3. Strzały w lesie
Zbudziło cię ciepło jakie panowało w namiocie Powoli otworzyłaś oczy, zrzucając z siebie ciepły koc. Przez szare płótno prześwitywały promienie słoneczne, było już co najmniej południe. Przeczesałaś ręką poplątane włosy i wygrzebałaś się z namiotu. Na zewnątrz nie zostałaś nikogo. Pierwsza twoja myśl "Sauron poszedł wyprowadzić konia", ale zaraz do twojej głowy wkradło się pytanie "A co jeśli uciekł? Zostawił mnie?" Potrząsnęłaś głową nie chcąc o tym myśleć.
W dużym zawiniątku znalazłaś swój płaszcz i pozostawioną w nim sakiewkę z magicznymi liśćmi z Valinoru. Wzięłaś jednego po czym odłożyłaś rzeczy na miejsce. Spojrzałaś w górę, z zamyśleniem żując liść. Niebo wydawało się bezchmurne i błękitne, ta pogoda sprzyjała waszym planom; podróży na zachód...lub południe? wschód? Dokąd w sumie jedziecie? Po prostu przed siebie? czy macie cel? Przeciągnęła się i ziewnęłaś głośno.
Nagle poczułaś coś pod stopą. Cofnęła się, szukając tego przedmiotu. Na ziemi zobaczyłaś brunatną kopertę, niemal zlewającej się z kolorem trawy. Schyliłaś się i podniosłaś ją. Nie była zaadresowana do nikogo, co cię wcale nie zdziwiło. Już miałaś ją otworzyć. gdy nagle usłyszałaś czyjeś kroki zbliżające się w twoją stronę. Wystraszona, odruchowo zchowałaś kopertę za plecy. Z pomiędzy drzew wyszedł Sauron, ciągnąć za sobą czarnego rumaka, który nie wydawał się zadowolony z wycieczki.
- Dzień dobry - przywitałaś go uśmiechem.
- Hej! Mam dobre wieści. Jeśli pojedziemy na zachód, potem skręcimy na południe, dojdziemy do strumyka który najpewniej wiedzie do drogi przez las.
- A dokąd potem? - zapytałaś patrząc na to na niego to na ponurego konia.
- Powiem ci po drodze - odpowiedział przywiązując go do drzewa.
Sauron z pogodnym wyrazem twarzy podszedł do namiotu i zaczął z niego wyjmować rzeczy, aby zabrać się za jego składanie. Wyjęłaś zza soebie kopertę i odchrząknęłaś.
- A właśnie...- pokazałaś mu ją...- Spójrz co zalazłam na ziemi...- urwałaś.
Twarz Saurona całkowicie się zmieniła. Malował się na niej wyraz niepokoju i zgrozy.
- Skąd to masz?!
- ...
- Skąd?! To twoje?
- Przecież mówię, że znalazłam na ziemi - odpowiedziałaś zmieszana.
- Wyrzuć to!
- Ale, nie chcesz widzieć co jest w środku?
- Wyrzuć - wybuchnął i zaczął nerwowo składać namiot - Nie wiesz co za czarna magia mogła ją zatruć. Może po otworzeniu jej spadnie na ciebie jakaś klątwa? Jedno wiem na pewno, jesteśmy śledzeni lub co najmniej obserwowani. - dodał szeptem.
- Ale jak to? - zdziwiłaś się
Sauron wyprostował się i spojrzał na Ciebie jakby to było oczywiste.
- Znalazłaś suchą kopertę tuż pod namiotem - zrobił krótką pauzę - Na zwiady wyszedłem jeszcze przed świtem i nic nie zauważyłem. Wtedy trawa i wszystko dookoła było mokre po drobnym deszczu, więc to...- wskazał na trzymany przez ciebie przedmiot -...suche...A gdyby leżało tu dłużej można by było to stwierdzić po wyglądzie. Tym czasem wygląda na dobrze zachowane, wniosek? Zostało położone pod nasz namiot w południe...
Patrzyłaś na niego w niemym strachu.
- Śledzi? to nas śledzi?
- Pakuj rzeczy! Musimy jechać - powiedział odrobinę spokojniej.
- Ale - zaczęłaś - Kto by nam to groził.
- Nie wiem...
- To dlaczego mamy się..?
- Nie chodzi o to, że nie wiem kto nam zagraża - przerwał Ci - lecz jest ich tylu, że nie wiem kto konkretnie!
Sauron zwinął namiot i władował na grzbiet konia. Szybko podałaś mu koce, które również zwinął. Kiedy ten dopinał pasy na siodle, obserwowałaś przez chwilę, po czym spojrzałaś na kopertę. Z lekkim wahaniem schowałaś ją do kieszeni swojego ciepłego płaszcza.
- Wsiadaj! - powiedział stanowczo.
Wskoczyłaś na konia, siadając tuż za nim. Obiełaś go w pasie, gdy Sauron spiął konia i najszybciej jak mógł, ruszył między drzewami.
Wjechaliście w gęściejszy las, zostawiając za sobą wszelkie znajome miejsca. Szybko przemieszczaliście się do przodu, z rosnącą nadzieją na wyjazd z tego ponurego miejsca. Z wszelkimi pytaniami czekałaś, aż oddaliście się od polany, wtedy dopiero Majar zwolnił nieco, pozwalając zwierzęciu odetchnąć.
