11] Asasyni i szefowie.




☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆

𝓢𝓽𝓪𝓻𝓼 𝓼𝓱𝓲𝓷𝓲𝓷𝓰 𝓫𝓻𝓲𝓰𝓱𝓽 𝓪𝓫𝓸𝓿𝓮 𝔂𝓸𝓾

𝓝𝓲𝓰𝓱𝓽 𝓫𝓻𝓮𝓮𝔃𝓮𝓼 𝓼𝓮𝓮𝓶 𝓽𝓸 𝔀𝓱𝓲𝓼𝓹𝓮𝓻 "𝓘 𝓵𝓸𝓿𝓮 𝔂𝓸𝓾"

𝓑𝓲𝓻𝓭𝓼 𝓼𝓲𝓷𝓰𝓲𝓷𝓰 𝓲𝓷 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝔂𝓬𝓪𝓶𝓸𝓻𝓮 𝓽𝓻𝓮𝓮𝓼

𝓓𝓻𝓮𝓪𝓶 𝓪 𝓵𝓲𝓽𝓽𝓵𝓮 𝓭𝓻𝓮𝓪𝓶 𝓸𝓯 𝓶𝓮

☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆.。.:*・°☆





♛ | ASASYNI I SZEFOWIE.

  Jimowi ciężko przechodziło to przez gardło, ale musiał przyznać, że szpital psychiatryczny był o wiele lepszy niż dom dziecka, w którym spędził wiele czasu. 
Tutaj mniej go kontrolowano i traktowali na doroślejszego głównie dlatego, że miał u boku siedemnastolatka, przez co sprawiał wrażenie równego z nim. 
Blondyn był także o wiele bardziej opanowany i odpowiedzialny, a także wydawał się mieć więcej empatii dla innych niż Jim. 
Oboje dopełniali się idealnie, gdy na przykład chcieli oszukać pielęgniarki albo okradać maszyny ze słodyczami. Irlandczyk używał swojego genialnego umysłu, a Sebastian mięśni.

Minęły trzy tygodnie od wspólnego zapoznania, a współlokatorzy coraz bardziej wzmacniali więzi. Nie opuszczali siebie na krok i wszystko robili razem. Pomimo że Jim z przyzwyczajenia do obrony przed jakąkolwiek próbą sympatii uważał, żeby się nie przywiązać, to mimo wszystko on też zaczął powoli ufać chłopakowi. Moran był kimś, kto potrafił go posłuchać i go nie ignorował! Na dodatek jego częste milczenie było intrygujące. Ciągle chował coś w swoim umyśle, ale Jim nie mógł się do niego dostać. Stał się żywą tajemnicą, którą chciał rozkodować.

Moran jednak niczego nie wiedział o Jimie. Ten chłopak miał wiele sekretów, którymi nie chciał się dzielić. Nie ukazywał żadnych głębszych emocji, nie wspominał nic o swojej przeszłości, a rodzice byli tematem, którego za nic w świecie nie chciał poruszyć. 
Piętnastolatek wiedział o nim wiele rzeczy, ale Moran wciąż nie mógł zdobyć jego wyznania. 
Coś sprawiało, że Sebastian był zdolny zrobić to, co Jim kazał mu zrobić. Nie rozkazywał mu, a jednak nie musiał nawet prosić. Wiedział, że Sebastian to zrobi i tak. Miał duże zdolności manipulacji.

Pewnej gwieździstej nocy oboje leżeli w łóżkach - Jim zajmował górne, a Sebastian dolne. Irlandczyk uparł się, że gdyby blondyn był na górze, to łóżko by się załamało i go przygniotło. Wszyscy w szpitalu już spali, tylko ich dwójka nie mogła zasnąć. 
Oboje mieli dość ciężki czas, gdy w ich głowach pojawiały się wspomnienia.

— Śpisz? — rozległ się szept Sebastiana, który przebił się przez rozległą ciszę.

Czarnowłosy otworzył oczy zdziwiony, że jego kolega także nie śpi.

— Nie — odparł, przewracając się w łóżku. — A ty czemu nie?

— Myślę o ojcu — wymamrotał z niezadowoleniem. — O tym, jaki rozczarowany mną będzie w przyszłości.

— Że co? Niby dlaczego?

