❝Wyznanie❞
Rick Grimes🔫
Wyruszyłaś na kolejny wypad, tym razem bez Ricka, ponieważ ten miał zbyt wiele na głowie. Początkowo mężczyzna nie był co do tego przekonany, ale w końcu się zgodził. Niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zostaliście zaatakowani przez nieznaną grupę. Koniec, końców to wam udało się wygrać, ale odnieśliście trochę strat, a w szczególności ucierpiałaś Ty. Zostałaś postrzelona przez jednego z tamtych i podczas drogi powrotnej było z Tobą coraz gorzej.
Gdy dotarliście na miejsce byłaś cała blada, a krwi w okolicy rany postrzałowej było coraz więcej. Jak najszybciej się dało przetransportowano Cię do lekarza, który odrazu się Tobą zajął i przeżyłaś tylko dzięki jego szybkiemu działaniu. Zaraz po zabiegu wszedł do pokoju w którym leżałaś nieprzytomna Grimes, który o wszystkim się dowiedział i rzucił wszystkie swoje zajęcia aby przybiec do Ciebie.
─ [T.I]*... ─ powiedział cicho siadając na stołku obok łóżka i chwycił delikatnie twoją drobną, zimną dłoń. ─ Po co ja się na to zgadzałem.. Tak bardzo Cię kocham.. musisz wyzdrowieć. ─ szepnął i spojrzał na Ciebie zmęczonym wzrokiem.
─ Ja Ciebie też.. ─ odpowiedziałaś ze słabym i ledwo zauważalnym uśmiechem zachrypniętym głosem.
Negan🔥
Mimo, że nigdy dokońca mu się niepodporządkowałaś, mężczyzna Cię nie zabił tak jak to zagroził.
Chcąc, czy nie zostałaś jedną z nich, choć nie popierałaś wszystkiego co robili. Dlaczego, więc nie uciekłaś skoro skoro miałaś już kilka takich okazji? Otóż pomimo tak krótkiego czasu znajomości i sposobu w jaki sposobu w jaki przywódca Cię traktował czułaś, że gdzieś w głębi nie jest zły. A może poprostu nie miałaś nosa do ludzi? Póki co nie przyjmowałaś tego do wiadomości i odrzuciłaś zdrowy rozsądek, postanawiając udowodnić, że się nie mylisz. Dowiedziałaś się od jednego z ludzi, że szykują się aby znów zaatakować. Po tym niemal odrazu udałaś się, aby poznać więcej szczegółów. Może dałoby radę temu zapobiec? Przynajmniej miałaś taką nadzieję..
─ Oo [T.I]. ─ uśmiechnął się w ten sposób co zawsze, gdy tylko Cię zobaczył. ─ Co Cię do mnie sprowadza?
─ Co ty znowu zaplanowałeś? ─ spytałaś podchodząc bliżej.
─ Nic takiego.. Rick musi dostać nauczkę. Zobaczymy czy będzie wtedy miał jaja aby się poddać, jeśli oczywiście chce ocalić tych ludzi.
─ Oszalałeś? Pozabijacie się przecież! Musicie to zakończyć w inny sposób. ─ naprawdę nie chciałaś aby to się tak skończyło.
─ O to się nie martw. ─ uśmiechnął się zadziornie i wstał, po czym do Ciebie podszedł. ─ Wiem co robię.
─ N-Nie prawda! ─ odrazu chciałaś zaprzeczyć.
─ Nie musisz kłamać. Wiem, że jestem boski i Ci się podobam. ─ mruknął Ci przy uchu wyraźnie rozbawiony twoją reakcją.
─ Nawet jeśli t-to co? ─ próbowałaś udawać, że Cię to nie rusza.
─ Nic, niic.. ─ zaśmiał się i gwałtownie wpił w twoje usta, po czym jak gdyby nic wyszedł zostawiając Cię oczołomioną.
Glenn Rhee🍕
Jechałaś właśnie na wyprawę w poszukiwaniu jedzenia wraz z Michonne, Rickiem, Darylem i Glennem.
Będąc na wejściu podzieliliście się na dwie grupy, Ty wraz z azjatą ruszyliście na północ, a reszta na wschód. Nie musieliście długo czekać, gdy natrafiliście na stację benzynową.
─ Panie mają pierwszeństwo. ─ mówiąc to chciał Cię przepuścić przodem przez wybitą szybę w drzwiach.
─ Szkoda, że jesteś dżentelmenem tylko w takich przypadkach. ─ skwitowałaś go przechodząc obok.
Pomieszczenie wydawało się być puste, a na półkach znajdowała się przyzwoita ilość jedzenia.
─ Ja idę na tyły, ty zajmij się tym. ─ wskazałaś na przednie półki i rozsunęłaś plecak, ruszając bez zastanowienia przed siebie.
Za zakrętem czekała na Ciebie pewna niespodzianka. Przejście do następnego pomieszczenia oddzielała krata za którą kłębiła się spora horda sztywnych.
─ Glenn, mamy problem! ─ zawołałaś, a jak na życzenie drut utrzymujący trupy z dala od Ciebie przerwał się.
─ Cholera.. ─ skomentował zajmując miejsce obok twego boku.
─ W nogi. ─ zgodnie ruszyliście w stronę wyjścia jednak teraz przy nim też nie było za wesoło.
─ Co teraz? ─ wyciągnęłaś nóż.
─ To co zawsze. ─ uśmiechnął się szeroko. ─ Walczymy! ─ dodał ruszając przed siebie.
─ Super.. ─ pomimo znacznej przewagi wrogów uczyniłaś to samo. Wiedziałaś, że macie przerąbane, ale nie poraz pierwszy.
***
─ Co?! ─ zareagowałaś słysząc jak Cię woła.
─ Bo.. muszę Ci coś powiedzieć. ─ zrobiłaś w tym momencie szybki unik.
─ Ani mi się waż! ─ krzyknęłaś wściekła dobrze wiedząc do czego zmierza. ─ Zbyt długo czekałam, abyś zrobił to w takim miejscu!
─ Czekałaś?! ─ zamachnął się na sztywnego.
─ Tak głąbie! ─ czułaś jak stykacie się plecami, w czasie, gdy byliście otoczeni.
─ Wybacz, ale okazja może się nie powtórzyć. ─ odwrócił się do Ciebie i spojrzał w twoje oczy. ─ Kocham Cię. ─ miałaś wrażenie jakby ziemia pod tobą się trzęsła.. faktycznie tak było. W wejściu pojawiła się ogromna ciężarówka miażdżąca sztywnych.
─ Wchodźcie! ─ dostrzegłaś Ricka za kierownicą.
Szybko pobiegliście na tył wskakując na przyczepę. Zdyszani ledwie mogliście złapać oddech, kiedy mężczyzna się odezwał.
─ Za późno, abym to odwołał? ─ szeroko się do ciebie uśmiechnął.
─ Spróbuj tylko. ─ pogroziłaś mu palcem, po czym przysunęłaś się do niego i przyciągnęłaś do pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top