- Mai? Myślisz, że ktoś nas ściga? - zapytałaś wreszcie.
- To zależy. Może nie tyle co ściga, a szuka.
- Szuka?
- Jest wiele opcji - zaczął wymieniać - Po pierwsze niedobitki naszych sług. Mogli przeżyć, a słysząc o tym, że ja również zbiegłem, mogą chcieć zemsty...- zamyślił się na chwilę -...tyle, że oni nie byliby tacy mili, żeby zostawić jakąkolwiek notatkę. Zabiliby nas gdyby nas tylko znaleźli. Druga opcja to Roti.
- Roti?
- Plemię Rotich mieli tu swoje tereny zanim Melkor kazał ich...zabić... jest duża szansa, że kilku z nich ocalało i wciąż tu żyją i również chcą zemsty....tyle, że znów wątpię czy by zostawiliby tu list. Mieliśmy kiedyś sługę na posyłki który pochodził z tego plemienia, ale wątpię czy przeżył bitwę.
Pokiwałaś głową ze zrozumieniem.
- I ostatnia opcja jaka mi przychodzi do głowy to Valarowie. Mówiłaś im, że ich opuścisz?
- A myślisz że pozwolili by mi wtedy z Tobą zostać?
- Czyli nie. - Sauron ponownie zrobił krótką pauzę - Może to przez to cię szukają?
- Nie sądzę - spuściłaś głowę ciaśniej go obejmując.
- To znaczy?
Westchnęłaś.
- Gdy tam byłam, nie czułam się przez nich do końca akceptowana. Oczywiście byli dla mnie dobrzy, ale miałam wrażenie, że jest to fałszywa uprzejmość. Tak jakbyś był miły dla kogoś z kim nie chcesz mieć do czynienia. Odsuwasz go od siebie, nie robiąc tego wprost. - wstchnęłaś ponownie.
Sauron poruszył się jakby chciał się odwrócić, ale nie mógł puścić wodzy, więc jedynie zwolnił. Przez chwilę nastała cisza, aż wreszcie sam ją przerwał.
- Nie chcę znów do tego wracać... Ale skoro tak było, dlaczego chcesz tam wracać?
- Tam...tam jest dobrze - zaczęłaś nie pewnie - to miejsce jest pełne spokoju. Poza tym byłam tam sama. Może mi się wydawało? W końcu sama bym krzywo patrzyła na nowo przybyłych...- uśmiechnęłaś się krzywą, ale Sauron nie odpowiedział.
Ukryłaś przed nim fakt, że prawdopodobne, oceniające spojrzenia, pojawiały się tylko z powodu ich przeszłego romansu, o którym większość wiedziała.
- Miejsce samo w sobie jest piękne - kontynuowałaś - gdy przyzwyczaisz się do ciekawskich spojrzeń, to najpiękniejsze miejsce na świecie. - umilkłaś - Ale przecież i tak nie chcesz o tym słuchać.
- Nie chodzi o...- urwał
Wtem rozległ się głośny trzask. Niewielkie, suche drzewo zawaliło się na drodze przed wami. Wyjrzałaś zza niego, patrząc na spróchniałe drewno.
- Ktoś musiał je ściąć - drgnęłaś, wskazując na nierówne ścięcie tuż przy korzeniu.
Sauron syknął zdenerwowany i pospieszył konia. Rumak przeszedł w galop co było dość niebezpieczne, zważywszy, że dookoła wciąż rosło mnóstwo drzew, powykręcanych korzeni i krzewów. Nagle głośny świst rozległ się tuż przy twoim uchu. Czerwona strzała z trzema szarymi piórami przeleciała i wbiła się głęboko w pień ogromnego Buku. Pochyliłaś głowę, chowając się za Saurona. Roti przeżyli! Kryją się po lasach! Poczułaś jak Sauron szarpnął się i przeklną głośno. Koń zarżał donośnie i zaczął gnać przed siebie, potykając się o korzenie. Majar starał się opanować rumaka, ale ten spłoszony nie zwracał na niego uwagi. Wreszcie Sauron złapał za wodze jedną ręką, drugą przytrzymując twoje dłonie, które polatały go w pasie. Ponownie strzała świsęła cicho koło ucha.
Wtem wyjechaliście z lasu na łysy step. Po kilku chwilach rumak zwolnił, dysząc ciężko. Zatrzymał się parskając.
- Wszystko...W porządku? - zapytał Sauron z pewnym trudem.
- T-tak - odpowiedziałaś, staratając się uspokoić szybko bijące serce.
- D-dobrze...jedźmy dalej - sapnął ciężko.
Nagle poczułaś coś wilgotnego na swojej dłoni. Puściłaś go chcąc ją wytrzeć, kiedy ze strachem stwierdziłaś, że to była krew.
- Sauronie! Ty krwawisz! - krzyknęłaś
- Hę? To tylko zadrapanie...m-musimy jechać...inaczej nas dogonią - stęknął
- Nigdzie nie jedziemy dopóki cię nie opatrzę - stwierdziłaś i zaskoczyłaś z konia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top