚒𝚏𝚎?"


𝙾𝚑 𝚍𝚊𝚍𝚍𝚢 𝚍𝚎𝚊𝚛, 𝚢𝚘𝚞 𝚔𝚗𝚘𝚠 𝚢𝚘𝚞'𝚛𝚎 𝚜𝚝𝚒𝚕𝚕 𝚗𝚞𝚖𝚋𝚎𝚛 𝚘𝚗𝚎


𝙱𝚞𝚝 𝚐𝚒𝚛𝚕𝚜, 𝚝𝚑𝚎𝚢 𝚠𝚊𝚗𝚗𝚊 𝚑𝚊𝚟𝚎 𝚏𝚞𝚗


╚═══════《✧》═══════╝






♛ | WCALE NIE JEST OKEJ.





 Z Jimem Moriartym było coraz gorzej.

Jego przyjaciel widział przerażające szaleństwo w oczach Irlandczyka za każdym razem, gdy planował jakiś atak. Widział je, gdy brunet z nudów roztrzaskiwał porcelanowe filiżanki na podłogę.
Nawet podczas spokojnej niedzieli, gdy śledził pewnego detektywa - Sherlocka Holmesa zupełnie bez powodu.

Miał już dwadzieścia jeden lat.
Zmienił się za czasów szpitala psychiatrycznego, z którego oboje uciekli.
Izolował się od wszystkich i mówił, że normalni ludzie go irytują. Tylko Sebastian był wyjątkiem. Lubił go, a ostatnimi czasy nawet mocniej niż zwyczajnie.
Przychodził do niego czasami i siadał na sofie obok, a potem żądał masażu po ciężkim dniu pracy. Zawsze bolały go plecy, bo całe dnie spędzał przy komputerze.
Blondyn szczerze lubił to robić. On też zbliżył się do swojego przyjaciela nawet bardziej.

Jim pracował także o wiele więcej niż na początku swojej kariery. Powodem był fakt, że z każdym rokiem zyskiwał coraz większą sławę.
Ćpun opowiadał o Moriartym swoim kolegom. Ci przekazywali do swoich szefów. Szefowie mówili większym szychom. Większe szychy roznosiły informacje jeszcze dalej.
Wkrótce w ciemnych kątach Europy każdy ważny człowiek wiedział dokładnie to, że w Londynie przesiaduje bardzo młody mężczyzna, do którego można się zwrócić o pomoc nawet z najbardziej zawiłym, kryminalnym problemem.
Niestety, ale taki rozgłos nie mógł być też niczym dobrym. Ludzie byli łapani, a oni mówili to, kto stał za sponsorowaniem ich występków.
Dla Mycrofta Holmesa to nazwisko było już znane.
Jednak jedynie to. Nigdy nie dowiedział się tego, kim jest. Pozostawał tajemnicą dla całego świata, której nikt nie mógł rozwiązać.

Sebastian Moran także miał nową pracę.
Chociaż wydaje się to dość niecodzienne, pracował dla swojego własnego przyjaciela jako asasyn.
Gdy Jim przyjmował jakiegoś klienta, który życzył sobie, aby został zabity, to ten wysyłał blondyna, który bardzo lubił snajperki, a oko miał bardzo celne.
Jeszcze parę lat temu, gdyby zaproponowano mu taką posadę, mężczyzna nigdy by się nie zgodził. W końcu ojciec uczył go tego, że zabija się jedynie na wojnie z przymusu. Mówił mu, że nigdy nie powinien tego robić mimowolnie.
Jednak od czasu, gdy go postrzelił, a Jim wmówił mu, że "to jest okej" - przestał zamartwiać się tym, co jest moralne, a co nie.
Oczywiście odczuwał wyrzuty sumienia przez każde morderstwo, które popełniał pod komendą charyzmatycznego przyjaciela, jednak to nigdy nie zatrzymało go przed wykonaniem zlecenia.
Widział więc wielu ojców, którzy byli zabijani z jego ręki.

