22. Samotny wędrowiec

Na zewnątrz zapadła już nieprzenikniona ciemność. Zimowy wiatr targał łysymi gałęziami, które cicho stukały o zewnętrzne ściany domku.

W pokoju było jak makiem zasiał. Jedyny dźwięk jaki było słychać to patyczki trzaskające w kominku, tonące w czerwonym ogniu.

Siedziałaś w łóżku. Oparta o puchową poduszkę, czytałaś jedną z książek znalezionych w pudle. Ciężko było się rozczytać z tego koślawego i nabazgranego pisma, ale historia opowiadała o dwóch kochankach podróżujących po stepach pustyni

"...i podążając za nią Epeär zapytał 'Czy jesteś pewna swojej decyzji?'"

Kołdra zaszeleściła. Zerknęłaś na leżącego obok ciebie Saurona. Z rękami pod głową gapił się sufit, zauważyłaś jednak, że na jego ustach pojawił się nikły uśmiech. Nie przerywając jego toku myślenia wróciłaś do powieści.

"Dziewczyna odwróciła się do niego patrząc... zie... dzi... dziwnym wzrokiem. 'Dlaczego mnie o to pytasz?' odpowiedziała pytaniem na pytanie"

Sauron odwrócił głowę w twoją stronę.

- Co czytasz? - zapytał

- "Dlaczego mnie o to pytasz? - przeczytałaś na głos - odpowiedziała pytaniem na pytanie, 'Nie wystarczy cię, że jesteśmy tu razem?"

Sauron zmarszczył brwi, ale wreszcie zrozumiał.

- Historia Epeär'a i jego kobiety?

Przytaknęłaś, nie odrywając oczu od lektury.

- "Nie chcę abyś robiła coś wyłącznie ze.. w.. wz... względu... wyłącznie ze względu na mnie"

- Problem z Czarną Mową? - uśmiechnął się głupkowato

- Nie! Ale ten kto to pisał w życiu nie słyszał o sztuce kaligrafii, lub chociaż czytelnego pisma - fuknęłaś

Sauron zaśmiał się krótko.

- Mój poprzednik miał wyobraźnię, ale nie brał pod uwagę, że ktoś będzie czytać jego dzieło. Ja już nauczyłem się rozczytywać jego pismo. W końcu to on zapoczątkował większość maszynerii, ale to ja musiałem się a ja musiałem kontynuować jego pracę.

- Jak wiele rzeczy wymyślił?

- Bardzo dużo. Większość maszynerii, która znajdowała się w obu twierdzach pochodziła z jego planów.

Pokiwałaś głową i wbiłaś wzrok w małe literki, szukając fragmentu na którym skończyłaś.

- Morgoth był bardzo selektywny jeśli chodzi o jego podwładnych.

- Mhm - mruknęłaś, wodząc palcem po stronie.

- Do tej pory zastanawiam się dlaczego zaprosił cię do Angbandu - powiedział Sauron, mimo, że dobrze znał na to odpowiedź

- Wcale mnie nie zaprosił, tylko Farnasa.

- Ale cię nie wygonił. To o czym świadczy.

- Znam już twoje zdanie na ten temat...

- Podobałaś mu się - zaczął się z tobą droczyć.

Unosząc wzrok znad lektury, z trzaskiem zamknęłaś książkę. Sauron uśmiechnął się złośliwie, patrząc na Twoją reakcję.

- Dlaczego niby miałabym zabierać kochanka własnej córce? - odbiłaś piłeczkę

Jego uśmiech natychmiast zniknął. Naburmuszony przewrócił się na drugą stronę.

- No przestań już - powiedziałaś, starając się nie wybuchnąć śmiechem - Przecież żartuję.

- Właśnie w tym rzecz, że to prawda! I to tuż pod moim nosem - mruknął - Zasłużył sobie na to siedzenie w lochach.

Już chciałaś powiedzieć coś w stylu "Idąc tym tokiem myślenia sam powinieneś w nich siedzieć", ale ugryzłaś się w język i nie skomentowałaś tego.

