6. Kuźnia
Wstałaś z łóżka. Ciężko było rozeznać się w porze dnia, bo niebo było ciemne-zakryte czarnymi, kłębiastymi chmurami. Przeciągnęłaś się i zaraz przybrałaś swoją ulubioną postać. Jako /kolor/ włosa kobieta w czarno-srebrnej sukni opuściłaś komnatę. Gdy zbiegłaś po schodach znalazłaś się w prostokątnym pomieszczeniu od którego odchodziły trzy korytarze. Pamiętając, że wczoraj przyszłaś ze środkowego przejścia, prawie natychmiast skręciłaś w prawe. Szłaś teraz przez ciemny tunel, który co jakiś czas rozświetlała płonąca pochodnia zamieszczona w żelaznych kleszczach, umocowanych na ścianach. I choć nie było tam schodów całe przejście stopniowo opadało w dół. Pierwszy delikatny zakręt w prawo i zaraz potem w lewo.
W końcu wyszłaś w miejscu, które wyglądało jak wielka kuźnia. Całe pomieszczenie było ogromne, a czerwone odblaski ognia tańczyły na ścianach, a głośny stukot młota roznosił się echem. Stałaś na niskim balkonie otoczonym barierką. Po prawej stronie było jednak kilka wysokich stopni, które prowadziły na ubitą dróżkę, pomiędzy kupami żelaza i innych metali leżących wokół. Zeszłaś z balkonu i ruszyłaś w głąb kuźni. Mijałaś stosy porozrzucanych metali oraz bardziej szlachetnych kruszców. Jeden kryształ, który przykuł Twoją uwagę leżał wyjątkowo blisko dróżki. Nie wahałaś się długo i podniosłaś kamień. Był jakby przeźroczysty, z po części oszlifowanymi ściankami, ale w środku mienił się fioletowo-błękitnymi promykami, zupełnie jakby miał własne źródło światła. "Piękne" stwierdziłaś przyglądając mu się. Wtem stukot młota ustał, a za Twoimi plecami pojawił się Sauron.
- Co Ty tu robisz? - podszedł bliżej ściągając grube i długie rękawice.
- Po prostu zwiedzam - uśmiechnęłaś się nie wypuszczając z rąk kryształu.
Sauron spojrzał na Twój kamień.
- Podoba Ci się? - zapytał nie odrywając od niego wzroku.
Spojrzałaś na niego zaskoczona. Mroczny Majar, sługa Mrocznego Valara zainteresował się Twoim "lubieniem-nie lubieniem? Niebywałe".
- Tak, jest śliczny.
Sauron jeszcze przez chwilę patrzył w mieniący się kryształ, lecz gdy spostrzegł, że mu się przyglądasz odsunął się i spoważniał.
- Odłóż to i wracaj na górę. - rozkazał.
- Ale ja nie chcę tam siedzieć cały dzień! - zaprotestowałaś.
- To chociaż przestań się kręcić i daj mi pracować.
- A gdzie ten drugi gość? Ten marudny? - zawołałaś za odchodzącym.
- Jest w swojej drugiej fortecy. - rzucił przez ramię. - Trzeba przyznać, że zniszczyłaś mu całkiem niezły plan.
Przez sekundę zdawało Ci się, że delikatnie się uśmiechnął. "Cóż, wygląda na to, że Mairon wcale nie życzył tamtemu powodzenia." pomyślałaś.
Sauron ponownie założył rękawice i odszedł w stronę ogromnego pieca. Wziął w ręce żelazne szczypce i wyciągnął nimi podłużny, rozgrzany do czerwoności pręt. Położył go na kowadle i sięgnął po młot.
- Odsuń się, bo Ci się kiecka zapali. - powiedział oschle i uderzył w pręt.
Rażące iskry prysnęły spod młota.
- Więc długo mu służysz? - zapytałaś stojąc tuż za nim.
- Po pierwsze, już się pytałaś. A po drugie nie nazwałbym tego służeniem... - znów uderzył - Jestem jego prawą ręką...
- Ale on wciąż jest nad Tobą.
Ponownie trzasnął młot.
- Nie długo... - mruknął
Pokiwałaś głową. "Szkoda, że nie jesteś po właściwej- dobrej stronie" westchnęłaś w myślach "Moglibyśmy się świetnie dogadywać." I wtem do głowy wpadła Ci interesująca myśl. "A co jeśli Mairon nie jest do końca zepsuty? Co jeśli jest szansa, że wróci na dobrą stronę? Mogłabym się o to postarać." uśmiechnęłaś się do siebie i w milczeniu obserwowałaś jego dalszą pracę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top