Kolejnym plusem było to, że dostawał za to dużą sumę pieniędzy.
Oprócz pracy dla młodego potwora nie miał innej, więc wypłatę dostawał tylko od niego.
Jim jako konsultant zarabiał tysiące, każdego dnia mając ich coraz więcej. Nic sobie z nich nie robił, więc wydawał je jedynie na drogie garnitury od różnych projektantów (bo jego zamiłowanie do mody także się pogłębiło) oraz na sponsorowanie zamachów terrorystycznych i innych boskich włamań.
Reszta szła więc do Sebastiana, który jako jedyny zajmował się domem, robił zakupy, a także zajmował się przyziemnymi sprawami.
Jego przyjaciel był zbyt pogrążony w świecie myśli i biznesu, aby go to obchodziło.
Blondyn był nawet pewien, że gdyby nie jego obecność, to Moriarty mógłby się nawet zagłodzić na śmierć i nawet nie spostrzec. Bez niego Jim nie dbał o swoje zdrowie. Wystarczył już fakt, że trzy razy w tygodniu kładł się spać o szóstej rano, a wstawał o dziesiątej i od tamtej godziny pracował do wieczora.
Sebastian próbował mu przemówić do rozsądku, ale przyjaciel tłumaczył się, że jego umysł musiał być w ciągłym ruchu. Ciągle musiał pracować, planować i myśleć.
To było jak narkotyk, a jego brak potrafił doprowadzić Jima do prawdziwego szaleństwa.

W listopadzie zaś zaczął się zachowywać jeszcze dziwniej.
Zamykał się w swoim biurze i nie wpuszczał Sebastiana, ustawił hasła we wszystkich swoich telefonach i laptopach, a także sporo przeglądał dokumenty, które uzbierał od swoich klientów.
Jim nie był osobą, która była wstydliwa - jeżeli by chciał, mógłby zrobić cokolwiek bez jakiegokolwiek uczucia zażenowania.
To, co musiał skrywać było więc rzeczą, której się nie wstydził, ale po prostu nie chciał, aby ktoś się o tym dowiedział, wliczając w to jego najlepszego przyjaciela.


✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧


Pewnego dnia, gdy na zewnątrz wiał lodowaty wiatr, Jim zawołał go do swojego biura.
Rzucił mu na stół wydrukowane zdjęcia wysokiego mężczyzny w drogim garniturze, któremu fotografie zostały zrobione z ukrycia.

— Twój nowy cel — wyjaśnił mu, wskazując palcem. — Pierre Rene, premier we Francji. Mój klient zażyczył sobie jego unicestwienia. Ma umrzeć za dwa dni, ale ty musisz lecieć do tego jakże cudownego kraju już teraz.

Sebastian był widocznie zdezorientowany. Zmarszczył brwi, mrugając parę razy. Przyjrzał się fotografiom jeszcze raz.

— Mam dwa dni na zabicie celu, ale lecieć już teraz... — powtórzył słowa pracodawcy do siebie. — Zaraz, co ja niby mam robić przez te dwa dni? Nie mogę się tam wybrać dopiero w dzień wykonania misji? Wiesz, że robię to szybko, a dotarcie do...

Nie!! — wrzasnął nagle Jim podrywając się z krzesła, a jego krzyk obił się po ścianach. Uderzył dłońmi o biurko ze wściekłością. — Nie możesz!

Blondyn zamilkł. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo zezłościła go ta propozycja. Przecież miała o wiele większy sens.
Irlandczyk ochłonął lekko i usiadł z powrotem na miejsce. Wziął głęboki wdech, a następnie posłał przerażonemu przyjacielowi sztuczny, bardzo szeroki uśmiech.

— Pojedziesz tam dzisiaj, już ci załatwiłem nocleg w hotelu. Pozwiedzasz sobie Paryż, posłuchasz sobie języka francuskiego... Czego chcieć więcej, mój drogi? — rozłożył ramiona.

— Nie możesz jechać ze mną? — zapytał ostrożnie Sebastian. — Może byś sobie trochę odpoczął? Ruszył w końcu z domu? Jesteś blady niczym wampir.

— Mój mózg nie wytrzymałby przerwy, Seb. Zresztą... Mam inne rzeczy na głowie.

Sekrety, których wciąż nie chciał zdradzić.
Moran miał już powoli tego dosyć. Jego przyjaciel wiedział o nim wszystko, ale on nie wiedział niczego o nim. Nawet jego głupiej przeszłości nie znał, a przecież byli sobie blisko przez tyle lat.
Chciał mu w końcu to wygarnąć, ale Jim był niebezpieczny. Irlandczyk zawładnął nad nim kontrolę, był wobec niego agresywny i kłamliwy, a jednak Sebastian wciąż czuł wobec niego pozytywne uczucia, których nie mógł odrzucić. Ich znajomość zaczynała powoli przypominać Syndrom Sztokholmski.