- No to... może ty mi teraz poczytasz? - trąciłaś go w ramię

- Hę?

- Pewnie lepiej odczytasz te zawijasy - położyłaś książkę na jego kolanach.

Sauron wyprostował się i wziął ją do ręki. Otworzył ją na stronie, którą mu wskazałaś i zaczął czytać.

- "Jesteś mi bardzo droga' Epeär pociągnął za wodzę, zatrzymując konia. Spojrzał w oczy dziewczyny, szukając w nich odpowiedzi"

Położyłaś się wygodnie w łóżku i opierając o ramię Majara zamknęłaś oczy, wsłuchując się w jego głos

***

Następnego dnia zbudziłaś się wcześniej niż zwykle. Otworzyłaś oczy, leżałaś na boku widząc przed sobą nagie plecy Saurona, który wciąż głęboko spał. Nie mogłaś się nadziwić, że w środku zimy on upierał się przy spaniu w samych spodniach. Odwróciłaś się na wznak, patrząc w sufit.

Przez chwilę studiowałeś zakręcone słoje na belkach drewna, ale wreszcie usiadłaś w pościeli. Za oknem było jeszcze ciemno, ale i zaskakująco widno. Najwyraźniej księżyc jeszcze nie zaszedł, świecąc jasno, niczym srebrna lampa na niebie. Wstałaś z łóżka i przyciągnęłaś się. Sięgnęłaś po słoik w którym była czysta woda. Wypiłaś kilka łyków, opróżniając całe naczynie. Ty jednak wciąż czułaś pragnienie. Rozejrzałaś się dookoła w poszukiwaniu czegoś do picia, ale wszelkie miski i naczynia były już puste. Westchnęłaś głęboko, wiedząc co musisz zrobić. Szybko ubrałaś na siebie cieplejszą sukienkę, a na ramiona zarzuciłaś najcieplejszy płaszcz. Ubrałaś buty i złapałaś za największy, gliniany dzban jaki znalazłaś, i ruszyłaś w stronę drzwi. Nim je otworzyłaś, sięgnąć do kieszeni płaszcza. Wyciągnęłaś z niej mały woreczek pełen liści Valinoru. Ważąc go w ręku stwierdziłaś, że jest o wiele lżejszy niż tego dnia gdy go dostałaś od swojego brata. Jednak nie chciałaś się tym teraz przejmować. Schowałaś go z powrotem do kieszeni pchnęłaś drzwi.

Pod naporem zawiasy skrzypnęły głośno. Wzdrygnęłaś się ze strachem zerkając w stronę łóżka. Sauron jedynie mruknął coś pod nosem i odwrócił się na drugi bok. Odetchnęłaś z ulgą i cichcem wymknęłaś się z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Okazało się, że wcale nie było tak zimno jak ci się wydawało. Idąc przez polanie na, której stał wasz dom, czułaś jak cała ziemia jest grząska i miękka, a wyblakła trawa bezszelestnie gnie się pod twoim podeszwami.

Przeczesałaś ręką zmierzwione włosy, a w drugiej zacisnęłaś rączkę glinianego dzbana. Zeszłaś z polany, przeciskając się przez gęste gałązki drzew, zagradzającymi ci drogę. Księżyc, który bardzo powoli schylał się ku zachodowi oświetlał ci drogę swoim srebrzystym blaskiem. Gdy tylko wyszłaś z gęstego lasu od razu poczułaś chłodną bryzę, która owiała twoją twarz. Przeszłaś jeszcze kilka kroków, dochodząc do miejsca w którym biegła cienka stróżka dzikiego strumyka, to najczęściej stąd braliście wodę. Stanęłaś nad nim z niezadowoloną miną. Odwilż, która nastała w nocy rozmoczyła brzegi rzeczki, zamieniając ją w błotnistą ciapę. Nie miałaś ochoty pić czegoś takiego, więc z rezygnacją odwróciłaś się w prawo i powolnym krokiem skierowałaś się w górę strumienia.

