5. Dziecko przy ognisku

Ciemność. Duszność. Czarna przestrzeń. Silny uścisk w klatce piersiowej zgniatała Ci płuca. Chciałaś kaszlnąć, poruszyć się, ale nie mogłaś nic zrobić. Nagle tuż przy tobie pojawiła się jakaś postać. Wysoka, blada. Stała przy tobie patrząc na ciebie, obserwując jak bezradna, i bezbronna jesteś. Chciałaś krzyknąć, odgonić ją, ale głos uwiązł ci w gardle. Ogromna figura zbliżyła twarz do twojego prawego policzka. Nie poruszyłaś się, gapiąc się przed siebie jak zahipnotyzowana. Blada twarz rozwarła się w jeszcze bielszym uśmiechu. "Nic nie możesz na to poradzić". Te słowa przeszyły ci przez umysł.

Zerwałaś się, odzyskując czucie w kończynach. Z okropnym kaszlem wyrwałaś się z ciepłego okrycia jakim był koc, lecz zaraz opadłaś z powrotem na ziemię. Zimny pot spływał ci po czole, a dreszcze przebiegające po ciele trzęsły tobą. Czułaś na policzkach mokre ślady łez, które wypływały z twoich oczu.

- Cś - szepnął znajomy głos, obejmując cię mocniej ciepłymi dłoni.

Bez słowa wtuliłaś się w niego, starając się uspokoić.

- To tylko zły sen. Wszystko jest w porządku...- powtarzał tuląc cię do siebie.

- A-a co jeśli nas znajdzie...? - pociągnąłeś nosem - Co jeśli zabije...

- Nikt nam nic nie zrobi - szepnął uspokajająco - nikt nam nie grozi kochana.

Drgnęłaś. Nie zwracając uwagi na otoczenie starałaś się opanować. Oddychałaś szybko, desperacko łapiąc powietrze. Żadne słowa nie były w stanie cię uspokoić. Sauron objął cię mocniej obejmując dłonie wokół twoich ramion i talii. Oparł głowę o twoje włosy, całując cię w czoło. Ten gest sprawił, że odetchnęłaś głęboko, powoli uspokajający szybko bijące serce. Z każdym kolejnym oddechem czułaś jak znużenie ogarnia twoje ciało. Poczułaś jak Sauron wyciera mokre ślady po twoich łzach.

- To tylko zły sen...- usłyszałaś nim znów zapadałaś w lekki sen...

***

Zbudziło cię lekkie szarpnięcie.

- [T.I.] - usłyszałaś szept - mamy mały problem.

Otworzyłaś leniwie oczy.

- Co się...!- Sauron szybko zasłonił Ci usta.

- Cicho...Coś jest na dworze - szepnął przejęty.

Popatrzyłaś na niego zdziwiona. Ten odsłoni Ci usta, wskazując na wyjście z namiotu. Powoli wstałaś, wystawiając z niego głowę. Przed tobą pojawił się obraz niczym z książki. Dookoła unosiła się poranna mgła, zimny wiatr przesuwał kłębiaste chmury zakrywające blade niebo. Ściana ciemnego lasu stała niedaleko, czarna i ponura. 

Wtem doszedł do ciebie przyciszony dźwięk...jakby płacz dziecka? Małej dziewczynki... cichy głośnik chlipał gdzieś między drzewami. Bez słowa wyszłaś z namiotu, idąc w jego stronę. Gdy weszłaś w kępę szeleszczących liści, płacz urwał się, przerwany głośnym wdechem. Zatrzymałaś się i przykucnęłaś, nie spuszczając wzroku z drzew.

- Hej jesteś tu sama? - zapytałaś spokojnie - Nie bój się, nic ci się nie stanie.

Z początku nic nie usłyszałaś, więc ponownie się odezwałaś.

- Możesz wyjść. Nic Ci nie zrobię.

Wtem zza drzew wyjrzała mała główka, okryta cienką białą chustką zawiązana na długich, czarnych, poczochrany włosach. Jej oczy były zwrócone ku ziemi, a zasłaniające je włosy powiewały na wietrze.