— Gdzie teraz przebywa cel? — westchnął głęboko, łapiąc się za tył szyi.

Moriarty zajrzał w dokument, który ustawił tuż obok zdjęć.

— W hotelu Plaza Athénée — odparł wesoło. — I zgadnij! Ty też tam się zatrzymasz. Pierre powinien wyjść z budynku o czternastej piętnaście, więc bądź wtedy gotowy. No i zrób jakieś zdjęcia.

— Martwego ciała?

— Zabytków, idioto.

Sebastian pokiwał głową zdecydowanie. Rzeczywiście, może taki wypad nie będzie taki zły. Nigdy nie był w Paryżu. Mógł sobie doświadczyć jakichś wrażeń, a nawet posmakować nowych smaków. Miał tylko nadzieję, że nie spotka żadnych złodziei. Było to jednak mało wątpliwe, bo solidnie ćwiczył i teraz był tak umięśniony, że żaden złodziejaszek bał się do niego chociaż zbliżyć. Wysoki wzrost także sprawiał, że wydawał się o wiele straszniejszy.
Trochę komiczne więc było, gdy taki potężny mężczyzna bał się małego chuderlaka.
Z drugiej strony, to tylko pokazywało, jak niebezpieczny James Moriarty tak naprawdę był.

— Dobra, spakuję się i wyruszam. Kiedy mam wylot? — zapytał, podchodząc do drzwi.

— Za dwie godziny — odparł Irlandczyk. — Jak się spóźnisz, to nie wylecą, dopóki ty się nie zjawisz. Nie rozumiem czemu byli tak oburzeni, gdy im to przekazałem. Prawie się mi rzucili do gardła przez telefon.

— Tak ludzie robią. Do zobaczenia!

— Cześć!

Sebastian wyszedł z biura mężczyzny. Pożegnał się z nim od razu, bo wiedział, że Jim wyjdzie dopiero wieczorem, gdy jego już dawno nie będzie.
Miał jednak dziwne przeczucie, że brunet specjalnie wysłał go daleko na misję, aby się pozbyć jego osoby na jakiś czas.


✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧✧


Wybiła godzina druga w nocy, a Jim przeciągnął się szeroko w krześle.
Sebastiana już dawno nie było, a on został sam.
Wyszedł ze swojego pokoju i dla pewności porozglądał się po pomieszczeniach. Bycie samemu w tak wielkim mieszkaniu o ogromnych oknach sprawiało, że obecność tylko jednej osoby porównać można było do planety, której nie otaczał nikt.
Cisza była przeraźliwa i trochę go irytowała. Potrzebował jakieś dystrakcji.

Stał pośrodku dużego salonu, kiedy jego telefon wydał krótki dźwięk.
Jim wyjął go z kieszeni i odczytał wiadomość mu przysłaną.



"From: X 


To: User

Jest w śpiączce. Bez odbioru."



Twarz chłopaka nabrała zupełnie nowego wyrazu. Jego oczy zabłyszczały, otwierając je szeroko, a uśmiechnął się tak, że zabolały go policzki. Nie mógł tego kontrolować.
Wydał z siebie szaleńczy śmiech, rzucając telefon na sofę.

Tak! — wywrzeszczał na cały głos do siebie.

Krew buzowała w jego żyłach. Z radością podszedł do dużych głośników stojących niedaleko i chwycił telefon.
Podłączył go do nich, a wtedy włączył "Girls Just Wanna Have Fun" Cyndi  Lauper.

Wesoła muzyka rozbrzmiała po mieszkaniu, którą podgłośnił na całkowite maksimum ku wściekłości sąsiadów. Nie obchodzili go jednak. Było głośno i umyślnie nie mógł usłyszeć swoich własnych myśli.
Tańcząc, podszedł do szafki, z której wyciągnął przezroczysty worek pełen białego proszku.

— Zdrówko, tatusiu! — zawołał.

Rozerwał go, a następnie nabrał całą garść na dłoń i przyłożył ją sobie do twarzy. Kokaina.
Wciągnął proszek nosek, a większa część wysypała się na podłogę.
Mężczyzna tańczył wesoło na samym środku salonu.

Jutro czekał go wielki dzień.
Dzisiaj chciał już tylko się zabawić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top