13] To, co robisz w poniedziałki.
╒◖═══════════════════════◗╕
⸢ ⸣
𝙸'𝚍 𝚕𝚒𝚔𝚎 𝚝𝚘 𝚔𝚗𝚘𝚠 𝚝𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞𝚛 𝚕𝚘𝚟𝚎
𝙸𝚜 𝚊 𝚕𝚘𝚟𝚎 𝙸 𝚌𝚊𝚗 𝚋𝚎 𝚜𝚞𝚛𝚎 𝚘𝚏
𝚂𝚘 𝚝𝚎𝚕𝚕 𝚖𝚎 𝚗𝚘𝚠 𝚊𝚗𝚍 𝙸 𝚠𝚘𝚗'𝚝 𝚊𝚜𝚔 𝚊𝚐𝚊𝚒𝚗
𝚆𝚒𝚕𝚕 𝚢𝚘𝚞 𝚜𝚝𝚒𝚕𝚕 𝚕𝚘𝚟𝚎 𝚖𝚎 𝚝𝚘𝚖𝚘𝚛𝚛𝚘𝚠
⸤ ⸥
╘◖═══════════════════════◗╛
♛ | TO, CO ROBISZ W PONIEDZIAŁKI.
» [the shirelles - will you still love me tommorow] «
⠀⠀✧ ⠀ ⠀ ⠀ 0:00 ─〇───── 2:38
⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⇄ ◃◃ ⅠⅠ ▹▹ ↻
Dom na 34 Prince Consort Road był naprawdę ładnym budynkiem. Nikt nie spodziewałby się, że mieszka w nim dwóch zbiegów z niekontrolowanymi atakami gniewu, a u jednego z nich można było nawet wykryć niepoczytalność. Nikt, z wyjątkiem właściciela, który jak na razie zwlekał z przywitaniem nowych lokatorów i wyjaśnienie im zasad mieszkania w tym miejscu. Najwyraźniej ufał im, że tak jak w papierach – mają w rzeczywistości powyżej dwudziestu lat. Sebastianowi było bliżej do tego wieku, ale wciąż był na niego za młody. Mógł za to mieszkać sam, a to było już jakimś prawem, które mogło pozwolić mu na zostanie w tym miejscu.
Naprawdę było na co popatrzeć. Może miejsce to nie zapierało dechu w piersi, ale było czymś zupełnie wystarczającym. Dwójka chłopaków, którzy do tej pory mieszkali w małym pokoju o szarych ścianach i tak nie mogli narzekać, bo według nich były to bardzo duże luksusy. Kiedyś mieszkali w takich miejscach, ale już zdążyli wcześniej o nich zapomnieć. Teraz podobały im się ściany przyozdobione w różnego rodzaju tapety przedstawiające beżowe zawijasy z czymś, co przypominało złoty brokat, a już w szczególności obrazy i meble, które nie były szare i nijakie. Było ich wiele, a właściciel zostawił dekoracje w części zakupu.
Były trzy pokoje, co oznaczało, że jeden z nich mógł być brany za pokój dla gości, których i tak nie zamierzali mieć w planach. Za to ich sypialnie były naprawdę eleganckie i z pewnością nie były stworzone dla osób w ich wieku. Jim jednak dojrzał bardzo szybko, a zresztą jego ukochany tatuś nigdy nie żywił radości sprawiania mu rzeczy, które zgadzały się z jego wiekiem. Sebastian jako syn porucznika miał tak samo.
Irlandczyk z radością zwiedzał dom, krążąc po pomieszczeniach zaintrygowany i oglądając wszystko, co rzucało mu się w oczy, jednak jego kolega nie podzielał entuzjazmu. Cieszyłby się bardziej gdyby nie to, co zobaczył tuż przed przybyciem do tego miejsca. Szesnastolatek i dorosły mężczyzna przekazywali coś sobie, a koniec końców chłopak dostał bardzo dużą ilość pieniędzy. Były na dodatek w walizce, a to nigdy nie był dobry znak – blondyn naoglądał się zbyt dużej ilości filmów akcji i wiedział, że to prawdopodobnie było coś nielegalnego, biorąc pod uwagę fakt, że Jim miał mnóstwo tajemnic, a źródło jego zarobków do tej listy dołączyło.
Brunet zdążył domyślić się dlaczego Sebastian był nie w sosie, a prawdy nie mógł przed nim ukrywać przez wieczność. Nawet jeżeli jego kolega chciałby się wycofać, to nie miałby gdzie się podziać. W końcu była należyta pora, aby przekazać mu tajniki jego zawodu.