- Nie bój się - powtórzyłaś

Dziewczynka postąpiła krok do przodu. Mała miała na sobie długą, szarą szatę, wyglądającą niemal jak brudne prześcieradło.

- Hej, masz jakieś imię? - zapytałaś lekko się uśmiechając.

Dziecko podniosło głowę, a wiatr rozwiał jej włosy. Jej twarzyczka nie należała do najpiękniejszych. Duże, wybałuszone oczy patrzyły na ciebie przerażone. Szkaradne rysy zaznaczały szeroki nos, czerwony od zimna. Mimo impulsu, nie cofnęłaś się. Uśmiechnęłaś się i wyciągnęłąś w jej stronę rękę. Dziewczynka wyszła zza drzewa, powoli stawiając kroki. 

Nagle tuż obok ciebie pojawił się Sauron. Nim zdążyłaś coś powiedzieć, postąpił kilka dużych kroków do przodu łapiąc dziecko za kark. Stworzenie krzyknęło głośno, miotając się w jego uścisku.

- Sauron! - krzyknęłaś, widząc jak unosi je jedną ręką.

Majar spojrzał na ciebie zimnym wzrokiem. Drgnęłaś nerwowo. To spojrzenie, aż za bardzo przypominało lodowaty wzrok Melkora, bezlitosnego i bez uczuciowego władcy. Mimo pewnego wahania postanowiłaś się postawić.

- Postaw ją ziemi! - wrzasnęłaś 

- A co jeśli to szpieg - powiedział mechanicznie.

- To dziecko! Być może jeden z ocalałych Rotich - porwałaś ją z jego uścisku, biorąc na ręce.

Pisk rozległ się na polanie, gdy starałaś się utrzymać wiercące się dziecko.

- Spokojnie, spokojnie - powtarzałaś, obejmują ją. 

Wreszcie znieruchomiała, oddychając ciężko.

- Już...lepiej? - zapytałaś

Dziecko nie odpowiedziało.

- Jesteś głodna?

Ona nawet się nie poruszyła, wlepiając w ciebie duże, czarne oczy.

- Pewnie jest jej zimno. Sauronie rozpal ognisko.

Majar obruszył się wyraźnie.

- To nie była proźba - warknęłaś

Sauron wzruszył ramionami, kierując się w stronę lasu, aby pozbierać kilka patyczków.

- Chcesz coś zjeść? - zapytałaś nie czekając już na jej odpowiedź. 

Zaprowadziłaś ją pod wasz namiot, i schyliłaś się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia w jednym z waszych bagaży.

- My i tak nie musimy jeść. Jesteśmy na to zbyt potężni - puściłaś oczko, podając jej białą okrągłą bułkę.

Dziecko przyjęło ją na napychając nią swoją buzię.

- Tylko żebyś się nie zakrztusiła. 

Patrzyłaś na nią z lekkim uśmiechem. Wtem niedaleko was pojawił się Sauron ze stołem patyczków. Rzucił je na ziemię i siadło niedaleko nich. Parsknęłaś na to dziecinne zachowanie, ale podeszła bliżej z dzieckiem na rękach.

- Zapalisz? - zapytałaś, wskazując głową stertę patyków.

- Nie palę - burknął ponuro.

Usiadłaś obok niego i położyłaś dziewczynkę między wami. Ta siedziała przez chwilę patrząc to na ciebie to na niego. Sauron odsunął się z wyraźną niechęcią. Cmoknęłaś przez zęby i wyprostowałaś ręce w stronę gałązek. Z twoich dłoni wystrzeliła jasna Iskra, od której od razu zapłonął niewielki, błękitny płomyk, zajmując cały stos. Dziecko pisnęło z przejęciem patrząc na ogień.

- Nie, nie to mieć strasznego... - starałaś się ją przekonać - To daje nam ciepło, zobacz. 

Wystawiłaś dłonie w stronę ogniska pocierając je. Dziewczynka spojrzała na ciebie ale z wahaniem powtórzyła czynność.