Jim uważał, że Sebastian idealnie nadawał się na żołnierza: był spokojny oraz silny, lojalny, wykonywał polecenia perfekcyjnie, a także ukazywał respekt osobom starszym.

— On oczekuje, abym był taki jak on. Jednak ja nie umiem aż tak poświęcić się dla dobra innych, a praktycznie mnie nie obchodzą. No, oprócz niektórych — chłopak westchnął.

— Przecież obroniłeś tamtych przegrywów z twojej szkoły.

— Ja... — Jim usłyszał ciche westchnienie. — To było po prostu należyte. Nie lubię tchórzy, którzy biją się tylko i wyłącznie z osobami słabszymi od nich.

Brunet odrzucił kołdrę i podniósł się, a następnie wyjrzał zza łóżka na dół, trzymając się barierek. 
Sebastian popatrzył na piętnastolatka z paniką. Taka pozycja była dość niebezpieczna, ale jego nowy kolega zdawał się nie robić z tego problemu.

— Nie ma niczego złego w tym, że nie jesteś empatyczny — uśmiechnął się szeroko. Wyglądał niczym zwodniczy diabeł, który próbował przemówić do ciemniejszej strony syna pułkownika. — Ludziom nie należy się współczucie. Nie są niczego warci.

— Przecież niczym się z pozostałymi nie różnisz.

To był błąd. Wypowiedzenie tego zdania było błędem. Oczy nastolatka wydawały się powiększone.

Nie jestem taki jak oni! — wrzasnął nagle pełen furii, aż Sebastian podskoczył w łóżku. Chłopak wziął głęboki wdech, a następnie uspokoił się trochę. — Nie jestem.

Jim nie chciał być porównywany do zwykłej, szarej masy. Był w młodym wieku, jednak przez umysł miał wrażenie, że był lepszy od wszystkich. Jedyną osobą, która była na równi z nim był Sherlock Holmes.

— Dobra, ale ciszej! — blondyn panicznie go uciszył. — Proszę. Masz rację, jesteś inny. Zadowolony?

— Tak. Prakty...

Irlandczyk wychylił się bardziej do przodu, co niestety nie poskutkowało w najlepszy sposób. Barierka przesunęła się, a chłopak poleciał w dół. Blondyn miał jednak głowę na karku i szybko rzucił się w kierunku Jima, łapiąc go w locie. 
Oboje byli tak samo zaskoczeni tym, co właśnie się stało. Jim leżał w ramionach Sebastiana, a następnie spojrzał na niego i uśmiechnął się głupio. Irlandczyk był bardzo lekki ze względu na bardzo szczupłą sylwetkę. Nie był typem, który w jakikolwiek sposób ćwiczył.

— Wiedziałem, że wypadniesz — blondyn uniósł brwi.

— Wiesz, odpowiada mi twoja rola w moim życiu — odparł czarująco piętnastolatek. — Będziemy dalej się kolegować, gdy już stąd wyjdziemy? Byłbyś mi przydatny.

— W czym? — wymamrotał zdezorientowany.

Jim zamilkł przez chwilę. Nie mógł zdradzić tak poważnego sekretu komuś, kogo znał zaledwie trzy tygodnie. Musiał go poznać bliżej i być pewien, że niczego nie powie.

— W ochronie — odparł spokojnie. — Nade mną się często znęcali i będą znęcać.

Sebastian popatrzył w jego ciemne, błyszczące oczy z zamyśleniem.

— Dobra.

Wpatrywali się tak przez chwilę i bezcelowo.

— Już mnie możesz puścić, Moran — odezwał się nagle Jim, już nie trzymając szyi siedemnastolatka.

Blondyn postawił drobnego chłopaka na ziemię, a ten rozciągnął się i rozejrzał po pokoju. Panował półmrok, który sprawiał, że pomieszczenie to wydawało się bardziej interesujące. Mógł tutaj chować różne rzeczy w ciągu nocy.

Wyjrzał przez okno na ciemne sklepienie, które ozdobione było jasnymi gwiazdami. Jima fascynował kosmos. Podszedł bliżej, kładąc dłonie na parapecie. 

Sebastian podążył za nim.

— Piękne — wymamrotał. Nie widział w nich nic specjalnego, ale i tak był estetycznie ładny.