Nie spieszył się jednak i najpierw wybrał się do lokalnego sklepu, gdzie kupił butelkę drogiego wina. Nigdy nie pił alkoholu, ale teraz był należyty czas, aby spróbował po raz pierwszy. Nie znał się na nim, ale z telewizji było mu wiadome, że im starsze, tym lepsze. Jeżeli jednak zastanawia was to, w jaki sposób ktokolwiek był na tyle nieodpowiedzialny, aby mu sprzedać, to wystarczy jedno słowo, aby odwieść waszą ciekawość – łapówka. Gdy chłopak wyłożył na ladę o wiele większą liczbę funtów niż powinien, Lincoln Spencer (właściciel tego małego sklepiku) zdawał się wręcz zaślepiony pieniędzmi, przez co ominął go wiek młodzieńca. Takie okazje nie były częste, a jego sklep nie należał do najlepiej prosperujących.
Jim wrócił do domu, zdjął czarne buty i ułożył je schludnie w przedpokoju, a następnie zakluczył drzwi wejściowe, a kluczyk wrzucił do wazonu bez żadnej rośliny. To było tak na wszelki wypadek, skoro już miał poinformować swojego przyjaciela o tym, że stanowi coraz większą część w kryminalnych zabawach. Nie wspominając już o fakcie, iż zamordował Carla Powersa mając zaledwie dwanaście lat. Na swoją obronę miał jedynie to, że od tamtej pory nikogo nie zabił. Osobiście. Potem nie podobało mu się już brudzenie sobie rączek, bo przypominały mu się słowa matki. Lubił schludność i elegancję coraz bardziej.
Sebastian nie uciekł w trakcie jego krótkiej wycieczki do sklepu. Siedział na fotelu, nerwowo skubiąc pomarańczową skórę z oparcia i wpatrując się w okno, za którym świeciło wiosenne słońce. Jego wzrok przeniósł się na niższego chłopaka, który przyniósł ze sobą wino. Obserwował, jak kładzie je na stole i posyła mu krótki uśmieszek.
Usiadł na fotelu tuż przed nim, przekładając nogę na nogę.
— Wiem, że chcesz dowiedzieć się tego, kim był tamten facio i dlaczego dał mi taką ilość pieniędzy — zaczął z całkowitym spokojem.
To było oczywiste. Nie musiał tego potwierdzać, dlatego blondyn siedział cicho. Czekał, aż chłopak przebrnie dalej i mu to wyjaśni, a nie będzie tego ciągnął. Spojrzał na niego jedynie z wyrzutem, aby dać mu znak, że słucha. Zwrócił też uwagę na to, jak Jim nalewa sobie do szklanki wina i wącha. Obserwowanie szesnastolatka zachowującego się niczym dorosły nie było czymś, co spotykało się codziennie. Co prawda słyszało się o nastolatkach w tym wieku, którzy pili i ćpali, a było to dla nich jak normalna czynność. Ba, w gazetach i telewizji często było głośno o historiach różnych młodych dziewczyn, które zachodziły w ciąże. Niektóre nie przekraczały nawet wieku piętnastu lat, gdy to się działo. Było jednak w tych wszystkich patologicznych zachowaniach, co przeszkadzało Sebastianowi i w dziwny sposób go irytowało. Może źródłem był jego dom rodzinny, w którym takie rzeczy były niedopuszczalne. Co do rzeczy, które należało robić – porucznik Moran miał należytą rację. Sebastian czasami gryzł się w język za to, ze popierał zdanie ojca, bo zazwyczaj tego nie robił.
— No ta — kontynuował chłopak, który wciąż trzymał szklankę w dłoni. — Nie ma co dłużej robić z mojej pracy tematu tabu, w końcu zarabiam teraz o wiele więcej od ciebie, a to ty jesteś już prawie dorosły. Prawda jest taka, że maczam palce w siatce kryminalnej.
Blondyn zmarszczył brwi zdezorientowany. To nie miało największego sensu, ale czekał, aż chłopak będzie wyjaśniał dalej.
— To znaczy... Jestem osobą, która czasami pomaga różnym szemranym ludziom. Moja inteligencja naprawdę w tym biznesie się przydaje! Mogę komuś polecić sposób, jak coś ukraść bez podejrzeń, jak włamać się do jakiegoś miejsca bez bycia nakrytym, przeprowadzić całą operację bez ruszania się z siedzenia, a nawet podsunąć pomysł na morderstwo. Zdobywam pieniądze, przechowuję sporą część, kolejną wydaję na sponsorowanie innych, przez co oni potem oddają zarobione, a raczej okradzione – mi. Bardzo prosty biznes. Nadążasz?