Przez kilka minut szłaś, trzymając się niezmiernie blisko błotnistego brzegu rzeczki. Uparcie wpatrując się w jej bieg, szukałaś miejsca w którym mogłaś zaczerpnąć trochę czystej wody.

Nagle usłyszałaś trzask gałązki. Wzdrygnęłaś się i stanęłaś w miejscu. Dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że jesteś całkiem sama, w ciemnym lesie i to bez żadnej broni. Rozejrzałaś się dookoła. Oczywiście jedynym twoim zmartwieniem powinny być dzikie zwierzęta, ale co jeśli... napotkasz tu coś jeszcze? Czy wystarczy ci sił, aby obronić się magią?

Sięgnęłaś do woreczka w kieszeni i wyciągnęłaś z niego jeden listek Valinoru. Przegryzłaś go, dodając sobie otuchy i odwagi. Ruszyłaś dalej, pewnym krokiem, wciąż trzymając się blisko rzeczki. Nasłuchiwałaś wszelkich odgłosów dochodzących z głębi lasu, lub od strony rzadziej rosnących drzew, ale oprócz szumu traw i plusku wody nic nie usłyszałaś.

Wreszcie doszłaś do niewielkiego wyżłobienia w ziemi przypominajace malutki stawik. Zatrzymywało w sobie sporo czystej wody, a jej nadmiar wypływał z drugiej strony. Przykucnęłaś przy zbiorniku, oceniając czystość wody. Wzruszyłaś ramionami i zanurzyłaś w niej dłonie. Była lodowata. Naczerpnęłaś trochę wody i przemyłaś sobie twarz. Aż ci ciarki przeszły po plecach, a lekko zaspane zmysły obudziły się natychmiast. Przetarłaś twarz rękawem i z zadowoleniem zanurzyłaś dzbanek w wodzie.

Kiedy zapełniłaś już ponad połowę, poczułaś się odrobinę nieswojo. Dziwne wrażenie i poczucie bycia obserwowanym ogarnęło twój umysł. Powoli wstałaś, przyciskając naczynie do piersi i obejrzałaś się za siebie. Głucha cisza, aż dzwoniła w uszach. Wytężając wzrok dostrzegasz jakiś ruch między drzewami. Całe twoje ciało zesztywniało w gotowości do ataku. Wpatrywałaś się w poruszenie między krzewami, które powoli zaczęło się zbliżać w twoją stronę. Niewyraźny, szary kształt zaczął przybierać zarys osoby. Istota stanęła niedaleko ciebie i zatrzymała się. Chyba dopiero teraz cię dostrzegła.

- Witaj! - usłyszałaś niski głos mężczyzny - Nie bój się nie zrobię ci krzywdy - nieznajomy porozumiewał się językiem elfów.

Nawet nie drgnęłaś, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Mężczyzna podszedł bliżej, ostrożnie stawiając kroki, jakby bał się, że cię spłoszy. Wreszcie stanął niedaleko drugiego brzegu rzeczki, która była teraz jedyną rzeczą dzielącą przestrzeń między wami

- Nie jesteś jednym z Quentich - stwierdził, przechodząc na wspólną mowę.

Wydawał się być zaskoczony.

- Tak jak i Ty - odpowiedziałaś, przyglądając mu się uważnie.

Mężczyzna był wyższy niż przeciętny, mimo, że wyraźnie się garbił. Był opatulony szarym płaszczem, którego kaptur miał zaciągnięty, aż do szpiczastego nosa. Spod kaptura patrzyło na ciebie dwoje jasnych, szarych oczu. Przyglądały się tobie równie ciekawie co ty im. Twoją uwagę zwrócił kostur, o który ten się opierał. Wyglądam jak powykręcana gałąź, ale mogłaś się założyć, że bił od niego jakiś magiczny blask.

- Kim jesteś? - zapytałaś wciąż stojąc sztywno jak posąg.