- Widzisz? - uśmiechnęłaś się 

Dziecko popatrzyło na ciebie przyjaźniej. Wzięłaś ją na kolana, trzymając ją na tyle daleko od ognia, aby jej się nic nie stało, ale na tyle, by się ogrzała.

- Jak ty to robisz? - zapytał siedzący obok ciebie Sauron.

- Nie wiem... w końcu wychowałam trójkę dzieci - uśmiechnęłaś się.

Wtem poczułaś ogromne znużenie, najprawdopodobniej przez to niewielkie zużycie mocy. Oparłaś głowę o jego ramię i przymknęła oczy.

- Dlaczego ufasz każdemu kogo poznasz? - zapytał łagodnie.

- Nieprawda. Kiedy cię poznałam wcale ci nie ufałam. - uśmiechnęłaś się nie otwierając oczu - A zaufanie tobie wyszło mi jedynie na dobre.

Poczułaś jak Majar opiera swoją głową o twoją w niemej rezygnacji.

- Pewnego dnia poślizgniesz się na swojej naiwności. - szepnął, ale poczułaś pewnego rodzaju troskę w jego głosie.

Dziecko na twoich kolanach przesunęło się, układając się do snu.

- Ale dlaczego ona?

Wzruszyłaś ramionami.

- Może dlatego, że jest mała, samotna. Trochę przypomina mi Lith, gdy była w jej wieku.

- Nasza córka na pewno była o wiele śliczniejsza niż to...

Otworzyłaś oczy, rzucając na niego ostrzegawcze spojrzenie.

- Może i tak, ale to nie znaczy, że musisz to podkreślać. - syknęłaś, ponownie zamykając oczy - Poza tym wszystkie dzieci są piękne... na swój sposób...

Z tymi słowami zapadłaś w lekki sen. Przez głowę przeszła ci myśl, co by było gdyby Sauron nigdy z wami się nie rozstał? Uśmiechnęłaś się na to, poświęcając się całkowicie swoim myślą. Pytania i odpowiedzi przepływały Ci przez umysł wymyślając coraz to nowe. "Może i moglibyśmy zatrzymać tą małą?" pomyślałaś "Pewnie wyrosłaby na śliczną dziewczynę...Trzeba by jej dać jakoś na imię...Lilia? Nora...Cellia?.." Nagle poczułaś chłód na ramionach. Westchnęłaś głęboko, czując ciężką presję na twoim ciele. "Muszę wziąć jeden z liści Valinoru". I z tym zdaniem w głowie otworzyłaś oczy.

Ognisko już dawno wygasło. Pochmurne niebo rozświetlało się przez słońce, które teraz wisiało tuż nad naszymi głowami. Głowa Saurona wciąż spoczywa na twojej, pewnie zasnął. Wtem twój senny umysł zauważył coś gorszego. Zerrwałaś się na równe nogi, zrzucają z siebie zaskoczonego Saurona.

- Gdzie jest Celly?! - zawołałaś, rozglądając się dookoła.

- Co?! Kto?! - krzyknął wyrwany ze snu.

- Celly! Ta dziewczynka! - zawołałaś.

- Celly? Zdążyłaś już ją nazwać? - zapytał trzymając się za głowę.

- Gdzie ona jest?! - zignorowałaś jego pytanie.

- A ja wiem? - wstał z ziemi, strzepując kurz ze spodni - Pewnie poszła w las i wróciła do swoich.

- A-ale...- zawahałaś się - ona sobie nie poradzi.

- Poradzi - powiedział idąc w stronę swojego rumaka, który stał niedaleko żując marną trawę - A teraz chodźmy. Spaliśmy co najmniej dwie godziny.

- Nie chcę nigdzie iść bez Celly - zaprotestowałaś

- Co się jej tak uczepiłaś?

- Niektórzy nazywają to instynktem macierzyńskim - skrzyżowałś ręce - miałbyś swój własny "instynkt", gdybyś spędził z naszymi dziećmi choć miesiąc.

Sauron odwrócił się. Już chciał coś powiedzieć, ale wyraźnie powstrzymał się, zajmując się pakowaniem waszego namiotu....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top