Irlandczyk spojrzał na Sebastiana beznamiętnie, ale twarz jego kolegi nie mówiła „Nadążam". Ani trochę. Było raczej przeciwnie, a jego wyraz mówił bardziej „Nie rozumiem nic, ale analizując wychodzi na to, że jesteś małym kryminalistą".
— Zabiłeś kogoś kiedyś? — wyrwało mu się przez gardło. Najwyraźniej jego umysł stwierdził, że nie chce w tak poważnym temacie siedzieć cicho, a skoro ten szesnastolatek był jego kumplem, a można nawet powiedzieć, że przyjacielem, to musiał znać jak najgorszą i najstraszniejszą prawdę.
Jim zawahał się lekko, ale jednym z jego cech szczególnych był brak wstydu lub jakiegokolwiek poczucia winy za rzeczy, które czynił.
— Możliwe, tak — chłopak pokiwał głową, wpatrując się w ciemnoczerwoną ciecz pływającą w szklance i zmieniającą kierunek za każdym razem, gdy ruszył naczyniem. — Ale to tylko zwyczajni ludzie, nie ma w tym za wiele straty. Przecież od jednego morderstwa nie wyczerpią nam się zapasy tej bakterii, prawda? Każdej sekundy ktoś umiera, a kolejny się rodzi. Żadna to strata.
Od takich szokujących wieści najlepiej oczekiwać ucieczki. Albo krzyku, co najmniej. Syn porucznika, który pomagał zwalczać zło na świecie właśnie mieszkał z chłopakiem zajmującym się całkowitą odwrotnością i przypominał małego diabła lubiącego mątać w życiach zwyczajnych ludzi. Był jednak nauczony, aby spokojnie podchodzić do rzeczy szokujących i nawet odrobinę przerażających. W końcu przebywał z chłopakiem, który mógłby go zabić gdyby tylko chciał. Jeżeli teraz Sebastian uciekł, to bardzo możliwe, że stałby się jego celem. Musiał się jednak pogodzić z tym, kim był Moriarty. On też nie był święty, a ludzie mało co go obchodzili. Jedynie jego morały wchodziły z tym w konflikt, ale nic nie mógł na to poradzić.
— Odpowiesz coś? — Jim z zainteresowaniem przekrzywił głowę w jego stronę. Wciąż miał schowane klucze, ale pewnie i tak by Sebastiana nie uwięził w środku. Puściłby go wolno, ale byłby raczej samotny bez jego towarzystwa. Reakcja blondyna nie była jednak czymś, na co był przygotowany. Bo nie był przygotowany na... Brak reakcji.
— Eeee... — wyrwało mu się w końcu. — To przerażające, jeżeli mam być szczery.
— Wierz mi, to kwestia przyzwyczajenia. Mam nadzieję, że to w żaden sposób nie wpływa na naszą relację. Przecież ciebie nie zabiję.
Sebastian zaśmiał się nerwowo, ale wcale nie było mu do śmiechu.
— Nie — pokręcił głową przecząco. — Po prostu to trochę... Szokująca informacja. Nie zawsze wychodzi na jaw, że twój przyjaciel jest jakimś typem, który pomaga kryminalistom. Zwłaszcza, że jestem synem porucznika.
Jim po raz pierwszy wziął łyk czerwonego wina, całkiem spory na dodatek i to dokładnie w tym momencie, gdy usłyszał słowo „przyjaciel" z ust Sebastiana. Napój był gorzki. Nie smakował tak, jak tego szesnastolatek oczekiwał. Jednak bardziej zszokowało go to jedno słowo. Przełknął wino, spoglądając na Morana z wielkim zaskoczeniem. Chciał się dopytać chłopaka, o co mu z tym chodziło, ale postanowił zostawić to dla siebie. Przyjaciel... Jim nigdy nie chciał kogoś takiego, ale też nie spodziewał się, że kiedykolwiek może takiego mieć. Miał przyjaciela. Przyjaciela. Miał przy-ja-ciela. Fakt, że Sherlock Holmes nie miał kogoś tego typu, a był taki sam jak Jim tylko napawał go jeszcze większą dumą. Wiedział o tym, bo od czasu do czasu ktoś go szpiegował i dostarczał mu informacje.
— To... Dobrze — odkaszlnął gorzki smak w gardle, odwracając wzrok. — Dobrze, dobrze. Już myślałem, że ode mnie uciekniesz. Schowałem nawet klucze od drzwi wejściowych w wazonie.
Sebastian zmarszczył brwi.
— Że co zrobiłeś?
— Tak na wszelki wypadek. Spoko, jakbyś chciał to i tak bym ci dał uciec. A skoro to mamy już za sobą, to pora zabezpieczyć się w jedzenie oraz jakieś fajne wdzianka z klasą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top