— Prawda? — Jim skrzyżował ramiona z głową uniesioną do góry. — Chciałbym się tam przenieść i uciec od tego głupiego świata. Problem w tym, że bym umarł z nudów... No i uduszenia. W ogóle to bym zamarzł.

Wtedy do głowy siedemnastolatka wpadł pomysł. Znał ten budynek już trochę lepiej, ponieważ od czasu do czasu robił sobie nocne spacery po korytarzach. Mógł się spodobać młodszemu.

— Chodź ze mną, pokażę ci coś fajnego — powiedział pośpiesznie i chwycił Jima za nadgarstek.

— O, okej... 

.·:*¨༺ ༻¨*:·.

Wystarczyła chwila, aby pacjenci szpitala psychiatrycznego siedzieli na dachu budynku pełni podekscytowania. Księżyc odbijał na nich swoje jasne światło, gdy oni zachwycali się widokiem nieba, który na zewnątrz wyglądał jeszcze piękniej.

Drzewa szumiały, a wiatr muskał ich twarze. Nie było im zimno, a na stopach przynajmniej mieli skarpetki. 
Usiedli na starym, nieużywanym kominie blisko siebie, aby było im raźniej.

— Całkiem przyjemnie — zauważył Jim. Spojrzał na wysokiego blondyna siedzącego koło niego z uśmiechem. — Nie doceniłem cię.

— Że co?

— Uważałem cię za kolejnego tępaka — żachnął się znudzony. — Ale uznałem, że i tak mi się przydasz. 

— Serio? — Sebastian skrzyżował ramiona z lekkim uśmiechem na twarzy. — A teraz co o mnie sądzisz? Lubisz mnie?

Jim prychnął w rozbawieniu, ponownie wpatrując się w okrągły księżyc świecący nad nimi. 

— Jesteś znośny. 

Zaśmiali się krótko, ale szczerze. Po raz pierwszy od czasów śmierci mamy chłopak miał z kim porozmawiać i cieszyć się z miłej konwersacji. To było obce, ale dość przyjemne. Dawno nie był tak zadowolony. Wciąż jednak nie ufał Sebastianowi. Nie mógł powierzyć mu największego sekretu. 

Musiał przetestować jego lojalność i przeżyć z nim specjalną przygodę, w której okaże to, jak bardzo można mu ufać. 

— Kim byś chciał zostać w przyszłości? — zapytał nagle blondyn. 

— Czemu pytasz? — Moriarty popatrzył na niego, a Sebastian wzruszył ramionami od niechcenia.

— Ty wiesz, że ja trafię do wojska. Ja nie wiem jednak, jak ty widzisz swoją przyszłość. 

To był interesujący temat, którego Jim nigdy nie poruszał w myślach. Nie lubił myśleć o życiu ani o tym, co będzie. W końcu i tak było bez znaczenia. Mógł umrzeć w każdym momencie, a nie robiło mu to różnicy. Jednak gdyby tak rozszerzał swoją już teraz dobrze prosperującą działalność...

— Dobre pytanie — chłopak opuścił głowę. Nagle jednak zaczął uśmiechać się coraz bardziej, jakby same myśli o swojej przyszłości sprawiały mu coraz większą radość. — Ja chcę, aby cały świat był u mych stóp. 

Blondyn popatrzył na niego rozbawiony, odsuwając się trochę. Jego kumpel był dziwny, ale teraz zabrzmiał zdecydowanie przerażająco. Niczym mały psychopata.

— Brzmisz jak mały złoczyńca. 

— Każda bajeczka takiego potrzebuje. Ja mam być takim w prawdziwym świecie — łokciem szturchnął Sebastiana w bok. 

Siedemnastolatek roześmiał się, masując miejsce uderzenia. 

— Niecodzienne plany...

— A ty mógłbyś odgrywać rolę mojego asasyna! — zawołał olśniony chłopak. 

— Że co? — Moran zmarszczył brwi z uśmiechem. — Masz w planach zabijanie ludzi? 

Jim zamilkł na chwilę. 

— Niee... — wymamrotał pod nosem. — Żartowałem. 

— To bez znaczenia — blondyn poklepał młodszego po plecach żartobliwie. — Mógłbym być twoim "asasynem". 

Oczy Irlandczyka zabłyszczały lekko z podekscytowania. 

— To by było super! — zawołał rozmarzony. — Moriarty i Moran! Władcy Wielkiej Brytanii!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top