- Nadano imię Olòrin i pochodzę z Valinoru - mówił spokojnie i pewnie, a jego głos brzmiał przyjaźnie - Przybyłem to by się rozejrzeć i wracam na wyspę.

- Jesteś ich sługą? - zapytałaś, a głos ci zadrżał.

Czy to znaczy, że Tamci was znaleźli?!

- Raczej informatorem...

Nie widziałaś jego twarzy, ale mogłaś stwierdzić, że uśmiechnął się lekko.

- A ty kim jesteś?

"Więc nie wie?" pomyślałaś uradowana, ale zachowałaś pozory obojętności.

- To nie ma znaczenia, i tak powinnam być już martwa - uśmiechnęłaś się krzywo

Olòrin przekrzywił lekko głowę.

- Ty pewnie jesteś Majarem.

- Tak jak i ty - stwierdził

Zignorowała się tą odpowiedź.

- Jesteś tutaj by opiekować się Quentimi.

Ten przytaknął.

- A ty jesteś tu, bo musisz?

To pytanie zbiło cię z tropu.

- Hę? Chcę tu być i mogę!

- Po prostu wyczuwam od ciebie pewnego rodzaju smutek... jakbyś dźwigała wielkie brzemię...

- Brzemię?

- Brzemię życia.

Zmarszczyłaś brwi. będą coraz bardziej zagubiona. Co to za Majar? Co tu robi? Jakie są jego zamiary? A co najważniejsze ile o was wie? Te pytania pojawiły się w twojej głowie tak samo jak I wiele wątpliwości.

- Quenti nie mieszkają na zachodzie. Jeśli się nie zgubiłeś to powiedz co tu naprawdę robisz - powiedziałaś spokojnie, lecz stanowczo.

Olòrin popatrzył na Ciebie lekko przekrzywiając głowę.

- Poszukuję Majara imieniem Mairon.

Na te słowa drgnęłaś lekko, a palce zacisnęły ci się na glinianym dzbanku.

- Niedawno odbyła się rada Valarów - ciągnął dalej obcy - za wstawiennictwem niektórych z nas uchwalono, że powinien powrócić z banicji.

- Chcecie go zamknąć? - rzuciłaś bezmyślnie.

- Ależ skąd - odpowiedział spokojnie - Owszem powinien stanąć przed sądem Manwëgo, lecz Mairon został uznany za osobę zwiedzioną przez Czarnego Władcę.

- I to ma zapewnić mu wolność? - zapytałaś z powątpiewaniem.

Olòrin kiwnął głową.

- Kilkoro Majarów bardzo cieszyło się z szansy danej Maironowi, w tym Dowódca Przybocznej Straży.

- R-Ricar? - szepnęłaś niedosłyszalnie.

Twoje serce zabiło szybciej na myśl o ponownym spotkaniu dzieci, i to w dodatku z Sauronem. Aż oczy ci się zaszkliły, gdy wyobraziłaś sobie waszą piątkę beztrosko spędzają czas na jednej z zielonych łąk na wyspie. Czy to możliwe, że tak wizja może się spełnić?

Przez chwilę staliście w ciszy wpatrując się w siebie Ty i obcy Majar. Nie wiedziałaś czy możesz mu ufać, nie znałaś go, ale jeśli to co mówił było prawdą, może to być szansa dla waszej rodziny by móc znów być razem.

Nagle za tobą rozległ się dźwięk łamanych gałęzi i parsknięcie konia. Zobaczyłaś jak Majar wzdrygnął się i z wyraźnym niepokojem wbił wzrok w coś za tobą. Odwróciłaś się.

Z pomiędzy drzew wyłonił się czarny rumak, prychając głośno i podszedł do ciebie sprężystym truchtem. Siedział na nim Sauron. Jego twarz wyrażała złość powagę. Roztaczająca się za nim ciemność i blade światło księżyca padające na jego groźną twarz sprawiały wrażenie, że jeździec jest większy i potężniejszy. Jego twarz zmieniła się na bardziej przyjazną, gdy spojrzał na ciebie, lecz gdy zwrócił uwagę na zaniepokojonego Majara, wrogość powróciła.

- Kim jesteś? - zapytał ostro.

- Zwą mnie Olòrin - odpowiedział tamten mniej pewnie.

- Jesteś szpiegiem wyspiarzy? - zapytał wprost Sauron, kładąc dłoń na rękojeści miecza przyczepionego u pasa.

- Nie... informatorem

- Co za różnica!

- Mai, uspokój się! - zwróciłaś jego uwagę

Sauron rzucił na ciebie łagodniejszym spojrzeniem.

- Jestem wyczulony na silne emocje - powiedział Olòrin opierając się o swój kostur obiema rękami - Jest w tobie wiele złości, ale ona zdaje się być twoją podporą.

Sauron wzdrygnął się i zacisnął zęby.

- Podaj mi choć jeden powód dlaczego miałbym cię teraz nie zabić.

- Sauron! - krzyknęłaś - On jest posłańcem! Mówił, że Manwë ci wybaczył! Możemy wrócić do Valinoru...

- A po co miałbym tam wracać?! - wybuchnął Sauron.

- Dla naszych dzieci - szepnęłaś, tak, aby tylko on usłyszał.

Rosnąca w nim złość ostygła nieco, gdy patrzył to na ciebie to Olòrina.

- A więc ty jesteś Mairon - Majar skinął głową - Wiele o tobie słyszałem... W takim razie ty jesteś Córką Nocy.

Przytaknęłaś. Dawno nie słyszałaś tego imienia.

- Wiedzcie tylko, że nienawiść i chęć zemsty to potężna broń - powiedział, zerkając na Saurona.

- Główne zło zostało pojmane - stwierdził jeździec chłodno.

- Ale jego nasiona zostały posiane.

Słowa Olòrina brzmiały jak ostrzeżenie. Wypowiadając je spojrzał w twoją stronę, jakby kierując je do ciebie.

- Nie chcę wstawać wam na drodze, ale...

- To powiedz Im, że mnie nie znalazłeś - przerwał mu Sauron.

- Nie mogę Ich okłamywać - Majar potrząsnął głową.

- I nie powinieneś - przyznałaś, wiedząc, że kłamstwa byłyby bezowocne.

- Mądrzej byście zrobili wracając - Olòrin skierował to zdanie do ciebie.

- Nie przyszedłeś nam rozkazywać - rzucił Sauron, lecz nie zwróciliście na niego uwagi.

- Wrócimy - szepnęłaś, ale na tyle głośno by obaj usłyszeli.

Sauron zaniemówił.

- Słusznie - Olòrin kiwnął głową.

- ...Ale dopiero gdy nadejdzie czas - stwierdziłaś.

- Nie pozwolę się zwieść w pułapkę jak jakiś głupi szczur! - sprzeciwił się Sauron.

- Obiecuję, że w Valinorze powitają was z otwartymi ramionami.

Olòrin położył dłoń na piersi i ukłonił się na znak szacunku.

- Jeśli to co mówisz jest prawdą powrócimy, ale jeśli nie. To sama Cię znajdę i osobiście oduczę złych manier - powiedziałaś poważnie.

Olòrin skłonił się jeszcze raz, już nic więcej nie mówiąc. Odwrócił się i odszedł w swoją stronę.

Ani ty ani Sauron nie odwróciliście wzroku od wędrowca, dopóki nie zniknął między czarnymi drzewami.

Wtedy dopiero odetchnęłaś głęboko i odwróciła się do Saurona. Ten siedział na koniu wpatrzony w jego grzbiet, a na jego twarzy widniał wyraz powagi i skupienia. Bez słowa podałaś mu dzban wody i weszłaś na konia. Objęłaś Saurona, trzymając się go mocno.

- Nie znikaj tak bez słowa - mruknął tylko i zawrócił konia.

Kiwnęłaś głową.

Całą drogę do chaty żadne z was się nie odezwało, zagłębione we własnych myślach na temat powrotu na wyspę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top